Wielka Trójka Miami znów wielka! Jest 2:2!


Miami Heat, po 36-punktowej porażce w meczu nr 3 pokazali charakter i wygrali ze Spurs 109:93. Gości z Florydy do zwycięstwa poprowadzili ich liderzy LeBron James, Dwyane Wade i Chris Bosh.

LeBron przed tym meczem obiecał, że drugi tak słaby występ jak w meczu poprzednim już mu się nie przydarzy. I słowa dotrzymał. 33 punkty (15/25 z gry), 11 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty i 2 bloki. W końcu w tych Finałach zagrał tak, jak oczekuje się od najlepszego koszykarza NBA. LBJ był agresywny, nie unikał kontaktu, atakował kosz, był cały czas w grze. Już nie szukał z uporem maniaka możliwości podań – robił to kiedy musiał a w przeważającej części swojego występu szukał możliwości do zaatakowania. Obrona Spurs na nim była w dalszym ciągu na dobrym poziomie ale tego wieczoru wyraźnie widać było, że James chce coś z tym zrobić.
Świetny mecz zagrał D-Wade. Wyglądał jakby cofnął czas o siedem lat i swoją grą nawiązał do Finałów 2006, kiedy zagrał "jordanowską" serię i poprowadził Miami do pierwszego w historii klubu mistrzostwa.
32 punkty (14/25 z gry) do tego 6 zbiórek, 6 przechwytów, 4 asysty, 1 blok i ani jednej straty.
Wreszcie na miarę swojego talentu i warunków fizycznych zagrał Chris Bosh. 20 punktów (8/14 z gry), 13 zbiórek, 2 bloki, 2 przechwyty i 1 asysta. Bosh ostatni raz tak dobry mecz zagrał ponad miesiąc temu – 10. maja w trzecim meczu serii z Bulls.
14 punktów z ławki dorzucił Ray Allen.
Heat szukali recepty na wygrywanie w różnych ustawieniach i kombinacjach a znaleźli ją tam, gdzie już od dawna powinni byli jej szukać – u swoich liderów. W końcu właśnie po to taki a nie inny model drużyny został zaproponowany latem 2010 roku.
Wielka Trójka Heat oddała 64 ze wszystkich 84 rzutów drużyny. 10 rzutów wziął sobie Ray Allen a 10 rozdysponowała reszta drużyny.
I tak mniej więcej powinno to wyglądać w grze Heat.
Potrzebowali do tego dwóch porażek, żeby to zrozumieć ale przecież właśnie odzyskali przewagę własnego parkietu oddaną Spurs już w meczu otwarcia.
Heat za bardzo próbowali upodobnić się stylem do Spurs – angażować w atak wielu graczy, dużo biegać bez piłki, zmieniać pozycje i atakować z różnych stron. Okazało się, co było do przewidzenia, że to nie ich bajka. Dziś pokazali co ich bają w istocie jest.
Spurs prowadzili na początku tego meczu nawet dziesięcioma punktami ale Heat szybko odrobili straty.
Pięciu graczy po stronie gospodarzy zdobyło dwucyfrową ilość punktów. 20 Duncan, 15 Parker, 13, Neal, 12 Leonard i 10 Green.
W tym meczu, w przeciwieństwie do poprzedniego to Spurs grali na warunkach Heat. Na warunkach, które są dla nich niewygodne.
Zbiórki: 41-36 dla Miami.
Asysty: 23-21 dla Miami
Przechwyty: 13-5 dla Miami.
Bloki: 7-4 dla Miami.
Punkty z kontr: 14-6 dla Miami.
Punkty z pola 3 sekund: 50:38 dla Miami.
Straty:
Spurs 18, Heat 9.
Skuteczność z gry: 52.9% Heat, 44.3% Spurs.
Przed nami dwa dni przerwy. W niedzielny wieczór obejrzymy być może kluczowy dla serii mecz nr 5. Będzie to ostatni mecz w Teksasie. Potem seria, przynajmniej na jedno spotkanie przeniesie się z powrotem na Florydę.
Z best of 7 zrobiło nam się best of 3, gdzie dwa z tych spotkań może zostać rozegranych w Miami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.