LeBron James zdecydował się skorzystać z prawa do odstąpienia od reszty swojego kontraktu i 1. lipca stanie się wolnym agentem.
To wcale nie oznacza, że piąty mecz tegorocznych Finałów był jego ostatnim w barwach Heat.
James jako wolny agent, latem 2010 roku podpisał z Miami sześcioletni kontrakt skonstruowany w sposób 4+1+1. Oznaczało to, że po wypełnieniu czterech lat czyli z końcem tych rozgrywek, daje sobie prawo zadecydowania o swojej przyszłości.
Lider Heat zostawił na stole $20,590,000mln zapisanych na nadchodzące rozgrywki oraz $22,112,500mln w sezonie 2015-16.
Co teraz?
To nie jest powód do paniki dla Heat. Wielu spodziewało się właśnie takiego ruchu ze strony najlepszego koszykarza NBA. On sam od jakiegoś czasu podkreślał, że jego zdaniem prawo do "elastyczności" jest jednym z największych przywilejów w zawodowym sporcie i on ma zamiar z tego przywileju skorzystać.
Kontrakty Dwyane’a Wade’a i Chrisa Bosha są podpisane na identycznych zasadach. Oni jeszcze nie podjęli decyzji co do przyszłości ale wiele wskazuje na to, że postąpią według scenariusza dziś wytyczonego przez LeBrona.
Cała trójka ma spotkać przed podjęciem decyzji dotyczących przyszłości każdego z nich.
I to w zasadzie koniec historii na dziś.
James rzecz jasna będzie kuszony przez wiele, jeśli nie większość, klubów NBA. Najbardziej popularne kierunki pojawiające się w amerykańskich mediach to m.in Houston Rockets, Chicago Bulls, Los Angeles Lakers, New York Knicks lub powrót na stare śmieci do Cleveland.
Duże szanse daje się też scenariuszowi, według którego James zostaje w Miami na mocy nowego kontraktu.
Gdybym miał stawiać pieniądze to właśnie na to rozwiązanie bym postawił.
Powtórzę to, co pisałem przy okazji plotek o Melo w Miami:
"James może iść gdzie chce i żądać pieniędzy ograniczonych tylko przepisami umowy zbiorowej. Jest najlepszym koszykarzem NBA i póki co to on rozdaje karty jeśli chodzi o negocjowanie kontraktów.
Knicks, Lakers, Cavs? Tak, tylko po co? W Nowym Jorku i Cleveland jest bajzel, Lakers są niepewni. James nie ma czasu eksperymenty. W grudniu będzie obchodził swoje 30. urodziny. Może trudno w to uwierzyć (a może łatwo po pierwszym meczu Finałów), ale on też się męczy, też potrzebuje silnego wsparcia. Upływającego czasu i przebiegniętych kilometrów nie oszuka nikt. Jego nieziemski atletyzm powoli będzie przestawał być jego największym atutem. Zamiast dać się skusić wizji budowania mistrzowskiego składu gdzie indziej, dlaczego nie zaprosić gwiazd do Miami? Stabilny właściciel Micky Arison, który nie boi się wydawać pieniędzy. Pat Riley zawsze był wizjonerem, który realizował plany o których wielu bało się nawet marzyć. Wizja stworzenia Wielkiej Trójki w Miami też kiedyś wydawała się szalona[…]"
Jest wiele finansowych możliwości nie tylko zatrzymania Wielkiej Trójki w Miami ale też dołączenia innych dobrych zawodników. Nie koniecznie Melo.
Ale o tym będziemy jeszcze rozmawiać.
Póki co LeBron James po raz pierwszy od 2010 roku wchodzi na wolny rynek a my puszczamy wodzę fantazji…