Suns odzyskują przewagę własnego parkietu. Niesamowity J-Rich!

Dla Jasona Richardsona kosz był dziś wielki jak ocean a on sam swoją grą zdawał się mówić do partnerów "wskoczcie mi na plecy a ja zaprowadzę Was do zwycięstwa." Niegdyś król dunkowania pokazał, że w jego ofensywnym arsenale są także rzuty z dystansu. J-Rich zdobył dziś aż 42 punkty (8/12 za trzy punkty) a jego Suns rozbili na wyjeździe Blazers 108:89 i odzyskali przewagę własnego parkietu.


Goście od samego początku zagrali ostro w obronie i skutecznie w ataku czego rezultatem była wysoko wygrana pierwsza kwarta (34:16). Niespadająca intensywność gry Suns w drugiej kwarcie przełożyła się na miażdżący wynik do przerwy 66:37. Plan gry obronnej Blazers zakładał intensywne skupianie się na parze Nash – Stoudemire i kasowaniu ich zabójczych pick’n’roli. Taka sytuacja oznaczała, że gdzieś na parkiecie znajduje się mniej pieczołowicie kryty zawodnik. Szybkie dogranie doń piłki oznaczało możliwość rzutu z otwartej pozycji. Na szczęście dla Phoenix i fanów tego zespołu w meczu nr 3 tym kimś okazał się być Jason Richardson, który tego dnia meczowy rytm złapał już chyba na rozgrzewce. Jego 21 punktów do przerwy w 18 minut przy jednoczesnym, zaskakująco wysokim jak na tę serię prowadzeniu Suns było zapowiedzią emocji w II połowie. Ci, którzy liczyli na pogoń gospodarzy nie zawiedli się. Ci, którzy (po cichu) liczyli na niespodziankę musieli obejść się smakiem.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można było zakładać już po pierwszej połowie, że Blazers tego meczu nie wygrają – i nie wygrali. Odrobienie 29 punktów w play-offs jest tym bardziej trudne gdy najlepszy zawodnik siedzi na trybunach w garniturze z zabandażowanym kolanem. Wprawdzie po rzucie Rudy’ego Fernandeza prowadzenie gości stopniało do 11 punktów (91:80) ale była to już 43 minuta meczu i na niespodziankę po pierwsze nie było czasu a po drugie Suns nie mieli zamiaru do niej dopuścić. Następne pięć minut gry wygrali 17:9 a cały mecz 108:89 dzięki czemu odzyskali straconą w pierwszym meczu serii przewagę własnego parkietu.
Obok niesamowitego Richardsona, dla którego 42 punkty w play-offs są rekordowym osiągnięciem (44 w sezonie regularnym) dobre zawody zagrali: Amar’e Stoudemire (20 punktów i 2 bloki) oraz Steve Nash (13 punktów, 10 asyst, 4 zbiórki).
Dla gospodarzy, wśród których pięciu graczy rzuciło 11 lub więcej punktów najlepiej punktował LaMarcus Aldridge (17). Bohater meczu nr 1 Andre Miller po 31 punktowym występie w dwóch kolejnych starciach ma na koncie łącznie 23 punkty przy skuteczności 8/22 z gry.
Na domiar złego Blazers stracili borykającego się z obolałym barkiem Nicolasa Batum. Francuz zagrał tylko 9 minut i z grymasem bólu udał się do szatni.
Światełkiem w tunelu dla Portland może być fakt, że ich lider Brandon Roy ledwie tydzień po operacji kolana widziany był na obiektach treningowych klubu. Póki co poprzestał na rzutach osobistych ale już sam fakt, że to robił może rozbudzać wyobraźnie fanów.
W dwóch wygranych meczach Suns rzucają średnio po 113,5 punktu tracąc zaledwie 89,5.



Po meczu powiedzieli:

Jason Richardson:"Byłem zaskoczony, że dają mi tyle miejsca i czasu do rzutu. Kiedy trafiłem pierwszą 'trójkę’ poczułem, że kosz się dla mnie otwiera. Myślę, że to był mój najlepszy mecz w NBA. 9 lat w lidze a tylko 2 razy w play-offs. 7 razy tę część sezonu oglądałem w TV."

Alvin Gentry:"Blazers zrobili robili dobrą robotę w kasowaniu naszych pick’n’roli. Ale żeby to osiągnąć potrzebowali dodatkowego obrońcy. My z kolei w tej sytuacji dobrze przerzucaliśmy piłki w poszukiwaniu Jasona, który jest ostatnio w dobrej formie rzutowej."

Nate McMilln:"Wyglądaliśmy dziś na bardzo spiętych. Być może sami narzuciliśmy na siebie zbyt dużą presję, szczególnie w pierwszej połowie. W drugiej zaczęliśmy grać w koszykówkę, zaczęliśmy walczyć i wygraliśmy obie kwarty. Musimy jakoś przenieść to nastawienie na mecz nr 4."

Phoenix Suns – Portland Trail Blazers
Stan rywalizacji 2:1

Mecz nr 4 w sobotę w Portland.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.