Śliwki vs Robaczywki 2021-22 Vol.7

Zapraszam i już nie przedłużam, bo wyszła powiększona porcja śliwek.

– Pragnę zacząć od tego, że jesteśmy świadkami wyjątkowo interesującego sezonu regularnego, który bezpośrednio już za moment zamieni nam się w, mam nadzieje, równie interesujące play-offy. Patrz, z silnej grupy Heat, Bucks, 76ers, Bulls, Celtics, Nets dwóch z tych drużyn nie zobaczymy w drugiej rundzie! Nie wiem jak Tobie, ale mnie to trochę rozwala głowę. Nawet nie chcę jeszcze myśleć o potencjalnych parach. Postseason zapowiada się pasjonująco już od pierwszej rundy. Na Zachodzie też jest ciekawie, bo poza Suns, którzy najpewniej wygrają całą ligę, od miejsca drugiego aż po miejsce piąte, może nawet szóste, praktycznie każdy scenariusz jest nadal na stole, jeśli chodzi o ostateczne rozstawienia.

Boston Celtics. W pewnym momencie, w styczniu, mieli bilans 18:21, zajmowali jedenaste miejsce na Wschodzie. Wyglądali, co tu dużo mówić, bardzo przeciętnie. Zawodnicy, za pośrednictwem mediów, wytykali sobie błędy, a potem czyścili atmosferę podczas spotkań wewnątrz drużyny, a potem znów robili sobie brudy, a potem znów je czyścili . Do kibiców docierał przekaz, że oni po prostu nie lubią ze sobą grać. Najwięksi fani C’s mówili nieśmiało o dostaniu się do play-offs przez play-in. No i na koniec oni – Brown i Tataum. Dobrzy, bardzo dobrzy, wybitni, a jednak coś z nimi nie tak. Nie podają, grają swoje własne mecze, wojny, wojenki, w obrębie właściwych meczów. Niby z drużyną, ale jakby obok niej. Gdy idzie, to idzie, gdy nie, to przechodzą obok meczu niemal niezauważeni, albo zauważeni, ale z tej gorszej strony, gdy wstrzymują ruch piłki, lub oddają hero rzuty. Mija miesiąc z kawałkiem, Boston w tym czasie wygrywa 24 mecze, a przegrywa tylko siedem. Tylko potężna katastrofa może sprawić, że Celtics będą potrzebowali play-inu by wejść do postseason. Ba, o czym ja mówię, jakie top 6? W tej chwili niczym szalonym nie jest twierdzić, że tak grający Boston, może pokonać każdego na Wschodzie. W trzech, może czterech potencjalnych seriach C’s nie będą faworytami, ale też w żadnej z nich nie będzie można całkowicie ich skreślać. Są na czwartym miejscu na Wschodzie, ze stratą tylko dwóch meczów do drugich Bucks. Co się stało, że zaczęło być dobrze? To kombinacja kilku rzeczy. Przede wszystkim usprawnień dokonał Ime Udoka i zrobił to najpierw w obrębie swojego warsztatu trenerskiego. I to jest moim zdaniem ogromnie ważna rzecz. Udoka od 10 lat pracował jako asystent. Najpierw przez siedem lat w San Antonio u Popovicha, potem po roku w 76ers i Nets. Stołek głównego trenera jest dla niego czymś nowym. I to często bywa zgubne. Nie zawsze dobrzy asystenci są w stanie być dobrymi trenerami głównymi. Przychodzisz do drużyny z jakąś swoją wizją, filozofią koszykówki, w którą wierzysz, którą wdrażasz i czekasz na rezultaty. Jak masz mocne plecy, to przez szatnię przewinie Ci się wielu graczy, zanim ktoś uzna, że to Ty jesteś problemem. Udoka był małym problemem na początku sezonu. To znaczy, jednym z wielu. Z uporem, mimo braku efektów, trzymał się swojego, nakreślonego wcześniej planu, mimo że ten ewidentnie nie działał. Nie w tym składzie. Szczególnie w defensywie, która miała być wizytówką tej ekipy. Ime, pilny uczeń popovichowskiej szkoły, robi usprawnienia, bez problemu nanosi poprawki w swojej filozofii gry i są efekty (przeczytaj sobie jeszcze raz ostatnie zdanie głosem Bogusława Wołoszańskiego. Po co? Dla żartu). Dziś Celtics, na równi z Warriors, są najlepszą defensywą w lidze (tracą 103.3 punktu na 100 posiadań). W ataku piłka śmiga. Jeszcze nie idealnie, ale o niebo lepiej, niż przedtem. Mocno przyczynił się do tego, pozyskany ze Spurs, Derrick White. A żeby to sobie dobrze zobrazować, trzeba obejrzeć parę meczów nowych Celtics, bo te podania White’a to nie raczej podania nastawione na łowienie asyst. To są podania, które mieszają cały ten sos.   –

Jayson Tatum. Jego zostawiłem sobie w osobny wyróżnieniu, jeśli chodzi o organizację Celtics. W marcu 2020 napisałem o nim tak: „Czy to już jest ten moment, w którym Thomas A. Anderson zmienia się w Neo? Tatum gra swój trzeci sezon w NBA. W tym czasie zdarzało mu się okazjonalnie wygiąć jakąś łyżkę (play-offy 2018), parę razy uchylić się lecącej kuli, ale generalnie raczej nie zdawał sobie sprawy z drzemiącej w nim mocy. Pozdrawiam fanów filmu “Matrix”. Czy ta przemiana już się dokonała, albo dokonuje się właśnie na naszych oczach?”
Dwa lata do przodu i nadal zadaję sobie to samo pytanie. Zresztą nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Zadaję to pytanie, bo Tatum ma takie tygodnie, że drapiesz się po głowie i zastanawiasz, co tam jest nie tak. Ale potem przychodzi okres, w którym zapraszasz go do rozmów w sprawie MVP sezonu. Kto wie, może tak właśnie będzie wyglądać jego kariera. Ten nadal 19-letni skrzydłowy gra w marcu na poziomie 35 punktów, 8 zbiórek oraz 4.6 asysty. Trafia prawie połowę swoich rzutów z gry, prawie 40% zza łuku, na linie dostaje się po osiem razy na mecz. 54 punkty przeciwko Nets w meczu, w którym podjął rękawicę przeciwko KD. Następnie 44 punkty w Charlotte. Poza punktowaniem, jak dla mnie, w jego przypadku ważne są podania oraz to, jak często dostaje się na linię. On nigdy nie będzie podającym poziomu Luki czy LeBrona, ale te 4-5 asyst to powinien być jego pułap, poniżej którego nie powinien schodzić dla dobra własnego i swojej drużyny. Osiem wypraw na linię rzutów wolnych pokazuje mi, że coraz częściej i coraz chętniej atakuje obręcz, a to cecha kluczowa, szczególnie w play-offach, gdzie rywale znają się nawzajem i czytają swoje zagrywki jak elementarz.

Nikola Jokic. Jak już jesteśmy w matrixowej tematyce, to w maju 2019 roku napisałem o środkowym Nuggets coś takiego: „Jako fan filmu Matrix, od dawna powtarzam, że Jokic musi zrozumieć, że drzemie w nim Neo, że musi go w końcu obudzić, a Thomasa Andersona zostawić za sobą. Jokic uwielbia podawać i to się nigdy nie zmieni, ale czasem, dla dobra drużyny, w play-offach, są takie momenty, że trzeba tak ordynarnie, w strugach deszczu i błota, dostać się pod sam kosz i dostarczyć punktów. Jokic ma wszystko, żeby tak grać. To może być dominator, jakiego ta liga widziała ledwie kilka razy. Ale jednocześnie, to może być całkiem inny wymiar dominowania meczów i kierowania grą […].” Tak w ogóle, to pierwszy raz o matrixową nomenklaturę pokusiłem się w jego przypadku w październiku 2018 „[…]nadal jest panem Andersonem. Musi w końcu zrozumieć, że może być Neo w tej lidze.”
Co do Tatuma, to mam jeszcze wątpliwości, czy ta przemiana całkowicie, nieodwracalnie nastąpi, u Jokica nie ma już żadnych wątpliwości. Zrozumiał. I to jak! Jokic co wieczór zaprasza nas na koszykarski spektakl, a my mamy zaszczyt śledzić na żywo jeden z największych talentów, jaki ta gra widziała w swojej historii. Liczby, to tylko dodatek do tego, co robi dla Nuggets, bo robi dla nich wszystko, czego ta drużyna potrzebuje. A w obliczu kontuzji, potrzeb jest wiele. Prawie 30 punktów, 13.6 zbiórki, 8.4 asysty, 1.6 bloku, 1.4 przechwytu w ośmiu meczach w marcu.

– To jak już przy Jokicu jesteśmy, to daję ogromną śliwkę tegorocznemu wyścigowi po MVP. Jokic? Embiid? A może Giannis? A może ktoś inny? Będzie o czym dyskutować, gdy przyjdzie do przyznawania nagród.

Toronto Raptors. Wygrali 7 z ostatnich 10 meczów, w tym pięć kolejnych, a każdy z nich na wyjeździe. Spurs, Suns, Nuggets, Lakers i Clippers. Ich walka o play-offy będzie interesująca na dwóch poziomach. Po pierwsze, tak po prostu, bo na miejscach 4-7 jest ścisk w tabeli Wschodu. Raps z bilansem 39:30 są w tej chwili na siódmym miejscu ze stratą 2,5 meczu do czwartych C’s. Ten drugi poziom, to ich potencjalny matchup z Nets. Klimat do gry w Nowym Jorku dla niezaszczepionego Kyrie Irivinga jakby się trochę ocieplał. Ale za to w Kanadzie się nie ociepla. Więc gdyby w play-inie Raps zagrali właśnie z Nets, to Kyrie do Toronto by nie pojechał. Gorąco zachęcam do podglądania meczów Raptors, bo tam dzieje się nowoczesna koszykówka na obu końcach parkietu. Nowoczesna, pomysłowa i bezczelnie odważna, łamiąca kanony, wychodząca ze skostniałego pudełka zastanych norm. Będąc w Ontario, trzeba wyróżnić parę osób z nazwiska.

Pascal Siakam. Moim zdanie rozgrywa swój najlepszy w karierze sezon. Raptors byli w bańce na Florydzie o właśnie takiego jednego Siakama od wejścia do finału wschodu, a tam, kto wie, być może także i awansu do finałów. Lakersom z silnym LeBronem i (ostatni raz) silnym AD pewnie rady by nie dali, ale awans do finałów, rok po zdobyciu tytułu, po odejściu MVP tychże finałów, to byłoby coś historycznego. 27-letni Kameruńczyk od ośmiu meczów nie zszedł poniżej 20 punktów. Do tego broni. 27/8/4 za ostatnie dwa tygodnie.

Gary Trent Jr. Znakomicie wpasował się w drużynę. W odstępie miesiąca dwa mecze za 42 punkty. Pasuje charakterem do tej ekipy, a fakt, że dla Raps grał też jego ojciec sprawia, że gra dla tej organizacji to dla niego sprawa niemal honorowa.

Fred VanVleet. 21 punktów, 4.6 zbiórki, 6.7 asysty, 1.6 przechwytu, występ w All-Star Game. Absolutnie nigdy nie powiedziałbym, że taką drogą potoczy się jego kariera, gdy oglądałem go na żywo w jego debiutanckim sezonie 2016-17, gdy był ociężały, piłka uciekała mu w koźle, trafiał sporadycznie, a wszystko to na treningu, bez krycia, bez presji. Piękna historia!

Scottie „love na murach” Barnes. Koszykarz XXI wieku. Zagra Ci na czterech pozycjach, na obu końcach parkietu. Idealnie dla jego kariery, że trafił pod skrzydła kreatywnego Nurse’a. Ten daje mu piłkę i pozwala rozgrywać. Widzę scenariusze, w których Barnes stoi i więdnie w którymś z rogów jako (współczesny) skrzydłowy, który ma rzucać za trzy albo ścinać pod kosz i nic więcej. To nie jego gra. Jego grą jest kreowanie. Póki co, jeszcze jest w jego grze dużo życzliwości i jamajskiego uśmiechu. Jak dorzuci do tego trochę surowego mięsa, to mogą dziać się wielkie rzeczy. W styczniu i lutym oddawał tylko po 11 rzutów na mecz. W marcu już po 15. Jak dotrze do niego, że Raps potrzebują od niego nie tylko altruizmu, ale też odrobiny egoizmu, to być może będziemy mówić tu o graczu, wokół którego da się zbudować skład na miarę bicia się o tytuł. Chyba, że przesadzam.

Dallas Mavericks. W końcówce stycznia mieli bilans 16:18. A potem wygrali 27 z 35 następnych meczów. Oczywiście zmiany nie zaczęły dziać się z dnia na dzień. Przede wszystkim Luka schudł i wrócił na swój elitarny poziom. Trzeba wierzyć, że będzie to dla niego namacalny dowód na to, że może jednak warto przyjść do sezonu przygotowanym. Sam zresztą przyznał jakiś czas temu, że chyba za dużo imprezował minionego lata. Luka w październiku zdobywał po 22 punkty na mecz przy skuteczności tylko 42% z gry. W marcu wartości te weszły na poziom 32 punktów i 50%. Do tego zalicza po 10 zbiórek, 7 asyst, blok i prawie 2 przechwyty. Jego luty też był mocny. Powrót Luki na właściwe tory, to jedno. Równie ważna jest tu postać Jasona Kidda. Jeśli chodzi o koszykarzy, to po paru latach kariery wiesz mniej więcej, z czym masz do czynienia. W przypadku trenerów, progres może być zdumiewający, bo przecież odbyć się może w warstwie doświadczenia, filozofii, gry, ale także, a może przede wszystkim, w warstwie kontaktów międzyludzkich. Kidd popełnił w Bucks i Nets wiele błędów jako trener, ale jeszcze więcej jako człowiek. Tak po prostu. Do Dallas przyjechał właśnie z tym bagażem doświadczeń. Jako wybitny rozgrywający w jednym palcu ma te wszystkie iksy i igreki. W tym nowym rozdaniu potrzebował zredefiniować samego siebie, I robi to. I trzeba to podkreślić. Mavs są obecnie szóstą defensywą w lidze (tracą 105.4 punktu na 100 posiadań). Patrząc na ich skład, nie mają personelu by być tak dobrzy w obronie. W ataku są dopiero na 16 miejscu. Z tym składem raczej podejrzewałbym, że będzie odwrotnie. Ale to dobrze dla nich, bo jeśli obrona jest tym, co trzyma ich w meczach, to z takim ośrodkiem decyzyjnym, jakim jest Luka, o atak można być w miarę spokojnym. Pisałem przy okazji wymiany, że jeśli Mavs będą w stanie tchnąć zdrowie w nogi Spencera Dinwiddie’ego, to będą mieć z niego pożytek. W 12 meczach w Dallas (Mavs wygrali 10) 28-latek daje po 18 punktów, 2.8 zbiórki i 4.3 asysty, trafia 50% z gry oraz 43 za trzy, dostaje się na linię po pięć razy w meczu. W Waszyngtonie nie wyglądało to tak dobrze. Z zimną krwią wygrał mecz na Brooklynie, a parę dni wcześniej trafił kluczową trójkę w meczu z Bostonem. Czegoś takiego potrzebował Luka u swojego boku. Dorian Finney-Smith gra swój najlepszy sezon w karierze. Do kapitalnej obrony na pozycjach 1-4, zaczął dokładać punkty. W marcu to aż 15 przy 46.8% zza łuku.

Saddiq Bey. Podoba mi się jak w wieku ledwie 22 lat zaczął rozumieć czym na pewno nie jest jako koszykarz, ale jednocześnie czym jest, czym może być i co zapewni mu byt i pieniądze w NBA. No i oczywiście wyróżniam go za występ w meczu z Magic – 51 punktów, 10 trójek (na 14 prób), 17/27 z gry.

Phoenix Suns. Wygrają 60+ meczów, a to zawsze jest historycznie duże wydarzenie. Pod nieobecność CP3 i przez trochę Bookera, Suns zademonstrowali swoją głębię i siłę, a coach Williams postawił kropkę nad i w wyścigu po nagrodę dla najlepszego trenera. Tak myślę. Mogło się zdawać, że po tamtym sezonie, ten skład już niczym nie jest w stanie zaskoczyć. A jednak jest.
Jak już jestem w Arizonie, to wyróżnię jeszcze Camerona Payne’a. Tak dobrze pamiętasz, to ja miałem nie po drodze z jego przedmeczowym tańcem, gdy był w OKC. A teraz widzisz, nie tańczy, a gra w kosza. Mikal Bridges musi znaleźć się w najlepszej piątce obrońców.

Memphis Grizzlies. Wygrają ponad 50 meczów. To coś wielkiego, jak ten młody skład urósł na naszych oczach. Grizzlies z dziś zniszczyliby tych samych Grizzlies z pierwszych tygodni sezonu. Po bilansie 9:10, oraz po tym, jak kontuzji nabawił się Morant, ta grupa przeszła taką metamorfozę, jakie zdarzają się raz na…dekadę? Albo wcale. Tak z głowy, czyli z niczego, pamiętam Heat, którzy bodaj z 11:30 na półmetku rozgrywek, zrobili potem 30:11. a to tutaj imponuje jeszcze bardziej. Grizz, po tym słabym początku wygrali 39 meczów, a przegrali tylko 12. Jaren Jackson Jr wykonał kolosalny skok w jakości swojej gry. Były znaki zapytania odnośnie jego defensywy. Teraz te znaki zapytania są wykrzyknikami. Tyus Jones notuje po 4.2 asysty na mecz, przy zaledwie 0.6 straty. W zasadzie to o każdym graczu z rotacji coacha Jenkinsa można by napisać osobny tekst. O nim samym zresztą też. Steven Adam podnosi sobie ciężkich ludzi i idzie. Bajka.

Joel Embiid. No, śmiało. Dobrze Ci się kojarzy. Nie bój się tej myśli. Embiid ze swoim arsenałem zagrań, zwodów, spinów, pompek, pracą nóg i innych takich przypomina Ci samego Hakeema Olajuwona? Bardzo słusznie. Rzeczy, które przy swoim wzroście, przy swoich gabarytach, potrafi zrobić z piłką, w koźle, w biegu, to są rzeczy, które robią wrażenie. W końcu zdrowy. Nie musi się rehabilitować, frustrować odbudowywaniem formy, tylko czerpie garściami z tego sezonu. 30 punktów, 13 zbiórek, 4 asysty, 1.3 bloku, 1.1 przechwytu jako średnie za osiem meczów w marcu.

– W niedzielę, 13 marca Boston Celtics zastrzegli koszulkę #5 Kevina Garnetta. Lubię tego typu ceremonie, lubię te emocje i wspomnienia, a tamci Celtics byli ostatnią drużną w NBA, której szczerze kibicowałem. Piękny był też obrazek pojednania po latach KG i Raya Allena. Na pokaz, mówisz? Wątpię. Garnett nie robi rzeczy na pokaz.

Kevin Garnett, mój drugi ulubiony gracz all-time. Musisz wiedzieć, jeśli nie wiesz lub nie pamiętasz, że tamci Celtics 2007-08, to było coś wyjątkowego. Mistrzowski tytuł już w pierwszym roku wspólnego grania KG, Allena i Pierce’a. Po nich wielu próbowało, nie udało się nikomu. Nie w pierwszym roku.

Kevin Durant. Dzięki, że jesteś!

Timberwolves. 9:1 w ostatnich 10 meczach, bilans 41:30, więc zanosi się na całkiem przyzwoity finisz powyżej kreski. W tej chwili siódme miejsce z minimalną stratą do Nuggets. KAT chyba zaczyna rozumieć, lepiej późno, niż wcale, jaki talent śpi w jego potężnym ciele. Zresztą, to nigdy nie była kwestia talentu, tylko umiejętności odpowiedniego dodawania ognia jego motywacji i agresywności w grze. W przeszłości zbyt często przechodził obok meczów. Teraz idzie po swoje tak, jak powinien. W marcu 29 punktów, 11.6 zbiórki, 2.4 asysty,   1.3 bloku, 59% z gry, 41.7% zza łuku, 10 rzutów z linii. No i ten mecz ze Spurs – 60 punktów, w tym 32 w samej III kwarcie, 7/11 za trzy, 15/16 z linii, wszystko polane gulaszem z 17 zbiórek.

Giannis Antetokounmpo. Oho, Bucks się budzą? Wygrali 8 z ostatnich 9 meczów. Giannis robił w nich po 32.5 punktu, 12.3 zbiórki, 4.6 asysty, 1.5 przechwytu oraz 1 blok. Kozły już na drugim miejscu na Wschodzie

Miami Heat. Liderują na Wschodzie. Obawiałbym się na miejscu rywali. Heat w play-offach są zawsze groźni. Heat w play-offach z przewagą parkietu na każdą rundę są super groźni. Gdyby Bam Adebayo nie stracił aż tylu meczów, to byłby jednym z 3 kandydatów do nagrody dla najlepszego obrońcy. Kiedyś ją wygra, jak zdrówko dopisze. W marcu 19 punktów, 10 zbiórek, 3.3 asysty i 1.5 przechwytu.

Kyrie Irving. A wiesz, że jakbyś nie miał internetu, to Irving byłby jednym z Twoich ulubionych graczy? A tak, to dzban, płaska Ziemia, szałwia w szatni, kij w dłoni. Nie myśl o tym. Albo myśl, jak chcesz. Ale zobacz – W ostatnich ośmiu meczach tylko raz nie zdobył 20. W czterech z nich przekraczał próg 30 punktów. W tych czterech starciach było jedno za 50, jedno za 60 punktów. W tym pierwszym, jego skuteczność z gry wyniosła prawie 79%, w drugim 64.%. W historii NBA było tylko dwóch graczy obwodowych, którzy zaliczyli mecz na poziomie 50+ punktów przy skuteczności 75%+ procent. Tym drugim jest Michael Jordan i koniec listy.

Bismack Biyombo. 29-latek zarobi w tym sezonie $1.5 mln. Całą sumę postanowił przeznaczyć na budowę szpitala w jego rodzinnej Demokratycznej Republice Konga.

DeMar DeRozan. Miał w lutym serię 10 kolejnych meczów z przynajmniej 30 punktami na koncie. Dłuższą serię w historii klubu (11) miał tylko Michael Jordan. Średnie DeRozana za luty – 34.2 punktu, 6.2 zbiórki, 5.2 asysty, 1.3 przechwytu, 55.3% z gry, tylko 0.8 (!) celnej trójki na mecz.

Michael Jordan. A co ten tu robi? Podobała mi się ta ocieplona wizerunkowo wersja Jordana podczas Weekendu Gwiazd w Cleveland. Ze wszystkimi chciał pogadać, przytulić się, pożartować. Nie chował się po korytarzach, tajnych przejściach i innych takich, jak to miało miejsce w 2016 w Toronto, gdzie przybył oficjalnie, jako gospodarz kolejnego ASW.

LeBron James. Na LeBronie skończę śliwki, żebym mógł też od niego zacząć robaczywki. Tyle spoilowania. W marcu mecze za 56 i 50 punktów, dodatkowo jeden za 31, drugi za 30 punktów. Łącznie, w ośmiu meczach w marcu, LeBron produkuje po 32.6 punktu, 9 zbiórek, 5.4 asysty oraz 1.5 bloku. To są liczby, które chcę wyróżnić, bo to nie jest norma dla 37-latka. Zresztą, w ogóle być nadal w NBA w takim wieku, to nie jest norma, a co dopiero robić takie rzeczy. Ale…robaczywka będzie lepsza. Zobaczysz. Obiecuję.


Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

8 comments on “Śliwki vs Robaczywki 2021-22 Vol.7

    1. Karol Śliwa Post author

      Chodzi o Wielkie Trójki.
      Lowry był w Raps od lat. Leonard doszedł przed sezonem, Gasol w trakcie. Ale Gasol, z całym szacunkiem, to nie trzeci do Big 3.
      LeBron grał rok w LAL. AD przyszedł potem.
      O to chodzi.
      Pierce był w Bostonie, ale KG i Allen doszli latem 2007.

      Reply
      1. Fenix

        Dla mnie Gasol jest na tym samym poziomie co Allen, z całym szacunkiem dla Raya. Marc to profesor koszykówki. Jeśli chodzi o grę stricte drużynową to wnosi chyba więcej nic Allen. Ale to oczywiście moje zdanie. Pierce jak Lowry, a tamci dwaj doszli i w pierwszym sezonie zdobyli tytuł. Lowry, Leonard i Gasol to BIG3 jak ta lala.

        Reply
    1. Karol Śliwa Post author

      „Po nich wielu próbowało.” Po nich, czyli po roku 2008. Rok 1983 był przed rokiem 2008. Bardzo proszę, dobranoc.

      Reply
  1. PremierMorawiecki

    Karolu, ludzie są zirytowani Twoimi usprawiedliwieniami Ponitki. Musisz ich przeprosić, aby odzyskać sympatię ludu.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.