Dokładnie 10 lat temu Michael Jordan po raz trzeci i ostatni (?) skończył swoją karierę w NBA. Wizards z nim w składzie grali na wyjeździe z Filadelfią 76ers. Dla obu drużyn był to mecz o nic. Gospodarze mieli już zapewniony udział w play-offs a goście ze stolicy USA byli tegoż awansu już od jakiegoś czasu pozbawieni. Była to sama końcówka sezonu 2002-2003, który miał być już naprawdę ostatnim w profesjonalnej karierze Jordana. Z tego też powodu miasta, które Jordan i Wizards odwiedzali w ramach sezonu regularnego, na swój sposób żegnały wielkiego mistrza. Filadelfii przypadło w udziale pożegnać Wielkiego Byka na dobre.
Z zadania wywiązali się na 6-… minus za to, że Wizards tamten mecz przegrali 107:87.
Fani w "Mieście Braterskiej Miłości" zwykle znani z oschłego, żeby nie powiedzieć chamskiego przyjmowania gości i ich gwiazd, tym razem spisali się na medal. Jedyne buczenie z uch ust wydobyło się w bardzo zrozumiałych i uzasadnionych okolicznościach. Doug Collins zdjął Jordana na 4 minuty przed końcem III kwarty i trzymał go na ławce przez ponad 9 minut ostatniej części meczu. "Chcemy Michaela, chcemy Michaela" – krzyczeli fani. Kiedy to nie skutkowało, skandowanie imienia zaczęło przeplatać się z buczeniem. Potem słychać było już tylko to drugie.
Jordan wrócił na parkiet. Eric Snow faulował go, żeby dać mu szansę na dwa rzuty wolne. Michael trafił oba. Chwilę później Wizards faulowali, żeby M.J. mógł wrócić na ławkę… już na dobre.
Jego ostatniemu zejściu z parkietu towarzyszyły gromkie brawa i owacja na stojąco.
Przed meczem na parkiet golfowym wózkiem wjechali Julius Erving i Moses Malone.
Specjalnie na tę okoliczność z Chicago sprowadzony został Ray Clay, żeby po raz ostatni w swoim niepowtarzalnym stylu zapowiedzieć Michaela słowami "From North Carolina …”
M.J. w swoim ostatnim meczu w NBA zdobył 15 punktów, miał 4 zbiórki i 4 asysty. W dniu meczu miał 40 lat i 58 dni.