Historyczny Russell Westbrook

Nie byłem pewny czy to zrobi, bo skąd miałem wiedzieć? Byłem jednak pewny, że spróbuje to zrobić. Więcej niż pewny. On wyglądał wtedy w Hiszpanii jak zranione zwierzę. Dziwisz mu się? Zranione a przez to groźne, jeszcze groźniejsze. Wyglądał jakby sam mógł pokonać Koreę Północną, ISIS, zamachowców, głód i parę innych rzeczy palących ten świat.

Łaził naburmuszony. Z dziennikarzami nie rozmawiał, tylko się słownie pojedynkował. Celowo unikał kontaktu wzrokowego z pytającymi, jakby chciał pokazać, że tak bardzo ma to gdzieś. Mentalnie nie było go tam wtedy w Hiszpanii, w październiku ubiegłego roku. Ignorował ludzi spoza ekipy Thunder, więc teraz z perspektywy czasu, chyba powinienem się cieszyć, że na moje pytanie przynajmniej odpowiedział a nie odwrócił się na pięcie, jak to miał w zwyczaju. 

Ja tam byłem. I już wtedy czułem, że Russ zrobi w tym sezonie coś wyjątkowego, coś historycznego, coś co zdarza się raz na lata. Zawodnicy miewają statement mecze, ewentualnie serie. Russ zaliczył, nadal zalicza statement sezon.  

Możesz mi wierzyć lub nie, ale jak się wtedy tak mu przyglądałem, to miałem takie dziwne uczucie, projekcję nadchodzących rozgrywek. Widziałem tę energię, tę pasję, te szalone mecze z triple-double. Zresztą niecałe dwa tygodnie po Hiszpanii napisałem, że przewiduję mu średnie na poziomie 30/10/8, więc mam dowód. Jakby co. Choć nie doceniłem. Ale niewiele też się pomyliłem.  

Ktoś zapytał go czy myśli o MVP i sezonie na poziomie triple-double czyli czymś, co nie zdarzyło się od czasów Big O. On odpowiedział, że liczą się dla niego tylko zwycięstwa. Dziennikarz nie dał za wygraną – „Ani trochę o tym nie myślisz?” Russ puścił do niego oko, uśmiechnął się i powtórzył, że liczą się tylko wygrane Thunder. Ale wyglądało to tak, jakby w myślach dopowiedział sobie – zobaczysz k…a triple-double!

Russ grał mało wtedy w Hiszpanii i jeszcze mniej trenował. Brał udział tylko w części zajęć. Najczęściej dopingował ćwiczących kolegów. Przy czym, gdy pojawiał się na parkiecie, to zawsze zaznaczał swoją obecność. Czy to krwisty dunk w kontrze, czy przyprawiająca o ból kolan błyskawiczna zmiana kierunku w pełnym biegu. Wchodził jakby chciał powiedzieć patrzcie, w końcu po to tu jesteście, robił to swoje coś i schodził. Kumulował energię.

Parę tygodni później eksplodował…

Pamiętasz, jak jeszcze w grudniu, styczniu zastanawialiśmy się czy da radę? Czy zwyczajnie, tak po ludzki starczy mu sił? Starczyło.

Russell Westbrook, w wyjazdowym starciu z Denver Nuggets, zaliczył swoje 42 triple-double w tym sezonie. To nowy rekord NBA, który czekał na pobicie aż 55 lat. Triple-double jest w tych rozgrywkach odmieniane przez wszystkie przypadki, więc chyba nie muszę przypominać, że rekord przez ponad pół wieku należał do legendarnego Oscara „Big O” Robertsona. Jeśli chodzi o kontekst historyczny, to trzeba jednak pamiętać, że w czasach Robertsona drużyny miały średnio po ok. 126 posiadań na mecz. Teraz wartość ta jest o ok. 20 posiadań niższa. Co czyni rekord Westbrooka jeszcze bardziej wyjątkowym.

Już we wcześniejszym meczu z Suns, Westbrook zapewnił sobie średnią na poziomie triple-double za całe rozgrywki. To też nie zdarzyło się od czasów Big O. Średnie lidera Thunder to w tym momencie 31.7 punktu, 10.7 zbiórki, 10.4 asysty oraz 1.7 przechwytu. 

Westbrook ma teraz na koncie 79 występów z triple-double. W klasyfikacji wszech czasów lepsi są już tylko Oscar Robertson (181), Magic Johnson (138) oraz Jason Kidd (107).

Warto wspomnieć, że Russ jest drugim w historii zawodnikiem (obok Charlesa Barkley’a), pierwszym obrońcą, który na koniec rozgrywek będzie miał dwucyfrową średnią zbiórek a nie ma 2 metrów wzrostu.

Nie można też przemilczeć jego występu w Denver. 50 punktów, 16 zbiórek, 10 asyst. 17/34 z gry, 11/11 z linii, tylko 2 straty, no i najważniejsze…game-winner równo z końcową syreną. Thunder wygrali 106:105. Było to jego trzecie triple-double złożone z 50 lub więcej punktów. Wilt Chamberlain, Oscar Robertson a także James Harden mają po dwa tego typu występy.  

Jeszcze porozmawiamy o kandydatach do MVP tych rozgrywek. Pomówimy też o 42.4% skuteczności z gry Westbrooka (trzecia najniższa skuteczność w karierze), jego najwyższej w karierze średniej strat (5.5). W tej chwili to temat drugorzędny. Naprawdę.  

Ten sezon jest rekordowy pod względem triple-double. A im więcej takich występów, tym bardziej zaciera się perspektywa ich odbierania i oceniania stopnia ich trudności. Nie, to nie jest łatwe. Russ zrobił to 42 razy w tym sezonie. Oczywiście, że polował na statystyki (jak zdecydowana większość zawodowych koszykarzy). Oczywiście, że doskonale wiedział w każdym meczu ile czego ma i ile mu brakuje. Co nie zmienia faktu, że nie było to łatwe oraz, że w ogólnym rozrachunku nie wpłynęło to negatywnie na wyniki drużyny. Thunder są 33:9 gdy ich lider schodzi z parkietu z potrójnym wynikiem. 

W sezonie 2013-14 czyli bardzo niedawno, rekord meczów z triple-double wynosił…5. Pięć. Tylko pięć. Sprawdź sobie jak nie wierzysz, albo nie pamiętasz. Tak, tylko pięć. Lance Stephenson był liderem tej klasyfikacji przed odejściem z Indiany. Te rozgrywki rozpieściły kibiców jeśli chodzi o szalone liczby. Za często oglądamy konsolowe statystyki. Bierzemy je za pewnik.

Ja jeszcze nie wiem czy Russ ma mój głos na MVP tych rozgrywek. Wiem jednak, że należy docenić to, czego dokonał. To coś to efekt końcowy katorżniczej pracy wykonanej latem. To efekt odpowiednio zaprogramowanej psychiki, specyficznego charakteru i rzadko spotykanej woli walki. I na koniec – zamiast krytykować go za to kim nie jest, podziwiajmy go za to kim jest. To moja filozofia, którą stosuję w wielu wypadkach. Może Russ nie wygrałby w szachy ze Stocktonem czy CP3, ale mój Boże, w koszykówkę można grać z powodzeniem na różne sposoby.  

   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.