Al Horford: To są żarty z mojej strony, trochę śmiechu dla chłopaków z ławki

Rozgrywki 2017-18 Al Horford skończył na piątym miejscu w głosowaniu na najlepszego obrońcę. Trochę nisko, biorąc pod uwagę fakt, że przez dużą cześć tamtych rozgrywek, jego nazwisko padało wśród kandydatów do zdobycia tego wyróżnienia. Trochę nisko, biorąc pod uwagę fakt, że Horford był prawdziwą kotwicą w obronie drużyny, która bez swoich teoretycznie dwóch najlepszych zawodników, Gordona Haywarda i Kyrie Irvinga, wygrała 55 meczów w rundzie zasadniczej i zajęła drugie miejsce na Wschodzie.
Play-offy 2018 roku pokazały, a raczej sam Al pokazał w nich, że jedynej rzeczy, jakiej potrzebował do zgarnięcia tej nagrody, lub choćby do wywalczenia sobie miejsca w najlepszej piątce obrońców, były lepsze narracje, kilka tekstów paru amerykańskich dziennikarzy o tym, jak dobra i wymykająca się poza statystyki, jest jego defensywa. Al pokazał też, że jest jednym z niewielu koszykarzy w lidze, który może skończyć mecz z dorobkiem, powiedzmy 9 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst, 2 bloków i przechwytu, a jednocześnie zdominować (szczególnie) defensywnie mecz i być jego najlepszym zawodnikiem. Pokazywał to przez lata w Atlancie. Robił to także wtedy, w sezonie 2017-18 w Celtics.

Ze środkowym Bostonu, miałem okazję porozmawiać w lutym tamtego 2018 roku, przed wyjazdowym meczem z Raptors.

Jakie znaczenie miałoby dla Ciebie zdobycie nagrody dla najlepszego obrońcy za ten sezon? Traktowałbyś to jako swego rodzaju ukoronowanie całokształtu Twojej kariery? Grasz w NBA jedenasty sezon i jeszcze ani razu nie wybrano Cię nawet do drugiej piątki obrońców, o głównej nagrodzie nie wspominając. Śledząc Twoją karierę od lat, wydaje mi się, że wiem co odpowiesz, że najważniejszy jest dla Ciebie sukces drużyny, a nie indywidualne wyróżnienia, ale domyślam się, że jednak coś by to dla Ciebie znaczyło. 

No właśnie, sam to powiedziałem. Bardziej myślę o wygranych naszej drużyny, zastanawiam się, w których miejscach potrzebujemy być lepsi i co ja od siebie mogę dać więcej. Nigdy nie starałem się grać z myślą o jakimś wyróżnieniu indywidualnym. Oczywiście, gdyby tak się zdarzyło, że wygrałbym w tym roku, czułbym się zaszczycony, ale mówiąc szczerze nie myślę o tym i nie spędza mi to snu z powiek.

Od lat robisz na parkiecie rzeczy, których główne statystyki nie pokazują. Trzeba albo regularnie oglądać mecze z Twoim udziałem, albo zanurkować w zaawansowane liczby. Moje odczucie jest takie, że jesteś o jeden duży artykuł jakiegoś znanego amerykańskiego dziennikarza, lub o parę telewizyjnych debat na Twój temat, od tego, żeby poważnie włączyć się do walki o tę nagrodę. Kto się zna na koszykówce ten docenia to, co robisz. Potrzeba Ci już tylko dobrych narracji na swój temat.

Myślę, że to prawda. Uważam, że jestem dobrej klasy defensorem i zgadzam się z tym, co mówisz, że przez lata trochę mało mówiło się i pisało dobrego o mojej grze w obronie. Gdybym zdobył tę nagrodę w tym sezonie, to pod tym właśnie względem byłoby super, ludzie zwróciliby uwagę na to, że mój pozytywny wpływ na grę moich drużyn nie wyraża się wielkimi liczbami.

Czasem zdarza Ci się w dziwny sposób uchylać przez lecącą w Twoim kierunku piłką. Zawsze zastanawiałem się o co w tym chodzi? W internecie są kompilacje tego typu Twoich zagrań. Zdania są podzielone. Jedni uważają, że trollujesz NBA, inni że być może w dzieciństwie zostałeś mocno uderzony piłką w głowę. A jaka jest prawda?   

To są takie żarty z mojej strony, trochę śmiechu dla chłopaków z ławki. Nie mam żadnej fobii (śmiech). Wiesz, czasem meczę są takie intensywne, jest tyle walki, tyle się dzieje, że jakoś tak czuję czasem, że przychodzi moment, żeby trochę rozładować to napięcie, pośmiać się trochę. Oczywiście podchodzę do meczów bardzo poważnie, ale to jest taka moja mała forma odreagowania.

Przy tej okazji pragnę dodać, że Al Horford jest jedną z najbardziej pozytywnych postaci NBA, z jakimi miałem styczność przez te wszystkie lata. Uprzejmy, kulturalny, spokojny. Patrzy Ci w oczy, gdy odpowiada na pytania. Po tej rozmowie w szatni spotkaliśmy się jeszcze raz tego wieczoru przy wyjściu z hali. Tam też ucięliśmy sobie pogawędkę, Al zgodził się na zdjęcie.
Wracając do tamtego sezonu, Horford został wybrany dopiero do drugiej piątki obrońców. Ale za to, jak zapewne pamiętacie, zaliczył z Celtics imponujący run w play-offach. Bez Haywarda i Irvinga, Boston w pierwszej rundzie pożegnał Giannisa i jego Bucks. Defensywa Horforda na Antetokounmpo, to było coś. W drugiej, zaskakująco szybko, w pięciu meczach, Bostończycy zamknęli serię z 76ers. W niej Horford skutecznie wybijał z koszykówkę z głowy Embiida. Z kolei w meczu trzecim, jego rzut dał Celtom cenną wygraną.


Przygoda z postseason skończyła się dla tamtych Celtów dopiero po siódmym, zaciętym meczu Finałów Wschodu przeciwko Cavs LeBrona Jamesa.

Zanim złapałem Ala na rozmowę, dużo rozglądałem się po szatni Celtics. Patrzyłem i słuchałem. Tamten mój wyjazd na NBA w 2018 roku miał jedno wielkie usprawnienie. Odkryłem, że do szatni zawodników, w odpowiednim czasie, można wchodzić też przed meczami. Sezon(y) wcześniej umknęła mi ta informacja. To znaczy, nie odkryłem jej dla siebie, bo na meczach za oceanem ma jako takiej postaci odpowiedzialnej wyjaśnienie i pokazanie wszystkiego mediom, jak to zwykle bywało w Londynie, a w tym roku także i w Paryżu. No więc siedziałem w tych szatniach i nadziwić się nie mogłem, że to jest w ogóle legalne.
Na własne oczy przekonałem się, że to prawda, co mówi się na temat Jaylena Browna i jego podejścia do własnego ciała. A mówi się, że jego ciało jest dla niego jego świątynią. Tak też to wyglądało. Tego wieczoru tylko on rozciągał się przed meczem, pod okiem i z pomocą jednego z trainerów Celtics.  Robił to w pełnym skupieni i z dużą dokładnością.


Na jednej ze ścian szatni powieszona była tablica, na której rozpisane były wszystkie ulubione zagrania i triki graczy Raptors. Kto lubi iść w prawo, kto w lewo, kto lubi mijać po koźle. Na czyje rzuty uważać, komu zastawiać drogę pod kosz. Nie skakać do pump fake’ów DeRozana, uważać na trójki w kontrze Lowry’ego.
Była też informacja o której po meczu odjeżdża drużynowy autobus 1 i 2. Dlaczego dwa? Jest dobre pół godziny różnicy między tym, kiedy wszystkie swoje powinności wobec mediów kończą gwiazdy oraz ostatni gracze w rotacji. Gwiazdy rzecz jasna jadą autobusem drugim, późniejszym. Po tym, jak odpowiedzą już na wszystkie pytania i wymienią serdeczności ze wszystkimi, z którymi warto to zrobić.
Na środku szatni był stół, na którym leżała taca z całą górą kanapek z dżemem oraz dżemem i masłem orzechowym. Chętnie i często sięgali po nie zarówno gracze jak i pracownicy klubu. Widziałem jak Brad Stevens z Alem Horfordem biorą sobie po kanapce, następnie zaczynają rozmawiać o rzeczach w ogóle nie związanych z koszykówką.
I tym sposobem spełniam obietnicę daną przy okazji wyprawy na NBA zimą 2018 roku. Obiecałem, że (kiedyś) ukończę tę relację. W końcu się udało. Trzy dni temu wrzuciłem moją rozmowę z Howardem Eisley’m. Dziś zamykam ten rozdział rozmową z Horfordem.
Baczne oko obserwatora dostrzeże, że nawet pierwszą oraz drugą część relacji z tamtej wyprawy napisałem niemal pół roku po fakcie.
Dlaczego nie od razu? Opowiedziałbym Ci, ale ściany mają uszy, wiesz?
Dziękuję za uwagę!

3 comments on “Al Horford: To są żarty z mojej strony, trochę śmiechu dla chłopaków z ławki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.