Nie wiem co o tym, sądzicie ale moim zdaniem nie jest za dobrze jeśli na początkowym etapie play-offów z gry odpadają najwięksi. Jedna niespodzianka tu czy tam od czasu do czasu jest nawet zdrowa ale ogólnie dla atrakcyjności widowiska, dla higieny oglądania fajnie jest jak wielcy eliminują z gry innych wielkich po epickiej wielomeczowej serii. Można się spierać, że piękno sportu polega na tym, że jest on nieprzewidywalny. Nie mówię, że nie – to fakt. Po prostu wolę zobaczyć Kobego walczącego z młodzieżą z Oklahomy, bardziej niż Ty’a Lawsona i jego Nuggets. Dla mnie niespodzianką jest, że seria ta nie zamknęła się w piątym meczu.
Do agenta Pau Gasola zaczęli dzwonić przedstawicie firm produkujących chusteczki do nosa. Chcieli zaproponować Hiszpanowi udział w kampanii produktu, którego największym atutem jest bycie "extra soft". Wiecie o co mi chodzi.
Kobe i coach Brown przed 7 meczem, za pośrednictwem mediów chcieli zmotywować swoich wysokich do lepszej gry. Udało się.
Gasol po jednym ze słabszych meczów w play-offs w swojej karierze w mecz nr 6, zagrał wczoraj jedną z lepszych partii w tej fazie sezonu. 23 punkty, 17 zbiórek (11 w ataku), 6 asyst, 4 bloki, 1 przechwyt i tylko 1 strata. Poziomem nie odstawał Bynum. Mimo, że trafił z gry tylko 4 z 15 rzutów to udało mu się zrobić to, co nie było dla niego standardem w tej serii – 16 punków, 18 zbiórek, 6 bloków.
Nieobecność w tych 6 meczach Rona Artesta oraz powrót na ostatni mecz dała nam kolejny dowód na to ile znaczy dla mistrzowskich marzeń Lakers i jakiej klasy jest obrońcą i w ogóle koszykarzem. Czasem przez tą całą jego "mettaworldpeacowość" zapominamy, że w gruncie rzeczy to wybitny sportowiec być może najlepszy obrońca w NBA bo może kryć rywali z pozycji nawet od 1 do 4 (2,3 na prządku dziennym a 1 i 4 sekwencjami w zależności od potrzeb). Powiedział to sam po meczu i trafił w sedno tego, o co chodziło w tym ostatnim starciu – poza 15 punktami (4×3), 4 przechwytami, 2 blokami, 5 zbiórkami i 2 asystami – robił te wszystkie "małe rzeczy", których nie chwyta statystyka ale znaczą nie mniej a może nawet więcej niż to co w pomeczowym protokole.
Przyczajony Kobe, być może nadal czujący skutki "jelitówki" 17 punktów, 8 asyst. Spokojny, nie forsujący gry, starający się zaangażować kolegów… a kiedy trzeba było być "Czarną Mambą" i przy..olić, to zrobił to. Trójka na chłodno, na 48 sekund przed końcem meczu przy stanie 89:84 dla L.A. mogło być różnie – było tak, jak miało być.
Lakers w poniedziałek zaczną II rundę z Thunder. Zaczyna się granie przez duże G.
Napisałem wczoraj w zapowiedzi serii Celtics – 76ers
"Kluczem do sukcesu Bostonu będzie Rajon Rondo. "Wielka Trójka" nadal jest groźna i może wygrywać mecze ale nie jest w stanie już utrzymać intensywności przez całe spotkanie, przez całą serię. W takich momentach musi pojawiać się Rondo. Nie tylko asysty ale także punkty, zbiórki, twarda obrona – wszystko, czego Celtowie będą potrzebować w danym momencie meczu, to musi zapewnić im ich przebojowy rozgrywający. Rivers i koledzy z drużyny namawiają go do agresywnej gry w ataku, do zdobywania punktów, do nękania obrony rywali. Jeśli Celtowie marzą o czymś wielkim w tym, być może ostatnim sezonie razem, Rondo musi ich posłuchać."
Rondo czyta mój blog, ma koleżankę z Polski która tłumaczy mu wybrane teksty ilekroć padają słowa "Rondo", "Boston" itp. Nie chciał, żeby mój kolejny wpis był "blablaniem" a chciał, żeby moje notowania w oczach czytających minimalnie wzrosły (średni żart).
13 punktów, 12 zbiorek, 17 asyst, 4 przechwyty. To był zaledwie drugi raz w historii play-offs, żeby ktoś zaliczył triple-double i dodał do tego 4 przechwyty. Pierwszy raz miało to miejsce…9 dni temu i dokonał tego… tak, on Mariusz Rondo.
Wśród aktywnych graczy więcej (11) ma tylko Jason Kidd.
W całej historii NBA pod względem "potrójnych wyników dwucyfrowych" w postseason liderem jest Magic Johnson (30). Za nim Jason Kidd (11), potem Wilt Chamberlain (9) oraz Oscar Robertson (8) i Rondo (8).
W ostatnich pięciu latach w play-offach Rondo ma tylko o jedno triple-double mniej niż wszyscy gracze NBA razem wzięci!
Sixer jak to oni, jak ich wczoraj zapowiedział Kevin Garnett przyjechali do Bostonu zrobić swoje. I prawie zrobili.
Na 11 minut przed końcem meczu prowadzili 77:66. Potem był już tylko Boston i Rondo. C’s zrobili 23:7 run i na 1:17min wyszli na 6 punktów przewagi (90:84). W ostatniej akcji sfaulować nie dał się Rondo a Boston ostatecznie wygrał 92:91. Rajon w samej IV kwarcie zaliczył 6 punktow, 5 asyst i 4 zbiórki. Sprzedać go? You mad Ainge?
Kolejny swietny mecz zagrał K.G. (w następną sobotę 36 urodziny – ja mam urodziny 6 dni później jakby ktoś pytał). 29 punktów, 11 zbiórek, 3 bloki, 1 przechwyt, 1 asysta. Nikt w historii Bostonu, a przecież bogatej historii, w takim wieku nie zagrał takiego meczu. Wymęczone zwycięstwo? W słabym stylu? Wychodzi brak sił?
Powiedz im Rajon…