Sędzia Joey Crawford nie odgwiżdże już wątpliwego faulu Twojemu ulubionemu zawodnikowi. 64-latek już wcześniej zapowiadał, że ten sezon będzie jego ostatnim w karierze ale miał jeszcze nadzieję popracować do samego końca rozgrywek. Przedłużająca się rehabilitacja po grudniowej operacji łąkotki prawego kolana, skłoniła go jednak do decyzji o ogłoszeniu zakończenia kariery już teraz.
Crawford został sędzią NBA w 1977 roku. W ciągu aż 39 sezonów przesędziował 2561 meczów sezonu regularnego, 374 w play-offs, z czego 50 w Finałach.
Jesteś tak dobry, jak dobry był Twój ostatni mecz – mówi się w środowisku sędziowskim. Dlatego już w pierwszym zdaniu tego tekstu, pozwoliłem sobie na drobny żart. Joey od ładnych paru sezonów zbyt często mecze dobre lub neutralne przeplatał meczami, może nie w całości słabymi, ale meczami gdzie zdarzały mu się decyzje kontrowersyjne łamane przez dziwne.
Joey Crawford to dość barwna postać w NBA. Kiedyś
bardzo dobry sędzia. Poza dobrymi
gwizdkami miał też gwizdki "polityczne" – czyli też akceptowalne czy wręcz nawet pożądane w odniesieniu
do danego meczu, do konkretnej sytuacji. Ogólnie Joey czuł grę. Był lubiany i szanowany zarówno przez zawodników jak i trenerów. Sędziował mecze z udziałem największych gwiazd tej ligi z Jordanem, Birdem i Johnsonem na czele.
Jego
problemem zawsze była zbyt duża pewność siebie. A wiecie, że cienka jest granica
między pewnością siebie a zarozumialstwem. U Crawforda granica ta w zasadzie nie istniała.
W kwietniu 2007 roku Crawford wyrzucił z boiska Tima Duncana tylko za to, że ten śmiał się będąc w tym czasie na ławce. Zainterweniował sam David Stern, który wsadził Crawforda do lodówki. Joey, resztę sezonu i play-offy obejrzał z pozycji telewizora. Zdawało się, że jego kariera wisi na włosku.
Wrócił i jak się później okazało został w lidze na prawie całą dekadę. W dobie prężnego rozwoju portali społecznościowych, Joey stał się stałym bywalcem rubryk z "babolami" różnej maści.
Jeśli śledzicie mój blog od przynajmniej dwóch lat, to wiecie, że w ostatnim czasie nie mogłem patrzeć na mecze prowadzone przez Crawforda.
Pisałem, że "Joey Crawford musi odejść!"
Albo "Joey Crawford już w play-offowej formie."
Fizyczność odeszła, włosy wypadły, buńczuczność została.
Ale nie myli się ten, kto nic nie robi. Joey nie utrzymałby się w lidze przez niemal cztery dekady, nie sędziowałby 50 meczów w Finałach, gdyby nie był dobrym sędzią.
Zatem, wybaczmy mu to, co złe. Był częścią historii tej ligi. Widział przychodzące i odchodzące gwiazdy. Dodawał kolorytu szarym koszulkom.
Żegnaj Joey…