Na 63 finały NBA 32 wygrał ktoś z pary Celtics (17) – Lakers (15). Obie drużyny bezpośrednio ścierały się ze sobą 11 razy w Wielkim Finale. 9 razy górą był "Green Team", dwa raz "Jeziorowcy". Od jutra wielkie koszykarskie święto pod hasłem "Beat L.A." lub "Beat Boston" – w zależności od tego, kto jaką nosi koszulkę. W dobie nie do końca pewnej sytuacji w NBA od strony finansowej (wysokość salary cap) oraz realnej wizji lockoutu finał – klasyk to najlepsze co mogło spotkać ligę na zakończenie tego sezonu. Kibice Cavs, Magic, Suns i wielu innych ekip mogą czuć się zawiedzeni ale jeśli spojrzeć na ten finał "globalnie" to jest właśnie to na co czekała koszykarska Ameryka, na co czekał koszykarski świat. Dwie legendarne drużyny-instytucje po latach upokorzeń znów rozdają karty w NBA grając koszykówkę niemal perfekcyjną. Ostatnie dwa tytuły podzielili między siebie. Kto sięgnie po mistrzostwo w tym roku, jak zagrają gwiazdy, na co zwrócić największą uwagę?
Oto analiza obu drużyn przed rozpoczęciem serii.
Rozgrywający
Derek Fisher (średnie w play-offs: 11.1 punktu, 2.3 zbiórki oraz 3.1 asysty)
Rajon Rondo (średnie w play-offs: 16.7 punktu, 5.3 zbiórki oraz 10 asyst).
Doświadczenie z pewnością jest po stronie 36-letniego Fishera, czterokrotnego mistrza NBA ale to młodość, atletyzm, siła i niesamowita szybkość 12 lat młodszego Rondo będą nadawać ton tej rywalizacji. Wiele zmieniło się od mistrzowskiej kampanii Bostonu sprzed dwóch lat kiedy to Rondo uważany był za najsłabsze ogniwo pierwszej piątki Celtów. Dziś sytuacja jest całkiem inna. To on jest najwartościowszym graczem C’s w tegorocznych play-offs, to od niego zależą zagrywki ofensywne Celtów, to on jest motorem napędowym większości kontr, to on po mistrzowsku dystrybuuje piłki w miejsca, które najbardziej lubią Pierce, Allen czy Garnett. W porównaniu z mistrzowską pierwszą piątką roku 2008 nic się nie zmieniło poza tym, że nie jest to już "Wielka Trójka" lecz "Fantastyczna Czwórka."
W tych play-offach obrona rywali na różne sposoby starała się zneutralizować Rondo. Cavs dawali mu więcej miejsca na rzut kosztem penetracji. Z kolei Magic kryli go blisko i szczelnie starając się nie dać mu wolnej przestrzeni. W obu przypadkach wychodziło to ze średnim skutkiem bo słabsze statystyki z serii z Orlando to raczej efekt kłopotów z obolałymi mięśniami i stłuczonym grzbietem niż rzeczywistej siły tej taktyki.
Być może na wybrane fragmenty meczu Phil Jackson do krycia Rondo desygnuje samego Bryanta. Sprawdziło się to w serii z Thunder. Kryty przez Kobego Russell Westbrook nie poczynał sobie w ataku tak jak z Fisherem. Nie należy jednak spodziewać się, że będą to długie momenty ponieważ Kobe skupiony na Rondo oznaczać będzie, że gdzieś tam Ray Allen ma więcej miejsca na rzut, więcej swobody w ataku. Kobe biegający za rozgrywającym Celtów na dłuższą metę może osłabić swoją produktywność w ataku a na to Lakers nie mogą sobie pozwolić. Kobe w 12 z 16 meczów w tych play-offs był liderem punktowym zespołu. Gdyby nie jego "jordanowskie" występy w serii z Suns być może to właśnie "Słońca" zaczynałyby w najbliższy czwartek serię z Bostonem.
Przewaga na tej pozycji – Boston.
Rzucający obrońca
Kobe Bryant (średnie w play-offs: 29.4 punktu, 5.1 zbiórki oraz 6.2 asysty)
Ray Allen (średnie w play-offs: 16.8 punktu, 3.6 zbiórki oraz 3 asysty).
Kobe jest nie do zatrzymania przez jednego obrońce. Nie jest w stanie mu ustać Ray Allen, nie jest w stanie mu ustać nikt inny w lidze – proste i czytelne. Na tej pozycji Lakes będą szukali swoich przewag i z tej pozycji będą próbowali rozbijać defensywę Celtów. "Czarna Mamba" z serii na serię rozkręca się i kibice L.A. mają nadzieję, że to co najlepsze zostawił na koniec. Jeśli kogoś porównywać dziś do Jordana to właśnie Kobe jest najbliżej. Siódmy finał (więcej niż M.J.), cztery tytuły (za 2 tyg. może być pięć) – Kobe już żywa legenda Lakers, żywa legenda całej ligi, która jeszcze nie ma zamiaru kończyć pisania swojej historii. Warto jednak podkreślić, że i dla niego będzie to wyzwanie. W osobie Allena ma bowiem strzelca, którego naprzeciwko siebie w tegorocznych play-offs jeszcze nie miał. W II połowie sezonu po całej masie plotek transferowych, z których przynajmniej część była prawdziwa Ray Allen gra tak jakby cofnął czas o 3-4 lata. Jeden z najlepszych strzelców dystansowych w historii NBA, którego styl rzutu powinien znaleźć się w Instytucie Miar i Wag w Sèvres pod Paryżem odnalazł swój "magic touch" i to właśnie jego rzuty były jedną z przepustek Bostonu do Wielkiego Finału. Zostawiony choć na chwilę na dystansie potrafi "kąsać" seriami. Z kolei w obronie jest nadal niedoceniany. Kibice mogą spodziewać się pojedynków 1 na 1 Kobego, niesamowitych rzutów w tłoku a z drugiej strony perfekcyjnie egzekwowanych zagrywek bez piłki dla Allena. Seria zasłon i trójka… To będzie niezły match-up. Dodatkowo Celtowie będą posyłać na Bryanta atletycznego i szybkiego na nogach Tony Allena oraz sprowadzonego przed sezonem na ewentualne starcie z L.A. w finale Marqiusa Danielsa. Doc Rivers podkreśla jednak, że dobra obrona przeciwko liderowi Jeziorowców to nie zasługa i wysiłek indywidualności lecz pracy całej drużyny.
Przewaga na tej pozycji – Los Angeles.
Niski skrzydłowy
Ron Artest (średnie w play-offs: 11.5 punktu, 3.7 zbiórki oraz 2.5 asysty)
Paul Pierce (średnie w play-offs: 19.1 punktu, 6.2 zbiórki oraz 3.6 asysty)
To jest match-up, który elektryzować będzie koszykarski świat. Tu właśnie może rozegrać się główna walka o mistrzowskie pierścienie. Paul Pierce niemal wyłączony z gry przez LeBrona Jamesa musiał liczyć na to, że jego rzuty oddadzą inni. W serii z Cavs to się udało. Heroiczne występy Rajona Rondo, stały wysoki poziom K.G. i Allena pozwoliły Celtom przetrwać słabsze występy ich punktowego lidera. Artest to defensywny "szaleniec", który za punkt honoru bierze sobie powstrzymywanie najlepszych strzelców rywali. Zrobi wszystko co może, żeby uprzykrzyć życie Pierce’owi łącznie z zagraniami nieopisanymi w przepisach gry (m.in. złamał żebra Michaelowi Jordanowi, uderzył w twarz Ripa Hamiltona gdy ten miał złamany nos, zdjął spodenki Pierce’owi parę lat temu). Ron ma za sobą całą historię dobrych występów przeciwko Pierce’owi jeszcze z czasów gry w Indianie ale warto tu dodać, że był to okres przeciętności Bostonu kiedy P.P. był główną a niekiedy jedyną opcją w ataku Celtów. Dziś już zwycięstwa C’s nie są uzależnione od wybitnych występów ich lidera bo każdej nocy kto inny może punktować dla "Green Teamu". Artest zapewne tak jak w serii z Thunder całkowicie odda się obronie kosztem zdobyczy punktowych (tylko 8 punktów na mecz w serii z Oklahomą ale za świetna obrona na Durancie). Z kolei Pierce w obronie będzie mógł schodzić do pomocy w kryciu Kobego. Zostawiony na dystansie Artest póki co nie grozi "trójką" (27% w postseason).
Przewaga na tej pozycji – remis.