Dzień dobry! Zapraszam na drugą część poświątecznych śliwki. Przy okazji dziękuję Luce Doncicowi, że pozwolił mi napisać kilka ostatnich linijek tego tekstu.
– New York Knicks. Niech trzy ostatnie przegrane nie przesłonią faktu, że Knicksi są dobrzy, że mieli serię ośmiu wygranych z rzędu, oraz że są na całkiem dobrej drodze, żeby wejść do play-offs. Podoba mi się jak coach Thibodeau, mam takie wrażenie, zrobił sobie rachunek sumienia swojego coachingu, samego siebie, spojrzał na to wszystko z boku i wyciągnął wnioski. Spokojniejszy, taki bardziej ludzki, nadal budujący swoją tożsamość w obronie, ale dający sporo swobody, miejsca do improwizacji w ataku. Wreszcie, jak nie on, chętnie sięgający po młodych. Ileż to musiał sobie posiedzieć na ławce Bulls młody Jimmy Butler? I teraz patrz – Knicks osuszyli bagna. Od jakichś trzech lat nie popełnili prawie żadnego błędu w zarządzaniu klubem. Jasne, że można się przyczepić do pojedynczych ruchów, ale w skali ogólnej, Knicks nie zrobili żadnego f**upu, a przecież pod takim znakiem stały ich ostatni dwie dekady działań. Dlaczego trzy linijki wyżej prosiłem o Twoją uwagę? Słuchaj. Nie udało im się z Donovanem Mitchellem, za co swoją drogą, też ich krytykowano. Są dobrzy, nie na mistrzostwo, ale na play-offy. Nadal mają cały swój pakiet wyborów w drafcie, wartość ich graczy, których trzeba by dorzucić w potencjalnej wymianie, rośnie. W tak komfortowej sytuacji nie byli od 20 lat.
Szczęście, zadowolenie z życia, to proces cykliczny w NBA. Wspomnisz moje słowa, jak za miesiąc lub dwa, jakaś gwiazda powie głośno, że nie jest szczęśliwa w miejscu, w którym jest. Powie, że chce odejść. Da swoją listę wymarzonych destynacji, a na jej szczycie będzie Nowy Jork. I wtedy wchodzą Knicks, cali na niebiesko-pomarańczowo. Z furą wyborów w drafcie, z kontraktami do ruszenia, z młodymi zawodnikami. Monitoruj tę sytuację i wróć do mnie, jak zacznie się dziać.
Z imienia i nazwiska wymienić muszę Jalena Brunsona. Nie jest „jedynką”, z którą Knicks zdobędą tytuł, ale za to może być „jedynką”, z którą Knicks powalczą, lub nawet zdobędą tytuł. Co mam na myśli? Nie jest jedynką w rozumieniu lidera, z którym Knicks będą się bić o mistrzostwo. Nie jest na tyle dobry. Potrzeba, żeby zszedł do roli drugich, lub trzecich skrzypiec. Ale bez najmniejszego problemu może być rozgrywającym w rotacji, która pobije się o mistrzostwo. Warunek oczywiście jest taki, że potrzebuje mieć nad sobą jednego, najlepiej dwóch lepszych od siebie.
Po sezonie zadyszki, do dobrego grania wrócił Julius Randle. I to jest kluczowe dla dobrej gry Knicks. W grudniu produkuje 26.7 punktu, 10.8 zbiórki i 3.9 asysty.
R.J. Barrett zaliczył średni start w rozgrywki, ale grudzień ma solidny. 23 punkty, 6 zbiórek, 3 asysty i co ważne i dla Knicks i dla młodego Kanadyjczyka 42.4% zza łuku (2.3 celnej trójki na mecz).
– Tyrese Haliburton. Świetny, inteligentny rozgrywający, którego przyjemnie się ogląda. W grudniu ponad 23 punkty, 50% z gry, aż 46% zza łuku (4 celne trójki na mecz), 9 asyst i 1.4 przechwytu.
– Orlando Magic. Osiem wygranych w ostatnich 10 meczach. W tym dwa razy z Celtics, dwa razy z Raptors oraz Clippers i Hawks. Ja tam trochę bym to wystudził, poczekał jeszcze rok. Ale rozumiem, że młodzi rwą się do grania i wygrywania. I bardzo dobrze, bo nawet jeśli Magic mocno zatankują, bo pewnie i tak to robią, to nie robią tego jak Rockets, nad którymi pochylałem się w ostatnich robaczywkach. To jest znakomity kapitał, ponieważ nawet mając gracza top 10 ligi, na którego masz nadzieję, gdy tankujesz, musisz obudować go kompetentnymi ludźmi. A przecież ten proces możesz zacząć od końca – najpierw kompetentni ludzie, do nich gwiazda. Znakomity Bol Bol, świetnie że w końcu zdrowy. Wracający do zdrowia i dobrej gry Markelle Fultz, nadal młody (24). No i oczywiście Banchero i Wagner. To są fundamenty do budowania czegoś dobrego, ale także elementy ewentualnej układanki transferowej. Nie spier…lcie tego, Magic!
– Filadelfia 76ers. Z nimi jest trochę jak z Nets, tylko na mniejszą skalę. Jak średnio weszli w sezon, to zaczęła się narracja, że ten projekt nie ma szans. Byli 5:7, a internet już widział potencjał na rozbicie tej drużyny. Jak zaczęli grać dobrze, to przechodzi się obok tego dość chłodno. Zmieńmy to. Szóstki są contenderem. Musisz się z tym pogodzić. Musi to do Ciebie dotrzeć. Wiem, że słaby Rivers haha, gruby/stary/wolniejszy Harden haha, stary Tucker haha, Embiid nie zostanie zdrowy haha. W każdym z tych „haha” jest trochę prawdy, ale to „haha” w większej lub mniejszej skali tyczy się wielu innych drużyn i ich graczy. Fanem Riversa nie jestem, ale to nie czas, żeby teraz o nim rozmawiać. Sam prosty pick and roll Embiida z Hardenem, to jest zabójcza broń, na którą mało kto ma w obronie odpowiedź. I tu Rivers powinien zbudować tę drużynę (póki co nie do końca to robi, ale ustaliliśmy, że teraz o tym nie mówimy). Bilans 20:12, osiem wygranych z rzędu, piąte miejsce na Wschodzie, półtora meczu straty do drugich Bucks, trzy do liderujących Celtics. Ten skład może iść tylko w górę. A przecież Daryl Morey nie jest tam od parzenia herbaty. Tam trzeba spodziewać się niespodziewanego.
– Przy okazji rozmowy o 76ers, chciałem osobno wyróżnić Joela Embiida za występ na 59 punktów, 11 zbiórek, 8 asyst i 7 bloków!
– Cleveland Cavaliers. Z bilansem 22:12 są trzecią siłą Wschodu, czwartą w całej lidze. Wygrali 7 z ostatnich 10 meczów. Donovan Mitchell grał w tych starciach na poziomie 29.9 punktu, 3.6 zbiórki, 3.3 asysty oraz 1.3 przechwytu. Do tego 51% z gry, 41.7% za trzy (4 trójki na mecz) oraz 87%. Spodobało mi się u Mitchella jeszcze coś – zapytany o to, czy Jazz powinni zastrzec jego koszulkę z numerem 45, ten odpowiedział, że jego zdaniem zrobił za mało dla organizacji z Salt Lake City, żeby to się stało. Lubię super ambitnych zawodników, ale też wysoko cenię sobie szczerość i patrzenie na siebie samych z dystansem.
– W podobnym tonie wyróżniam Damiana Lillarda, który powiedział niedawno, że wie iż najlepszym strzelcem w historii jest Steph, ale nie widzi żadnych problemów w tym, żeby zacząć dyskusję, w której na argumenty można bronić tezy, że Dame jest drugi na tej liście. Tutaj też brawo za uznanie wielkości Stepha. A na parkiecie mocne 29.9 punktu w grudniu, przy znakomitej skuteczności zza łuku (44.4%, 5.5 celnej trójki w meczu) i z linii (95%). Do tego 3.4 zbiórki, 7.2 asysty i 1.2 przechwytu.
– AJ Griffin z Atlanty Hawks. Super historia. 19-letni debiutant jest synem Adriana Griffina, który grał w NBA, a teraz jest jednym z asystentów Nicka Nurse’a z Toronto. Raptors z tatą Grifinem przyjechali do Atlanty zetrzeć się z synem Griffinem i Hawks. Synalek wygrał Jastrzębiom mecz rzutem równo z końcową syreną.
Dwa tygodnie temu, w podobnym stylu, dał Atlancie wygraną z Chicago. Oba mecze były przedłużone o dogrywkę. W obu rzucił po 17 punktów.
– Sacramento Kings. To nie jest najlepszy timing, bo tylko 5:5 za ostatnich 10 meczów. Ale 17:14, to na mocnym Zachodzie bardzo dobry wynik. Sześciu zawodników zdobywających dwucyfrową liczbę punktów. W rotacji bywa nawet 8-10 zawodników. Być może, w perspektywie czasu, transfer Sabonisa za Haliburtona, okaże się jednostronny na korzyść Pacers, ale na teraz, obie organizacje mogą czuć się wygrane. Kings mają kolektyw nie mistrzowskich, ale za to bardzo solidnych, dobrych, może nawet (kilku) bardzo dobrych graczy, którzy idą po plusowy bilans i przynajmniej play-in. Dla tej memicznej organizacji, to już jest coś.
– Memphis Grizzlies. Trzecie miejsce na Zachodzie (20:12) z minimalną stratą do liderujących Nuggets. Siedem wygranych w ostatnich dziesięciu meczach. Grizzlies są mocni i nikogo się nie boją. Bardzo mi się to podoba. Powrót Jarena Jacksona Juniora dał im nowy wymiar w obronie. Trzy bloki na mecz w erze rzucania z dystansu, to świetny wynik. Poza tym sama jego obecność pod koszem sprawia, że atakujący obręcz dwa razy zastanowi się zanim to zrobi. A tego statystyki nie obejmą. Podoba mi się też, że nie spanikowali gdy pozwalali latem odejść Kyle’owi Andersonowi, gdy puszczali w wymianie De’Anthony’ego Meltona. Wiedzieli, że mają wystarczająco talentu i atletyzmu, by zapełnić te luki.
– Devin Booker. Za występ przeciwko Pelicans. 58 punktów (21/35 z gry, 6/12 zza łuku, 10/15 z linii). Do tego 6 zbiórek i 5 asyst. To jest lepszy mecz w jego wykonaniu, niż ten za 70 punktów w Bostonie, w 2017 roku. Po pierwsze, tamten był przegrany, a zdobycz sztucznie naciągana. Tutaj każdy z jego punktów był potrzebny, bo Suns wygrali tylko 118:114.
– Shai Gilgeous-Alexander za wygraną z Blazers. Ale nie tylko. 24-latek gra w grudniu na poziomie 32.7 punktu, 4.7 zbiórki, 5.1 asysty oraz 1.7 przechwytu. W dziesięciu meczach ani razu nie zszedł poniżej 23 puntów, sześć razy przekraczał 30 punktów, w tym dwa razy 40. Chciałbym zobaczyć go grającego w drużynie play-offowej. Jeśli Thunder tankują, to robią to we właściwy sposób. O ile jest taki w przypadku świadomego przegrywania meczów.
– LaMelo Ball. Ten sezon stoi u niego pod znakiem kontuzji. Ale ostatnio wrócił i przypomniał nam dlaczego pytanie „Ball czy Morant” było jak najbardziej zasadnym pytaniem jeszcze nie tak dawno temu. W grudniu (siedem meczów) 25.3 punktu, 5.3 zbiórki, 8.5 asysty i 1.2 przechwytu. Trzy z tych spotkań z double-double, żadnego poniżej 23 punktów. Zdrowia, panie Piłka!
– W Boże Narodzenie, w Dallas, przed meczem Mavs-Lakers, odsłonięto pomnik Dirka Nowitzkiego. Na pytanie czy mógł on wyglądać inaczej, odpowiedź może być tylko jedna – nie, nie mógł!
– Jayson Tatum. W ostatnich sześciu meczach 44, 31, 41, 30, 41, 38 punktów. Ten pierwszy z nich przeciwko Lakers. Zawsze, gdy Celtics grają z Lakers media nie mogą nie przypomnieć o tym, że Lakers mogli mieć Tatuma. W drafcie 2017 roku zdecydowali się jednak na Lonzo Balla. Reszta jest historią. Proszę zwrócić uwagę na sekwencję, w której Tatum, kryty przez LeBrona, trafia na remis (po 110), a w rezultacie, daje dogrywkę. Niesamowita ekspozycja talentu, wzorowej pracy nóg i spokoju. Napisałbym na koniec, że jest imponujące, bo JT ma dopiero 19 lat, ale chyba żart powtarzany za często, przestaje być śmieszny.
– Luka Doncic. Od kiedy skrytykowałem go za fatalny stosunek do sędziów, mam na pieńku z paroma ultrasami Mavs i Luki. Co samo w sobie jest super urocze. Uwielbiam ultrasów poszczególnych drużyn. Ale to nie czas i miejsce na nich. Minionej nocy Luka zaaplikował Knicks, uwaga, 60 punktów, 21 zbiórek, 10 asyst, 2 przechwyty i 1 blok. Mavs wygrali po dogrywce 126:121. Pulchny Słoweniec trafił 21 z 31 rzutów z gry i 16 z 22 z linii. W dwóch wcześniejszych starciach, z Lakers i Rockers, również wygranych, zaliczył 32 i 50 punktów.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.
co to za okręgi na ciele Doncica?
Pewnie przebarwienia po BAŃKACH