Najciekawsze ruchy transferowe tego lata, cz. 2

Zapraszam do drugiej części mojego przeglądu najciekawszych ruchów wolnej agentury 2019.

Anthony Davis w Los Angeles Lakers
Wprawdzie transfer ten odbył się przed oficjalnym otwarciem transferowego okna w NBA, ale nie można go pominąć. Mam wrażenie, że ludzie nieco zapomnieli, jak fantastycznym zawodnikiem, na obu końcach parkietu, jest Anthony Davis. Mam również wrażenie, że przez fakt, że LeBron James po raz pierwszy od 2006 roku nie zagrał w play-offach, pierwszy raz od 2011 roku nie widzieliśmy go w Finałach, trochę zakurzyła się nasza optyka patrzenia na niego. A prawda jest taka, że ta para będzie „matchupowym” koszmarem każdej innej drużyny w NBA. Tak, nawet dla Clippers. Jest to świetny ruch dla Lakers. Niektórzy twierdzą, że Jeziorowcy oddali zbyt wiele za Davisa. Ja tak nie uważam. Wokół graczy, którzy z Lakers odeszli, jest zbyt wiele znaków zapytania. Ingram i Ball mogą być All-Starami, pewnego dnia ale też mogą odejść w zapomnienie. Davis to gracz formatu Hall of Fame, top5-7 ligi już teraz. Zamienisz Bugatti za trzy czy nawet cztery Hondy Civic – z całym szacunkiem dla Hond Civic? No właśnie. Po przyjściu LeBrona, Lakers stali się ekipą, która powinna bić się o tytuły w każdym roku z nim. Wszystko, co poniżej, to marnowanie ostatnich lat fizycznej dominacji Jamesa.

Co do Pelikanów, to te poszły w przebudowę. To, co dostały w zamian za Davis, to całkiem niezły pakiet. Na transfery tak wielkich gwiazd, jak AD, nie można patrzeć przez pryzmat poziomu talentu jaki odchodzi i jaki potencjalnie otrzymuje się w zamian. Pels dostali trzech graczy, którzy, gdy dopisze im zdrowie, mogą być kimś w tej lidze. Tak, jak napisałem wyżej, myślę, że zarówno Balla, jaki i Ingrama, stać na wejście na poziom All-Star pewnego dnia. Albo chociaż otarcie się o ten poziom. Hart może być solidnym starterem na długie lata. Wybory w drafcie są wartością samą w sobie. Wyobraźnię mogą budzić szczególnie te odległe w 2024 i 2025 roku, kiedy LeBrona w L.A. już pewnie nie będzie.

Ben Simmons ma nowy kontrakt od 76ers
Bardzo dobry ruch Sixers. Wiem, że młody Australijczyk ma w swojej grze trochę znaków zapytania. Zeszłoroczne i tegoroczne play-offy obnażyły kilka jego mankamentów na czele z praktycznie nieistniejącym rzutem, oraz tendencją do pasywnego przechodzenia obok ważnych momentów w meczach. Ale…

Nie dajmy minusom przesłonić plusów. Simmons jest rozgrywającym w ciele skrzydłowego, lub nawet centra. Jego czytanie gry, przegląd boiska są na elitarnym poziomie. Wraz ze zdobywanym doświadczeniem, będą tylko lepsze. Owszem, nie umie rzucać. Zupełnie tak samo, jak do niedawna Giannis Antetokounmpo który po sześciu latach w NBA dopiero w ostatnim sezonie rozwinął rzut, który i tak nazwać można nadal co najwyżej przyzwoitym. Nie przeszkodziło mu to zdominować rozgrywek i zgarnąć nagrody MVP sezonu. Problemem może być to, że Simmons gra obok Joela Embiida, który też strzelcem nie jest i być może ta dwójka nigdy nie będzie w stanie zmaksymalizować swoich talentów grając w jednej drużynie. Ale to jest ból głowy na przyszłość. Najpierw wiążesz młodą, utalentowaną gwiazdę wieloletnim kontraktem, a potem zastanawiasz się dokąd Cię to zabierze. Być może to Embiid będzie ostatecznie tym, którego warto będzie, lub trzeba będzie wymienić. Simmons wcale nie musi ulegać obecnej modzie na rzucanie. Giannis i Bucks pokazali model, jak może to wyglądać. Simmons, ze swoim unikatowym stylem gry, może być wykorzystywany w podobny sposób. On i grupa strzelców. On operujący piłką kreator gry, atakujący obrońców, atakujący obręcz, szukający przewag i odegrań do strzelców. To jest jego gra i ta gra jest bliżej, niż może się wydawać. Oczywiście, cały czas “na boku” musi pracować nad swoim rzutem, by doprowadzić go do poziomu choćby takiego, żeby obrońcy nie dawali mu kilometra wolnej przestrzeni. Gdy to się stanie, jeśli to się stanie, jego gra wejdzie w nowy wymiar. Nie zapominajmy też, że jego defensywa już teraz jest przynajmniej solidna. Ten element jego koszykarskiego rzemiosła też będzie szedł w górę wraz ze zdobywanym doświadczeniem. Nowy kontrakt wejdzie w życie z początkiem przyszłych rozgrywek, zatem Ben Simmons jest pod kontraktem przez sześć najbliższych lat. Gdyby coś, gdzieś miało nie wyjść, to gracz formatu All-Star będzie jak najbardziej nadawał się do wymiany. Chętni się znajdą. Bo o ile nie mamy jeszcze gwarancji na to, że z Australijczykiem jako pierwszą opcją można zdobyć tytuł, o tyle jego poziom All-Star chyba nie podlega już dyskusji.

Trzon Embiid, Harris, Horford i Simmons mają zabezpieczoną przyszłość na najbliższe lata. Teraz ich skupienie powinno przenieść się już tylko na wygrywanie. Gdyby jednak ta maszyna miała nie działać tak, jak marzą w Filadelfii, każdy z tych graczy ma rynkową wartość. W NBA nie ma kontraktów nie do ruszenia.

Kemba Walker przenosi się do Celtics
Bardziej miękkiego lądowania, po stracie Irvinga, Celtics nie mogli sobie wymarzyć. Kemba zagrał świetny ubiegły sezon (25.6 punktu, 4.4 zbiórki, 5.9 asyst, 1.2 przechwytu) w drużynie, która nie ociekała talentem. Nikt inny nie zrobiłby niczego więcej z tymi wszystkimi Lambami, Williamsami, Kamińskimi i innymi Zellerami. Walker, po tym jak został wybrany do All-NBA, stał się uprawniony do supermax pięcioletniego kontraktu wartego $221 mln. Michael Jordan nie chciał wydać takich pieniędzy, w okolicznościach, w jakich są Hornets. A okoliczności są takie, że bez względu na to, czy Kemba wziąłby tego maxa, czy związał się umową za minimum, to sztywne reguły salary cap, nie zostawiały klubowi z Karoliny Północnej, pola do manewru, jeśli chodzi o wolny rynek. Zatem Szerszenie, z zakontraktowanym Walkerem, nadal wypruwałyby sobie flaki, żeby ostatkiem sił doczłapać się do ósmego miejsca. Dość upiorna perspektywa. Kemba dostał od Jordana propozycję kontraktu dość podobną do tej, jaką ostatecznie wziął od Bostonu. Mówiło się o jakichś $160 mln na mocy czteroletniej umowy. Stało się więc oczywiste, że jego odejście było przesądzone. Ten piąty rok, tych $60 mln różnicy, to byłaby różnica, wokół której trudno byłoby odejść graczowi, który nie zarabia drugie tyle poza NBA, jak LeBron czy KD. Oferta Hornets ułatwiła decyzję o odejściu.

Jeśli chodzi o Hornets, to dziwi mnie ich pasywnosć w kwestii Kemby. Kierowanie drużyną NBA to szachy, nie warcaby. Tu trzeba przewidywać na kilka ruchów wprzód. Należało się spodziewać, że Kemba stanie się uprawniony do supermaxa. A skoro tak, skoro wiadomo było, że nie będzie stać na taki kontrakt, to trzeba było handlować swoim graczem w trakcie ubiegłego sezonu, lub jeszcze wcześniej.

Co do Celtics, to nie mogę doczekać się Kemby w drużynie, która gra o coś. Nie mogę też doczekać się, jak wejdzie w buty Irvinga. Może nie dosłownie, bo Kyrie nie zostawił po sobie żadnego legacy w Bostonie, ale tak jeden do jednego – odchodzi problematyczny All-Star z humorami, a na jego miejsce wchodzi inny All-Star, który przez swoją dotychczasową karierę dał się poznać jako gracz, który pokazuje czynem, nie słowem. Idealna sytuacja dla obu stron. Walker ma 29 lat, nie ma za sobą poważnych kontuzji. W kwestii zdrowia, na przeszkodzie nie stoi nic, żeby wypełnił cały kontrakt na poziomie nie mniejszym, niż obecny.

Vince Carter zostaje w Hawks
42-letni Vince Carter zdecydował, że swój ostatni, dwudziesty drugi, sezon zagra w Atlancie Hawks. Będzie to nowy rekord ligi. Nikt wcześniej nie grał w NBA tak długo. Po dwadzieścia jeden lat zagrali wcześniej Robert Parish, Kevin Willis, Kevin Garnett i Dirk Nowitzki. Carter zapowiedział, że będą to jego pożegnalne rozgrywki.

Travis Schlenk, menadżer Hawks, namówił Cartera rok temu na grę w Atlancie. Bardzo zależało mu na dodaniu doświadczonego weterana do bardzo młodego składu. Chciał pozyskać kogoś, kto miałby pozytywny wpływ na szatnię Jastrzębi, która jest jedną z najmłodszych w lidze. Nazwisko Cartera pojawiło się w prasie kilka razy tego lata, ale raczej nie było jakoś mocno łączone z konkretnymi zespołami. Fani zastanawiali się czy jest szansa na jego powrót do Toronto Raptors. W ten sposób historia zatoczyłaby koło. Według źródeł blisko związanych z klubem z Kanady, żadna ze stron nie wykazywała na tyle wielkiego zainteresowania, żeby przedyskutować i rozważyć taką możliwość.

Vince Carter trafił do NBA podczas draftu 1998 roku. Niecałe trzy miesiące później urodził się Trae Young, od roku kolega Cartera z Hawks. Niesamowity jest również fakt, że Vince jest też o osiem miesięcy starszy od ojca Younga.

Carter z 25430 punktami w karierze, jest w tym momencie na 20 miejscu na liście najlepszych strzelców w historii NBA. 121 puntów przed nim jest Carmelo Anthony. 2229 celnych trójek daje mu szóste miejsce wśród najlepszych strzelców dystansowych. Do piątego Jasona Terry’ego brakuje mu 53 trafień.

Tim Duncan wraca do Spurs
Trzy lata po tym, jak zakończył sportową karierę, Tim Duncan wraca do San Antonio Spurs. 43-latek dołączy do sztabu trenerskiego Gregga Popovicha i obejmie rolę jednego z asystentów. Duncan był pierwszym wyborem draftu 1997 roku. Spędził w San Antonio 19 lat. Razem ze Spurs zdobył pięć mistrzowskich tytułów.

Obok Kareema Abdul-Jabbara jest jedynym zawodnikiem, który zdobył w karierze przynajmniej 26000 punktów (26496), 15000 zbiórek (15091) oraz 3000 bloków (3020). Jego średnie za całą karierę (1392 mecze, 1389 w wyjściowym składzie) sięgnęły 19 punktów, 10.8 zbiórki, 3 asyst oraz 2.2 bloku.

Spurs, w erze Duncana, nigdy nie skończyli sezonu regularnego poniżej progu 50 wygranych (za wyjątkiem sezonu 1999, który przez lockout, skrócony był do 50 meczów. Ostrogi wygrały 37 z nich).

Darren Collison kończy karierę w NBA by skupić się na byciu…Świadkiem Jehowy
Na koniec to. Z początku, ten news brzmi jak żart, albo nagłówek z taniego brukowca, ale jak się temu przyjrzeć bliżej, to jest to bardzo, bardzo interesująca decyzja, którą warto przeanalizować. Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że Collison ma zaledwie 31 lat, w ostatnim sezonie w Indianie, nie było śladu, żeby coś miało się dziać z jego ciałem, co mogłoby wskazywać, że jest już „za górką.” W powszechnej opinii, miał być atrakcyjnym kąskiem na wolnym rynku. Jego usługami zainteresowanych było kilka klubów. Kontrakt na poziomie $10 mln za sezon był na wyciągnięcie dłoni. Za takie właśnie stawki grał w ostatnich dwóch latach. Jego decyzja była dość dużym zaskoczeniem w środowisku koszykarskim. W swojej 10-letniej karierze w NBA, Collison nigdy nie zszedł poniżej poziomu 10 punktów na mecz. Wystąpił w 708 meczach, z czego w 517 jako starter. „Podczas gdy cały czas kocham koszykówkę, wiem że jest coś ważniejszego. To jest moja rodzina i moja wiara. Jestem Świadkiem Jehowy, moja wiara znaczy dla mnie wszystko. Działanie w duszpasterstwie dało mi wiele radości..” – powiedział Collison. Otwórzcie, gdy następnym razem ktoś zapuka do Waszych drzwi. To może być Darren Collison.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam kilkanaście dni temu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.