W 2015 roku NBA będzie miało nowego mistrza. Zanim jednak do
tego dojdzie, trzeba przebrnąć m.in. przez drugą rundę. Oto nasze typy
na tę fazę rywalizacji.
Nie tylko będziemy mieć nowego mistrza, ale na placu boju nie ma już
żadnego z ubiegłorocznych półfinalistów. Idzie nowe, a jego pierwsze
kroki wyobrażamy sobie tak…
Atlanta Hawks vs. Washington Wizards
Michał Górny: 4-3. Pomimo zmęczenia Hawks powinni
zdobyć się na odrobinę wysiłku w marszu po swój pierwszy Finał
Konferencji w historii klubu. Wizards nie będą łatwym przeciwnikiem
nawet bez B.Beala, który w meczu numer jeden doznał urazu mogącego
rzutować na resztę spotkań tej serii.
Michał Kajzerek: 3-4. Zaimponował mi sposób, w jaki
Washington Wizards powrócili do gry w meczu nr 1. Wszystko wskazywało na
to, że Hawks wypracowali przewagę, która pozwoli im doprowadzić mecz do
końca. Nic bardziej mylnego. Tak de facto może być do końca tej serii.
Nie wiemy jeszcze do jakiego stopnia na Hawks wpłynęło zmęczenie
pojedynkiem z Nets. To może być game-changer w kolejnych starciach.
Tomasz Kostrzewa: 3-4. A co tam. Wiem, że Hawks to
lepsza drużyna i pozostają oni faworytami na przekór wszystkim tym
statystykom mówiącym ile razy serię wygrał zwycięzca meczu numer 1
(zwłaszcza, że w tym gronie nie ma Wizards z zeszłego roku, z serii z
Pacers), to jednak na fali przeceniania możliwości z pobudek
patriotycznych obstawiam, że o ile Bradley Beal nie opuści więcej niż
dwa mecze, Wizards są w stanie to rozstrzygnąć na swoją korzyść.
Karol Śliwa: 4-3. Zaczynam myśleć o tym pojedynku
mając przed oczami gładkie 4:0 Wizards z Raptors oraz dość spory opór
Nets w starciu z Hawks. To trochę zamazuje sposób, w jaki w tym momencie
myślimy o obu drużynach. Hawks – „wcale nie tacy silni”. Wizards –
„wznieśli się na wyższy poziom”. Podchodząc tak do tematu można popełnić
błąd i przewartościować potencjał Waszyngtonu i nieco zdeprecjonować
wartość drużyny z Atlanty. Tak, Raptors byli aż tak słabi. Tak, Nets to
mimo wszystko drużyna, w której jest talent a kieruje nią wybitny
trener. Wizards swoich przewag muszą szukać w osobach Johna Walla i
Paula Pierce’a. Pierwszy powoli zaczyna wyglądać jak zawodnik z TOP10
NBA. Na szczęście dla drużyny w odróżnieniu od wielu innych młodych
gwiazd, John lubi i potrafi dzielić się piłką. Pierce z kolei to
skarbnica doświadczenia i ostoja spokoju. W play-offach widział już
wszystko – łącznie z wygrywaniem decydującego o mistrzostwie meczu. Nie
jest tak szybki i skoczny jak kiedyś ale o dziwo nadal potrafi wykreować
dla siebie pozycje do rzutu a w obronie nadal jest w stanie ustać
młodszym rywalom. Wizards jeśli marzą o awansie do Finału Wschodu, a
marzą na pewno, będą też potrzebowali dobrych meczów od Beal’a i
Gortata. Obaj muszą być skupieni i agresywni. Wall i Pierce będą grać na
swoim poziomie. Jeśli dostaną solidne wsparcie od partnerów, to drużyna
ze stolicy USA nie jest na straconej pozycji. Stawiam na Hawks z racji
dłużej rotacji, przewagi własnego parkietu, lepszego trenera i większej
liczby graczy, którzy potencjalnie mogą zmieniać losy poszczególnych
meczów.
Cleveland Cavaliers vs. Chicago Bulls
Michał Górny: 4-3. Jako kibic i ultras Bulls ten typ
wprowadzam z bólem serca. Jednak zawsze byłem realistą i sądzę, że
nawet bez Kevina Love’a, LeBron James jest w stanie poprowadził Cavs do
finałów.
Michał Kajzerek: 3-4. Trudno mi stawiać przeciwko
drużynie, której jerseye dumnie wiszą na moich ścianach. Tutaj bardziej
kieruje się sercem niż rozumem, ale jestem w stanie uzasadnić, dlaczego
ekipa z Chicago awansuje do finałów. Derrick Rose i Jimmy Butler – są o
krok od wejścia na zupełnie nowy poziom współpracy.
Tomasz Kostrzewa: 4-2. Nie będę zdziwiony jeśli
wynik będzie odwrotny, ale od paru lat w typowaniach playoffowych
kieruję się zasadą: nie obstawiać przeciw Spurs, nie obstawiać przeciw
LeBronowi. Choć w sumie po siódmym meczu serii Spurs-Clippers nie wiem
czy to dobrze wróży Kawalerzystom…
Karol Śliwa: 2-4. Jest to seria, która przez wielu
zapowiadana była przed sezonem jako Finał Wschodu. Bulls dysponują
najlepszą drużyną od czasów Derricka Rose’a i Tom Thibodeau w Chicago.
Są w końcu relatywnie zdrowi i gotowi na LeBrona i jego świtę. Najlepszy
koszykarz NBA będzie miał trudne zadanie przed sobą. W ostatnim meczu
serii z Bostonem, kontuzji lewego barku doznał Kevin Love. Niezbędna
była operacja, która wyłączyła go z gry na czas play-offów a ogólnie
nawet na pół roku. Na domiar złego na dwa mecze zawieszony został J.R.
Smith. To dość mocno zmienia oblicze Cavs. Zarówno Love jak i Smith to
dobrzy strzelcy dystansowi. Bez nich obrona Byków może zagęścić pole
trzech sekund i jeszcze bardziej skupić się na penetracjach Jamesa i
Kyrie Irvinga. Bulls, by wygrać wcale nie będą potrzebowali Derricka
Rose’a w formie MVP ani w niczym koło tego. Wystarczy, żeby był zdrowy,
skupiony na swoich zadaniach i agresywny. Kluczowe dla obrazu serii mogą
okazać się dwa pierwsze mecze w Cleveland. Ta seria może być brzydka,
rwana, rozgrywana jak pojedynek w szachy. Obie drużyny się nie lubią –
dokładnie mówiąc Bulls nie lubią LeBrona (wcześniej nie lubili go w
Heat) a LeBron nie lubi Bulls z Joakimem Noahem na czele. Stawiam na
Bulls ale jeśli ktoś jest w stanie wygrywać w pojedynkę w play-offs, to
kimś takim jest na pewno LeBron.
Golden State Warriors vs. Memphis Grizzlies
Michał Górny: 4-2. Ta seria prawdopodobnie będzie
wyglądać tak jak mecz numer jeden. Nawet błyskawiczny powrót do gry
Mike’a Conley’a nie będzie w stanie zmienić losów tej serii. Sorry folks!
Michał Kajzerek: 4-1. Warriors na pewnym etapie tej serii będą zmęczeni i oddadzą mecz na wyjeździe. Reszta będzie kalką z pierwszego meczu.
Tomasz Kostrzewa: 4-1. Powracający Mike Conley
natchnie na moment Grizzlies i wyrwą oni honorowe zwycięstwo w starciu z
ekipą, która jest równie twarda w defensywie co oni, a ma duuużo
sprawniejszy atak.
Karol Śliwa: 4-2. Nie ma drużyny, w serii z którą
Warriors nie byliby faworytami. Ekipa Steve’a Kerra gra kompletny basket
na obu końcach parkietu. Żeby się z nią mierzyć i realnie myśleć o
wygranej, na szali trzeba położyć naprawdę wszystko. Najgorsze dla
Memphis, że oni tego wszystkiego nie mają. Mike Conley prawdopodobnie
wróci do gry gdzieś w trakcie tej rywalizacji ale niestety nie będzie to
powrót na 100% (jest po operacji uszkodzonych kości twarzy – póki co
wygląda jak po zderzeniu z ciężarówką). Grizz są zawsze groźni u siebie i
spodziewam się, że są w stanie wyrwać tam mecz lub nawet dwa, ale w
ogólnym rozrachunku mają za mało siły ognia, żeby pokonać Warriors. Obie
drużyny świetnie bronią, ale Golden State ma do tego łatwość w
zdobywaniu punktów. Memphis musi maksymalnie zwalniać mecze, zrywać
płynność, wybijać rywali z rytmu. Są do tego zdolni ale żeby awansować
to nadal jest o dużo za mało.
Houston Rockets vs. Los Angeles Clippers
Michał Górny: 2-4. Kilka ciekawych match-up’ów oraz
kilka ciekawych narracji powoduje u mnie absolutny brak pewności
dotyczący tego, kto wyjdzie cało z tej konfrontacji.
Michał Kajzerek: 2-4. Wszystko sprowadzi się do
zdrowia Chrisa Paula. LAC mogą oddać pierwszy mecz, bo będą odczuwali
skutki morderczej walki z San Antonio Spurs. Wraz z kolejnymi odsłonami
będą wracali do tej regularności i konsekwencji, jaką prezentowali w
pierwszej rundzie play-offów.
Tomasz Kostrzewa: 2-4. Głupio byłoby stracić ten
cały hart ducha nabyty w legendarnym już starciu z San Antonio Spurs. O
ile Chris Paul będzie w stanie nadal kuśtykać po parkiecie z jedną
dłonią trzymającą udo, kolej Rockets na walkę o najwyższe laury
przyjdzie za rok. Nawet jeśli nie, to Blake Griffin ma wystarczająco
pary, aby ta seria wciąż nie była przesądzona. Na razie w interesie nas
wszystkich jest półfinałowe starcie Clippers i Warriors.
Karol Śliwa: 4-2. Chris Paul już na początku starcia
nr 7 ze Spurs doznał kontuzji mięśnia dwugłowego lewej nogi. Mecz
dograł, ale pomogły mu w tym dobre rozgrzanie i duże ilości adrenaliny.
Póki co jego występ w pierwszym meczu II rundy stoi pod znakiem
zapytania a przecież to on jest boiskowym przedłużeniem myśli
trenerskiej Doca Riversa. By marzyć o awansie Clippers muszą mieć CP3
zdrowego i groźnego, a nie tylko obecnego na boisku. Blake Griffin (24
punkty, 13 zbiórek, 7 asysty 1.4 przechwytu, 1.4 bloku ze Spurs) musi
nadal dominować pod koszem. Ma na to szansę, bo ani Terrence Jones ani
Josh Smith nie są obrońcami klasy Tima Duncana. Rockets mieli prawie
tydzień odpoczynku i razem z przewagą własnego parkietu będzie to ich
duży atut – przynajmniej w meczu otwarcia serii. Poza piękną koszykówką
czekam (a raczej obawiam się) w tej serii na elementy taktyki „hack a…” z
obu stron – Rivers może chcieć celowo stawiać na linię Dwighta Howarda i
Josha Smitha a Kevin Mchale DeAndre Jordana. W sezonie regularnym było
2:2 ale w żadnym z tych meczów nie grał Howard. D-12 ma póki co bardzo
dobre play-offy (16.6 punktu, 13.8 zbiórki, 3 bloki). Jego postawa może
robić różnicę w tej serii. Liczę, że James Harden podrażniony faktem, że
nie został MVP sezonu, w pozytywny sposób wyładuje swoją sportową
złość.