Van Gundy coś wie, Gortat debiutuje w Suns, Bogut mówi prawdę

Po niemal tygodniu od transferu w końcu doczekaliśmy się. Marcin Gortat zadebiutował w barwach Phoenix Suns ale to Miami Heat mogli cieszyć się z wygranej. W Orlando wreszcie radość ze zwycięstwa i to z nie byle kim bo najlepszą ekipą Zachodu San Antonio Spurs.



Wszyscy, którzy liczyli na double-double Marcina w debiucie i odesłanie Robina Lopeza na ławkę rezerwowych będą musieli poczekać na to przynajmniej do następnego meczu Suns. Były zmiennik Dwighta Howarda spędził na parkiecie 17 minut w ciągu których zdobył 4 punkty (2/5 z gry) i zebrał z tablic 4 piłki. Widać było, że potrzebuje zgrania z zespołem tak samo jak zespół potrzebuje czasu by jak najlepiej go wkomponować a przecież gra przeciwko jednej z najlepszych defensyw w lidze z pewnością nie była najlepszym miejscem na eksperymenty.
Suns byli równorzędnym partnerem dla gości z Florydy tylko w pierwszej kwarcie, kiedy ich prowadzenie momentami sięgało nawet 11 punktów. Później sprawy w swoje ręce wzięli LeBron James i Chris Bosh i pod nieobecność leczącego obolałe kolano Dwyane’a Wade’a rzucili 59 z 85 punktów drużyny.
Wśród pokonanych na słowa uznania zasłużył Jared Dudley, który po wytransferowaniu Jasona Richardsona zapewne regularnie otrzymać będzie kilka rzutów więcej niż kiedyś. J.D. zagrał swój najlepszy mecz w dotychczasowej karierze. Zdobył 33 punkty (11/16 z gry w tym 7/10 za trzy) i zebrał 12 piłek. 18 asyst dorzucił Steve Nash. Robin Lopez, którego grę polscy kibice będą od dziś analizować baczniej niż kiedykolwiek zdobył 12 punktów i 5 zbiórek. MECZ



Kalendarz nie sprzyja Magic we wkomponowywaniu nowych twarzy do składu. Po porażkach z Atlantą Hawks i Dallas Mavericks, nowy skład Orlando Magic gościł u siebie najlepszą drużynę NBA San Antonio Spurs. Na szczęście dla pragnących odbudować się gospodarzy, którzy przegrali 8 z ostatnich 10 meczów i z drugiego spadli na piąte miejsce na Wschodzie, Spurs przyjechali na Florydę mając w nogach grany w wysokim tempie mecz z Nuggets niespełna 24 godziny wcześniej. Prestiż prestiżem ale dla weteranów celujących w mistrzostwo na tym etapie sezonu priorytetem jest przede wszystkim zdrowie i odpowiednia ilość odpoczynku. Dlatego właśnie w meczu back-to-back coach Popovich nie pozwolił żadnemu ze swoich starterów na grę dłuższą niż 24 minuty (z wyjątkiem Richarda Jeffersona, który zagrał pół godziny). Aż ośmiu graczy Spurs zdobyło 10 lub więcej punktów. Najwięcej (po 16) rzucili Tony Parker i Gary Neal.
Coach Stan Van Gundy zostawił w szatni dla Gilberta Arenasa notkę "Po prostu wyjdź na parkiet i graj swoją grę. Nakręcaj tempo." Poskutkowało.
Gil zagrał swój najlepszy mecz w krótkiej historii swoich występów w nowej drużynie. Zdobył 14 punktów, 9 asyst i 6 zbiórek jako zmiennik Jameera Nelsona ale co ciekawe zagrał od niego o 7 minut dłużej. SVG przyznał, że nie wyklucza zmiany na pozycji startowego rozgrywającego. Kibice Magic wiedzą to od dawna, że z takim rozgrywającym jak Nelson o mistrzostwie mogą tylko pomarzyć. Przede wszystkim ma on tendencje do zabierania gry innym zamiast jej kreowania. Po drugie często podejmuje niezrozumiałe decyzje a po trzecie jest przeciętnym obrońcą. Im szybciej Van Gundy przekaże odpowiedzialność prowadzenia gry Magic komu innemu (nie koniecznie Arenasowi) tym większe będą szanse na uratowanie tego sezonu.
Nowe twarze Magic zdobyły łącznie 40 punktów (Turkoglu 11, Richardson 15 i Arenas 14). Najlepszym graczem gospodarzy był Dwight Howard – 29 punktów, 14 zbiórek i 3 bloki.
Spurs przerwali swoją serię 10 wygranych z rzędu. Z koeli Magic przerwali swoją serię 4 z rzędu porażek. Teraz kiedy Magic wygrali dzięki dobrej grze nowych ludzi, Otis Smith ma chwilę oddechu na zastanowienie się co zrobić z obsadzeniem pozycji zajmowanej do niedawna przez Marcina Grotata czyli etatowego zmiennika D-12. Przed meczem ze Spurs jedyny nominalny center Orlando, Daniel Orton przeszedł operację lewego kolana. MECZ

Mam na imię Eearl…
Earl Boykins był najmniejszą fizycznie osobą na parkiecie w tym meczu ( i nie tylko w tym bo ze wzrostem 165 cm jest on najniższym graczem w NBA) ale za to największą w kontekście "ojcostwa" sukcesu (19 punktów – najwięcej ze wszystkich w tym meczu). Mecz był nudny i stał na dość niskim poziomie więc ci, którzy zamiast transmisji na żywo wybrali zdrowy, przedświąteczny sen postąpili słusznie.
Oczywiście z defensywnego punktu widzenia ekipa Scotta Skilesa, należąca do elity ligi w tej kategorii kolejny raz zrobiła kawał dobrej roboty. Andrew Bogut i rookie Larry Sanders nie czuli jeszcze atmosfery Świąt i byli bardzo niegościnni dla chcących wchodzić pod kosz Bucks rywali. Obaj zaliczyli po 4 bloki a Bogut dołożył do tego 13 zbiórek i 15 punktów. Kings popełnili aż 25 strat i zostali ograniczeni do 36% skuteczności z gry.
"To był brzydki mecz. Byliśmy fatalni w ataku. Ale za to nasza obrona była wybitna, szczególnie w II części meczu. Mocno pracowaliśmy na bronionej połowie, wymuszaliśmy faule w ataku. To jest nasza gra. Jesteśmy ekipą, która najpierw myśli o obronie. Można mieć słaby mecz w ataku, co nas dziś spotkało ale jeśli gra się dobrą obronę to nawet takie mecze da się wygrać." – powiedział Bogut, z którym ciężko się nie zgodzić. MECZ
Buty do koszykówki – największy wybór na www.1but.pl – Zobacz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.