Wśród chłopaków, z którymi gram w kosza, jest dwóch chłopaków z Łotwy. Dzięki temu nie omijają mnie insiderskie newsy na temat Kristapsa Porzingisa. Nie te z amerykańskich serwisów, tylko takie prosto z Łotwy. Te są najciekawsze.
Na Łotwie panuje podobno Kistapsomania. I słusznie. 20-letni Porzingis to real deal. Na razie trudno wyrokować czy bliżej mu do Dirka Nowitzkiego czy raczej Andrei Bargnaniego. To nieistotne w tym momencie. Najważniejsze jest to, że chłopak ma ogromny talent, ciało oraz chęci by zostać kimś w NBA. A to duża cześć sukcesu.
Wracając do Kistapsomanii…
Łotewski duet raperów – Kreisais Krasts i Žanis Pavlovskis, w projekcie znanym jako Olas, zrobili kawałek na cześć Porzingisa. „Keep Calm Like Kristaps Porzingis.”
Minionego lata, kiedy jeszcze nie było wiadomo co młody Kristaps zaprezentuje w NBA, inny łotewski raper, nagrał coś takiego.
Parę lat temu sędziowałem jakiś międzynarodowy turniej w Sztokholmie. Grała akurat drużyna z Łotwy z jakąś miejscową ekipą. Trener gości, trochę podobny do Rona Jeremy’ego, ubrany w wędkarską kamizelkę, raz po raz krzyczał coś, co wtedy brzmiało mi jak „tri steps”. Jedni trenerzy próbują prowadzić w czasie meczu swoje psychologiczne gierki, inni starają się sprawdzić jak daleko mogą posunąć się w swoich poczynaniach w stosunku do sędziów. Są też, tak jak wszędzie, klasyczne chamy, o których nie warto pisać. Przyzwyczaiłem się już do większości typów.
Dopóki ktoś nie zwraca się konkretnie do mnie, dopóki nie przeszkadza mi w pracy, raczej nie reaguję.
Tu właśnie tak było. Facet co drugą akcję krzyczał „tri steps” ale ani razu nie starał się znaleźć ze mną lub moim partnerem kontaktu wzrokowego. O co mu chodzi, pomyślałem. Trzy kroki? Na środku boiska? W koźle. Ten człowiek chyba jest chory.
W czasie time-outu zapytałem partnera z boiska czy też to słyszy. Potwierdził. Obśmialiśmy całą sytuację. Dostało się też jego wędkarskiej kamizelce i wąsom. Mecz toczył się dalej. Coach Jeremy – tak go nazwijmy, kontynuował swoją śpiewkę. Tristeps, triiiisteps!
Podczas kolejnego time-outu wszystko stało się jasne.
„Ej, jego najlepszy zawodnik tak ma imię. Czaisz to? Jak się można nazywać Tristeps? – powiedziałem po części ucieszony odkryciem tajemnicy, po części zdziwiony istnieniem tak dziwnego imienia.
„No co? Bardzo koszykarskie imię.” – skwitował mój partner.
Nie pytaliśmy o nic, nie dociekaliśmy. Temat był uśpiony przez następne 2-3 lata. Aż do ubiegłego roku, kiedy wokół Porzingisa zaczęło robić się głośno.
Więc to był Kristaps a nie „tri steps.” Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość…