„To Najlepszy Czas, Żeby Oglądać NBA”

Mikołaj Stępniak, znany w internecie również jako mikoayek, zaprasza do tekstu o początku tego sezonu w NBA:

Tydzień temu rozpoczął się nowy sezon najlepszej koszykarskiej ligi świata. Rok w rok pojawiają się nowe talenty, spektakularne akcje, rekordy punktowe, zaskoczenia i rozczarowania. Jednak obecny sezon zapowiada się jako jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) w historii. W tym artykule postaram się przedstawić argumenty, któreza tym przemawiają.

NIESAMOWITY TALENT W LIDZE.

Początek sezonu zawsze rozpala dyskusje o kandydatach do statuetki MVP (Most Valuable Player). Zazwyczaj w grze liczyło się dwóch zawodników (ewentualnie jeden dominujący), a pozostali byli wymieniani raczej z szacunku — bo statystyki czy bilans drużyny nie pozwalały im realnie włączyć się do walki.

Tak było w zeszłym sezonie: Nikola Jokić i Shai Gilgeous-Alexander byli wyraźnie przed resztą stawki. Podobnie w 2019, gdy Giannis pokonał Jamesa Hardena, a zawodnik z trzeciego miejsca miał o 420 głosów mniej niż Harden. Albo w sezonie 2012–13, gdy LeBron zdobył 1207 punktów w głosowaniu, a Dirk Nowitzki tylko 765.
W tym sezonie sytuacja wygląda inaczej. Do grona Jokić – SGA wyraźnie dołączył Giannis. Korzystając z nieco słabszego Wschodu i swojej znakomitej formy, zadaje niszczycielskie ciosy pod koszem — ograniczył rzuty za trzy i gra bardziej agresywnie. Po czterech meczach notuje średnie: 36.3 punktów, 7 asyst i 14 zbiórek.

Luka Dončić już od początku sezonu przypomina, że jest jednym z największych koszykarskich talentów obecnych czasów. W starciu z Wolves zanotował 49 punktów, 11 zbiórek, 8 asyst i 5 trójek. Lakers mają swoje problemy, ale geniusz Luki sprawia, że Lakers mogą namieszać.
Do rozmowy puka także Anthony Edwards — 24-latek z Minnesoty, który słynie z pewności siebie i ciętego języka, ale jego gra mówi jeszcze więcej. Antman poprowadził Wolves dwukrotnie do finałów konferencji, a sezon zaczął średnimi 25.7 punktów, 4 zbiórki i 2 asysty, błyszcząc w meczu otwarcia, gdzie zdobył 41 punktów, 7 zbiórek i 5 trójek.

MONSTRUALNY FENOMEN — VICTOR WEMBANYAMA.

Victor Wembanyama to 21-letni Francuz, o którym mówi się, że może zostać najlepszym koszykarzem w historii. I co najważniejsze — to nie jest pusty slogan. W tym sezonie wygląda jak zawodnik, jakiego NBA jeszcze nie widziała. Urośł przez lato do 226 cm, a mimo to porusza się z lekkością i koordynacją obwodowego. Jego obecne statystyki — 30.2 punktu, 14.6 zbiórki, 3.4 asysty, 4.8 bloku i 1.4 przechwytu — wyglądają jak wynik symulacji, nie realnych meczów. To poziom, który może dać mu nagrodę Obrońcy Roku, choć Wemby jeszcze nie wszedł w pełnię możliwości.
To, co wydarzyło się w offseasonie, najlepiej pokazuje jego świadomość własnego potencjału. Nie tylko trenował — on przebudował swoje podejście do koszykówki i do samego siebie. Spędził czas w klasztorze Shaolin, skupiając się na pracy nad ciałem i koncentracją. Ćwiczył pracę nóg pod okiem Hakeema Olajuwona, jednego z najbardziej technicznych podkoszowych w historii. Rozmawiał i trenował z Kevinem Garnettem, chłonąc jego intensywność i mentalność dominatora. Nad kozłem i kontrolą piłki szlifował kozioł z Jamalem Crawfordem — człowiekiem, który potrafił ośmieszać obrońców jak mało kto. To nie jest standardowy rozwój młodego zawodnika. To budowanie kompletnego koszykarskiego organizmu, który wie, kim chce być.
Najpełniej było to widać w meczu z Dallas Mavericks. W jednej sekwencji Wembanyama zablokował wsad mierzącego 216 cm Derecka Lively’ego, przeprowadził piłkę przez całe boisko jak rozgrywający, wyhamował, przełożył kozłem między nogami i za plecami, zrobił stepback i trafił za trzy z faulem. W jednej akcji pokazał wzrost centra, ruchy skrzydłowego i swobodę obwodowego. To nie był highlight. To było oświadczenie.

NOWA ZASADA.

Władze NBA wprowadziły zasadę, dzięki której rzuty z połowy boiska lub z końcówki kwarty nie obniżają statystyk skuteczności. Efekt? Zawodnicy znowu częściej podejmują próby, a my dostajemy więcej klipów, które wyglądają jak odrzuty z gry NBA 2K na hakach.

KLASA PIERWSZOROCZNIAKÓW.

Cooper Flagg, VJ Edgecombe, Dylan Harper, Cedrick Coward — to tylko początek listy. Pod powierzchnią czeka cała fala młodych talentów, którzy w ciągu najbliższych lat mogą stać się dla ligi tym, czym klasa draftu 2018 (Doncic, Trae Young, SGA, Brunson) jest dzisiaj. To zawodnicy z ogromnym potencjałem, pewnością siebie i świadomością swojej roli w przyszłości NBA. Jeszcze dziś traktujemy ich jako obietnicę. Za trzy, cztery sezony mogą już wyznaczać kierunek rozwoju całej ligi. To jest moment, w którym rodzą się nowe twarze koszykówki.

PRZEKAZANIE PAŁECZKI

Równocześnie na naszych oczach dobiega końca pewna era. Zawodnicy, którzy wyznaczali styl i tempo gry przez ostatnią dekadę, powoli schodzą ze sceny. Steph Curry, Kevin Durant, Chris Paul, James Harden, LeBron James i inni przedstawiciele pokolenia 00 są bliżej końca swojej drogi niż jej środka. W ciągu jednego, dwóch, maksymalnie trzech sezonów będziemy żegnać kolejne ikony, które zmieniały tę ligę — i nasze spojrzenie na koszykówkę.

Dlatego właśnie teraz jest czas „carpe diem”.

Trzeba doceniać ich grę, dopóki wciąż możemy ją oglądać.

Dopóki wychodzą na parkiet.

Dopóki nadal rozpalają hale.

Bo za chwilę liga będzie wyglądać zupełnie inaczej. I to jest piękne — ale też nieodwracalne.


Mikołaj pomagał mi w Rydze przy EuroBasket Small Talkach, relacjonował również sparing Polaków z Finami prosto z Sosnowca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.