17 czerwca 2008 roku. Celtics mistrzami po raz 17

Gdy w czerwcu 2008 roku Boston Celtics sięgnęli po mistrzowski tytuł, mój tata był w szpitalu i czekał na poważną operację, która nigdy wcześniej się nie udała tam, gdzie leżał. Siłą rzeczy, play-offy 2008 były dla mnie czymś innym, niż zwykle. W nocy mecze, w dzień szpital. Noc zlewała mi się dniem, dzień z nocą. Ciężka głowa, ciężkie oczy, ogólnie ciężko. Równolegle do zdrowotnych problemów taty, toczył się w moim życiu osobny wątek, który mocno przetestował moją psychikę, mój charakter, moje inne rzeczy. Chyba nie mam chęci pisać o tym na koszykarskim blogu. Powiem tylko, że był to wątek sercowo-uczuciowy. Jak nie żałuję niczego, co zrobiłem w życiu, tak z tamtego okresu, gdybym mógł, paru rzeczy bym teraz nie zrobił, a niektóre, być może, zrobiłbym inaczej. Choć ogólnie wierzę, że wyszedłem z tego wszystkiego twardszy i bogatszy o nowe doświadczenia. Nocne transmisje NBA były moją prywatną ucieczką do krainy, która przynajmniej na parę godzin, dawała mi wewnętrzny spokój. 

Tamci Celtics byli ostatnią drużyną, której szczerze kibicowałem. Gdy latem 2007 roku Kevin Garnett i Ray Allen przechodzili z Minnesoty i Seattle do Bostonu, ja miałem wakacyjną pracę w Niemczech. Internet łapałem przy jakiejś szkole. Pracowałem po 10h dziennie a potem zmęczony brałem lapa i szedłem sprawdzać newsy z NBA i świata. Czasem wstawałem przed pracą i szedłem na mój mały szkolny plac prawdy. Skakałem z radości, jak dowiedziałem się, że Danny Ainge pociągnął za spust tych dwóch wymian. Od lat byłem fanem Garnetta i Allena więc wiadomość, że obaj zagrają w Bostonie, razem Paulem Pierce’em, którego też uwielbiałem, oznaczała jedno…miałem nową drużynę, której mogłem kibicować. Trzy tygodnie później miałem wypadek samochodowy, podobno otarłem się o śmierć. Po co o tym piszę w kontekście Celtics? Wszystko to mi się razem łączy. Gdy sięgam pamięcią wspominając tamtą ekipę – jak się tworzyła, jak grała, na myśl przychodzi mi tamto lato w Niemczech i ta nie do końca udana wyprawa do Hiszpanii, żeby odwiedzić tatę. Gdy myślę o tamtych wakacjach, o wypadku, o pracy dla Włocha w Niemczech, o czasie spędzonym w Hiszpanii z tatą już po wypadku, na myśl przychodzą mi też Celtics. Pewnie po części też z tego powodu, ta drużna była dla mnie taka wyjątkowa.     

 

 Poniżej oryginalny tekst, który napisałem dziewięć lat temu.

 

17 czerwca 2008 roku Celtowie z Bostonu sięgnęli po siedemnasty mistrzowski tytuł w historii klubu. Poniżej z tejże właśnie okazji siedemnaście spostrzeżeń, uwag, cytatów na temat finałów, minionego sezonu, Celtów, ich „Wielkiej Trójki” i paru innych ciekawych rzeczy. Zapraszam.

1. Wynik 131:92 w decydującym szóstym meczu. 39 punktów przewagi to nowy rekord NBA jeśli chodzi o mecze w których decydowały się losy mistrzowskiego tytułu.

2. Celtowie potrzebowali aż 26 meczów w postseason (7 z Atlantą, 7 z Cleveland i po 6 z Detroit oraz Los Angeles) by znaleźć się tam gdzie teraz są. To nowy rekord ligi. 

3. Po sezonie 2006/2007 gdzie wygrali zaledwie 24 mecze byli w stanie wygrać aż 66 spotkań w sezonie kolejnym i sięgnąć po tytuł. Była to największa metamorfoza w historii NBA.

4. Do tej pory nie zdarzyło się żeby trzej najlepsi strzelcy mistrzowskiego zespołu mieli po 30 lub więcej lat.

5.  Do tej pory nie zdarzyło się żeby dwóch spośród trzech najlepszych strzelców mistrzowskiej ekipy sezon wcześniej grało w innych klubach.

6. To dla Paula Pierce’a . Po 10 latach głównie frustracji i rozczarowań wreszcie ma to o czym marzy każdy sportowiec. Cierpliwość i wytrwałość popłacają. Miał okazje odejść do lepszych klubów, zaufał Danny’emu Ainge’owi i trenerowi Riversowi.  „Przez te 10 lat sporo tu przeżyłem. Doc, Danny i właściciel klubu cały czas byli ze mną, wspierali mnie, to wspaniałe uczucie odpłacić się im wreszcie za to. […] Czuję, że jestem na szczycie świata, sny się spełniły” – powiedział po dzisiejszym meczu Pierce.

7. To dla Kevina Garnetta. Po 12 latach w Minneapolis gdzie największym sukcesem był finał konferencji zachodniej w roku 2004 (przegrany z Lakers 4:2) do K.G. przylgnęła etykieta zawodnika, który usztywnia się w meczach o wysoką stawkę.

8. To dla Raya Allena. Super strzelec podobnie jak K.G. miał opinię gracza który traci swój „magic touch” zawsze wtedy kiedy jest naprawdę potrzebny. W tegorocznych play-offs teoria ta zdawała się znajdować potwierdzenie. Ray Ray pudłował niemiłosiernie ale to za sprawą jego ważnych rzutów z Cavs, Pistons a przede wszystkim w finale Celtics są tam gdzie są.

9. Phil Jackson w pierwszych dziewięciu finałach na ławce trenerskiej zdobył komplet dziewięciu tytułów. Za ostanie dwa finały legitymuje się bilansem 3:8.  

10. To dla Doca Riversa. Na początku sezonu zmarł mu ojciec. W dniu meczu numer 5 (15 czerwca) w Stanach Zjednoczonych obchodzono Dzień Ojca. Rivers bardzo chciał wygrać ten mecz dedykując sukces pamięci ojca – nie udało się. Wygrał wczoraj  17 czerwca – dzień przed rocznicą urodzin Grady Riversa. Wiele mówiło się także o mankamentach jego warsztatu trenerskiego, zbyt partnerskich stosunkach z zawodnikami ba niektórzy „znawcy” nawet prześmiewczo pytali kim jest Rivers? Teraz z pewnością zapamiętają to nazwisko.

11. To dla ławki rezerwowych Celtics. Podobno nie istnieje.

12. To dla Rajona Rondo. Nie jest łatwo być rozgrywającym w NBA mając 22 lata, znikome doświadczenie i ogromne oczekiwania doświadczonych kolegów, którzy grają tylko i wyłącznie o tytuł. Nie jest łatwo skupić się na grze gdy słyszy się swoje nazwisko podczas wskazywania najsłabszych punktów zespołu bądź w kontekście spekulacji transferowych. Rondo stanął na wysokości zadania i to w jakim stylu! „Rondo dał radę. Był świetnym graczem, przeciwstawił się presji i tym, którzy mówili, że potrzebujemy rozgrywającego. On udowodnił, że stać go na grę na naszym poziomie.” – komplementował młodego kolegę Kevin Garnett.

13. Za beczkę Gatorade, którą Paul Pierce wylał na głowę Riversa.

14.. „To przesłanie dla małych dzieci – poświęcenie może zaprowadzić Cię na szczyt.” Powiedział Mark Jackson komentator ESPN niegdyś świetny rozgrywający kilku klubów NBA.

15. „Wszystko jest możliwe! Wszystko jest możliwe!” – krzyczał tuż po zakończeniu meczu uradowany K.G.


16. „I got my own. I got my own,” (wreszcie mam swój upragniony pierścień) powtarzał Garnett przytulony na środku parkietu do Billa Russella . „I hope we made you proud.” (mam nadzieję, że jesteś z nas dumny) – dodał  „You sure did,” (oczywiście, że jestem) odpowiedział wyraźnie wzruszony Russell.

17. „Mieliście w szkole łobuza, któremu chcieliście dokopać, ale nie mieliście wystarczająco dużo siły by to zrobić, byliście za mali? On was ścigał, gnoił was, bił, a wy nie mogliście nic zrobić, chociaż chcieliście. Po 13 latach wreszcie udało mi się skopać mu tyłek na parkingu przed szkołą, przy wszystkich. Tak to czuję.” K.G. o mistrzostwie.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.