Będzie Game 7. Kilka obserwacji na temat tej serii


Żal patrzeć na snujący się po parkiecie cień Dwyane’a Wade’a, żal patrzeć na przechodzącego obok meczów Chrisa Bosha. Ból, kontuzje? Na tym etapie sezonu ból jest stałym towarzyszem codziennej aktywności. Dla przykładu George Hill gra z kontuzją biodra, która najprawdopodobniej będzie wymagać operacji latem – taki charakter pracy.

Wade i Bosh we wczorajszym meczu spudłowali łącznie aż 15 ze swoich 19 rzutów z gry. W sumie udało im się uciułać tylko 15 punktów, co było najgorszym wynikiem w historii ich wspólnych występów.
Nie do końca problemem jest zdrowie (Wade kolano, Bosh kostka). W zasadzie, to ciężko powiedzieć dlaczego bądź co bądź gracze formatu All-Star, reprezentanci USA, dwóch z trzech członków Wielkiej Trójki Heat ma tak mało, coraz mniej z gry w ataku. Ból i kontuzje są tylko częściowym wytłumaczeniem, bo skoro obaj grają to znaczy że grać mogą.
Wade dotykał wczoraj piłki w ataku tylko 25 razy przy średniej w serii na poziomie 53. Bosh 19 razy przy średniej w serii wynoszącej 27.6.
Świetnie zorganizowana obrona Pacers, inteligentnie czytająca boiskowe wydarzenia po mistrzowsku to wykorzystuje. Podopieczni Franka Vogela dostali zielone światło na podwajanie LeBrona, kosztem zostawienia jednego niepilnowanego gracza Heat. W meczu nr 5 zapłacili za to choćby niezłym występem Udonisa Haslema ale już minionej nocy owa taktyka była jedną z przyczyn wygranej, która przedłużyła ich sezon.
Ale chwila "przedłużyła ich sezon"? Chyba nie możemy zakładać, że egzekucja została tylko odroczona o 48 godzin?
Jeszcze tydzień z kawałkiem temu, gdy sędziowałem w Sztokholmie jeden znajomy sędzia z Niemiec po meczu nr 1 a przed meczem nr 2 był chętny postawić 1000 euro, że Heat przejdą Pacers. Czy dziś, gdy seria sprowadziła się do tego jednego, ostatniego, decydującego meczu fani Miami są nadal tacy pewni swego?
Od początku serii twierdziłem, że będzie ona trwać przynajmniej sześć meczów. Rok temu Pacers urwali późniejszym mistrzom dwa mecze. W tamtym roku stwierdzenie "urwali" był jak najbardziej na miejscu. Młody, niedoświadczony skład z coachem o tych samych przymiotach.
Dziś, po imponującym sezonie regularnym, po imponujących dwóch poprzednich seriach w postseason, powiedzieć "Pacers urwali Heat trzy mecze" to popełnić dużego kalibru faux pas.
Pacers niczego Heat nie urywają, oni po prostu wygrywają z nimi mecze i kładą na szalę o niebo więcej niż zbrodniczo słabi Bucks i zdziesiątkowani kontuzjami Bulls. Ot i cała prawda o tej serii.
Za wcześnie jednak zdejmować korony z głów mistrzów. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Pacers to nie Bucks i na awans do Finału trzeba zapracować. Mają mecz 7 przed własną publicznością i to oni nadal, mimo wszystko są faworytem tej serii. Po to pracowali cały sezon, żeby mieć przewagę własnego parkietu na całe play-offy, żeby mecze takie jak w poniedziałkową noc, grać u siebie.
Gdy Pacers wygrywali mecze nr 2 i 4, Heat zawsze odbudowywali się w stylu godnym mistrzów – 18 punktów przewagi w meczu 3 oraz 11 w meczu nr 5.
To w dalszym ciągu jest seria Heat, po tym jak James i koledzy najpierw stracili przewagę własnego parkietu a potem szybko ją odzyskali.
Paul George, który ma predyspozycje na bycie wielką gwiazdą tej ligi
zaliczył wczoraj statystycznie historyczny występ. 28 punktów (11/19 z
gry) do tego 8 zbiórek i 5 asyst. W ostatnim 15-leciu tylko jeden inny koszykarz był w stanie zagrać na takim poziomie, przy takiej skuteczności w meczu, w którym jego drużyna może pożegnać się z play-offami. Tym kimś był Lebron James rok temu w serii z Celtami też w meczu nr 6 (45 punktów, 15 zbiórek, 5 asyst przy skuteczności 73% z gry).

Pacers niczym nie zaskakują – wykorzystują tylko swoje przewagi na newralgicznych pozycjach, na których Heat są najsłabsi o czym powszechnie wiadomo nie tylko od początku tej serii ale już od 2010 roku, gdy tworzył się trzon tego składu. Kto ma klasowego centra lub rozgrywającego a najlepiej obu, może myśleć realnie o pokonaniu Heat. Tak się akurat składa, że Indiana właśnie ma klasowych graczy na obu tych pozycjach i jak dodać do tego Paula George’a, Davida Westa, Lance’a Stephensona to okazuje się, że to nie kontuzje są tym co sprawia, że Pacers zmusili Heat do maksymalnego wysiłku.
Heat, nie wiedzieć czemu długimi monetami próbowali grać wczoraj small ball. LeBron James krył Davida Westa, Tylera Hansbrough i Iana Mahimi, co z kolei zostawiało Dwyane’a Wade’a na Paulu George’u co już tak dobrym pomysłem nie było. Młody lider Indiany był 11/19 z gry w tym 5/7 gdy krył go Wade. Kiedy krył go James już tylko 1/4.

Heat zdobyli 22 punkty z "pomalowanego", Pacers aż 44. Różnicy 22 punktów na swoją niekorzyść gracze Miami jeszcze nie doświadczyli w tych play-offach i właśnie we wszystkich swoich trzech wygranych Indiana dominowała w polu trzech sekund.
Ten pan robiący różnicę to rzecz jasna Roy Hibbert. W czterech z sześciu meczów tej serii notował double-double złożone z przynajmniej 20 punktów i 10 zbiórek. W dwóch pozostałych meczach miał 19/9 oraz 22/6. Heat nie mają odpowiedzi na centra Pacers widać to gołym okiem a statystyki tylko to potwierdzają.
W meczu nr 5 zadecydowała III kwarta wygrana przez Heat 30:13.
Wczoraj też jedną z historii meczu była ta część gry. 29:15 dla Pacers i trzeba tu zaznaczyć, że mogło być nawet 29 do 11 lub 13. Ostatnie 4 punkty z linii zdobył LBJ w tym dwa w samej końcówce, gdy David West na chwilę stracił głowę i najpierw cisnął długie podanie zakończone stratą a potem faulował Jamesa. Pacers aż 16 z tych 29 punktów zdobyli z pola trzech sekund a Heat… zero!

Gracze Miami trafili wczoraj tylko 9 rzutów z odległości poniżej 2 metrów od kosza. W tym sezonie tylko jeden raz tak rzadko dostawali się pod sam kosz rywali. Miało to miejsce 8. stycznia w meczu… z Pacers.
Heat zostali zatrzymani na 36.1% z gry (Pacers 50%). Zawodnicy z Florydy tak nieskuteczni nie byli ani razu w tym sezonie. Ostatni raz tak słaby mecz przytrafił im się w ubiegłorocznych play-offach w meczu nr 2 serii z… Pacers.
Pacers tu, Pacers tam. Przypadek? Nie sądzę. Wiele mówimy w dzisiejszych czasach o koszykówce totalnej, o zacieraniu się pozycji o graniu relatywnie niskimi piątkami na porządku dziennym. To jest niezaprzeczalna prawda… ale wtedy pojawia się pan Hibbert i delikatnie przypomina nam – kosz w dalszym ciągu wisi na wysokości 3 metrów i 5 centymetrów więc kto ma do niego bliżej, ten może czerpać z tego korzyści.

Ale to jeszcze nie czas na epitafia.
Nigdy nie lekceważ serca mistrza. Tym bardziej, gdy mistrz ma w składzie najlepszego koszykarza świata.
James zdobywa średnio 34.3 punktu w meczach nr 7 (ma za sobą 3 takie mecze). To najwyższa średnia w historii NBA. Za nim są: Michael Jordan (3) 33.7, Allen Iverson (2) 32.5 oraz George Gervin (3) 32. Jeśli ktoś nadal postrzega LeBrona jako gracza pękającego/znikającego w czwartych kwartach, najważniejszych momentach meczów, to znaczy że słabo interesuje się NBA a zeszłoroczne play-offy i obecny sezon gdzieś mu uciekły.
Heat mają w swoim obecnym składzie aż 13 zawodników, którzy w swoich karierach grali w play-offach siódme mecze w serii. Wśród Pacers tylko dwóch ma takie doświadczenie (David West i Sam Young).
Czego spodziewam się po ostatnim meczu serii?
Przede wszystkim innych Heat. Innych w ataku bo obrona cały czas jest klasowa.
James po wczorajszym meczu powiedział, że obejrzy cały mecz nr 6 i postara się wyciągnąć wnioski jak najlepiej wykorzystać i ponownie zaangażować w atak Wade’a i Bosha.
Chris w ostatnich trzech meczach nie potrafi zdobyć 10 punktów, co nie zdarzyło mu się od debiutanckiego sezonu. Wade z kolei za ostatnie 3 mecze ma tylko 11 celnych rzutów z gry.
Heat nie tyle brakuje punktów, co alternatywnych rozwiązań na rozbijanie obrony Pacers. Kiedy 60-70% posiadań albo przejdzie przez LeBrona albo zostanie przez niego zakończonych rzutem, wtedy obrona Indiany może powoli zaczynać zamykać oczy i mówić "tu, tu i tam. Za chwilę zdarzy się to, to i tamto". Ofensywa Miami zaczyna stawać się tak czytelna.
Celtics byli w zeszłym roku o jedną kwartę, o jednego Hibberta o kilka posiadań od wyeliminowania Heat na identycznym etapie rozgrywek. Nie chcę przez to powiedzieć, że daję większe szanse zdrowszej, młodszej i silniejszej niż tamten Boston Indianie. Chcę tylko powiedzieć, że spodziewam się czegoś wielkiego, koszykarskiego święta, w którym wydarzyć może się wszystko. Historyczny występ LeBrona na poziomie 50-60 punktów i wieka wygrana? Niemożliwe? Jasne, że możliwe. Awans Indiany? Kto wie…

http://www.totalprosports.com/wp-content/uploads/2013/05/lebron-james-vs-pacers-595x335.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.