W drodze do Tokio. Pokonujemy Angolę

„I don’t know anything about Angola, but Angola’s in trouble.” Na co dzień nie za często rozmawiam o Angoli, ale gdy już to robię, gdy pada nazwa tego afrykańskiego państwa, to pierwsze, co przychodzi mi na myśl, jest właśnie ten legendarny cytat Charlesa Barkleya z 1992 roku, z Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, podczas których amerykański „Dream Team” zmienił bieg historii koszykówki. Amerykanie pokonali wtedy Angolę 116:48.

Wczoraj, w pierwszym meczu turnieju kwalifikacyjnego do tegorocznych Igrzysk Olimpijskich w Tokio, reprezentacja Polski pokonała Angolę 83:64. Mieliśmy w tym meczu momenty dobre, a nawet bardzo dobre. Nasze największe prowadzenie wynosiło 24 punkty (62:38) na niespełna dwie minuty przed końcem trzeciej kwarty. Ale mieliśmy też momenty dość przeciętne, żeby nie napisać słabe. W połowie czwartej kwarty zrobiło się już tylko 64:53. Z jednej strony, nie było raczej większych obaw, kto ten mecz wygra. Nie dało się też odczuć, że „momentum” przechodzi na stronę rywala. Byliśmy od Angoli dużo lepsi i pokazaliśmy to. Ale z drugiej strony, lata kibicowania naszej kadrze (nie tylko koszykarskiej) nauczyły, że my w roli faworytów, to po pierwsze rzadka, a po drugie, chyba nie do końca wygoda dla nas rola.
Mimo delikatnej warstwy „rdzy”, która jest pokłosiem kwietniowej kontuzji pachwiny, najlepszym strzelcem naszej drużyny był Mateusz Ponitka (22 punkty, 7/12 z gry, 1/2 zza łuku, 7/8 z linii).
Dużo wszechstronności pokazał Aleksander Balcerowski. Nasz 20-letni środkowy zdobył 14 punktów, na które złożyły się trójki, wsady, wykończenia po grze tyłem do kosza, po znakomitej pracy nóg. Do tego wszystkiego dorzucił 4 zbiórki, 3 asysty i 2 bloki. „Szpaku” rozbudza wyobraźnię. Ma wszystko, czego potrzeba, żeby osiągnąć sukces w koszykówce. Czy jestem w stanie wyobrazić go sobie biegającego po parkietach NBA? Owszem, jestem.
16 punktów, 4 zbiórki, 6 asyst i 3 przechwyty dodał A.J. Slaughter, świeżo upieczony mistrz Zatoki Perskiej. Trzy dni temu był jeszcze w Dubaju z drużyną Al Kuwait SC. Potem wskoczył w samolot i z przesiadką w Turcji, w niedzielę, zameldował się w Kownie. Jak sam przyznał po meczu, był zmęczony, ale będąc w kadrze regularnie od 6-7 lat, jest w stanie z miejsca „zainstalować” się i być produktywny.
Dla Angoli najwięcej punktów zdobył Yanick Moreira, który z twarzy i budowy ciała wygląda trochę jak młodszy brat Kevina Duranta. 29-latek zdobył 27 punktów (11/16 z gry), 7 zbiórek, 2 asysty i przechwyt. Zapytałem go po meczu czy jest spokrewniony z Anibalem Moreirą, który w 1992 roku zdobył 8 punktów w starciu z Amerykanami. Okazało się, że zbieżność nazwisk jest tutaj przypadkowa.

W trzeciej kwarcie, tuż obok sektora dla mediów, pojawiła się reprezentacja Słowenii. Luka Doncic z zainteresowaniem przyglądał się grze naszych. Wymowną miną i kiwaniem głową na znak uznania, jak przypuszczam, skwitował panowanie nad piłką i decyzyjność Łukasza Koszarka w paru akcjach. Natomiast serdecznym śmiechem podsumował styl rzutu i dwie celne trójki Jarosława Zyskowskiego.

 

W drugim meczu, nie bez problemów, Litwa pokonała Wenezuelę 76:65. 20 punktów (8/9 z gry) i 11 zbiórek zaliczył Jonas Valanciuas, który po swoim najlepszym sezonie NBA (17 punktów, 12.5 zbiórki) kontynuuje podkoszową dominację także i w rozgrywkach FIBA. JV jest „dzikiem”, a na żywo robi to jeszcze większe wrażenie. Gdy ostatni raz widziałem go na żywo w Toronto, nie był tak silny i tak pewny siebie pod koszem. 12 punktów, 8 zbiórek i 2 asysty dołożył Domantas Sabonis, obserwowany z trybun przez swojego legendarnego ojca Arvidasa.
Darius Maskoliunas, trener Litwy, zastosował ciekawy manewr z rotacją w tym starciu. Mimo że gracz Pacers jest w swojej drużynie nominalną „czwórka”, która potrafi rozciągać grę rzutem z dystansu, w tym konkretnym meczu obaj z Valanciunasem ustawiani byli tylko jako środkowi i nie grali razem.

Polacy rozgrywają swój turniej w litewskim Kownie. Oprócz nas i Angoli są tu także ekipy Słowenii, Wenezueli, Korei Południowej oraz Litwy. Przypomnę, że równolegle toczą się trzy inne turnieje kwalifikacyjne w Kanadzie (Victoria), w Serbii (Belgrad) oraz w Chorwacji (Split).

Środa będzie dla naszej reprezentacji dniem przerwy. Tylko zwycięzcy poszczególnych turniejów zapewnią sobie udział w turnieju olimpijskim.

Naszym kolejnym rywalem będzie Słowenia prowadzona przez Lukę Doncica. Mecz odbędzie się w czwartek (01.07) o godzinie 16:30 czasu lokalnego (15:30 w Polsce). Stawką tego starcia będzie najprawdopodobniej pierwsze miejsce w grupie A.

Dziś w Kownie zetrą się ze sobą Słowenia z Angolą (15:30) oraz Korea Południowa z Wenezuelą (18:30).


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.