Na 6 sekund przed końcem III kwarty Heat prowadzili 59:50. Potem, do końca kwarty Celtowie zaliczyli 15:1 run.
W połowie IV kwarty Heat wrócili do prowadzenia 78:72.
W ciągu czterech minut Mickael Pietrus trafił dwie wielkie trójki, dwa wielkie posiadania, które równie dobrze mogły iść w drugą stronę i być początkiem kontry Heat.
Na 52 sekundy przed końcem Paul Pierce, kryty przez Jamesa trafił wielką trójkę na 90:86 dla Celtów i postawił drużynę w komfortowej sytuacji w meczu nr 5, na prowadzenie 3:2 mając mecz nr 6 u siebie w Bostonie, gdzie C’s przegrali w tych play-offach tylko raz. Ta seria jest jednak daleka od zakończenia. Celtis przesiedli się z tylnego siedzenia na fotel kierowcy i są blisko awansu do Finału ale zarazem bardzo daleko. To są play-offy, każdy może wygrać z każdym na tym etapie rozgrywek. To nie "płascy" Hawks , to nie młodzi Sixers to są Heat, którzy mają dwóch gości którzy sami mogą wygrać mecz. Wade i James są na pewnym poziomie i za każdym razem wyciągają ręce do kolegów z dołu. Jeśli Bosh, Haslem, Chalmers, Battier, Jones odpowiedzą na to wołanie, to Heat nie są na straconej pozycji.
Na tym etapie sezonu, kiedy nie ma mowy o odpuszczaniu, lekceważeniu, kiedy wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich w sensie zagrywek w ataku, ustawień w obronie, przyzwyczajeń co do ulubionych miejsc do rzutu, decydujące stają się małe detale, które w sezonie regularnym mają marginalne znaczenie. Gwiazdy będą gwiazdami ale do pewnego poziomu musi nawiązać ktoś jeszcze.
Dla Thunder był to Thabo Sefolosha w meczu nr 3, Serge Ibaka +Perkins+Collison w meczu nr 4.
Dla Celtics w meczu zakończonym kilka chwil temu był to Pietrus.
Jeśli nie oglądasz meczów C’s i patrzysz w statystyki mecze Francuza, co zrozumiałe mogą Ci umykać.
Ten Ci nie umknie. 27 minut gry, 13 punktów (5/8 z gry w tym 2/4 za 3, 1/2 z linii) + 3 zbiórki i 2 przechwyty oraz to czego statystyka nigdy nie chwyta – świetna, często niedoceniana obrona 1×1 przeciwko LeBronowi i Wade’owi. Nie da się ich zatrzymać ale da się sprawić, żeby popracowali na swoje punkty. Przy kryjącym Pietrusie właśnie to robią – pracują.
Kevin Garnett nie potrzebuje dodatkowej motywacji ale ta zawsze jest mile widziana. 36-letni K.G. już nieraz podkreślał, że wystarczy jedno słowo o tym, że jest za stary, że nie da rady, że Celtics to już historia, żeby rozpalić w nim ogień.
K.G. zaliczył solidy sezon regularny ale tylko 7 razy zapisał na koncie mecze na poziomie 20/10.
W tych play-offach w 18 dotychczasowych meczach ma już 9 tego typu meczów (13 double-doubles)! Gra na takim poziomie jak cztery lata temu, podczas mistrzowskiej kampanii.
W meczu nr 5 – 26 punktów, 11 zbiórek, 2 asysty, 2 bloki, 1 przechwyt.
Można mieć na ławce trenerski geniusz i mistrzowski "game plan" ale przecież i tak wszystko sprowadza się zawsze do tego samego – egzekucji czyli realizacji tegoż planu. Zdrowy i zmotywowany K.G. póki co właśnie to gwarantuje.
Paliwem dla ognia K.G. jest Rondo (13 asyst, 7 punktów, 6 zbiórek, 4 przechwyty). Są mecze, które jest wstanie przejąć ofensywnie ale w większości przypadków Rajon musi być i jest dystrybutorem piłek, wizjonerem, prawdziwym reżyserem gry który czasem sprawia wrażenie jakby dysponował dodatkowym zmysłem (zobaczcie touch pass do Pietrusa).
Rondo już 13 razy w tych play-offach notował 10+ asyst w meczu. W sumie, w całej karierze w postseason ma 38 tego typu meczów. Tyle samo w całej swojej karierze zaliczył Bob Cousy, legenda Celtów sprzed lat.
Rajon Rondo 38
Bob Cousy 38
Dennis Johnson 24
Larry Bird 24
Paul Pierce (12 ze swoich 19 punktów rzucił w II połowie + 4 zbiórki, 4 asysty i 2 przechwyty) może i jest z sezonu na sezon coraz wolniejszy ale nadal jest w stanie zrobić z piłką to, co chce. Fundamenty koszykarskiego rzemiosła (przede wszystkim świetna praca nóg i technika) pozwalają mu ustawić sobie nawet takiej klasy obrońcę co LBJ, i rzucić jak chce i skąd chce.
James (31 punktów, 13 zbiórek, 2 asyty, 2 przechwyty i blok) sekwencjami bronił w tym meczu na każdej pozycji. Rondo, Pierce, K.G., Allen? Proszę bardzo.
Wade 23 ze swoich 27 punktów rzucił po zmianie stron.
Gdyby chcieć opisać przyczyny porażki Miami w jednym zdaniu trzeba by powiedzieć – transmisja ofensywno-defensywna. Tylko 8 punktów z kontr (15 i 22 w dwóch wygranych meczach). Zbyt wolny powrót do obrony. C’s mieli dzięki temu kilka łatwych okazji do punktów.
Mecz nr 6 w czwartek w Bostonie. Ostatni? Chciałbym ale nie postawię na to grosza…
Dziękuję, dobranoc