Takiej serii chyba jeszcze nie przeżyłem. Zazwyczaj, gdy tworzy się
para finałowa, moja sympatia z określonych powodów kieruje się w
stronę jednej z ekip. Rok temu byłem za Heat, bo chciałem żeby LeBron w końcu zrzucił z pleców tę małpę, bo uważałem że to jeszcze nie czas Thunder. Dwa lata temu bardzo chciałem tego dla Kidda i Nowitzkiego. W 2010 byłem za Celtics i tak dalej i tak dalej. Pewnie macie tak samo, że jak na placu boju nie ma już Waszej ulubionej drużyny, to z jakiegoś powodu przelewacie swoje sympatie na któregoś z finalistów. W tym roku, w moim przypadku będzie inaczej. Mam całą
listę powodów, dla których mogę i chcę kibicować Miami w tym Finale
ale z drugiej strony mam nie mniejszą listę powodów, dla których
chciałbym żeby to Spurs sięgnęli po tytuł.
Czekają nas
koszykarskie szachy w pozytywnym tego stwierdzenia znaczeniu.
LeBron James, najlepszy koszykarz świata kontra – jeśli nie
najlepszy to na pewno jeden z dwóch, trzech najlepszych systemów
gry ostatniego piętnastolecia. Spurs Gregga Popovicha od lat grają
basket skrajnie zespołowy, bardzo poukładany w ataku z twardą,
inteligentnie reagującą obroną. To, co będzie różniło tych Spurs od Spurs którzy ostatni raz sięgali po tytuł w 2007 roku jest fakt, że Pop bardziej otworzył ich na atak praktycznie nic nie tracąc z jakości gry w obronie. Myślę, że możemy być spokojni o to, że wyniki typu 77:74 widywane regularnie w tamtym Finale, w tym już się nie powtórzą. Spurs to jedna z niewielu drużyn w
profesjonalnym sporcie – nie tylko koszykówce, która dobiera ludzi
do swojej filozofii a nie na odwrót. I to jak dla mnie jest niesamowite. Popatrzcie jak zmieniają się systemy gry drużyn, jak wiele ekip odwołuje się do intuicyjnego grania, do upraszczania schematów. A Spurs ciągle swoje. Siatka skautów przeczesująca koszykarski świat coraz wyszukuje "człowieka znikąd", który idealnie odnajduje się w systemie. Przypadek? Nie sądzę. W San Antonio nie używa się słowa przypadek.
Heat trzeci rok z rzędu są w Finale czego nie zrobiła żadna drużyna
Wschodu od czasów Chicago Bulls Michaela Jordana (1996-98). Można im zarzucać, że zamiast w czoła pocie latami budować skład poprzez draft, poprzez mądrą politykę kadrową, poszli na skróty i latem 2010 roku dzięki charyzmie Pata Riley’a stworzyli sobie mały Dream Team. To tylko część prawdy bo historia pokazała, że mimo iż od tamtej pory nie ma na nich mocnych na Wschodzie w play-offach, to o każdy awans musieli mocno walczyć. Dwa lata temu przegrali Finał z Dallas, rok temu Celtics zmusili ich do maksymalnego wysiłku a w tym roku to samo zrobili Pacers. Mówienie, że Heat mają łatwiej przejadło się z końcem sezonu 2010-11. Haterzy Heat – znajdźcie sobie inny temat.
LeBron przegrał
do zera Finał ze Spurs 6 lat temu. Teraz, starszy, dojrzalszy pod
każdym względem, z lepszymi partnerami będzie chciał wziąć rewanż
na drużynie z Teksasu. Wtedy jego rzut nie był jeszcze zbyt dobry, swoją grę w ataku opierał głównie na wejściach pod kosz, które obrona San Antonio mu odcięła. Dziś to zupełnie inny zawodnik. Człowiek na pięć pozycji zarówno w obronie jak i w ataku. Przede wszystkim z większą pokorą do życia, do rywali, do kolegów z drużyny. To widać na boisku. Widać to było rok temu, gdy odciął się od świata i skupił tylko i wyłącznie na graniu. Już nie rzuca tyle ile chce, a tyle ile wymaga sytuacja. Podaje nie dlatego, że boi się odpowiedzialności, tylko dlatego że włącza w grę cały zespół. Biega, skacze, nurkuje po piłki, goni za biegnącymi do kontry. Erik Spoelstra nazywa go "super glue" bo łata nim każdą dziurę w grze Heat.
Chcę tego mistrzostwa dla Heat bo:
– "Pierwszy tytuł dla Shaq’a, drugi dla LeBrona, trzeci dla mnie" – Dwyane Wade.
Moja koszulka Wade’a wisi cały czas w szafie. Kupił mi ją kolega, który pracował w wakacje 2005 roku na Alasce. Stare dzieje. Rok później Heat sięgali po swój pierwszy tytuł a Wade zagrał "Jordanowskie" Finały. Ostatnie sezony jesteśmy świadkami tego, jaką cenę płaci "Flash" za eksploatowanie przez lata swojego ciała do granic możliwości. Jest najlepszym przykładem na to, że w NBA jeśli chodzi o zdrowie i długowieczności nie ma rzeczy pewnych i oczywistych.Wade ma wprawdzie dopiero 31 lat i nic nie powinno stać na przeszkodzie, żeby pograł jeszcze przynajmniej z cztery-pięć lat na przyzwoitym poziomie ale przebyte kontuzje i każdy kolejny sezon zostawiły swój ślad na jego zdrowiu. Chcę oglądać Wade’a grającego jak stary dobry D-Wade. Przykro będzie patrzeć jak z gwiazdy NBA o niesamowitej motoryce zmieni się w gracza na poziomie 10-12 punktów. Ten tytuł jest dla Ciebie D.
– Ray Allen. Miałem mu za złe, że odszedł z Bostonu. Może nadal trochę mam ale co tam. Skoro jeden z moich ulubionych strzelców znalazł się w Finale, trzeci raz w karierze to niech już sięga po swój drugi tytuł. Michael Jordan powiedział lata temu, że jeden tytuł zdobywa się przypadkiem, liczenie zaczyna się od drugiego.
– LeBron. Rok temu skończyło się liczenie lat bez tytułu ale zaczęło się liczenie samych tytułów. Wszystkie rekordy indywidualne jakie LBJ pobił i jakie jeszcze na pewno pobije, znaczyć będą niewiele albo dużo mniej niż powinny, jeśli biżuterią nie zapełni przynajmniej całej jednej jego dłoni.
– Pat Riley. Historie różnych klubów w NBA a dokładniej mówiąc ich większości pokazują, że nie jest łatwo stworzyć drużynę godną walki o mistrzostwo. A jak się już taką stworzy to jeszcze trudniej jest ją utrzymać. Riley jest geniuszem w swoim fachu. Charyzmatyczny wizjoner, to od niego wszystko się zaczęło w tej części Florydy.
Chcę tego mistrzostwa dla Spurs bo:
– Myślę, że nie byłem jedyną osobą która jeszcze parę lat temu nie cierpiała Spurs. Nudni, schematyczni, skuteczni a co najgorsze zawsze w play-offach lali naszych ulubieńców. Bez emocji, bez tego enbiejowskiego, amerykańskiego swaggera. Przychodzili na mecze w garniturkach, robili robotę i szli do domu jakby nigdy nic się nie stało. Byli tacy dobrzy, że aż irytujący.
Teraz chyba dojrzałem do kibicowania koszykówce w ich wydaniu a i sam cochac Pop opakował w ładniejsze pudełko swój produkt. Ciekawsi w ataku, nadal silni w obronie. Im bardziej poznaję koszykówkę, tym bardziej wstydzę się siebie i swoich opinii na ich temat sprzed lat. Im częściej słucham Popovicha, tym bardziej dociera do mnie, że to trenerski geniusz, człowiek nieprzeciętnie inteligenty i zabójczo ciekawy.
– Tim Duncan. Czasem wygląda jakby przychodził na mecze za karę. Ale cóż z tego? No taki już ma wyraz twarzy. Nie jest jak K.G. nie uzewnętrznia tak emocji. W końcu studiował psychologię, zna różne techniki. Bez względu na to czy skończy karierę z czterema czy pięcioma tytułami, odejdzie jako jeden z najlepszych silnych skrzydłowych w historii koszykówki. Jego kariera wisiała na włosku 3-4 lata temu przez poważne problemy z kolanami. Narzucił na siebie reżim treningowy, reżim w kuchni, stracił na wadze, odciążył i wzmocnił kolana czym przedłużył swoją karierę o parę lat. Ilu w jego wieku z czterema tytułami stać byłoby na takie wyrzeczenia?
– W 2002 roku w okolicach maja-czerwca miałem okazję grać u boku jednego gościa w pewnym dwudniowym turnieju. On później pozwiedzał trochę koszykarską Europę, trochę pograł w Polsce. Mniejsza z tym jak się nazywa. Gadaliśmy dużo o NBA. Raz pyta mnie czy kojarzę Tony’ego Parkera – taki jeden Francuz, gra w San Antonio, mówił. Odpowiadam, że znam. On na to, że warto zwrócić na niego uwagę. Mówi, że grał w jakimś turnieju we Francji 2 czy 3 lata wcześniej i widział na własne oczy, jak tenże niejaki Parker jeździł ze wszystkimi jak chciał. Twierdził, że będą z niego ludzie. Nie powiedziałem nic – przyjąłem do wiadomości i od tamtej pory przyglądam się Francuzowi. Wtedy T.P. miał za sobą pierwszy rok w NBA, zdobywał 9 punktów w meczu i przed nim była długa droga, żeby od "jeżdżenia z ludźmi" gdzieś w niewiele znaczącym turnieju we Francji, wynieść swoją grę do poziomu "jeżdżenia z ludźmi" w NBA. Dziś, 11 lat później jesteśmy bogatsi o wiedzę a tenże Francuz o 3 mistrzowskie tytuły z jedną z najlepszych drużyn dekady. Tony Parker wyrósł na ludzi.
– Manu Ginobili. Pod koniec lipca zdmuchnie 36 świeczek z urodzinowego tortu. Argentyńczyk mówił niedawno, że nie myśli jeszcze o końcu kariery ale jego ciało pewnie już tak. To prawdopodobnie ostatnie Finały, w których będzie w stanie odegrać znaczącą rolę. Oczywiście jako zmiennik i zadaniowiec może przydać się w rotacji jeszcze parę sezonów ale czy takiego Manu chcemy oglądać? Nigdy nie umiał, nie chciał się oszczędzać. Jak dla mnie biała wersja D-Wade’a.
-Tracy McGrady. Chyba każdy z nas przynajmniej raz "był" T-Mackiem na szkolnym boisku. Lata temu grę Tracy’ego można było określić jako "crème de la crème" ligi. Najlepszy strzelec NBA w dwóch sezonach, który zdobywał punkty na wszystkie sposoby, łącznie z tymi które pokazują w TOP 10. Raz, jako gracz Magic potrafił rzucić aż 62 punkty. Potem kontuzje kolan, pleców i skończyło się latanie. Fajnie byłoby zobaczyć McGrady’ego odchodzącego z NBA jako mistrz. Prawdopodobnie po tym sezonie 34-letni już Tracy ostatecznie zawiesi buty na kołku.
Mój typ: 4:3 dla Spurs choć zaznaczam, że spodziewam się po tej
serii wszystkiego i żaden końcowy wynik inny niż 4:0, 4:1 dla
którejś z ekip mnie ani nie zaskoczy ani nie zdziwi. Spodziewam
się przynajmniej sześciu meczów na niebotycznym poziomie. I niech wygra lepszy…
Kilka faktów i ciekawostek na temat nadchodzącej serii:
– Spurs nigdy nie przegrali meczu nr 1 w swojej historii występów w Finałach. Są 4:0.
– Heat przegrali dwa mecze otwarcia serii finałowej (z Dallas w 2006 roku i Thunder rok temu) a mimo to, zdołali odrobić straty i zdobyć tytuł. W historii NBA tylko Lakers (5) i Celtics (4) maja więcej porażek w Game 1 i zdobytych po nich tytułów. Tyle samo (2) mają Bulls.
– W 75.8% przypadków drużyny grające jako gospodarze wygrywały mecz nr 1 Finałów (50:16).
– Ray Allen i Rashard Lewis zostaną siódmym i ósmym aktywnym graczem, którzy występowali w Finałach w barwach różnych drużyn. Allen – Boston i Miami, Lewis Orlando i Miami. Pozostała szóstka to: Shannon Brown, LeBron James, Marquis Daniels, Kendrick Perkins, Derek Fisher oraz Ronny Turiaf.
– Gregg Popovich jest prawie o 22 lata starszy od Erika Spoelstry. To największa różnica wieku między trenerami przeciwnych drużyn w historii Finałów NBA.
– Drużyny, które w drodze do Finałów grały przynajmniej jeden "Game 7" są potem 23-25 w Finałach.
– Heat postarają się obronić tytuł sprzed roku. Historia jest za nimi. W 72.4% przypadków mistrzowie jednego sezonu byli w stanie obronić tytuł rok później (21-8).
– Tim Duncan ma na swoim koncie dwa tytuły MVP sezonu a LeBron James cztery. Po raz siódmy w historii NBA zdarzy się, że naprzeciw siebie staną zdobywcy więcej niż jednego tytułu Najwartościowszego Gracza Sezonu. Ostatni zdarzyło się to 22 lata temu, kiedy Michael Jordan i jego Bulls walczyli z Lakers Magica Johnsona. Pozostałe przypadki to:
Kareem Abdul-Jabbar (LAL) vs Larry Bird (BOS) w 1987 roku (tytuł dla L.A.).
Kareem Abdul-Jabbar (LAL) vs Larry Bird w 1985 roku (tytuł dla L.A.).
Kareem Abdul-Jabbar (LAL) vs Moses Malone (PHI) w 1983 roku (tytuł dla Philadelphii).
Wilt Chamberlain (LAL) vs Bill Russell (BOS) w 1969 roku (tytuł dla Bostonu).
oraz Bob Pettit (STL) vs Bill Russell (BOS) w 1961 roku (tytuł dla Bostonu).
– LeBron James ma za sobą 24 serie w play-offach w swojej karierze. Najgorszą statystycznie zagrał… w Finałach 2007 roku ze Spurs.
– W tegorocznych Finałach naprzeciwko siebie stanie czterech zawodników z tytułem MVP Finałów. LeBron James i Dwyane Wade po stronie Heat oraz Tim Duncan i Tony Parker po stronie Spurs. Będzie to zaledwie czwarty raz w historii NBA, kiedy aż tylu graczy z MVP Finałów bierze udział w walce o kolejny tytuł. W poprzednich trzech przypadkach za każdym razem naprzeciw siebie stawali Lakers i Celtics:
1987 rok. LAKERS: Kareem Abdul-Jabbar, Magic Johnson. CELTICS: Larry Bird Dennis, Johnson Bill Walton.
1985 rok. LAKERS: Kareem Abdul-Jabbar, Magic Johnson. CELTICS: Larry Bird, Dennis Johnson, Cedric Maxwell.
1984 rok. LAKERS: Kareem Abdul-Jabbar, Magic Johnson. CELTICS: Dennis Johnson, Cedric Maxwell.