Wieczorne przemyślenia

Oglądałem wczoraj w nocy mecz 76ers-Bulls. Miałem w czasie jego trwania kilka przemyśleń. Uznałem je za w miarę ciekawe i postanowiłem spisać je tu – niestety przegrałem. Powoli zacząłem przechodzić w tryb czuwania. Bloxa już nie odpaliłem. Próbuję odtworzyć to, o czym minionej nocy myślałem. Wracają do mnie tylko szczątkowe zapisy. Oto one:

– Taj Gibson jest podobny z twarzy do mojego kolegi, byłego gracza Pogoni Puławy a dziś jednego z najważniejszych ludzi eurobasket.com. Ostatkiem sił udało mi się napisać do niego smsa, w którym informuję go o swoim spostrzeżeniu.

– Nie obraź się kibicu Chicago Bulls oraz talentu Derricka Rose’a ale wydaje mi się, że lider Byków trochę "mąci" im poukładaną w tamtym sezonie grę. Oczywiście, musimy dać mu czas. Po takiej kontuzji i po takim czasie poza parkietem ma prawo grać źle – i to właśnie robi. Odnoszę wrażenie, że zbyt często próbuje na siłę atakować kosz. Być może podświadomie chce pokazać nam (i pewnie samemu sobie też), że jest już w 100% zdrowy i jest już tym dawnym, latającym D-Rosem. Jak już się wyszumi, Bulls wrócą na odpowiednie tory. W tym momencie zabiera im trochę z potencjału. Rose zdobył zwycięskie punkty z Knicks ale patrząc na tę akcję od strony czysto szkoleniowej – oddał bardzo trudny, nieprzygotowany rzut sytuacyjny z dwoma obrońcami na twarzy (w tym o wiele wyższym Tysonem Chandlerem). Gdzieś tam któryś z kolegów stał zupełnie niepilnowany. Wpadło, jest bohaterem. Gdyby nie wpadło, powiedzielibyśmy – "ale przecież on nie grał ponad rok. Dajmy mu czas." A prawda o tej akcji, jak i wielu jego innych akcjach jest taka, że na razie za bardzo chce.
Chce w kilka dni/tygodni nadrobić ten stracony czas. Tak się nie da. Im szybciej sam to zrozumie, tym szybciej Bulls zaczną grać tak jak mogą.

– 76ers są 3:0 a Suns 2:0. To nazywasz tankowaniem? To żart. Sezon dopiero się zaczął. Pisałem, że tankować trzeba umieć bo na każdym z tych 82 meczów twój klub musi zarobić pieniądze. 41 meczów u siebie – musisz sprzedać bilety, zapłacić za wodę, prąd. To nie takie proste. Poza tym to są profesjonaliści, którzy chcą grać żeby wygrywać. Jakiś czas temu Kevin Durant mówił o tym, że tankowanie Sonics w jego debiutanckim sezonie było dla niego czymś ciężkim. Ostatecznie się opłaciło, bo Sonics a później już Thunder wybrali z czwartym numerem draftu 2008 roku Russella Westbrooka.

– Przed sezonem sędziowie dostali odgórne dyrektywy, żeby skupić się na następujących rzeczach:


1. Ruchome zasłony.
2. Kontakt obrońcy z zawodnikiem w akcji rzutowej (w szczególności chodzi o podchodzenie pod stopy zawodnika wykonującego rzut z wyskoku).
3. Błąd kroków.
4. Błąd "noszenia" piłki.
5. Błąd opóźniania gry.

Właśnie ten ostatni błąd a raczej jego interpretacja to jedna z rzeczy a właściwie jedyna rzecz, (bo do rękawów zła przygotowywali mnie Warriors już od tamtych rozgrywek), która irytuje mnie w tym sezonie.
Liga słusznie zauważyła, że cwani zawodnicy mają tendencje do łapania piłki po zdobyciu punktów i podawania jej sędziemu. Nie robią tego z potrzeby serca… choć nie wiem, może i robią ale przy okazji spowalniają wyprowadzenie piłki przez drużynę, która punkty straciła.
Liga chciała z tym skończyć… i poszła o krok za daleko.
Według interpretacji na ten sezon zawodnik nie ma prawa dotykać piłki, po tym jak jego drużyna zdobyła punkty. Oglądałem mecz otwarcia sezonu Pacers-Magic i przecierałem oczy ze zdziwienia. OK, rozumiem zamysł "ustawodawcy" mający na celu ukrócenie procederu z podawaniem do sędziego co w wielu przypadkach kasowało możliwość szybkiego wyprowadzenia piłki do gry, co z kolei spowalniało mecz.
Ale nie rozumiem dlaczego odruchowe dotknięcie piłki, ba czasem nawet skierowanie jej kozłem do rywala (bez cwanych podtekstów) też ma być karane. Zawodnik, który dopuścił się dotknięcia piłki, po zdobytych punktach przez jego drużynę, zostaje za pierwszym razem ostrzeżony. Każda kolejna tego typu sytuacja skutkuje przewinieniem technicznym.
Mam nadzieję, że liga dość szybko naniesie poprawki w interpretacji tego nowego przepisu, który z gruntu jest dobrym przepisem. Wymaga to tylko zdrowego podejścia do tematu. Moim zdaniem powinno się oddać w ręce sędziów prawo oceny czy dane dotknięcie piłki miało na celu faktyczne spowolnienie gry, czy faktycznie ją spowolniło. Jeśli dotyk nie miał wpływu na to, co potem działo się z piłką, to moim zdaniem takie zagrania nie powinny z automatu być klasyfikowane jako pogwałcenia przepisów.
Parę
lat temu było tak z przewinieniami technicznymi, które w meczach przedsezonowych i przez kilka pierwszych tygodni rozgrywek odgwizdywano nawet za złe spojrzenia – dosłownie. Potem naniesiono poprawki w interpretacji przepisu i wyszło to wszystkim na dobre. Liczę, że także i z tym przepisem liga podejdzie do tematu "po ludzku".  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.