Shai Gilgeous-Alexander zajmuje ostatnio w koszykarskiej debacie publicznej całkiem zauważalne miejsce. Mówi się o słuszności, bądź niesłuszności jego MVP sezonu. Palącym tematem jest też kwestia wymuszania przez niego fauli.
Ja też mam swoją małą przygodę z nim związaną. Proszę posłuchać tego.
To było w Manili, podczas Mistrzostw Świata w 2023 roku. Po jakimś treningu reprezentacji Kanady Shai był dostępny dla mediów. Podszedłem, ale tłum był na tyle duży, że postanowiłem zrobić mu tylko zdjęcie i iść. No i zrobiłem. Takie zwykłe zdjęcie „przy pracy”, czyli jak sobie stoi i odpowiada na pytania mediów świata. W tym samym momencie, SGA, który do tej pory rozmawiał z jednym z filipińskich dziennikarzy, odwrócił się do mnie i powiedział „dwa rzuty”. Nie zareagowałem, bo nie byłem pewny o co mu chodzi i czy w ogóle mówi do mnie.
– Dwa rzuty! – powtórzył Shai. Tym razem nie pozostawiając wątpliwości, że mówi do mnie.
– Ale o co chodzi? – zapytałem skonfundowany.
– No jak o co? Zrobiłeś mi zdjęcie, należą mi się dwa rzuty! – odpowiedział śmiertelnie poważny SGA. A mówiąc „mi”, dwa razy, stuknął się, dwa razy, palcem wskazującym prawej dłoni w okolicach serca. Swojego serca.
Myślałem, że to jakieś żarty, których akurat ja nie rozumiem, więc kolejny raz nie zareagowałem. Zdjęcie już miałem, więc zacząłem kierować się do wyjścia. Planowałem iść do media roomu i poczekać na zaplanowany na później trening Słoweńców.
– A Ty k…a gdzie? Dwa rzuty! – krzyknął za mną młody lider Thunder i podpora kanadyjskiej reprezentacji.
Byłem już pewny, że nie żartuje, byłem już pewny, że mówi do mnie. Pozostawała wiec tylko kwestia o co mu chodzi z tymi rzutami.
OK, pomyślałem. Skoro gramy w jakąś chorą grę, której ja nie znam, skoro odbywają się tu jakieś wielopoziomowe żarty, za którymi ja nie nadążam, to chyba muszę szybko doszlusować z samym sobą do tego poziomu abstrakcji.
– Nie będzie rzutów, bo…bo wcześniej zrobiłeś kroki! – powiedziałem. „Zrobiłeś kroki, więc nie ma rzutów!” – powtórzyłem raz jeszcze, żeby wybrzmiało to i w jego w mojej głowie. „A poza tym, to tam była jeszcze niesiona.” – a co tam? Jak się bawić, to się bawić. To miał być taki mój mały cios kończący w tej nieplanowanej grze. Na dobicie rywala.
Szczerze mówiąc, to byłem przekonany, że na tym zakończy się ta dziwna wymiana. Liczyłem, że tak jak niespodziewanie weszliśmy w sferę tego niewyszukanego żartu, tak szybko z niej wyjdziemy. Spodziewałem się, że Shai doceni mój żart na jego żart oraz fakt, że dość szybko połapałem się w sytuacji, że uśmiechnie się w charakterystyczny dla siebie sposób i przejdziemy do spraw poważnych. Jak bardzo się myliłem…
– Dobra, gościu! Dwa rzuty, albo wołam ochronę! – wykrzyczał Shai, a ta cała sytuacja weszła na poziom, jeśli nie Himalajów, to na pewno Hindukusz absurdu.
Teraz, to już byłem pewnych trzech rzeczy. Że mówi do mnie i nie żartuje, to ustaliłem sobie kilka chwil wcześniej. Teraz dotarło też do mnie, że jest – wybacz mój język – pierdolnięty. A że ja takich ludzi staram się unikać, to bez słowa ruszyłem do wyjścia. SGA jeszcze coś tam krzyczał do mnie, ale na szczęście dzielił nas coraz większy dystans wypełniony ludźmi. Na szczęście też mamrotał po kanadyjsku, a ja tego języka nie znam i znać nie chcę.
To szacunek, że ta sytuacja w żaden sposób nie wpłynęła na sposób w jaki o nim piszesz lub mówisz. Rzeczywiście dziwaczne zachowanie.