Śliwki vs Robaczywki XIX, XX i XXI tygodnia

To moje drugie obsunięcie w sezonie. Pierwsze przez Weekend Gwiazd w Toronto. To drugie teraz przez wyjazd na koszykarski turniej do Wiednia. Robaczywka dla mnie. Powiem Wam jednak szczerze, że gdy zaczynałem „ŚvsR” z początkiem sezonu, to nie sądziłem, że będzie tak dobrze. Tylko dwa obsunięcia. Rok temu robiłem „ŚvsR” miesiąca a i tak miałem kłopoty z terminami. To dobry patent. Uczy mnie systematyczności, nad którą muszę nadal pracować. Cieszę się, że wpadłem na ten pomysł. 
Tradycyjnie dziękuję za przesyłanie Waszych propozycji. Proszę o więcej.
Kanały kontaktu znacie dobrze – maile, wiadomości na FB, komentarze.

Kolejność, jak zwykle, dość przypadkowa. W tym wydaniu kilka nominacji dość prywatnych, mniej enbiejowskich:

Śliwki:

– Przede wszystkim duża Śliwka dla Was, odwiedzających mój blog. Od jakiegoś czasu jestem na takim etapie jego prowadzenia, o jakim zawsze marzyłem. Mam na myśli kontakt z ludźmi, zasięg i jakieś tam istnienie w cyberprzestrzeni. Luźna myśl, pytanie, przemyślenia rzucone na mój FB, spotykają się z niemal natychmiastową i całkiem liczną reakcją. Komentujecie mądrze, ciekawie, śmiesznie. Dziękuję Wam za to. Wiem po sobie, że w dzisiejszych czasach ludziom zazwyczaj się nie chce wdawać w dyskusje w sieci. Wam się chce i robicie to na poziomie. Chylę czoła i, jak to ja, proszę o więcej.

– Duża Śliwka dla turnieju w Wiedniu. Każdego roku, tydzień przed Wielkanocą, w stolicy Austrii organizowany jest ogromny turniej koszykówki. Zwykle przyjeżdża ponad 400 drużyn z całej Europy, czasem też z odleglejszych części świata. Wiedeń to piękne miasto. Za każdym razem odkrywam w nim coś nowego. Idealna okazja, żeby spotkać starych znajomych z całej Polski i ze świata. Idealna sposobność, żeby poznać nowych ludzi. Te bezcenne dyskusje o koszykówce, polityce, religii, życiu, gospodarce, terroryzmie, relacjach damsko-męskich i wielu innych sprawach. You name it. Dobrze, że nie ma wśród nas D’Angelo Russellów bo wiele przemyśleń, teorii i stwierdzeń, które tam padają, nie nadają się raczej do publikacji i dobrze, że zostają w czterech ścianach.  

– Po Wiedniu zajechałem do Polski na tydzień (nadal trwa). Spotkania z rodziną, znajomymi. To są bezcenne wspomnienia i uczucia, które uwielbiam kolekcjonować a z roku na rok cenię je coraz bardziej. Treningi na KULu w Lublinie oraz w Świdniku. Miło spotkać starych kolegów, pograć w kosza w znajomych halach. Pójść na Globus na mecz Startu. Dla moich kumpli to po prostu kolejny trening w jakiś zwykły wtorkowy wieczór. Dla mnie to festiwal pozytywnych uczuć. Szkoda, że ten czas tak szybko mija.  

– Śliwka dla pana, którego spotkałem w Warszawie, w poniedziałek (21.03) przy wejściu do stacji metra (Centrum). „Czy to Ty jesteś Karol z bloga „Karol Mówi?” – zapytał. „Tak, to ja.” – odpowiedziałem. „Czytam Twój blog. Dobra robota.”. Było mi bardzo miło. „Ja pier..le. Ty celebryto.” – sprowadził mnie na ziemię mój kolega, z którym jechaliśmy z Warszawy do Wiednia.

Dalej już na sucho, tylko NBA

– Isaiah Thomas. Mały, wielki Thomas idealnie wpasował się w system Brada Stevensa. Wyróżniałem już kilka razy jego i Celtics ale w zasadzie w każdym zestawieniu i C’s i on zasługują na pochwały. Być może są o jednego Cousinsa by walczyć o tytuł? Przesadzam? Może. Thomas ma w tym sezonie osiem meczów z 30+ punktami na koncie. Ostatnim Celtem, który tego dokonał był Paul Pierce w sezonie 2007-08.
No i ten blok na CP3!


                            

 
   
– Baron Davis zagrał w D-League. Nie tylko pojawił się na boisku. On grał i nawet zadunkował. Jestem pełen podziwu dla gościa, który po tak dewastacyjnej kontuzji, z uporem maniaka zapragnął wrócić do gry i zrobił naprawdę wiele by to osiągnąć. Gdy trzy lata temu rozmawiałem z nim w Londynie, myślałem, że tylko tak mówi. On już wtedy miał poważny plan. B-Diddy wygląda w D-League całkiem dobrze. W czterech meczach zaliczył 8, 14, 21 i 11 punktów. Wierzę, że zobaczymy go w przyszłym sezonie w NBA.   

– W sezonie 1995-96 Jordan i Bulls, przegrali z Knicks różnicą 32 punktów, w swoim 61 meczu sezonu. 20 lat później, Warriors goniący rekord tamtych Byków, przegrali z Lakers 112:95 również w swoim 61 meczu rozgrywek. Taki prztyczek w nos od historii.

– James Harden zaliczył 40 punktów, 14 asyst i 5 zbiórek w meczu z Raptors (113:107 dla Rockets). Był to jego czwarty w tym sezonie mecz na poziomie przynajmniej 40 punktów i 10 asyst. Cała reszta NBA ma też cztery tego typu mecze (Chris Paul, John Wall, Russell Westbrook i Damian Lillard).

– Jeśli jesteśmy przy Brodaczu – Podczas, gdy gwiazdy odpuściły sobie defensywę w Meczu All-Star w Toronto, tylko on grał po bronionej stronie boiska na swoim, ligowym poziomie. Taki średnio śmieszny żart. 

– Luol Deng zaczął grać w Miami koszykówkę, jakiej oczekiwano od niego, gdy przychodził do Heat wypełnić lukę po LeBronie. Wprawdzie w ostatnim tygodniu szło mu średnio ale wcześniej miał serię 17 kolejnych meczów z przynajmniej 10 punktami na koncie (6x 20 i więcej) w tym siedem razy zaliczał double-double.

– Polish heritage night w Waszyngtonie. Możecie nie być fanami gry Gortata, jak na przykład ja, ale nie możecie nie docenić tego, co poza boiskiem robi M.G. Chyba nie ma drugiego polskiego sportowca, który tak sławiłby i honorował nasz kraj, naszą kulturę, naszych żołnierzy. Świetna robota Marcin! Świetną pracę wykonał też Robert El Gendy z TVP, który na miejscu zrobił reportaż z tego wydarzenia.

– Marcelo Huertas. Na początku sezonu był antybohaterem kilku filmików. W ostatnich tygodniach pokazuje, że jego obecność w NBA nie jest dziełem przypadku czy szerokich kontaktów jego agenta. Liczby nie powalają na kolana ale gdy ogląda się mecze Lakers, to widać, że to bystry chłopak.


– Karl-Anthony Towns. Weteran zamknięty w ciele 20-latka. Patrząc na jego grę, ciężko uwierzyć, że to debiutant. 22 punkty, 10 zbiórek, ponad 2 asysty, ponad 1 blok i ponad 1 przechwyt za ostatnie trzy tygodnie. Od ostatnich dziewięciu meczów, nie schodzi z parkietu bez double-double. Kevin Garnett maczał w tym swoje place.

– Hassan Whiteside. Wyróżniam go kolejny raz, bo jest za co. W ostatnich 14 meczach, tylko dwa razy nie zaliczył double-double. Ciekawy manewr coacha Spo z wprowadzaniem go z ławki. Hasan niszczy strefę podkoszową. W świecie small ballu przypomina, że duży ma jednak bliżej do obręczy.

– Mario Chalmers zerwał ścięgno Achillesa prawej nogi. Dwyane Wade postanowił pomóc swojemu byłemu koledze z Miami. Lider Heat skontaktował Chalmersa z Wesley’em Mathewsem, który rok temu przechodził podobną kontuzję. Gracz Mavs (wtedy Blazers) doznał kontuzji 5 marca 2015 roku. Mimo to zdążył z rehabilitacją na mecz otwarcia. Zawsze imponowało mi to przekazywanie know-how w NBA. Odnośnie leczenia kontuzji, diety, treningów, życia w poszczególnych miastach NBA, czerpania z wiedzy weteranów. To jest coś niesamowitego.  

– DeAndre Jordan. Dwucyfrowa ilość punktów w 15 kolejnych meczach. Double-double w 12 z nich. 29 kolejnych meczów z przynajmniej jednym blokiem na koncie. Oto, jak lekkoatleta staje się koszykarzem. Zawsze mówiłem, że D.J. i jemu podobni, to nie są koszykarze. To atleci, którzy robią koszykarskie rzeczy. Jordan nadal jest ofensywnym analfabetą ale…who cares? Skoro zbiera, blokuje, lata nad głowami rywali i sieje postrach pod koszem, to czego chcieć więcej od swojego środkowego. Nie będzie rzucał, jak Ewing. Nie będzie tańczył, jak Olajuwon. Ale i tak będzie przydatny. 

– Rodzina NBA we wzruszający sposób przyjęła wieść o nawrocie choroby (o niej w Robaczywkach) Craiga Sagera. Z klasą zachowali się np. Randy Wittman, Steph Curry i wielu innych graczy i trenerów. #sagerstrong

– Zach LaVine w marcu – 19.1 punktu. 51.3% z gry, 47.4% zza łuku. Tylko dunker?

– Russell Westbrook. 16 meczów z triple-double w tym sezonie. Więcej, na przestrzeni ostatnich 27 lat, w jednym sezonie miał Magic Johnson (17) w rozgrywkach 1988-89. Russ zaliczył w marcu siedem meczów z potrójnym wynikiem dwucyfrowym. Ostatni tego typu miesiąc miał sam Michael Jordan w kwietniu 1988 roku (też 7). Wesbrook ma szansę pobić ten wynik w jutrzejszym meczu z L.A. Clippers.   


Robaczywki:

Smutna wiadomość zza oceanu. Craig Sager, legenda dziennikarstwa sportowego, zdradził, że lekarze dają mu maksymalnie pół roku życia. W kwietniu 2014 roku wykryto u niego białaczkę. Leczenie niestety tylko na jakiś czas pozwoliło zatrzymać chorobę.

– John Henson. Tak, fajny blok na Barnesie. Ale wszystko to, co wydarzyło się potem, to klasyczna wiocha. Henson napuszył się jak paw, zrobił minę jakby ktoś włożył mu w spodenki kostki lodu i zaczął łazić jak obłąkany. Zwracam uwagę, że było już po meczu. Ani blok Hensona nic nie zmieniał ani ewentualne punkty Barnesa nic by nie zmieniły. To jest dramat…


                            


– 76ers. Bez komentarza.

– D’Angelo Russell wyspowiadał Nicka Younga, nagrał bez jego wiedzy a potem wrzucił to do sieci. W szatni Lakers jest podobno fatalna atmosfera. A Byron Scott mówił już dawno, że Russell zachowuje się czasem, jakby miał 14 lat.

– Sacramento Kings. Cyrk na kółkach. Pisałem o grupie trenerów starszej daty, którzy już do NBA nie wrócą bo ich następcy (tacy, jak Brad Stevens) są dobrzy w tym co robią. Wygląda mi na to, że George Karl wkrótce powinien też pożegnać się na zawsze z NBA. Przez lata ceniłem jego filozofię prowadzenia drużyn. Świetne  w ataku, dużo biegające. Może nie tak silne w obronie ale z racji mocnej ofensywy, nieźle to maskujące. Cóż, Kings są karykaturą tej filozofii a Karl zdaje się tego nie widzieć. Jeśli zamiast trenera, Sacramento opuści Boogie, to stracę resztki szacunku dla tej półamatorskiej organizacji. I sam się sobie dziwię, że to piszę bo zdawało mi się, że już dawno je straciłem. 

– Zdaje się, że Mavs po 3/4 sezonu na niezłym poziomie mogę nie wejść do play-offs. Oglądając ich mecze, można odnieść wrażenie, że tam nie brakuje niczego poza świeżymi nogami. Pewnych spraw samo IQ nie przeskoczy. Możemy pogadać o dunkowaniu i blokowaniu aż ktoś przyjdzie i to zrobi. Chandler Parsons znów położył kolano na stole operacyjnym.

– Tankowanie Lakers. Śmieszy mnie/irytuje ilekroć słyszę/czytam ludzi zbulwersowanych tankowaniem Lakers. Brzmi to, jakby ktoś obudził ich z przynajmniej dwuletniej śpiączki. Zdziwieni, oburzeni. Słodkie to. Tankowanie Lakers jest faktem moi młodzi znawcy NBA. Jeśli zobaczycie, że coach Scott zdejmuje w końcówce dobrze grającego zawodnika, to nie bijcie w tarabany i nie udawajcie mądrzejszych, niż jesteście.

– Rajon Rondo prowadzi jakąś chorą, korespondencyjną wojenkę z Mavs. Mówi, że jeśli Kings nie wejdą do postseason (a nie wejdą), to chce, żeby Mavs zaczęli wakacje razem z nimi. Ale o co Ci idzie Rajon?

Rondo chyba nie ma żadnych powodów, żeby mieć uraz do Dallas. Wyciągnęli go z Bostonu by zrobić głęboki run w play-offach. Skończyło się to porażką na całej linii. Coach Carlisle i R.R. nigdy nie znaleźli wspólnego języka. R.R. wypiął się na nich w serii z Rockets czyli wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowali.
 
– Dwight Howard jest zdziecinniałym idiotą. W sumie żadna to nowość. Rockets grali w Atlancie. Howard wrócił z ławki na parkiet. Rzuty wolne wykonywał Paul Millsap. Howard chwycił na chwilę piłkę i posmarował ją jakąś lepiącą substancją. No debil.
Millsap powiedział, że nigdy nie czuł czegoś takiego na piłce do kosza, że było to jak super glue. Sędziowie zareagowali i wymienili piłkę.
„Nie rozumiem, czemu ludzie robią z tego taką aferę. Robię to w każdym meczu.” – powiedział Howard i dodał, że ten proceder ciągnie się już z pięć lat. 
Rozumiecie to?
Howard, zawodnik NBA, do niedawna jeden z najlepszych środkowych ligi, przynosi w słoiku jakąś lepką maź. Potem szuka okazji, by tę maź wsmarować w piłkę, żeby zrobić psikusa rzucającemu rywalowi? Czy nie brzmi to idiotycznie?
Nie zdobędziesz mistrzostwa, mając na centrze błazna.


                            

– Jeden z gorszych gwizdków, jakie widziałem. Harden skacze na plecy Holiday’a. Sędzia odgwizduje faul Holiday’a.


                            


 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.