Zapraszam na pierwszą część podsumowania transferowych ruchów, które odbyły się podczas tegorocznego trade deadline. Działo się!
– Brooklyn Nets oddają Kevina Duranta do Phenix Suns! Razem z nim do Arizony przenosi się TJ Warren. W przeciwnym kierunku wędrują Mikal Bridges, Cam Johnson, Jae Crowder (oddany potem do Bucks*), cztery wybory w pierwszej rundzie draftu 2023, 2025, 2027 oraz 2029 roku, a także prawo do wymiany picków w roku 2028.
Komentarz: Przyjdzie jeszcze czas na szerszy kontekst, czyli „czy było warto” jeśli chodzi o Nets, gdy pozyskiwali Irvinga, Duranta, a potem Hardena. Przy innej okazji też pochylę się nad „legacy” Duranta. Teraz, „na sucho” o samej wymianie.
Można być, a jednocześnie nie być fanem jakieś wymiany? Jeśli można, to takie mam odczucia, patrząc z perspektywy Phoenix. Z jednej strony, tym ruchem, Suns przesuwają się w stronę bycia contenderem. I to takim, którego trzeba wymieniać na początku wyliczanki. To znaczy, w teorii, Suns są nim trzeci już sezon, ale moim zdaniem, gdyby do żadnej, znaczącej wymiany z ich udziałem nie doszło, to w tym sezonie ich szanse na wygranie Zachodu, byłyby znikome. W obliczu siły Nuggets, Grizzlies, Clippers, wzmocnionych Mavs, Suns stojąc w miejscu, de facto cofnęliby się.
Pozyskując Duranta, dostają kogoś, kogo brakowało im w Finałach przeciwko Bucks w 2021 roku, oraz rok temu w półfinałach Zachodu przeciwko Mavs. Kogoś, kto potrafiłby wyjść poza schematy, gdy rywal dobrze odczytuje i kasuje wszystkie zagrywki. Kogoś, kto był tam, gdzie chcą być Suns. Kogoś, kto oddawał i trafiał wielkie rzuty w play-offach. To jest zdjęcie wielkiego ciężaru odpowiedzialności z pleców Paula i Bookera oraz konkretna fizyczna obecność.
Zachód jest mocno otwarty. Ale też jest po prostu mocny. Suns mają teraz siłę ognia, by konkurować z każdym. Ale…
Musi być przecież jakieś ale. Ekipa z Arizony oddała całą swoją przyszłość oraz dwóch rotacyjnych graczy za…roczne, może dwuletnie okno na zdobycie tytułu. To ogromna cena! I ogromne ryzyko. Cztery wybory w drafcie oraz prawo zamiany miejsc piątego! Za 34-letniego Duranta, z blisko 38-letnim rozgrywającym. Jeśli ta historia zakończy się zdobyciem mistrzowskiego tytułu, to tę wymianę będzie trzeba ocenić tylko pozytywnie i postawić kropkę. Powtórzę po raz kolejny przy tego typu okazjach – mistrzostwo nie ma swojej ceny.
Ale jeśli się nie uda, to być może ta organizacja wydawała właśnie na samą siebie wyrok skazujący ją na przeciętność na ponad pół dekady, albo dłużej. Przecież, przed przyjściem do Suns Chrisa Paula, ta drużyna przez 10 lat (!) nie była w stanie wejść do play-offs.
Wątkiem pobocznym pobocznym, jest tu fakt, że jeśli Suns uznają, iż z leciwym CP3 nie da się już wygrywać, to po tym sezonie, mogą się go pozbyć. Paul ma jeszcze $60 mln (2x po 30) w swoim kontrakcie, ale umowa skonstruowana jest tak, że pieniądze w przyszłym sezonie są tylko w połowie gwarantowane, a w kolejnym w ogóle. Więc jeśli, po nieudanym postseason w tym sezonie, Suns uznają, że z CP3 za sterami już nie da się już wygrywać, wtedy mogą pójść latem w inną stronę. To mogłoby przedłużyć okno na wygrywanie dla Duranta i Bookera.
I tu pojawia się on, cały w liściach szałwii. Kyrie Irving. To na razie tylko plotka, ale gdyby coś nie wyszło mu w Dallas, to latem tego roku, będąc wolnym agentem, może spojrzeć w stronę Arizony. Po ewentualnym zwolnieniu CP3, Suns mieliby pieniądze, żeby podpisać Kyrie’ego. Ale póki co, to tylko plotka. Faktem natomiast jest możliwość odejścia Paula, wszak parę dni temu był ferowany Nets za Irvinga.
Suns mają bardzo silny wyjściowy skład z Paulem. Bookerem, Durantem, Aytonem i prawdopodobnie Torrey’em Craigiem. To jest piątka, która może bić się z każdym w lidze. Idealnie byłoby dla nich, gdy z rynku zawodników (za moment) wykupionych lub zwolnionych ze swoich drużyn, udało im się pozyskać wartościowego zmiennika na ławkę. Rzecz w tym, żeby do końca sezonu nie przegrywać w meczach minut, gdy starterzy odpoczywają.
W próżni Suns mają jedną z najmocniejszych piątek w lidze. Ale przypomnę tylko, że aby zdobyć tytuł trzeba przez blisko dwa miesiące, przejść cztery rundy, gdzie każda kolejna jest trudniejsza od poprzedniej. Nie mam wątpliwości co do siły i doświadczenia tej ekipy. Mam je, jeśli chodzi właśnie o fizyczny aspekt konieczności przejścia czterech rund. Mam też delikatną obawę, że odejście Bridgesa i Johnsona dokonało większego drenażu rotacji Monty Williamsa, niż się powszechnie uważa. Tę lukę w jakimś jakimś stopniu będzie trzeba zniwelować, bądź mądrze zamaskowywać. Ale czy na jakimś etapie play-offów to ich w końcu nie ugryzie? Nie wiem, mam obawy.
Wracając do ceny za Duranta. Poza, moim zdaniem, znakomitym defensorem Bridgesem, i niewiele gorszym Johnsonem, Suns oddali cztery, czy nawet pięć wyborów w drafcie. Biorąc pod uwagę ze w osobnych ruchach, Słońca mogły liczyć może nawet trzy wybory za samego Bridgesa oraz przynajmniej jeden za Johnsona, to summa summarum, cena za 34-letniego KD była przeogromna. Powtarzam, jeśli wszystko to zakończy się tytułem, to będzie mieć to drugorzędne znaczenie. Jeśli nie, to może być jedno z największych transferowych fiask ostatnich.
Jeśli chodzi o Nets, to ci po czterech latach przygody z Durantem Irvingiem i epizodem Hardena, są w punkcie początkowym. Czy było warto? Tak, ale to pytanie na osobne rozważanie. Nets byli dosłownie o jeden mniejszy rozmiar butów KD od finałów wschodu, a potem może i mistrzostwa. Gdy grali razem, niszczyli rywali. Pozyskując ich trzech Nets zrobili to, co jest nadrzędnym motorem napędowym każdej organizacji NBA. To znaczy zgromadzili u siebie topowy talent, z którym chcieli iść walczyć o trofea. To, co ich rozbiło, nie odbyło się na parkiecie. Ale, jak piszę wyżej, to jest osobny temat pod rozważanie.
Nets odzyskali tym ruchem przyszłość, którą poświęcili na Hardena. Wybory w latach 2028, 2027, 2029, gdy KD będzie miał lat 39, 40 i 41, Booker 31, 32 i 33, a CP3 dawno już w NBA nie będzie, budzą wyobraźnię. Poza tym pozyskali kompetentnych zawodników, z którymi można dalej walczyć o play-offy, a którzy latem mogą posłużyć jako składowe kolejnych wymian.
Powiedziałbym, że Nets, w osobach Bridgesa, Johnsona oraz wcześniej pozyskanego Finney-Smitha mają najlepsze w lidze czwarte opcji w rotacjach bijących się play-offach. Problem w tym, że teraz brakuje im prawdziwych liderów, talentów z top 15-20 ligi.
Ale to wcale nie musi być taki wielki problem dla tej organizacji. My kibice chcemy oglądać efekty już, właściciele mają bardziej biznesowe podejście. Może dlatego oni są tam gdzie są, a my tu gdzie my. Z walką o tytuł, z wykładaniem na to kolosalnych pieniędzy jest jak z biegnięciem za autobusem stojącym na przystanku. Jeśli jest szansa, że go złapiesz, to biegniesz. Jeśli nie ma, to spokojnie podchodzisz pod przystanek i czekasz na kolejny autobus. Jeśli dany właściciel widzi szansę na tytuł, wtedy chętnie sięga głębiej do kieszeni, budzi się w nim kibic, uruchamia się adrenalina. Jeśli szansa znika, właściciel wraca do swojego biznesowego trybu i patrzy na swój klub przez pryzmat zysków i strat.
Nets mają teraz bilans 33:22 i zajmują piąte miejsce na Wschodzie. Nad dziesiątymi Raptors mają siedem i pół meczu przewagi. Biorąc pod uwagę, że do rozegrania mają już tylko 25 meczów, myślę, że nie oddadzą miejsca przynajmniej w play-in.
W tej drużynie jest teraz sporo niedopasowania, trochę niedobór ofensywnego talentu. Mają pełno niezłych skrzydłowych, ale za mało punktujących obwodowych. Chyba, że Cam Thomas ma na ten temat inne zdanie.
Ale napisawszy to, muszę przyznać, że nie mogę doczekać się tego, jak będą wyglądać ci nowi Nets, jaki pomysł ma na nich coach Jacque Vaughn. Teraz, bez wielkich gwiazd, spodziewam się powrotu do źródeł sprzed lat, do gry, którą proponował Kenny Atkinson. Dużo kolektywnego basketu, dużo ruchu piłki, wymienności pozycji. To też będzie się znakomicie oglądać!
Powtórzę to, co powiedziałem wczoraj w Canal Plus Sport Polska, w programie „Basket Office”. Nets są przegranymi tego okna, bo stracili dwa wielkie talenty ofensywne, które osobno zdobywały mistrzowskie tytuły. O takich graczy zawsze trudno. Ale z drugiej strony są też wygranymi, bo zaczynają nowy rozdział, z podstawami lepszymi, niż przed przyjściem Duranta i Irvinga. Odzyskali swoja przyszłość, najprawdopodobniej zagrają w play-offach a potem…postarają się znów zachęcić do siebie jakąś wielką gwiazdę. To dalej jest blask Nowego Jorku. Ta organizacja nigdzie się nie rusza!
*Przejście Jae Crowdera omawiam poniżej jako osobny ruch.
– Milwaukee Bucks przejęli z Brooklynu Jae Crowdera. W zamian wysłali do Nets aż pięć wyborów w drugich rundach draftów.
Komentarz: Jae Crowder jest Twoim nowym PJ Tuckerem? Na to liczą Bucks. Dwa lata temu idealnie udało im się Tuckerem, którego pozyskali w trakcie rozgrywek z Rockets, a potem sięgnęli z nim po mistrzowski tytuł. Cena za rotacyjnego zawodnika z play-offowym doświadczeniem była naprawdę niewielka. Nie dla drużyny, która mając w składzie jednego z najlepszych graczy w NBA, chce co roku bić się o najwyższe cele. 32-latkowi będzie trzeba latem zapłacić, ale przecież identycznie było z Tuckerem. Nie to jest teraz najważniejsze dla Bucks.
Jeśli chodzi o Nets, to ich kolekcja draftowych dóbr znów się powiększyła. Te drugorundowe picki może nie są super seksowne, ale zawsze lepiej jest mieć ich więcej, niż mniej. One są trochę jak dodatkowy komplet opon przy kupnie samochodu. Jeśli w dwóch salonach mam porównywalną ofertę za porównywalnej klasy auto, to kupię je tam, gdzie dodadzą mi darmowy komplet opon. Tym są wybory w drugiej rundzie. No a przecież czasem da się je zamienić na prawdziwe draftowe perły. Czołem, Nikola Jokic!
– Toronto Raptors i San Antonio Spurs porozumieli się w sprawie wymiany, na mocy której Jakob Poeltl przeniesie się do klubu z Kanady. Do Teksasu powędrują Khem Birch, zastrzeżony wybór w pierwszej rundzie draftu 2024 roku oraz dwa wybory w drugich rundach w kolejnych naborach.
Komentarz: To dobry ruch dla obu stron. Spurs kontynuują kolekcjonowanie draftowych dóbr, a Raptors chcą pozostać dobrzy. Wybór w przyszłorocznym drafcie jest chroniony w top 6. Austriak gra na mocy wygasającego kontraktu ($9,3 mln), zatem nadchodzącego lata będzie trzeba mu zapłacić. Raptors najprawdopodobniej to zrobią. Przez zachwiany minionego lata rynek transferowy (czołem, Danny Ainge. Czołem, Rudy Gobert) cena za Poeltla miała wynosić dwa wybory w pierwszej rundzie draftu. Tu jednak górę wziął rozsądek. A być może też dobrze udokumentowana historia transferów, które robią między sobą obie organizacje w ostatnich latach. Miałem akurat okazję być osobiście w Toronto mniej, niż dobę przed zamknięciem tegorocznego okna transferowego. Na korytarzach w Toronto wszyscy żartowali, że Poeltl może po meczu skorzystać już szatni gospodarzy oraz, że nie musi się pakować i lecieć ze Spurs do Detroit. Jeden wybór w pierwszej rundzie oraz dwa w drugich rundach, to rozsądna cena za ponadprzeciętnego środkowego, który doda Raptors trochę siły pod koszem. Warto przypomnieć, że Austriak zaczął swoją karierę w Toronto. Trafił do nich z dziewiątym numerem draftu 2016 roku. Później wziął udział w wymianie, która do Kanady sprowadziła Kawhi Leonarda. Poeltl gra w tym sezonie na poziomie 12 punktów (61,6% skuteczności z gry, 9 zbiórek, 3 asyst i 1 bloku. Czy jest ryzyko, że 27-latek odejdzie latem za darmo? Owszem, jest. Ale z tego, co słyszę, to z obu stron jest duża chęć dogadania się po zakończeniu rozgrywek.
– Miami Heat wysłali do San Antonio Spurs Dewayne’a Dedmon oraz wybór w II rundzie draftu.
Komentarz: Książkowy deal, w którym tankująca drużna, z przestrzenią finansową, bierze na siebie niechcianego w innej organizacji gracza. W zamian za „przysługę” dostaje draftową kompensację. 32-letni Dedmon zarobi w tym sezonie $4,7 mln, a w przyszłym $4,3 mln. Heat otworzyli sobie tym ruchem wolne miejsce w składzie, a dodatkowo zaoszczędzili pieniądze. Spurs już zdążyli zwolnić Dedmona.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.
No – faktycznie jest 😉