Amare rozwalił szkło, rękę i szane Knicks

Knicks przegrali drugi mecz w Miami. Sfrustrowany Amare Soudemire, w drodze z parkietu do szatni, uderzył w skrzynkę na gaśnicę. Myślał, że była plastikowa… pech chciał, że było to szkło. Poraniona lewa dłoń, krew, dużo krwi, szwy, szybka pomoc medyczna ze strony obu drużyn (brawo).
Nie oceniaj tak szybko Amare. Nie mów, że jest głupi, że zachował się jak dziecko. Po co? Łatwo jest oceniać ale ani Ciebie ani mnie tam nie było, nie siedzimy też w głowie STATA.
Knicks w końcu nie byli tłem dla boiskowych wydarzeń. Wprawdzie przegrali z Heat ale w końcu to był mecz, w którym coś się działo.
Co się stało w tunelu nie wiem. Domyślam się…
Amare grał w tym meczu nie jakoś nie wiadomo jak ale grał dobrze, poprawnie – 18 punktów, 7 zbiórek, 2 przechwyty, 1 blok. Co najważniejsze i wymagające podkreślenia. Amare potrzebował tylko 9 rzutów, oddał tylko 9 rzutów przez 41 minut gry. 6/9 z gry i 6/9 z osobistych.
W czym problem? Odzywają się duchy przeszłości, o których
pisałem na początku sezonu.
Carmelo nie potrafi grać razem z Amare. Amare nie potrafi grać razem z Carmelo. Przy czym jak na mój gust winny jest Melo.
W meczu, w którym Amare oddał 9 rzutów z gry przez 41 minut, Carmelo, grajac 3 minuty dłużej oddał aż 26 rzutów (trafił 12). 26 z 77 wszystkich rzutów drużyny! Nie powinno tak być. Tak nie gra All-Star, tak nie gra reprezentant kraju, tak nie gra zawodnik uważany za jednego z najlepszych w lidze. Poprawka. Tak nie powinien grać, bo jak się okazuje może tak grać i nic sobie z tego nie robić. Obrona LeBrona na Melo jest imponująca. Melo najprawdopodobniej stawia to sobie za punkt honoru, żeby zapunktować w tym match-upie, oczywiście robi to kosztem drużyny. Knicks byli w tym sezonie 14:5 bez Aamare i 7:4 bez Melo. Nie, nie są lepsi bez któregoś z nich, choć faktem jest, że bez Melo ich gra zespołowa wygląda o wiele lepiej.
Kiedy piłka wpada wszystko jest OK i Melo kradnie nagłówki gazet (np. przeciwko Bulls gdy trójką doprowadził do dogrywki a w niej kolejną trójką wygrał mecz – 43 punkty, to był niezły mecz) ale kiedy "wali cegły" wygląda to jak w serii z Heat.
Ten skład nie pokona Heat 7-meczowej serii ale co by nie mówić jest to ciekawy skład, który nawet w tych 4-5 meczach może pokazać charakter. Co innego przegrać 100:67 a co innego 104:94 choć wiadomo – porażka to porażka.
Może Stodemire, waląc w skrzynkę na gaśnicę chciał pokazać idącemu tuż za nim (albo tuż przed nim) Anthony’emu – "wk..iasz mnie stary. To nie jest twój prywatny folwark."
Pech chciał, plastik nie szkło, ręka nie szklanka – wyszło jak wyszło. Nie będzie go w kluczowym dla serii (o ile ktoś wierzy w odrodzenie N.Y.) meczu nr 3, pod znakiem zapytania stoi występ w kolejnym starciu. To była dość głęboka rana, taka która wymagała szycia. Wprawdzie w nierzucającej dłoni ale zawsze to spory dyskomfort i ból.


 Czy bronię tu Amare? Nie wiem… może. Wiem, że w sporcie nie wszystko jest takie proste. Czynnik ludzi jest podstawą nieoczekiwanych porażek i zaskakujących wygranych. Czasem zapominamy, że ci herosi to też ludzie, którzy muszą zjeść, usiąść na kiblu, poczytać gazetę, sprawdzić maila, zrobić zakupy. Możemy tylko wyobrażać sobie jakiej presji są poddawani. Przeciętny człowiek wariowałby kilka razy na sezon a od nich oczekujemy, że w każdym meczu będą wygrywać i walić po 30 punktów a potem z uśmiechem na ustach odpowiedzą na pytania dziennikarzy i tweety kibiców.
Amare rozwalił sobie rękę o skrzynkę na gaśnicę. To takie śmieszne? Dla mnie to dramat sportowca, który nie godzi się z takim stylem gry drużyny. Mnie to nie śmieszy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.