Parę słów o game 2. „A teraz coś z zupełnie innej beczki.”

A teraz coś z zupełnie innej beczki.” Ten słynny cytat Johna Cleese z legendarnej grupy Monty Pytona, mógłby być idealną zapowiedzią poprzedzającą drugi mecz tegorocznych finałów. Miami Heat pokonali Denver Nuggets 111:108 i wyrównali stan rywalizacji na 1:1. Była to pierwsza porażka Nuggets w swojej „twierdzy” w Denver w tych play-offach, a licząc łącznie z rundą zasadniczą, to podopieczni Michaela Malone’a nie przegrali u siebie, w „Mile High”, od 12 marca. Seria przenosi się teraz na dwa spotkania na Florydę.

W zasadzie, to już po pierwszych kilkudziesięciu sekundach dało się odczuć, że zanosi się na inne spotkanie, niż starcie pierwsze. Nikola Jokic, w mniej niż minutę, oddał dwa rzuty. W meczu pierwszym potrzebował do tego kilkunastu minut. Było to na swój sposób ciekawe, bo Serb zwykle powoli wchodzi w mecze ze swoim własnym rzucaniem. Bardziej woli zacząć od czytania i reagowania na to, co proponują rywale. Tu od samego początku zaczął atakować. Heat w niecałe trzy minuty objęli prowadzenie 10:2. Na boisku nie odbywało nic nadzwyczajnego. Pick and rolle, ruch piłki, czyli esencja koszykówki, dawały Heat pozycje do rzutów. Tylko tyle i aż tyle. Różnica była taka, że tym razem piłka znajdował drogę do kosza.

Max Strus, który w meczu pierwszym nie trafiłby piłką do wody, siedząc w łódce na środku jeziora (0/10 z gry, 0/9 zza łuku), po pierwszej kwarcie miał już 12 punktów, na które złożyły się aż cztery trójki (4/7). Pisałem w relacji z pierwszego meczu, że głównym „usprawnieniem” Heat na drugie starcie będzie…trafiać otwarte rzuty. Tak po prostu. Żyjesz i umierasz rzutami. Wiem, że to jest ogromne uproszczenie, ale gołe statystyki wyraźnie pokazują tę „prostą” prawidłowość – 11/30 z całkowicie otwartych oraz częściowo otwartych rzutów zza łuku w spotkaniu otwierającym serię. A w meczu drugim 16/30 z identycznie zdefiniowanych rzutów. Zatrzymajmy się tu na moment. Z 35 oddanych za trzy punkty rzutów Miami Heat w tym meczu, aż 30 z nich (!), to były rzuty całkowicie lub częściowo otwarte. Albo inaczej – tylko 5 z tych 35 rzutów zza łuku, to były rzuty kontestowane przez obrońców Denver.

Trener Mike Malone, podczas pomeczowej konferencji prasowej powiedział: „Mówiłem to po pierwszym meczu. Fakt, że oni oddali 16 całkowicie otwartych trójek, był dla mnie niepokojący. Nie trafiali ich, więc mieliśmy szczęście. Dziś je trafiali.”
Dodać należy też, że po tym, jak Heat stanęli na linii rzutów wolnych tylko dwa razy w meczu pierwszym, w tym stawali na niej 20 razy (trafili 18).

Nuggets popełnili całą masę błędów w defensywie, które nie powinny były przydarzyć się na tym etapie sezonu, w serii kończącej rozgrywki. A to błędy w komunikacji przy przekazaniach, a to podwojenia lub nadmierna pomoc w sytuacjach, gdy ani jedne, ani drugie rozwiązania nie były konieczne. W połowie pierwszej kwarty kryjący Butlera Gordon zaspał przy czymś, co nawet nie było zasłoną zbiegającego Strusa. Ten chwilę później trafił z prawego narożnica za trzy punkty. W tej samej kwarcie, również Strus, skorzystał z niepotrzebnej próby podwojenia Butlera przez KCP, albo raczej momentu zastanowienia, czy podwajać, gdy całkiem dobrze radził sobie z Butlerem jeden na jednego Gordon. W czwartej kwarcie, za zbiegającym do środka Robinsonem, ruszył Christian Braun, zostawiając na moment w lewym rogu Gabe Vincenta. Nie umknęło to uwadze Adebayo, który posłał mu podanie, a to za moment zamieniło się na trzy punkty. Heat brali to, co Nuggets im dawali, a tego wieczoru dawali im naprawdę dużo.
Coach Michael Malone zwracał na to uwagę w czasie meczu. Podczas jednej z przerw na żądanie mogliśmy usłyszeć go mówiącego, że nie martwi się o atak, bo wie, że Nuggets potrafią zdobywać punkty, ale chce widzieć dyscyplinę po bronionej stronie parkietu. Niestety dla siebie i jego drużyny, widział ją tylko fragmentami.

Wracając do Jokica, to ten tym razem nie w garniturze, nie z filiżanką Earl Greya, nie z dobrą książką, w bibliotece w Denver, tylko w ortalionowych dresach i zapinanej z przodu bluzie, z petem w ustach, pod nocnym klubem w Belgradzie. W trzeciej kwarcie zaprosił Bama Adebayo i defensywę Heat do tańca. Było to zaproszenie z rodzaju tych, których nie możesz odrzucić. W tle słychać było skwierczące na rożnie jagnię oraz brutalne bałkańskie disco.
Jokic zdobył aż 18 ze swoich 41 punktów w tej części gry. Zdobywał je na wiele sposobów. Mocno, zdecydowanie, z tym charakterystycznym, wulgarnym kozłem, którym można by wbijać gwoździe w parkiet, z obrońcą na plecach, pod sam kosz. Były rzuty z dystansu, półdystansu, kozłowanie za plecami, floatery, ćwierć i pół haki oraz pełna dominacja. Ale nie byłby sobą, gdyby swoich siłowych rozwiązań nie okrasił nie szczyptą, a całą garścią boiskowej inteligencji. Podania, zwody, wyśmienita praca nóg. Jeśli ktoś przyjechał do Denver, żeby doświadczyć na żywo Nikoli Jokica, to dostał to, czego chciał. Ta kwarta Jokica rozmyje się w odmętach historii tej serii, bo Nuggets ostatecznie przegrali mecz, ale gdyby go wygrali, a przecież było blisko, to mówiłoby się o tym dużo więcej.

Nie możemy też zapominać o jego dwóch kapitalnych podaniach do Gordona z pierwszej kwarty (lob) i końcówki drugiej (touch pass). No właśnie, podania. Tych kończących, miał tylko cztery. Najmniej w tych play-offach.
Problemem dla Nuggets było też to, że reszta drużyny dorzuciła od siebie tylko osiem punktów w trzeciej ćwiartce. Heat przetrwali nawałnicę Jokica. Byli bici, ale nie pobici. Po 36 minutach gry wynik brzmiał 83:75 dla Denver.
Ostatnia kwarta, a raczej pierwsza jej część, to pełna dominacja Heat. Z ośmiu punktów deficytu, po niecałych dwóch minutach, Heat wyszli na prowadzenie (86:85). Na 3:39 min. przed końcem spotkania zrobiło się 107:95 dla Miami. Ocierająca się wręcz o perfekcję defensywa oraz szybki, ale nie nieprzemyślany, cierpliwy, ale nie powolny, atak pozycyjny. Heat, jak wytrawni alpiniści, szukali szczelin, w które mogliby włożyć palce i stopy, by piąć się w stronę szczytu.
Jedną z takich „szczelin” było to, że Nikola Jokic zostawał mocno poniżej zasłon stawianych przez Bama Adebayo. Czekał na wysokości linii rzutów w wolnych i dopiero z tego miejsca reagował. Ten pas wolnej przestrzeni stał się obszarem, w którym środkowy Heat mógł operować, czyli podawać, ścinać i rzucać. Jestem pewny, że coach Malone „zaadresuje” ten problem na sesji wideo przed meczem trzecim. Ale też jestem równie pewny, że coach Spoelstra zdaje sobie z tego sprawę i już ma przygotowane warianty alternatywne.

Jestem bardzo ciekaw jak będzie to wyglądać z obu stron. Jokic nie może wychodzić zbyt wysoko i zbyt agresywnie, bo to kończyć się będzie atakowaniem obręczy przez Adebayo, lub alternatywnie, dodatkowymi podaniami do rogów. Jedno z takich agresywniejszych wyjść Serba skończyło się potężnym wsadem Bama z faulem Portera Jr. po bardzo dobrym podaniu Lowry’ego. Z kolei zostawianie Bamowi przestrzeni, daje mu czas i miejsce na budowanie akcji – dla innych i dla siebie.
Znakomite wejście w czwartej kwarcie miał Duncan Robinson, w odstępie zaledwie 50 sekund zdobył aż osiem punktów! Niecałą minutę później dorzucił spod samego kosza kolejne dwa punkty. Osiem, ze swoich 21 punktów, dorzucił Jimmy Butler, a zrobił to na przestrzeni czterech i pół minuty.

Zmusić Jokica do bycia strzelcem? Czy to jest recepta na zatrzymanie Nuggets? W czterech meczach, które ekipa z Denver przegrała w tych play-offach, Serb zdobywał 43, 30, 53 i 41 punktów. Nie, mimo wszystko, to zbyt duże uproszczenie. Zwracał na to uwagę coach Spoelstra podczas pomeczowej konferencji. W pasywno-agresywnym stylu zrugał dziennikarkę ESPN, która to zasugerowała. Zresztą nie ona jedna – Draymond Green i Steve Kerr przekonują, że taka właśnie taktyka pozwoliła im pokonać Nuggets rok temu w play-offach. Ktoś chyba jednak zapomniał, że w wyjściowej piątce Nuggets, w serii z Warrios, obok Jokica, wychodzili: Aaron Gordon, Will Barton, Jeff Green i Mote Morris. Jokic nie mógł nie być punktującym w rotacji bez Murraya i MPJa.
Zobaczymy jaką formie przyjmie Nikola „be water” Jokic w meczach trzy i cztery. Zobaczymy do jakiego naczynia będzie chciała go wlać defensywa Heat

Obie drużyny, obie fan bazy, mogą czuć się po części zadowolone, a po części (delikatnie?) zaniepokojone. Heat wygrali na wyjeździe, czym przejęli przewagę własnego parkietu. Do tytułu wystarczy im już „tylko” wygrywać u siebie. Jeden mecz wygrali, w drugim byli co najmniej solidni. W żadnym z nich Jimmy Butler nie był wybitny (łącznie 13/33 z gry). Czy to oznacza, że Heat mają w ataku dodatkowy poziom? Być może. Ale przecież jego wybitny występ wcale nie jest gwarantowany. Tak samo, jak gwarantowane nie jest to, że Nuggets będą dawać im po 30 otwartych lub częściowo otwartych rzutów zza łuku. I wreszcie, że Heat będą swoje rzuty trafiać.
Nuggets wygrywali już w tych play-offach na wyjazdach w Minnesocie, Phoenix i Los Angeles (dwa razy). Wygrywali też defensywą. Ograniczali Wolves do 80 punktów, a Suns do 87. Przynajmniej do meczu trzeciego w uszach rezonuje nam porażka Nuggets, ale przecież pomimo tylu błędów, w połączeniu ze znakomitym strzelaniem Heat, Nuggets przegrali tylko trzema punktami, a rzut na remis był w powietrzu i wcale nie wyglądał źle.
Ta seria, przynajmniej teraz, wygląda jak zadanie z wieloma niewiadomymi. To znakomita wiadomość dla nas, kibiców. Tyle pytań, na które już teraz chcemy znać odpowiedź. I jak zawsze, wszystkiego dowiemy się w swoim czasie.

Jednym z nich jest pytanie o Jamala Murraya. 26-letni Kanadyjczyk zdobył tylko 18 punktów (7/15 z gry). Był to jego pierwszy występ poniżej przynajmniej 26 punktów od sześciu spotkań. Na linii rzutów wolnych stanął tylko raz. Równie nieagresywny był tylko raz w tym postseason, w meczu czwartym, przeciwko Wolves.
Drugim pytaniem, wynikającym z pierwszego, jest pytanie, czy Heat przypadkiem nie odkryli tu czegoś. „Przypadkiem” jest tu słowem jak najbardziej pasującym do sytuacji. W wyjściowej piątce Heat wystąpił Kevin Love, co pozwoliło Jimmy’emu Butlerowi zejść z krycia Arona Gordona, na Jamala Murraya. Ruch ten był spowodowany faktem, że Caleb Martin był chory i nie trenował w sobotę, więc coach Spo zdecydował się na zmianę w pierwszej piątce. Przekonamy się na ile słabszy mecz Murraya, to po prostu słabszy występ, który może zdarzyć się każdemu, bez względu na okoliczności, a na ile jest to efekt faktycznej zmiany w kryciu.

Starcie trzecie w Miami, w nocy ze środy na czwartek o godzinie 2:30.
Starcie piąte, również w Miami, w nocy z piątku na sobotę, o tej samej porze.

Trzy ciekawostki po game 2:

– Dla Heat był to już siódmy mecz w tegorocznych play-offach, w którym wrócili z dwucyfrowego deficytu punktowego i wygrali! W ostatnim ćwierćwieczu, coś takiego udało się tylko dwóm innym ekipom. Byli to Warriors w 2022 roku oraz Heat w 2011 i 2012 roku.

– Była to trzynasta wygrana Miami w tych play-offach. To nowy rekord jeśli chodzi o wygrane „ósemek” podczas jednego postseson. Poprzedni rekord (12) należał do New York Knicks w 1999 roku.

– Kevin Love jest pierwszym graczem od 2011 roku , który na przestrzeni pojedynczego sezonu został wykupiony przez jeden klub, związał się z innym, a następnie wyszedł w pierwszej piątce w finałach. 12 lat temu zrobił to Mike Bibby, który został wytransferowany przez Atlantę Hawks do Washington Wizards, a następnie, po dwóch meczach, wykupiony. Potem przeniósł się do… Miami Heat.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.