Anty-nagrody za sezon 2016/2017

To jest (wielki) powrót cyklu, który zainicjowałem w drugim roku istnienia tego bloga, czyli dawno. Cykl trwał przez trzy sezony by, z jakiegoś powodu, umrzeć śmiercią naturalną. Przy okazji, sprawdzając tamte stare teksty, uświadomiłem sobie, że odwiedzają ten blog osoby, które są tu ze mną from day one. Dziękuję. Szanuję. Do powrotu do anty-nagród częściowo zmobilizował mnie fakt, że coś podobnego zrobiliśmy z kolegami dla MVP.

Mam nadzieję, że rozumiecie na czym polega idea przyznawania anty-nagród. W moim rozumieniu jest to dokładna odwrotność tych prawdziwych. Proste.

Do każdej z nagród dodajcie przedrostek „anty”.

MVP – Andre Drummond.

Spodziewałem się, że ten sezon może być przełomowy w jego karierze. Że do naturalnych przewag wynikających z warunków fizycznych, dorzuci latem kilka porządnych manewrów podkoszowych, że poprawi pracę nóg i w końcu zdominuje strefę podkoszową. No i, że nie będzie kompromitował się na linii rzutów wolnych. Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. OK, 14 punktów i 14 zbiórek to nie jest nic, ale chciałbym zobaczyć w jego grze więcej…koszykówki. Brakuje mi u niego charakteru do bycia liderem, a przecież za takiego klub go uważa, skoro minionego lata dał mu tłusty kontrakt ($130 mln płatne w 5 lat). W porównaniu z rokiem poprzednim mniej rzuca, mniej zbiera, mniej blokuje, rzadziej dostaje się na linię, oddaje mniej rzutów. 17 razy nie przekraczał progo 10 punktów. To są bardzo bezbarwne rozgrywki w wykonaniu Dre. I to jeden z głównych powodów, dla którego Pistons są poza play-offami.

Obrońca Roku – Jahlil Okafor.

Są zawodnicy, którzy zawsze i wszędzie dobrze bronią. Są też tacy, którzy potrzebują dodatkowej motywacji, dodatkowego bodźca (play-offy?), żeby się spiąć i stanąć niżej na nogach. Są też tacy, którzy nie za bardzo potrafią, ale się starają. Wreszcie, są też gracze, którzy nie potrafią bronić i nie robią z tego tajemnicy i na pewno nie spędza im to snu z powiek. Do tej ostatniej grupy zalicza się Okafor. W ataku człowiek na bezproblemowe 18-20 punktów, oczywiście w sprzyjających okolicznościach. W obronie czarna dziura. Okafor ma taką brzydką manierę, której nie cierpię oglądać na żadnym poziomie gry w koszykówkę – gdy kryjący go gracz zdobywa punkty, on swoją mową ciała daje do zrozumienia jak bardzo ma to gdzieś. Przy wielu okazjach nawet nie stara się podnieść w górę rąk, za co siada się na ławka na poziomie rozgrywek u12. Może z czasem dotrze do niego, że takie warunki fizyczne można wykorzystywać na obu końcach parkietu.



Trener Roku – Stan Van Gundy.

Nie mam cienia wątpliwości, że poziom talentu tego składu powinien wystarczyć na Wschodzie na przynajmniej jeden mecz ponad próg 50% wygranych. Cały czas zastanawiam się w czym może tkwić problem Pistons. Nie mam dostępu do ich szatni, więc nie wiem czy przypadkiem nie ma tam jakiegoś „zepsutego jajka.” Nie chcę być tu niesprawiedliwy dla SVG, bo trzeba to wyraźnie powiedzieć – zawodzą liderzy. Andre Drummond gra bardzo przezroczysty sezon, sporo słabszy, niż rok temu.

Zdawało się, że zrobi krok do przodu, tymczasem on się cofnął w swoim rozwoju. Reggie Jackson nie jest aż tak przebojową jedynką, jaką miał być gdy odchodził z OKC. Ale pieczątkę pod tym wydaniem Pistons podbija nie kto inny jak Van Gundy, który poza coachingiem, odpowiada też za politykę kadrową. Ambicje po 44 wygranych i niezłej serii z Cavs w I rundzie tamtego roku były jak najbardziej uzasadnione. Niestety w Detroit nie pracują wszystkie tłoki.



6th Man – Al Jefferson.

Po trzech całkiem niezłych sezonach w Charlotte, Big Al przeniósł się minionego lata do Indiany. W założeniu, miał pełnić rolę doświadczonego weterana z ławki i w zależności od potrzeb Pacers, w konkretnych ustawieniach, punktować lub skupiać się na zbiórkach. Tymczasem trzynasty sezon w lidze, okazał się bardzo nieudany dla tego 32-latka. Tylko 8.1 punktu na mecz (siódmy w zespole), 4.2 zbiórki i niecała asysta. Każda z tych wartości jest dla niego najgorsza od…dekady! Do tego zaledwie 0.2 bloku oraz 0.3 przechwytu. Te dwa wskaźniki z kolei są na najniższym poziomie w jego karierze . Jefferson ma na koncie tylko jedno double-double w tych rozgrywkach. Raz też udało mi się zebrać z tablic 10 piłek. Larry Bird liczył na znacznie więcej, gdy kontraktował go latem.

Rookie of The Year – Fred VanVleet.

Ta klasa debiutantów nie zapisze się w historii jako grupa ociekająca talentem, choć kilku graczy z Joelem Embiidem i Dario Saricem na czele, ma szansę być kimś w tej lidze. Nie mogę powiedzieć, że ktoś mnie mocno zawiódł, bo nie śledzę NCAA i nie mam skonkretyzowanych oczekiwań co do poszczególnych wyborów. Swój głos oddaję na pierwszoroczniaka Raptors Freda VanVleeta. Czemu? Byłem w Toronto na sześciu kolejnych meczach Raptors. Miałem okazję z bliska obserwować całą ekipę zarówno podczas meczów jak i treningów oraz pomeczowych konferencji w szatniach. Obecność VanVleeta w NBA jest dla mnie zagadką. Niski, gruby, powolny, bez rzutu, z miernym kozłem. Patrzyłem jak trenuje przed meczami. Kozioł, spin, rzut. Kozioł step back, rzut. Wpadały mu może dwa rzuty z dziesięciu. Tam naprawdę nie działo się nic powyżej przeciętnej. I tak sobie myślę, że to może być niezła motywacja dla młodych koszykarzy – mierzcie wysoko i ciężko pracujcie. Jeśli Fred VanVleet (180 cm w butach) człowiek z nadwagą i zerowym atletyzmem może być zawodnikiem NBA, to i Wy możecie!



1st All-NBA Worst Team:

Andre Drummond – Al Jefferson – Chandler Parsons – Emmanuel Mudiay – Kris Dunn.

2nd All-NBA Worst Team:

Jonas Valanciunas – Luol Deng – Kent Bazemore – Arron Afflalo – Brandon Jennings.


Jak to wygląda u Was?

http://clutchpoints.com/wp-content/uploads/2016/04/Drummond-Van-Gundy-Defense.png

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.