If that’s the last image of Michael Jordan how magnificent is it

14 czerwca 1998 roku, czyli dokładnie 19 lat temu, Michael Jordan sięgnął z Bulls po swój szósty i ostatni mistrzowski tytuł. Finały 1998 roku były, według telewizyjnych ratingów, najbardziej oglądanymi Finałami w historii NBA a Game 6 tychże Finałów był najbardziej oglądanym, pojedynczym, meczem w historii NBA.
Sezon 1997-98 był ostatnim sezonem, w którym Michael Jordan i Scottie Pippen walczyli razem w barwach Bulls, pod wodzą Phila Jacksona. W szatni Byków nazywano te rozgrywki „ostatnim tańcem”. Niby istniała szansa, mała ale zawsze, że M.J., Pippen, Rodman i Jax wrócą na kolejne rozgrywki, ale w zasadzie nikt w to nie wierzył. Pippen był obrażony na zarząd Bulls, który przez lata nie potrafił, przede wszystkim finansowo, docenić jego statusu gwiazdy ścisłej elity NBA. Jackson powoli zaczynał czuć się wypalony psychicznie i potrzebował albo silnego bodźca motywacyjnego albo dłuższej przerwy w coachingu. Jordan nie chciał grać dla innego trenera, niż Jax i też nie chciał rozstawać się z Pippenem. Rodman czekał na rozwój wydarzeń.
Bulls wygrali w tamtym sezonie 62 mecze, ale nie dało im to przewagi parkietu na całe play-offy. Mieli ją Utah Jazz, dzięki wygraniu obu bezpośrednich starć, przy takim samym bilansie ogólnym.
Zapis video z ostatniej kwarty tego legendarnego meczu nr 6 pokazuje w skondensowany sposób to, co czyniło Jordana najlepszym graczem NBA przez wiele lat a ostatecznie uczyniło go najlepszym w historii tej gry.
Ostatnie trzy akcje meczu zdają się wyreżyserowane. Dopiero po latach, po milionowym odtworzeniu, dociera do nas jak niesamowity był to wyczyn Jordana.
35-letnie ciało, błagające o odpoczynek, stojące na miękkich nogach. Tylko tak silny charakter mógł zmusić je do ostatecznego wysiłku. Skąd my to znamy?
45 punktów Jordana z 87 całej drużyny. Angażowanie kolegów w atak? Nie, nie, to nie ta bajka. Jordan oddał 35 ze wszystkich 67 rzutów, które Bulls oddali w tym starciu. Zanotował jedną asystę (1 zbiórkę i 4 przechwyty). Jestem więcej niż pewny, że koledzy nie mieli i nie mają mu za złe, że za często nie podawał im wtedy piłki.

Dopiero po latach potrafiłem docenić jak świetną drużyną byli tamci Jazz, jak świetnym trenerem był Jerry Sloan, jak świetni byli Malone i Stockton oraz ich grupa wspierająca. Wtedy, jako mały gnojek, po prostu ich nie lubiliśmy z kumplami. Byli zbyt obciachowi. No wiecie – za krótkie spodenki, za biali, za grzeczni, za mało gansta. Dziś nie mam wątpliwości, że gdyby nie Bulls, Jazz mieliby dwa tytuły na koncie.

Gdyby Jazz wygrali ten szósty mecz, najprawdopodobniej też wygraliby game 7. Mam poważne wątpliwości, czy Jordan byłby wtedy w stanie zregenerować swoje ciało w 48 godzin i doprowadzić je do stanu używalności. A pisząc używalności, mam na myśli formę na 40+ minut w meczu (w tym zagrał 44) i jakieś 35-40 punktów. Podejrzewam, że nawet i jego charakter miałby poważne problemy z dźwignięciem tych spracowanych nóg. Choć „Flu Game” pokazał, że w przypadku Jordana ludzkie standardy nie mają zastosowania.

M.J., eksploatowany przez całe play-offy jak transkontynentalna lokomotywa XIX-wiecznej Ameryki, grał mecz 6 jak profesor. Zero zbędnych ruchów, żadnych niepotrzebnych wydatków energetycznych. Czytał obronę i brał z niej tyle, ile mógł. To była wersja Jordana jako koszykarza ostatecznego. Przy okazji, trzeba to przypomnieć i mocno podkreślić – Bulls nie wystarczało wtedy 20-25 punktów od swojego lidera, tak, jak choćby dwa lata wcześniej w serii ze Seattle. Oni potrzebowali z jego rąk grubo ponad 30 punktów, a w obliczu kontuzji pleców Pippena, które po Finałach zoperował, i nierówno grającej ławki, nawet więcej. Warto też pamiętać, że wyczyny Jordana w ataku, zawsze mocno w cień odsuwały jego grę w obronie. A ta była tytaniczna, wzorowa i mimo wszystko, trochę niedoceniana. No i oczywiście kosztowała go mnóstwo energii. 

Nalejcie sobie czegoś do szklanki, usiądźcie wygodnie, ustawcie video na pełny ekran. Cofamy się w czasie o 19 lat… 

http://www.mymj.nl/michaeljordan/wp-content/uploads/2010/02/jordan-vs-jazz.jpg



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.