Śliwki vs Robaczywki 2019-20 Vol. 8

Dzień dobry! Zapraszam do Twojego ulubionego segmentu o NBA. Dziś Robaczywki. Spinam klamrą okres dłuższy, niż dwa tygodnie. Wyjazd do Paryża i parę innych spraw, zaburzyło mój rytm. Wybaczysz? Dzięki za podsyłanie własnych propozycji i przemyśleń.

– Devin Booker, KAT, Zach LaVine. Cała trójka dostaje wielką Robaczywkę za płacz i lament z powodu pominięcia ich przy wyborze rezerw do All-Star Game. Tak to już jest w tej lidze, że rokrocznie jest więcej, niż po 12 graczy w obu Konferencjach, którzy realnie mają prawo myśleć o grze w Meczu Gwiazd. Czego im brakuje? Czasem absolutnie niczego. Kiedyś Damian Lillard miał problem z dostaniem się do tej imprezy. Co robił Dame, gdy dowiadywał się, że zabraknie go w All-Star Game? Zaliczał jeszcze lepszą drugą część sezonu! Płacze wymienionej trójki są wręcz żenujące. Zaciśnij zęby jeden z drugim (i trzecim) i walcz, i prowadź swoją drużynę do wygranych. To też ma znaczenie. To zostanie zauważone i docenione. Pozdrawia Domantas Sabonis, który swoją kampanię na rzecz gry w Meczu Gwiazd robił…na parkiecie. Cicho i spokojnie. Pozwolił mówić swojej grze. Booker, owszem rozgrywa niezły sezon, ale jego Suns są trzeci od końca na Zachodzie. KAT zaczął rozgrywki bardzo dobrze, ale potem miał kontuzję, a jego Wolves są lepsi tylko od tankujących Warriors. LaVine ma alergię na bronienie, a jego Bulls są daleko za ósemką. Jasne, każdy z nich ma swoje argumenty za tym, żeby znaleźć dla nich miejsce w tym składzie. Ale na tym polega dążenie do doskonałości, do szukania lepszych wersji samych siebie. Bynajmniej nie odbywa się poprzez narzekanie na swój los. Podać chusteczkę?

Jaxon Hayes. Ta sama historia, osobna Robaczywka, ponieważ pan Hayes poszedł o krok dalej, niż jego starsi koledzy. Gracz Pelikanów nagrał dramatycznie głupie wideo, w którym informuje, że cała NBA może, za przeproszeniem, possać jego penisa. Hayes twierdzi, że fakt, iż nie dostał miejsca w Meczu Debiutantów, to tylko polityka. 19-latek w tym samym materiale, wyraża nadzieję, że odpowiednia komórka ligi, znajdzie w sieci ten film i go ukarze. Jak nic męczennik! 

– To, że w dniu tragicznej śmierci Kobe Bryanta nie przesunięto kolejki spotkań w NBA, jestem w stanie zrozumieć. Napięty kalendarz, wszystko stało się tak szybko. Ale tego, że w przerwach tychże spotkań nie zrezygnowano z rozrywek, nie pojmuję. Jak dla mnie kompromitacja ligi. Rozumiem zobowiązania wobec sponsorów, ale jaki sponsor byłby do tego stopnia świnią, żeby domagać się atencji w takim momencie?

– Robaczywka dla wszystkich internetowych twardzieli, którzy mieli jakiś problem z ludźmi, którzy bardzo przeżyli śmierć Bryanta. Mamy różny poziom wrażliwości, różny poziom percepcji. Kim jesteś jeden z drugim, żeby kwestionować prawdziwość czyichś uczuć? Internet jest na tyle pojemnym miejscem, że z jednej strony przyjmie wszystkie formy wyrażania swoich myśli i uczuć, a z drugiej strony, jeśli się chce, można omijać te treści, które nam się nie podoba. To działa. Daję słowo.

– Dekada. Kiedy Vince Carter wybiegł na parkiet na początku roku 2020, amerykański internet zawrzał, że oto VC jako pierwszy w historii zahacza o cztery dekady! Hola, hola – powiedzieli czujni, polscy internauci. Jakie cztery dekady?! I tu się zaczęło. Internetowi mędrcy zaczęli pojedynkować się na definicje nie tyle czym jest dekada, a to jak się ją liczy. Internetowe ninje szybko prześwietliły temat – chodzi o nabijanie klików. A ja mam radę do ninjów, mędrców i narzekaczy – weźcie się w garść! Gość gra w NBA 22 sezon (słownie – dwudziesty drugi sezon)! Cieszcie się nim! Za dwa miesiące skończy karierę. Poza tym są dwie metody liczenia. Ta „amerykańska” też jest prawidłowa, choć w naszym kręgu kulturowym rzadziej stosowana.

– James Harden. Miał taki okres w styczniu, kiedy trafił zaledwie 25 trójek na 111 prób (22.5%)! Składały się na to m.in. takie występy jak 1/17 z Thunder, 5/19 z Grizzlies, 4/20 z Hawks. Tak to jest grać w systemie Rockets – żyjesz i umierasz od rzucania.

– Spurs. Wygrali tylko trzy z ostatnich jedenastu starć. Przegrywali jednym punktem z Bulls, czterema z Suns i Raptors, trzema z Clippers. Nadal nie potrafię rozgryźć tej drużyny. Talent i doświadczenie tam są. Coaching też. To jest bardzo dziwny sezon w ich wykonaniu.

– Zostając w tej części Teksasu. Gregg Popovich. Przepraszam, że tak mówię, ale to już nie jest ten piękny umysł, co kiedyś. To jest być może moja odpowiedź na pytanie, co dzieję się w tej drużynie. Spurs prowadzili z Heat 105:100 na 1.28 min. przed końcem meczu. Punkty z akcji zdobył (a raczej odgwizdano ingerencję w lot piłki) Jimmy Butler i był przy tym faulowany. Akcja 50/50. Pop wstępnie zrezygnował z wzięcia challenge’u. Zmienił zdanie w ostatniej chwili, a raczej już po regulaminowym czasie, po wręcz błaganiach asystentki Becky Hammon. Nie wiem na co Pop chciał zachować sobie ten challenge, nie wiem o czym myślał. Sprawa była bardzo prosta – masz cień szansy na to, że sędziowie anulują dwa punkty Butlera i nie postawią go na linii po potencjalnie trzeci punkt w tej akcji. Masz cień szansy na to, że uznają, iż faul miał miejsce przed akcją rzutową. Grasz więc o obronie na pewno dwóch, a potencjalnie trzech punktów. Prowadzisz 105:100 na niecałe półtorej minuty przed końcem meczu. Tu nie trzeba być wielkimtrenerem NBA, tylko umieć liczyć do pięciu. Sędziowie uznali challenge. Zamiast rzutu na 105:103, Heat dostali piłkę z boku. Sześć sekund później Butler stanął na linii po faulu Belinelli’ego. Spurs wygrali 107:102. Ten challenge, którego Pop tak nie chciał, który Becky wybłagała, najprawdopodobniej uratował im wygraną.

– Jim Boylen. Na minutę i cztery sekundy przed końcem meczu z Raptors, Jim Boylen wziął czas. Bulls przegrywali wtedy…102:127. Był to wieczór, w którym wszystkie mecze odbywały się o wcześniejszej porze, bo wszyscy w USA i Kanadzie, spieszyli się na Super Bowl. Ja się nie spieszyłem, ale krytykuję takie zachowania. W lidze zawodowej nie ma to najmniejszego sensu. W rozgrywkach młodzieżowych też raczej nie, ale mogę dać się przekonać, co do zasadności wykorzystywania każdej możliwej okazji do szkolenia.
A tu sytuacja ze stycznia. Daniel Gafford doznaje kontuzji. Coach Boylen, z jakiegoś powodu nie bierze czasu, żeby zdjąć z boiska swojego zawodnika. Ulitował się nad nim Rick Carlisle, trener Mavs, który nakazał swoim zawodnikom celowo sfaulować któregoś z graczy Bulls, żeby Gafford mógł opuścić parkiet. Kuriozum!

– Russell Westbrook. Historia ze stycznia. W chwili faulu Blazers prowadzili 102:88. Ostatecznie wygrali mecz 117:107. Westbrook już nie pierwszy raz ma jakiś beef z Lillardem. Twierdzi, że ten nie jest w stanie go kryć. Co jest bzdurą. To odrzuca ludzi do Russa. Nie można odmówić mu pasji do gry. Mentalności zabijaki, który wchodzi na parkiet walczyć. Ale czasem, by nie powiedzieć często, robi z siebie zwykłego klauna.

Dame ośmieszył Thunder i Westbrooka w ostatnich play-offach. Dwa lata temu Westbrook ośmieszył się sam, w serii z Jazz. Więc o czym mu tu w ogóle rozmawiamy?

– Kyrie Irving. Dla mnie sportowiec oczytany, inteligentny, zaangażowany politycznie i społecznie, poszerzający swoje horyzonty, to ogromna wartość dodana do tego, co na co dzień robi. Tylko, że na koniec dnia moje zainteresowanie daną postacią odbywa się w obrębie tego, że ta dana postać jest sportowcem. W tym wypadku koszykarzem. Więc w pierwszej kolejności, chcę zobaczyć, jak ta osoba wywiązuje się z tego, za co ma zapłacone. Przychodzi taki moment, w którym mówię niedelikatnie „skończ już to pie..enie, idź i graj!”. Odnoszę się tutaj do dwóch sytuacji z Irivingiem związanych, ale przecież w jego przypadku to „coś” wyciągnąć można praktycznie za każdym razem, gdy mówi.
Pierwsza sytuacja przed długo wyczekiwanym starciem Celtics-Nets, Kyrie wrzucił na swoje story pewną myśl. To była taka pseudointeligenta papka. Stek bzdur. Jasne, koszykówka nie jest najważniejsza na świecie. Rodzina, społeczeństwo, zdrowie psychiczne. I nawet jeśli częściowo się z nim zgadzam, że sport nie powinien być sprowadzany jedynie do poziomu czystej rozrywki, bez elementu ludzkiego, to taki postulat można by wyciągać, nie wiedzieć czemu i po co, przy okazji każdorazowego wyjścia na parkiet.
Druga sytuacja. Po jednym ze styczniowych meczów (przeciwko 76ers), po powrocie po wielu tygodniach leczenia kontuzji, Kyrie wypalił, że Nets potrzebują wzmocnić skład o jeden, czy dwa elementy. Jasne, jeden z tych elementów leczy zerwane ścięgno Achillesa. Nazywa się Kevin Durant. Irving bez mrugnięcia okiem, wrzuca pół składu Nets pod walec drogowy, gdy wymienia nazwiska innych. Czy mamy już wystarczającą próbkę, żeby postawić tezę, że Kyrie nie sprawia, że jego drużyny są lepsze z nim w składzie? Ja myślę, że tak. Czy to może być problem na dłuższą metę? Obawiam się, że może.

– Krytykowanie Rockets za oddanie Capeli. Nie rozumiecie. Rockets nie brzydzą się wysokimi. Rockets chcieliby mieć wartościowego wysokiego. Ale w ich systemie, trener D’Antoni nie mógł pozwolić sobie na dwóch graczy w piątce, którzy nie potrafią rzucać. Ten ruch daje Westbrookowi jeszcze więcej miejsca na atakowanie (Śliwka już w drodze). Capela jest dobrym graczem, ale historia ostatnich dwóch-trzech lat pokazała, że w play-offach często nie da się nim grać. Pamiętajcie, że jest jakiś powód, dla którego jedni pracują w NBA i podejmują decyzje, a inni tylko krytykują je z pozycji domowej kanapy.

– Wymiana Andre Drummonda. Biznesowa kompromitacja Pistons. Gdybym był ich menadżerem i miał na stole taki pakiet, jaki dali Cavs (Henson, Knight, wybór w II rundzie), to wolałbym nie zrobić nic, żeby się nie ośmieszać. Wolałbym, żeby Dre odszedł latem jako wolny agent, a ja zostałbym z niczym. Bo tak, de facto jestem z niczym, a wszyscy się śmieją. Nie wierzę w to, że wartość rynkowa za centra formatu All-Star, reprezentanta USA, była tak śmiesznie niska. A nawet jeśli na ten moment nie było chętnych na jego usługi, to tym bardziej wstrzymałbym się z wymianą. Do końca sezonu już blisko. Można by było wtedy skusić go nową umową lub dogadać się z kimś na sign-and-trade. Ta wymiana, to policzek dla organizacji Pistons. Spójrzcie Pistons – Warriors dali tłusty kontrakt D’Angelo Russellowi, mimo że od początku nie byli przekonani, co do jego przydatności w ich systemie. A teraz pyk, wymienili go na gracza, którego chcieli od ponad roku i jeszcze dostali wybór w drafcie, który ma szanse być wysoki. Tak to się robi.


* Ten tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam tydzień temu.

1 comment on “Śliwki vs Robaczywki 2019-20 Vol. 8

  1. Lukac

    Moim zdaniem najbardziej skrzywdzono B. Beala brakiem powołania. Jego odpowiedź na boisku jest imponująca.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.