Artest wiedział i powiedział

Czasy kiedy Ron Artest miał problemy z samym sobą są już tak odległą historią jak wąsy Kurta Rambisa. Dziś Ron Ron to człowiek w pełni poukładany i spokojny (przynajmniej na koszykarskim parkiecie). Kiedyś tylko śmieszył i szokował a ostatnio coraz częściej mówi mądrze i do rzeczy. Podobał mi się jego punkt widzenia odnośnie przepływu graczy między USA a Europą. Ostatnio Ron podzielił się z dziennikarzami pewnym spostrzeżeniem na temat Brandona Roya co… okazało się być prawdą.
Ostatniej niedzieli Lakers podejmowali Blazers i dali im bolesną lekcję basketu. Roy zagrał słabo – oddał ledwie 6 rzutów z gry, trafił raz. Wzbudziło to podejrzenia Artesta, który mówił wtedy:
"Grałem przeciwko Brandonowi Royowi wiele razy i wiem, że w meczu z nami nie był sobą. Podejrzewam, że może borykać się z kontuzją pleców lub kolana."
Bingo Ron (niestety) miałeś rację. Z Oregonu dotarły do nas fatalne wieści, że ich lider faktycznie zmaga się z jeszcze nie do końca zdiagnozowanym urazem lewego kolana. Uraz jest na tyle poważny, że B-Roy od początku sezonu już dwa razy przechodził zabieg ściągania zbierającego się płynu w stawie. Sam poprosił trenerów o zredukowanie ilości minut jakie spędza na parkiecie, żeby zająć się bolącym kolanem. Póki co nie wiadomo na ile poważny jest uraz ale faktem jest, że Roy 2 lata temu przechodził już operację tegoż kolana a przed ostatnimi play-offami cudownie ozdrowiał po zabiegu prawego kolana.
Opuchlizna i zbieranie się czegoś w stawie kolanowym to nigdy nic dobrego a jeśli dotyczy to lidera zespołu to tym bardziej źle. Ostatnio podobne objawy w play-offs mieli Andrew Bynum i Kobe Bryant i w obu przypadkach bez ingerencji skalpela się nie obyło.
Kiedyś pisałem, że w Portland po oczyszczeniu składu z podejrzanych typów zrobiło się miejsce dla drużyny mistrzowskiego kalibru. Niestety nie wziąłem pod uwagę najbardziej podstawowego i jak się okazuje dla niektórych nieosiągalnego czynnika – zdrowia. Można mieć świetnego trenera, utalentowanych graczy, dobrą organizację ale jeśli nie ma kim grać… to nie ma kim grać. W najbliższym czasie lekarze Blazers mają zabrać Roya i Odena do L.A. żeby zasięgnąć opinii kilku specjalistów od kolan. Kiedy wydaje ci się w Portland gorzej być już nie może i że jeśli chodzi o zdrowie to klub ten już dawno sięgnął dna, ktoś puka od dołu parkietu pokazując nowe dno. Tym razem jest to Brandon Roy. Kto następny? 


Buty do koszykówki – największy wybór na www.1but.pl – Zobacz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.