Śliwki vs Robaczywki 2021-22 Vol.1

Dzień dobry! Pierwsze w tym sezonie “Śliwki vs Robaczywki.” Dziś same Śliwki. Moją małą tradycją stało się przypominać z początkiem każdego sezonu, skąd wziął się pomysł na “ŚvsR”. Zatem, było to tak – na pomysł prowadzenia tego segmentu wpadłem któregoś grudniowego dnia 2013 roku, podczas otwierania puszki z brzoskwiniami. Reszta jest już historią.
Kolejność, jak zwykle, dość przypadkowa. Zapraszam!

Ja Morant. W ostatnim czasie miałem okazję już kilka razy o nim mówić i pisać, więc powoli zaczynają kończyć mi się słowa uznania, których mogę użyć, żeby odpowiednio oddać to, co myślę o nim i o jego grze. Ale spróbuję, najwyżej się powtórzę. 28.7 punktu na mecz, z czego aż 16 pochodzi z „pomalowanego”. Na tę chwilę, to najlepszy (obok AD) wynik w lidze, jeśli chodzi o punkty z pola trzech sekund. Dalej w tej klasyfikacji sami wielcy z Giannisem, Jokicem i Harrellem na czele. Pewnie z czasem, to się wypłaszczy, ale teraz, to jest coś. Do tego 7.7 asysty, 5.2 zbiórki oraz 1.8 przechwytu na mecz. Widać, że latem wykonał ogromną pracę, jeśli chodzi o rzut. On ma 22 lata, jest atletycznym wariatem, jeśli nie dozna poważnej kontuzji po drodze, to spokojnie do trzydziestki może jechać na swojej fizyczności. Ale jeśli już teraz inwestuje w swój rzut, to dla mnie jest to oznaka dojrzałości, długofalowego myślenie, a dla niego samego przedłużenie kariery o kilka lat, pozdrawia Vince Carter. Rok temu trafiał 30.3% swoich rzutów zza łuku. Więc jeśli Morant miał gdzieś zabić Twoją obronę, to starałeś się tak go kryć, żeby nie mógł zaatakować cię najbliżej kosza, kosztem dawania mu przestrzeni do rzutu. Teraz ta taktyka idzie do kosza, bo Ja, to znaczy on, trafia prawie 39% za trzy na niezłej próbie (2.3 celnej trójki na mecz przy sześciu próbach). No i tutaj powtórzę to, co mówiłem w Kanale Sportowym w miniony czwartek – statystyki ma niezłe, ale gdyby chciał, mogłyby być one jeszcze lepsze. Nie robi tego, bo chce wygrywać, chce grać o zwycięstwa, z całą drużyną. W tak młodym wieku, taki brak egoizmu, to niespotykana rzecz. Po pierwsze, tak po ludzku, taka dojrzałość, w takim wieku nie zdarza się za często. Po drugie, debiutanci przez pierwsze 3-4 lata w NBA budują swoje nazwisko, swoją własną markę, żeby podpisać pierwszy maksymalny kontrakt. Dopiero potem następuje delikatne rozprężenie. Więc tym bardziej słowa uznania w stronę tego pana!

Miami Heat. Proszę mi wybaczyć, ale lubię tych opalonych, fit skurczybyków w hawajskich koszulach. Nie myślałem, że w rundzie zasadniczej będą tak dobrzy. A są. Mają czwarty atak w NBA (114 punktów na mecz) oraz drugą obronę (97 punktów na mecz). Pokonują swoich rywali średnio 17 punktami, co jest najlepszym wynikiem w lidze. Coach Spoelstra gra 9-osobową rotacją. Jimmy Butler wygląda, jakby chciał zagrać sezon życia. W tej chwili produkuje 25.3 punktu, 7 zbiórek, 5.5 asysty i 2.8 (!) przechwytu. Trafia prawie 53% z gry i 89% z linii. Jeśli Heat pozostaną w czubie tabeli, to Jimmy wygodnie rozsiądzie się przy stole obrad dotyczących MVP tych rozgrywek. Z kolei przy stole rozmów, a właściwie przy dwóch, rozsiadł się jak to panisko, Tyler Herro. Rozmowy dotyczą najlepszego rezerwowego oraz gracza, który poczynił największe postępy. 21-letni Herro, po sześciu meczach młodego sezonu, notuje średnio po 22 punkty, 6.7 zbiórki oraz 4.5 asysty. Trafia prawie 46% z gry, 39.5% zza łuku (2.8 trójki na mecz) oraz 85% z linii. Nie wiem przy jakim stole siedzi Bam Adebayo, ale gdzie by nie siedział, to dobrze widać jego 20 punktów i 14 zbiórek. Na koniec Kyle Lowry. Może i liczby tego nie pokazują, ale idealnie wszedł w system Heat. Jak kameleon, bo nawet z koszulką Heat mu do twarzy.

Chicago Bulls. Zaczęli 4:0, pierwszy raz od czasów Jordana. Ludzie mówili, że to nic, bo łatwy kalendarz. Przegrali u siebie z Knicks, ludzie mówili „a widzisz!?”. To w końcu wygrali z zawsze wymagającymi, do wczoraj niepokonanymi Jazz i teraz są 5:1. Tak, to tylko sześć meczów. Ale przecież rozmawiamy o pierwszych dwóch tygodniach sezonu, nie snujemy przypuszczeń, co to może znaczyć w maju. Nie wiem czy ten trend się utrzyma, być może nie, ale Byki tracą tylko 98.8 punktu na mecz. Lepsi są tylko Nuggets i Heat. To dopiero początek, a współpraca DeRozana, LaVine’a, Vucevica i Balla już wygląda dobrze, a z czasem będzie jeszcze lepsza, jak coraz bardziej będą poznawać siebie nawzajem i swoje boiskowe nawyki. Lakers powinni żałować, że pozwolili odejść Alexowi Caruso. Fajnie, że w Bulls dostał trochę swobody, dzięki czemu może pokazywać swoją kreatywność – a ma ją. W Lakers miał tylko bronić i robić spacing. Ja tam zdziwiony nie jestem, bo stawiałem że Bulls wejdą do play-offów bez play-inu, ale zobaczymy, sezon jest długi. Szkoda, że stracili Patricka Williamsa.

– Josh Giddey. Słowo uznania dla tego super młodego (od trzech tygodni 19 lat!) Australijczyka. 10 punktów, 5.8 zbiórki, 5.7 asysty, 1.3 przechwytu. To dopiero sześć meczów, ale widać w nim trochę rodaka Joe Inglesa, trochę LaMelo Balla, trochę czegoś zupełnie innego. Ciekawy chłopak.

Lu Dort. Jego obronę 1×1 powinno się pokazywać w materiałach instruktażowych dla młodych adeptów koszykówki.

Jaden McDaniels. Tu też zdanie uznania dla jego defensywy. Już trzy mecze z dwoma blokami, jeden z czterema przechwytami. Jak się nie rozpije, to będą z niego ludzie.

– Wolves. Jak już jesteśmy przy graczu Minnesoty, to zostańmy w Minnesocie. To nie musi nic znaczyć w kontekście sezonu, ale trzy wygrane w pięciu meczach, to jest takie małe coś dla tej drużyny. Z jednej strony, to trochę przykre, że pochylam się nad 3:2 w drużynie z takim talentem, jakim jest KAT, ale z drugiej, no cóż, takie tam są realia. Towns i Edwards wyglądają dobrze, a nawet bardzo dobrze, Russell nie wygląda źle, a to już coś. I tyle. I z tego fani Wilków powinni już się cieszyć.

– Nikola Jokic. W fajnych czasach żyjemy, że możemy sobie śledzić karierę Jokica na bieżąco. Przywoływanie w tym momencie jego statystyk, żeby poprzeć wcześniejsze zdanie, byłoby raczej nie na miejscu, więc robi tego zamiaru nie mam. Jego przegląd boiska i wynikające z tego podania, to jest czyste szaleństwo!

– W tym samym tonie pragnę wyróżnić Stepha Curry’ego. Cieszmy się, że żyjemy w czasach świetności najlepszego strzelca w historii tego sportu (nie zapraszam do dyskusji). Oglądajmy i doceniajmy. Wiem, że w ostatniej dekadzie NBA pozyskała sobie fanów, którzy przyszli do żywej koszykówki po tym, jak zafascynowali się wcześniej graniem w 2K. Jest to zjawisko o tyle ciekawe, że wcześniej trend był odwrotny. Mam trochę wrażenie, że fani gier komputerowych, ale nie tylko oni, biorą Stepha za coś pewnego. Oni to wszystko już gdzieś, kiedyś widzieli – gwiazdka, krzyżyk. Rzecz w tym, że Steph, dzięki swojemu geniuszowi sprawia, że te rzeczy, które robi, wydają się proste. Kozioł, rzut. Teoretycznie każdy tak może. Nie! Tak nie jest. To są arcytrudne sekwencje do powtórzenia w pustej hali, bez obrońcy, a co dopiero w szybkiej NBA, przy pełnej arenie ludzi, z ręką obrońcy przy oczach. Zmieńmy sposób patrzenia na Stepha. Nawet w tych czasach, stojących pod znakiem rzucania to, co robi Steph jest wyjątkowe i piekielnie trudne. Niestety w skali ogólnej zrozumiemy to, gdy jego w NBA już nie będzie. A szkoda.

Draymond Green. Jeśli chodzi o koszykarskie IQ, to bez żadnego nadużycia można w jednym zdaniu powiedzieć LeBron, CP3, Jokic, Doncic, Green. Generał defensywnych formacji, reżyser ataku. Czasem coś głupiego powie, czasem kogoś kopnie, ale nie daj sobie tymi incydentami przesłonić fakt, że to kawał klasowego koszykarza.

Evan Mobley. Piękny talent. Są momenty, w których widać w nim przebłyski młodego Anthony’ego Davisa, albo Chrisa Bosha, albo innego wysokiego z pakietem umiejętności obrońcy. Rozbudza wyobraźnię.

R.J. Barrett. W zapowiedz sezonu pisałem, że spodziewam się jakościowego skoku w jego grze. I to się dzieje. Jak przychodził do NBA, to nie umiał rzucać za trzy punkty, ciskał cegły z linii, szedł tylko w lewo, na swoją mocną lewą rękę. Minęły dwa lata i 21-letni Kanadyjczyk już zaczyna zbierać owoce ciężkiej pracy. Nigdy nie będzie strzelcem jak Curry, ale nie musi nim być. Wystarczy, żeby jego rzuty były do tego stopnia dobre i skuteczne, by zmusić kryjących go ludzi do przechodzenia do niego nad zasłoną, nie pod nią. Jeśli do tego stopnia będzie trzeba respektować jego rzut, wtedy otworzy się dla niego kolejny level w NBA. Kto wie, może będzie to level z napisem All-Star? R.J. jest atletyczną bestią. Jest duży i silny. Może telewizja nie do końca to oddaje, on sam też nie za często jest bywalcem top 10 dnia, ale jest wyjątkowym, silnym jak niedźwiedź atletą. Więc wraz z tym, jak jego rzut będzie coraz lepszy, coraz pewniejszy, wtedy zacznie otwierać mu się autostrada pod kosz. A to z kolei otworzy drogę do atakowania obręczy i odegrań na obwód. To może być coś, co odseparuje go od (ponad)przeciętności do poziomu (przynajmniej) All-Star.

New York Knicks. Pięć wygranych w sześciu meczach. Pięciu zawodników zdobywa dwucyfrową liczbę punktów. Fani Knick nie powinni prosić o więcej na tym etapie rozgrywek.

– Daję dużego plusa zmianom w interpretacjach odnośnie fauli, czekałem na to latami…ale też, w związku z tym procesem, będę miał dla NBA potężną robaczywkę. Wtedy też rozwinę temat. Cierpliwości.

Harrison Barnes. Po ledwie pięciu meczach sezonu może jest zbyt wielkie zdanie, ale Harrison Barnes gra swój najlepszy sezon w karierze. 25 punktów, 10.4 zbiórki, 2.2 asysty, 51.9% z gry, 52.8% zza łuku. Ktoś tu chyba chce bardzo transferu z Sacramento do play-offowej ekipy. Co, Kings walczą o play-offy, powiadasz? Nie, nie walczą.

Scottie Barnes. Czy po zaledwie siedmiu meczach można powiedzieć, że to już jest jego drużyna? Ja mogę. Najlepszy strzelec Raps (18.1), najlepszy zbierający (8.9). Hej, on w sierpniu zdmuchnął dopiero 20 świeczek z urodzinowego tortu, a już fizycznie jest na poziomie NBA. Jak będzie chciał, a czemu miałby nie chcieć, to jeszcze przez ładnych parę lat może przychodzić do nowego sezonu z kilkoma kilogramami więcej, jak to czynił Giannis. A propos Giannisa, to te sekwencje Barnesa, w których zbiera piłkę, a potem staje się jednoosobową kontrą, są tak niebezpiecznie giannisowate, że aż się boję. Jak myślę o suficie jego możliwości, to dopada mnie lęk wysokości. Akrofobia? Nie, dziękuję. Wygląda na to, że Ujiri trafił z tym wyborem.

Washington Wizards. Pisałem przed sezonem, że coach Unseld będzie mógł korzystać z nawet 10-11 osobowej rotacji kompetentnych koszykarzy. Póki co, tak właśnie to wygląda. Pięciu zawodników gra po 30+ minut, dwóch 20+ i trzech 17+. Ich wszystkie kadrowe ruchy latem, na ten moment, wyglądają jak strzały w dziesiątkę. KCP, Kuzma i Harrell wyglądają, jakby grali z Bealem od lat. Dinwiddie w niezłym stylu wrócił do zdrowia, a będzie jeszcze lepiej. Nic, tylko iść i kupować koszulki stołecznego klubu.

– Jedno ciepłe słowo dla Cavs. Chcieć, to nie zawsze znaczy móc. Cavs chcą, ale na razie nie mogą, ale ważne, że się starają. Tam są zalążki na dobre rzeczy. Wyczuwam jakieś transfery w tej drużynie.

– No dobrze, to zakończmy to zestawienie wsadem. Miles Bridges, LaMelo Ball, Hornets.
Szerszenie wygrały cztery z sześciu meczów. Na Wschodzie każda wygrana może być na wagę złota w kontekście walki o top 10. Gordon Hayward jeszcze nic sobie nie zrobił, to też już jest plus. Coach Borrego znakomicie prowadzi tę drużynę. LaMelo trafia 40% zza łuku na niezłej próbie (2.8 celnej trójki na mecz) genialnie podaje, świetnie czyta grę. Tak się głośno zastawiam, gdzie się podziali ci wszyscy, którzy życzyli mu źle na długo zanim pojawił się w NBA. Co swoją drogą było fascynującym społecznie zjawiskiem. Hejtowanie dziecka, podkreślmy to – dziecka, które nic nikomu nie zrobiło, tylko dlatego, że komuś nie podobał się jego ojciec, który swoją drogą od początku do końca miał rację i nieźle to sobie wymyślił. A teraz ma dwóch synów w NBA ze znakomitą i obiecującą trajektorią rozwoju, plus trzeciego, który „ma co do garnka włożyć.” Pan Ball wszystkich was zlavarował. No i na koniec Miles Bridges. Jeśli Tyler Herro siedzi, jak to panisko, przy stole rozmów na temat MIP, to Bridges siedzi tam…jeszcze bardziej. Powiedzmy, że w futrze z czegoś drogiego, z dwiema hostessami na obu umięśnionych udach. Michael Jordan poskąpił mu latem kontraktu (podobno chciał dać $60 mln w cztery lata), to teraz będzie musiał sięgnąć jeszcze głębiej do kieszeni swoich „lenarów”. Uwaga tam – 25.5 punktu na mecz (skok z 12.7), 8 zbiórek (z 6), 1.8 przechwytu (z 0.7) oraz 1.7 asysty. Do tego 50.9% z gry, 88% z linii oraz 2.8 celnej trójki na mecz (36.2%). Ale kij z liczbami – jego brak szacunku dla obręczy i skaczących z nim rywali, to jest coś!

Dziękuję za uwagę, pozdrawiam!


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

2 comments on “Śliwki vs Robaczywki 2021-22 Vol.1

  1. Pingback: Śliwki vs Robaczywki 2021-22 Vol.2 – Karol Mówi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.