Dziś 39 urodziny obchodzi Grant Hill. Pytanie do nastolatków – Chcecie założyć się kto szybciej przebiegnie 100 metrów, kto wyżej skoczyć, więcej podniesie, szybciej się zmęczy – Wy czy Grant?
2 lata temu napisałem pewien tekst o Grancie. Oto on. Zapraszam…
"Grant Hill – szczęście w piaskach Arizony"
15
kwietnia 2009 roku w meczu Phoenix Suns – Golden State Warriors Grant
Hill zdobył 27 punktów i zebrał 10 piłek. Był to ostatni mecz
rozczarowującego sezonu regularnego dla koszykarzy z Arizony. Pierwszy
raz od rozgrywek 2003-2004 nie weszli do play-offs. Nie było więc nic
dziwnego w tym, że mało kto odnotował niezły występ blisko 37-letniego
weterana.
Suns
wygrali ten mecz ale po raz pierwszy od pięciu lat decydującą fazę
rozgrywek zmuszeni byli obserwować w roli widzów. Sezon regularny
zapamiętali głównie przez pryzmat nieudanego eksperymentu z Terry
Porterem na ławce trenerskiej , pozbycia się Raja Bella i Borisa Diaw,
plotek transferowych i poważnych kłopotów ze wzrokiem Amar’e
Stoudemire’a, jazdy po pijanemu Jasona Richardsona oraz całokształtu
wydarzeń i historii związanych z Shaquillem O’Nealem.
W
palącym słońcu Arizony nietrudno było pominąć fakt, że Grant Hill
rozegrał świetny sezon. Jego postawa na boisku jak i poza nim była
jednym z najjaśniejszych punktów tego jakże bezbarwnego sezonu dla
organizacji Phoenix Suns. Zawodnik, którego wspaniała kariera w pewnym
momencie została niemal przedwcześnie zakończona przez kontuzje.
Zawodnik, który miewał sezony, w których zdrowie pozwalało mu na
zagranie w zaledwie 4, 14, 21, 29 meczach lub żadnym (sezon 2003-2004) w
minionych rozgrywkach wystąpił we wszystkich 82 meczach – pierwszy raz w
czternastoletniej karierze! Jedynie 30 zawodnikom udało się nie opuścić
ani jednego meczu sezonu 2008-2009. Tylko czterech z nich było po
trzydziestce. Hill, ze swoją wielokrotnie operowaną lewą kostką,
rekonstruowaną lewą piętą był jednym z nich.
"Przez
lata znany byłem ze swojej niezawodności. Fakt, że koledzy z drużyny
mogli zawsze na mnie liczyć był czymś czego potrzebowałem. A potem
pojawił się okres kiedy nie byłem w stanie pomagać." – przypomniał Hill.
Miniony
sezon, mimo że stracony dla Suns był dla Hilla niesamowity. Wiele jego
dynamicznych akcji znajdowało miejsce wśród najlepszych zagrań
dnia/tygodnia jakby przecząc temu co głoszą jego metryka oraz historia
przebytych kontuzji, na podstawie której dałoby się z powodzeniem
napisać pracę naukową na wydziale ortopedii. Statystycznie Hill grał na
poziomie 12 punktów i blisko 5 zbiórek na mecz będąc jednocześnie jednym
z najlepszych obrońców w ofensywnie zorientowanej ekipie. Skuteczność z
gry na poziomie 52.3% była najwyższą w jego karierze. I nawet pod
koniec sezonu kiedy naturalną rzeczą dla gracza (nie tylko w jego wieku)
byłoby zmęczenie rozgrywkami, Hill grał niesamowicie. Zdobywał 18 lub
więcej punktów w dziewięciu z ostatnich piętnastu meczów sezonu. Nie
było więc nic dziwnego w tym, że klika tygodni później oferty kontraktu
pojawiły się nawet z walczącego o mistrzostwo NBA Bostonu czy też z
zawsze atrakcyjnego komercyjnie Nowego Jorku.
Hill
zdecydował się jednak zostać w Arizonie mimo, że gdzie indziej miałby
szanse na grę o mistrzostwo ligi lub dużo większe zarobki. W jego
wypadku zadecydował jednak inny czynnik, być może niezrozumiały dla
tych, którzy całe swoje kariery bezskutecznie szukali szans na wzniesie w
górę pucharu Larry’ego O’Briena. Duże pieniądze dla gracza o jego
statusie, mającym za sobą wieloletni kontrakt za dziesiątki milionów
dolarów podpisany jeszcze w Orlando na przełomie wieków też nie mogły
być już tak ważnym argumentem.
To
co liczy się teraz najbardziej dla byłej gwiazdy NBA lat
dziewięćdziesiątych, w grze której wielu widziało połączenie tego co
najlepsze z Michaela Jordana i Scottiego Pippena, to poczucie że raz
odnalezione szczęście nie może być tak łatwo porzucone. Być może nawet i
za cenę mistrzostwa NBA. To właśnie tu w Phoenix pod okiem Aarona
Nelsona wybranego najlepszym trenerem od wyszkolenia atletycznego w NBA
za ubiegły sezon kariera Granta Hilla została reaktywowana. To właśnie
tu może on spokojnie robić to co nie dane było mu za jego najlepszych
lat – grać w koszykówkę i znów czerpać z niej radość.
Trudno
znaleźć go w reklamie obuwia sportowego czy ulubionego napoju
koszykarzy jak 15 lat temu ale po tym wszystkim co przeszedł każdy
regularny mecz jest dla niego koszykarskim świętem i to mu absolutnie
wystarcza. To dzięki ludziom takim jak Hill liga NBA jest bogata w
nieprzeciętne osobowości będące dla wielu kibiców inspiracją w prozie
codziennego życia. To ludzie tacy jak Hill swoją postawą pokazują, że z
nawet beznadziejnych sytuacji można wyciągnąć pozytywne wnioski a
determinacja i wola walki ostatecznie popłacają najwytrwalszym.
1but.pl -> Aż 240 modeli butów do kosza -> Zobacz