Davis i Robinson wielcy. Boston wyrównuje

nd

Boston potrzebował tego zwycięstwa bardziej niż ryba wody, bardziej niż latawiec wiatru. I udało się. Po emocjonującym, szczególnie w IV kwarcie meczu, Celtowie pokonali Lakers 96:89 czym wyrównali stan rywalizacji na 2:2. Bohaterami C’s byli rezerwowi z Glenem "Baby" Davisem i Natem Robinsonem na czele.

Kluczowa dla wyniku meczu była IV kwarta, w której obie drużyny w końcu otworzyły się na atak. Padły w niej aż 63 ze 185 punktów całego meczu. Tu rozegrały się także najważniejsze dla meczu akcje. Doc Rivers zaczął tę część gry piątką Glen Davis, Rasheed Wallace, Nate Robinson Tony Allen i Ray Allen jako jedyny gracz podstawowego składu a wynik brzmiał 62:60 dla gości z Kalifornii. W ciągu czterech pierwszych minut gospodarze rzucili aż 14 punktów tracąc tylko 4. Dobra gra zmienników została nagrodzona przez coacha Riversa, który za gorącą namową Garnetta, Pierce’a i Rondo pozwolił im grać w takim ustawieniu dalej ale postawił warunek – jeśli prowadzenie Bostonu spadnie poniżej 6 punktów na plac wraca podstawowy skład w tym momencie w roli najgłośniejszych kibiców z ławki.



Obdarzeni ogromnym kredytem zaufania, biorąc pod uwagę ciężar meczu, super-rezerwowi Bostonu spłacili go w 100%. Nie dość, że nie tracili prowadzenia to jeszcze sukcesywnie je powiększali by na niespełna 4 min. przed końcem meczu sięgnęło 11 punktów – najwyższego pułapu tego wieczoru.

Mający dużo emocji i przedniej zabawy z ławki starterzy wrócili w końcu na parkiet na ostanie 3 minuty by dokończyć dzieła swoich kolegów.
Schodzących z parkietu Davisa i Robinsona żegnały owacje na stojąco. Młodzi Celtowie po każdej udanej akcji na obu końcach parkietu żywiołowo dawali upust swoim emocjom nakręcając się nawzajem i raz po raz spoglądali na zegar gry i trenera Riversa. Na konferencji prasowej wyznali, że byli bardzo zaskoczeni tym, że mimo upływu czasu oni ciągle są w grze, w tak ważnym dla serii meczu. Ale jak tu zdejmować graczy, którym wychodziło niemal wszystko w decydujących momentach meczu.
Davis rzucił 9 ze swoich 18 punktów w IV kwarcie, N-Rob dorzucił 6 ze swoich 12 a Tony Allen i Sheed Wallace pokazali twardą obronę w tej części gry.
Kolejny raz potwierdziła się w tej serii zasada, że ta ekipa która wygrywa "deskę" wygrywa też cały mecz. C’s zebrali 41 piłek (aż 16 w ataku) przy 34 (8 w ataku) Lakers. Z pewnością nie bez znaczenia dla tego elementu gry była nieobecność Andrew Bynuma. Młody center gości od początku play-offs zmaga się z kontuzją kolana, która wymaga operacji (pęknięta łąkotka w prawym kolanie). Sztab medyczny L.A. na różne sposoby stara przed każdym spotkaniem postawić go na nogi ale widać, że po ostatnim meczu, w którym A.B. dodatkowo nieco je podkręcił będzie to coraz trudniejsza sztuka. Bynum był w stanie zagrać dziś tylko 12 min. (2 punkty, 3 zbiórki i 1 blok, Lakers +1 znim na parkiecie) a jego nieobecność w pomalowanym dała dużo miejsca i swobody szalejącemu "Baby" Davisovi.
Kobe Bryant zagrał na poziomie 33 punktów (10-22 z gry w tym 6/11 za trzy punkty), 6 zbiórek i 2 asyst ale zaliczył także aż 7 strat i 5 fauli. Ciężko ocenić dzisiejszy występ lidera Lakers bo z jednej strony to on utrzymywał swój zespół w grze, to on rzucił 8 punktów w ciągu JEDNEJ minuty II kwarty i dał L.A. 8-punktowe prowadzenie kilka chwil później ale z drugiej strony jego pudła i straty w IV kwarcie nie mogły być przeciwwagą dla świetnie dysponowanych tego wieczoru rezerwowych C’s. Kobe wprawdzie rzucił 12 punktów w ostatniej części gry ale warto podkreślić, że 6 z nich wpadło w ostatniej minucie kiedy to losy meczu były praktycznie przesądzone.
Obie drużyny znają doskonale akcje swoich rywali grając momentami podręcznikową obronę. Wygląda więc na to, że o losach finału mogą zadecydować detale. Dziś byli to rezerwowi Bostonu i ewidentny brak Bynuma. W niedzielę kto inny może zaskoczyć i poprowadzić swoją ekipę do sukcesu.



Shrek i Osioł Davis i Robinson dobrą formę z boiska przenieśli na pomeczową konferencję prasową:




Po meczu powiedzieli:

Doc Rivers: "Starterzy nie mieli problemu z siedzeniem na ławce. Kibicowali swoim kolegom. Nie sądzę żeby zależało im na minutach – między innymi dlatego właśnie jesteśmy gdzie jesteśmy. Rajon, Kevin i Paul wręcz błagali mnie, żebym nie zmieniał składu. To coś wspaniałego. To była najgłośniejsza ławka rezerwowych jaką widziałem. Moim zdaniem to wspaniała rzecz, wiele mówi o naszych graczach.[…] Nie, nie jestem zaskoczony postawą ławki. Jestem po prostu szczęśliwy." 

Glen Davis:"Myślę tylko o wygrywaniu o niczym więcej. Nie przywiązuję wagi do rzutów Kobego ani do innych rzeczy. Interesuje mnie tylko zrobienie wszystkiego tego co mogę, żeby wygrać mecz i dać moim kolegom pozytywną energie."

Kobe Bryant: "Wszystkie 'energetyzujące’ punkty, punkty po walce, punkty z drugiej szansy, punkty w trumnie, wszystkie stracone piłki – wszystko padało ich łupem i to odwróciło całkowicie ten mecz."

Nate Robinson: "Jako gracze z ławki musimy wnosić dużo energii do gry. To nasza główna rola. Im więcej jej wniesiemy tym lepsi zarówno w obronie jak i ataku jesteśmy."

Pau Gasol: "Wiemy co mamy robić, wiemy jak mamy grać i wiemy jak zdobywać mistrzostwo. Wiemy też jak ważny dla losów serii jest mecz nr 5. Musimy być gotowi fizycznie i mentalnie przygotowani na to starcie, żeby wypełnić naszą misję."

L.A. Lakers – Boston Celtics
Stan rywalizacji 2:2
Mecz nr 5 w niedzielę w Bostonie. (13.06)
Mecz nr 6 we wtorek w Los Angeles. (15.06)
*Mecz nr 7 w czwartek w Los Angeles. (17.06)
* Jeśli będzie potrzebny.

Mała dygresja od autora. Miałem przyjemność oglądać ten mecz w doborowym towarzystwie dwóch znawców basketu a przy okazji fanów Lakers. Wyposażony w odręczną mapkę jechałem przed 3 w nocy do domu jednego z nich (nigdy wcześniej tam nie byłem). Nagle zza zakrętu pojawił mi się przed oczami znak drogowy. W normalnych okolicznościach zapewne bym go nie odnotował ale przed arcyważnym dla Bostonu meczem podświadomie szukałem znaków na niebie i ziemi. Znak był zielony z białym napisem "Celtics" – to akurat na mojej za przeproszeniem piersi. Ten drogowy z kolei również zielony i również z białym napisem brzmiał… "Samoklęski". "No fcukin’ way" – pomyślałem z amerykańska i natychmiast przypomniał mi się czarny jak smoła kot, który kilka godzin wcześniej przebiegł mi drogę. Klęska Bostonu? 1:3? Nie wierzę. Co było potem… na górze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.