Bohaterowie drugiego planu – Gary Payton

Zapraszam do zapoznania się z moim tekstem, który ukazał się w kwietniowym wydaniu Magazynu MVP (strona 47). Był to piąty tekst cyklu "Bohaterowie Drugie Planu."

„Bohaterowie drugiego planu – Gary Payton” 

Kolejny
bohater mojego cyklu jest dość nietypowy. Nietypowy bo przez większość
swojej 17-letniej kariery nie tylko nie był zawodnikiem głębokich rezerw
– on przez wiele lat był jedną z jaśniejszych gwiazd tej ligi. Ma na
koncie dziewięć występów w Meczach Gwiazd, nagrodę dla Najlepszego
Obrońcy sezonu, dwa Olimpijskie złota z Atlanty i Sydney. W NBA zdobył
ponad 21 tysięcy punktów i rozdał prawie 9 tysięcy asyst a całkiem
niedawno został ogłoszony członkiem Hall of Fame. Panie i panowie, przed
Wami Gary Payton – mistrz NBA z Miami Heat z roku 2006. 
Gdy Heat
zdobywali swój pierwszy w historii tytuł, Payton był już w przededniu
swoich 38 urodzin. Z przebojowego obrońcy, gwiazdy NBA zostało już
bardzo, bardzo niewiele ale historia pokazała, że jego obecność w
składzie ekipy z Miami była kluczowa dla mistrzostwa. 
„The Glove”,
przed przenosinami na Florydę miał za sobą dwie nieudane przygody z
Finałami. Pierwszą w 1996 roku, kiedy przyszło mu walczyć o tytuł z
samym Michaelem Jordanem i jego Bulls, którzy kilka tygodni wcześniej
zakończyli rekordowy w dziejach NBA sezon regularny, podczas którego
wygrali aż 72 mecze. Seattle Supersonics byli wtedy świetną drużyną.
W
cieniu rekordu Bulls często pomijany jest fakt, że sezon 1995-96 był to
też sezon Seattle. Tylko 8 wygranych mniej niż Bulls. Kemp, Payton,
Hawkins, Schrempf pod wodzą George’a Karla grali niesamowity basket.
Gdyby nie ten Jordan…
Payton
na kolejną szansę gry o tytuł musiał czekać osiem długich lat i
przenieść się z deszczowego Seattle, przez nudne Milwaukee do
słonecznego Los Angeles. Tam czekali już na niego Shaq O’Neal, Kobe
Bryant, coach Phil Jackson i pozyskany latem wielki Karl Malone. Tak,
tak – taki zespół naprawdę kiedyś istniał.   Lakers, jak przystało na
drużynę weteranów podeszli do rundy zasadniczej ze spokojem. 56:26,
drugie miejsce na Zachodzie, bez zbędnych fajerwerków.
Wszystko, co
najlepsze miało być zarezerwowane na postseason. 4:1 z Rockets, 4:2 ze
Spurs, 4:2 z Wolves i Finał. Finał przeciwko Detroit Pistons – w
zasadzie przeciwieństwo tamtych Lakers. Bez wielkich gwiazd, „tylko”
ciężko pracujący, dobrze poukładany kolektyw. 
Gdzie są ci, którzy stawiali wtedy pieniądze na wygraną Detroit?… 
Coś,
co wydawało się abstrakcją, szybko stało się faktem. Już w pierwszym
meczu podopieczni Larry’ego Browna przełamali wielkich rywali. Lakers z
trudem wyrównali stan serii w drugim meczu. Jasnym stało się, że wyprawa
do Michigan na 3 mecze nie będzie dla Jeziorowców łatwa. I tak też
było.
Pistons stali się pierwszą ekipą w historii NBA, która wygrała
wszystkie trzy mecze finałowej serii na własnym parkiecie i to oni,
bardzo zasłużenie zresztą sięgnęli po puchar Larry’ego O’Briena. Karl
Malone latem skończył karierę, Shaq został sprzedany do Miami, Phil
Jackson wziął sobie rok wolnego a Payton bez większych sentymentów
przeniósł się do Bostonu. 
Przejście O’Neala do Heat będzie mieć dla
Gary’ego ogromne jak sam Shaq znaczenie w kontekście marzeń o
mistrzostwie niecałe dwa lata później. Po nie najgorszym sezonie w
Celtics, Payton przeniósł swoje talenty, a raczej to co z nich zostało
do Miami, gdzie czekał już na niego młodziutki Dwyane Wade i Shaq – były
kolega z L.A. 
Payton zagrał statystycznie najgorszy sezon w swojej
karierze ale przecież nie dla ładnych statystyk ściąga się weteranów.
Heat przeszli przez sezon regularny spokojnie, finiszując rozgrywki na
drugim miejscu.
W play-offach na początek 4:2 z Bulls, dalej 4:1 z
Nets a w Finale Konferencji 4:2 z Pistons, którzy praktycznie nie
zmienili mistrzowskiego składu z 2004 roku. Słodka zemsta Paytona i
Shaq’a na oprawcach sprzed 2 lat? Nie, oni byli dopiero 4 wygrane od
upragnionego celu.
Gary walczył o swój pierwszy tytuł a Shaq o
czwarty a dokładniej mówiąc o  jeden więcej niż Kobe. Seria zaczęła się w
Dallas. Mavs od samego początku chcieli dać do zrozumienia, że to oni
bardziej chcą i bardziej zasługują na mistrzostwo. Po dwóch meczach Dirk
Nowitzki i koledzy prowadzili 2:0. Seria przeniosła się do Miami…

Było
dokładnie 5:18 min. do końca meczu, goście z Dallas prowadzili 91:81,
wiele wskazywało na to będzie to szybka seria, że Payton kolejny raz
będzie musiał obejść się smakiem. To, co stało się później jest już
historią NBA. Heat prowadzeni przez D-Wade’a odrobili straty ale i tak
Teksańczycy nie mieli zamiaru łatwo się poddać. Devin Harris zdobył 2
punkty na 33 sekundy przed końcem meczu dając Dallas remis (po 96) i
szansę na wygranie tego meczu. Kolejne, arcyważne posiadanie dla Heat,
dla całej serii przez większość z 24 sekund na akcję w ogóle się nie
kleiło. Mavs wiedzieli dokładnie, co chcą zrobić Heat. Na zegarze
uciekały sekundy aż w końcu piłka trafiła do Paytona. Zwód, rzut, 2
punkty! Heat wygrali ten mecz 98:96. Był to przełomowy moment serii a
Mavericks boleśnie przekonali się, że niewykorzystane sytuacje często w
sporcie się mszczą. Podopieczni Pata Riley’a wygrali następne trzy mecze
i sięgnęli po mistrzowski tytuł – czwarty dla O’Neala i pierwszy dla
każdego innego gracza Heat. To co zaczął Payton w imponującym stylu
kontynuował Wade. 42 punkty w meczu nr 3, a potem 36, 43 i 36.  Gary
pograł jeszcze jeden sezon, po czym zakończył swoją 17-letnią karierę…
jako mistrz.

http://media.cmgdigital.com/shared/img/photos/2012/06/02/47/c7/0515-GP-game5_1469678a.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.