Już jutro ogłoszone zostaną rezerwy do Meczu Gwiazd, który w tym roku zostanie rozegrany 19 lutego w Nowym Orleanie. Wyboru, jak co roku, dokonali trenerzy wszystkich 30 drużyn NBA. Zanim to nastąpi, wrzucam swoje własne propozycje. To nie próba przewidywanie tego, jak głosowali trenerzy. To są moje własne wybory. Zapraszam do wrzucania własnych.
Przypomnę tylko, że pierwsze piątki w tym roku będą wyglądać tak:
Wschód:
LeBron James
Giannis Antetokounmpo
Jimmy Butler
DeMar DeRozan
Kyrie Irving
Zachód:
Kevin Durant
Kawhi Leonard
Anthony Davis
James Harden
Stephen Curry
A zatem:
More rezerwy:
Wschód:
Isaiah Thomas – Najlepszy strzelec Wschodu, drugi strzelec ligi. Nie można nie docenić człowieka atakującego obręcz, zdobywającego po 29 punktów na mecz, nie mającego 180 cm wzrostu.
Kyle Lowry – 22 punkty, prawie 5 zbiórek, prawie 7 asyst i ponad 1 przechwyt. Gra swój najlepszy w karierze sezon dla drugiej siły Wschodu.
John Wall – 23/10/4/2 + Wizards 5 meczów ponad 50%. To równanie na znalezienie się w składzie All-Star. Jego widowiskowy styl idealnie pasuje do tego typu imprezy.
Kemba Walker – Lider solidnej, najprawdopodobniej play-offowej ekipy. 23/5/4/1 co wieczór.
Paul George – Trochę się wahałem przy tym wyborze bo zarówno Pacers jak i P.G. grają bardzo w kratkę. George, w zasadzie, nie miał jeszcze wybitnego meczu. Miał kilka bardzo dobrych, ale jego rekord sezonu to tylko 37 punktów. W dalszym ciągu jednak robi co mecz swoje 22/6/3/1 a to nie jest nic.
Dwyane Wade – Wprawdzie nie ma statystyk na wybitnym poziome, choć 19/4/3/1 to też jest coś. Ale to jest mecz gwiazd a Wade bez wątpienia cały czas jest gwiazdą tej ligi. Gdyby nie on i Jimmy B., w Chicago byłby dramat w tym sezonie. I tu przy okazji tego wyboru mogę wyjaśnić swoją filozofię dobierania zawodników do tej imprezy. Dla mnie Mecz Gwiazd, to nie jest starcie zawodników, który mają świetny dany sezon. Dla mnie to jest starcie zawodników, który poza dobrym sezonem, coś wcześniej w lidze pokazali, ich pozycja, nazwisko są w NBA w jakiś sposób ugruntowane.
Carmelo Anthony – W duchu tej samej filozofii, na ostatnim miejscu, mam na swojej liście Melo. Tak, być może przebojem zdobywający ligę Embiid, byłby bardziej elektryzujący. Może Porzingis, kolega Melo z Knicks, też na to zasłużył. Może Kevin Love, który wrócił do statystyk 20/10 oraz do grona najlepszych czwórek ligi, bardziej zasłużył na to miejsce. Może nawet i cichy Paul Millsap. Może. Do wyboru masz 12 miejsc a gwiazd w tej lidze jest wiele. Nawet gdyby można było wybierać po 15 graczy, to zawsze można by mówić o pominiętych. Melo daje co wieczór prawie 23 punkty, 6 zbiórek i 3 asysty. Nadal jest osobowością tej ligi. Być może będzie to jedna z ostatnich okazji zobaczyć go jako All-Stara.
Zachód:
Russell Westbrook – Triple-double za sezon złożone z 30 punktów. Co tu więcej dodawać. Power dunki?
Gordon Hayward – Ostatnia nadzieja białych. prawie 22 punkty, 5 zbiórek, 3 asysty, przechwyt. Jazz grają dobrze, G.H. jest ich liderem. Zasługuje na ten wybór.
DeMarcus Cousins – 28 punktów, 10 zbiórek, ponad 4 asysty (o jego podaniach mówi się za mało), 1.4 bloku, 1.5 przechwytu. Jeśli Dikembe mówi o nim jako najlepszym podkoszowym NBA, to warto się w to wsłuchać. Mecz Gwiazd potrzebuje takich postaci.
Marc Gasol – Hiszpana nie może zabraknąć 19 lutego na parkiecie w Nowym Orleanie. Gra świetny sezon. Dobre statystyki, w jego przypadku, to tylko szczegół.
Damian Lillard – Siódmy strzelec ligi. Mówi się o nim dość mało, bo Blazers nie grają za dobrze, ale pod wieloma względami jest to jego najlepszy sezon w karierze. Poprawił selekcję rzutową, jest skuteczniejszy, mniej traci piłek, no i dalej jest przebojowym draniem.
Karl Anthony-Towns – Mocno myślałem na Gobertem z Jazz, żeby zrobić ukłon w stronę świetniej obrony. Wybrałem jednak KATa, który od siebie dokłada element czystego, krystalicznego talentu, który musisz doceniać, który musisz uwielbiać oglądać, bez względu na to komu kibicujesz.
Mike Conley – Chcę go wyróżnić za tak zwany całokształt. Conley jeszcze nigdy nie był All-Starem w realnym świecie i być może nigdy nim nie zostanie. Wszak w NBA jest tyle wybitnych jedynek, co roku tyle historii związanych z kimś innym, że Conley’owi ze swoimi "mniej-niż-20-punktami", jakimiś tam 6 asystami, 3 zbiórkami i 1 przechwytem zawszę będzie ciężko o angaż. A przecież to świetny koszykarz, prawdziwy twardziel. Nie zdziwię się, jeśli zostanie pominięty teraz i na wieki, ale ode mnie ma głos.