Nocne przemyślenia – Coś o kadrze USA

Pogadajmy o ekipie Stanów Zjednoczonych, która w Rio walczy o olimpijskie złoto. Być może po meczu z Argentyną (105:78), temat jest już martwy, ale po starciach z Serbią (94:91), Francją (100:97) a wcześniej Australią (98:88) modnym było pytanie dlaczego Amerykanie grają słabo.
Pominę kwestię tego, czy faktycznie grają słabo. Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Brzmi ona LeBron James, Steph Curry, Chris Paul, Russell Westbrook, James Harden. Może ktoś jeszcze? Na pewno ktoś jeszcze!
Wyjmij po 2-3 najlepszych graczy z każdej z drużyn narodowych, walczących w Rio, zagraj turniej tym, co zostało, sprawdź wyniki. To naprawdę tylko tyle i aż tyle.
Amerykanie grają w dalszym ciągu składem imponującym i ociekającym talentem ale dwóch obecnie najlepszych koszykarzy globu siedzi w domu. To są fakty.  

Z jednej strony wiele mówi się o ogromnym rozwoju koszykówki poza Stanami Zjednoczonymi ale gdy tegoż procesu da się fizycznie dotknąć, to ludzie zaczynają tracić głowy i przestają wyciągać logiczne wnioski.

46 zawodników z ważnymi kontraktami w NBA, gra lub grało do ubiegłego poniedziałku w Rio. Dodatkowych 18 koszykarzy miało w przeszłości do czynienia z ligą. Szybki rachunek: 64-12=52. Pięćdziesięciu dwóch facetów, poza składem USA, było lub jest zawodnikami najlepszej ligi świata. A trzeba przecież dodać, że "reszta świata" ma w swoich szeregach ludzi, którzy w NBA, z różnych przyczyn nie grają ale są na poziomie NBA. 
A skoro tak, to ta "reszta świata" ma argumenty, motywację i możliwości by z Amerykanami zagrać o wygraną a nie tylko o honorową porażkę.
Tutaj naprawdę nie trzeba odwoływać się do żadnych zaawansowanych statystyk.

Dwunastka, wystawiona przez USA, to skład bezsprzecznie z największą sumą koszykarskiego talentu ale jednocześnie, mam wątpliwości czy ogółem jest to najlepsza dwunastka tego turnieju.
  
Minęły czasy, kiedy starałem się przekonywać ludzi do koszykówki w wydaniu NBA. Mam to gdzieś. Nie chcesz, to nie. Możesz mieć swoje mokre sny na temat Euroligi, dobrego występu Serbii i Francji przeciwko USA. A ja nadal wolę oglądać tańczącego z piłką Kevina Duranta, bardziej niż Mirka Raduljicę – łobuza spod bloku.

Lubię patrzeć jak biegają, lubię podziwiać ich atletyzm. Podoba mi się jak potrafią upraszczać schematy, jak mogą chwycić rywali za gardła i stłamsić w obronie. Ale też, równolegle, imponuje mi basket proponowany przez Hiszpanów, Australijczyków i Serbów. Lubię patrzeć jak Milos Teodosic rozwiązuje na parkiecie zadania z matematyki z kilkoma niewiadomymi.
Zamiast strzępić klawiaturę i rozpływać się nad tym, jak ci Amerykanie są słabi, doceń jak dobrych mają rywali. Bo ci rywale są, a raczej bywają, naprawdę dobrzy.

Dygresja – Po dwóch pierwszych, gładkich, meczach z Chinami i Wenezuelą, zaczęły powstawać tezy, że "reszta świata" jest słaba. Po kolejnych dwóch, a nawet trzech starciach, tezy te umarły. Zabiły je tezy o tym, jak to Amerykanie są słabi.       

Po meczu z Argentyną, przed wielkim (mam nadzieję) meczem z Hiszpanią, widziałem wywiad z Mike’iem Krzyżewskim.
Coach K komplementował Hiszpanów, z głowy wymienił chyba ponad połowę ich składu. Jakaż to jest zmiana jakościowa, pomyślałem. Jaką drogę, jaką mentalną przemianę przeszli Amerykanie przez tę dekadę z kawałkiem. Przypomniał mi się rok 2006, Mistrzostwa Świata w Japonii.

"System
był słuszny ale podejście nadal nie to. Amerykanie łącznie z coachem K
mieli przeważnie mgliste pojęcie przeciwko komu grali. Na konferencji po
meczu z Grecją, Krzyżewski komplementował numery nie nazwiska rywali –
po prostu ich nie znał i nie robił z tego tajemnicy mimo, że dla tysięcy
Europejczyków kilku z nich było koszykarskimi pół-bogami.
Jasnym
stało się, że wywalczenie złota nie leży już tylko w sferze systemu czy
składu ale odpowiedniego podejścia. Nie wystarczyło już tylko przyjechać
i zagrać w silnym składzie przeciwko każdemu kogo tylko wystawi "reszta
świata". Colangelo i Krzyżewski w końcu zrozumieli, że ich system
nigdy nie będzie skuteczny jeśli nie wprowadzą pełnego profesjonalizmu
do tego co robią. Dlatego mimo porażki w Japonii nie zrezygnowano z
wytyczonego szlaku. Co niespotykane do tej pory oszczędzono większość ze
składu z Pekinu dodając Kobe Bryanta, Derona Williamsa i Tay’a
Prince’a. Amerykanie zrozumieli, że bez względu na różnice punktowe,
ilość wsadów, alley-oopów czy pięknych podań, bez względu na to czy to
jest "dream" czy już tylko "team" zespół ten rozliczany przez
koszykarski świat będzie już zawsze tylko i wyłącznie za trzy mecze:
ćwierćfinał, półfinał i finał. Cala reszta to tylko otoczka, smakowity
kąsek dla dziennikarzy i kibiców."
tak napisałem w 2010 roku, po tym jak Amerykanie po 16 latach znów mogli mówić o sobie jako mistrzach świata.

Parę miesięcy temu, w "Poniedziałkowych Inspiracjach", analizowałem program drużyny USA za panowania Krzyżewskiego i Colangelo. O efektach tej pracy, o zmianie kultury, filozofii, podejścia Amerykanów do imprez międzypaństwowych, nadal mówi się za mało, więc przywołam ten tekst w całości.

#PoniedziałkoweInspiracje, 14 grudnia 2015.

"Ostatnio
myślałem o kadrze USA a konkretnie o programie ratowania twarzy
amerykańskiej koszykówki na arenie międzynarodowej powołanym w 2005
roku. Myślę, że nadal za mało mówi się o tym, jak niesamowitą pracę w
tym czasie wykonali i nadal wykonują Mike Krzyżewski i Jerry Colangelo.
Bo wiecie, dziś granie dla drużyny narodowej jest w USA znów sexy.
Dziś namówić jakąś gwiazdę NBA na grę w imprezie międzynarodowej, na
przyjazd latem na camp w Vegas już nie graniczy z cudem. Powołania dla
graczy pokroju Raefa LaFrentza są na szczęście prehistorią.
Usprawiedliwienia typu – muszę odpocząć po sezonie, żenię się, mam inne
sprawy są po prostu słabe i nie za dobrze odbierane wśród samych graczy.
Kiedyś było inaczej.

Pragnę zwrócić Waszą uwagę na fakt, że jest całe pokolenie wielkich gwiazd NBA zupełnie straconych dla kadry narodowej.
Po
historycznym Dream Teamie z Barcelony z 1992 roku był bardzo silny
skład z Atlanty z 1996 roku. Cztery lata później w Sydney udało się
zebrać całkiem niezłą ekipę, ale nie najmocniejszą z możliwych. Potem na
długich osiem lat nad amerykańską koszykówką zawisła czarna kurtyna.

Spójrzcie:

Shaq O’Neal
– Tylko dwa występy dla kadry. Atlanta 1996 oraz Mistrzostwa Świata w
Kanadzie dwa lata wcześniej. Shaq przez dekadę był niszczycielem strefy
podkoszowej. Międzynarodowa koszykówka nie miałaby na niego odpowiedzi –
nie licząc sędziów FIBA. Niestety z jego wielkiego ciała nikt nie
zrobił użytku w kadrze.

Kobe Bryant – Najlepszy przykład
na działanie programu. Kobe ma na koncie dwie imprezy międzynarodowe z
tym, że przygodę z kadrą zaczął dopiero w 2008 roku w Pekinie. Cztery
lata później w Londynie obronił z kolegami olimpijskie złoto. Wcześniej,
gdy był najlepszym zawodnikiem globu, nie interesowały go występy w
barwach narodowych. Kobe marzy by pojechać przyszłego lata do Rio i w
ostatnim rozdziale swojej kariery znów powalczyć o olimpijskie złoto.

Kevin Garnett – K.G. ma na koncie tylko jedną imprezę międzynarodową. Zdobył złoto w Sydney. Tyle go widziano.

Paul Pierce – Mistrzostwa Świata w USA w 2002 roku. I tyle.

Ray Allen – Podobnie jak K.G. tylko Igrzyska w Sydney.

Jason Kidd – Sydney 2000 a po latach Pekin 2008 ale to już, jak w przypadku Bryanta, efekt Krzyżewskiego i Colangelo.

Tim Duncan – Ateny 2004 zakończone w trzecim miejscu. That’s it.

Vince Carter – Sydney 2000. V.C. przeskoczył przez wysokiego człowieka i skończył reprezentacyjną karierę. 

Allen IversonAteny 2004 zakończone w trzecim miejscu. That’s it.

Chris Webber – Zero.   

Tracy McGrady – Zero. 

A
teraz spójrzcie na efekt pracy Krzyżewskiego i Colangelo.
Przeanalizujmy pokolenie graczy, którzy zaczynali swoje kariery tuż
przed lub już po tym, jak przemodelowano program działania Teamu USA:

LeBron James – Ateny 2004 (IO), Japonia 2006 (MŚ), Pekin 2008 (IO), Londyn 2012 (IO). Chce pojechać do Rio.

Carmelo AnthonyAteny 2004 (IO), Japonia 2006 (MŚ), Pekin 2008 (IO), Londyn 2012 (IO). Chce pojechać do Rio.

Chris Paul Japonia 2006 (MŚ), Pekin 2008 (IO), Londyn 2012 (IO). 

Dwyane WadeAteny 2004 (IO), Japonia 2006 (MŚ), Pekin 2008 (IO).

Chris BoshJaponia 2006 (MŚ), Pekin 2008 (IO).

Steph Curry – Turcja 2010 (MŚ), Hiszpania 2014 (MŚ). Chce pojechać do Rio.

Kevin Love – Turcja 2010 (MŚ), Londyn 2012 (IO). Chce pojechać do Rio.

Kevin Durant – Turcja 2010 (MŚ), Londyn 2012 (IO). Chce pojechać do Rio.

Russell Westbrook – Turcja 2010 (MŚ), Londyn 2012 (IO). Chce pojechać do Rio.

Początki
były trudne ale z czasem Krzyżewski i Colangelo wypracowali pewną
kulturę wokół kadry narodowej. Zawodnicy czują się teraz dumni z
możliwości reprezentowania swojego kraju. A kiedy widzą, że w kadrze,
podobnie jak w ich klubach, wszystko odbywa się skrajnie profesjonalnie,
bez grama amatorstwa, że na wszystko jest konkretny plan działania, to
tym chętniej świadomie rezygnują ze sporej części swojego prywatnego
czasu i decydują się na grę w barwach narodowych. Drużna nie jest
montowana naprędce na kilka tygodni przed ważną imprezą. Sztab trenerski
doskonale ma rozpracowanych rywali i mimo, że ma potencjał pokonać
jakąś ekipę różnicą 50 punktów, to staranny scouting jest już standardem ich pracy.
Amerykanie
mają świadomość, że gdy jadą bić się o złoto to nie są traktowani, jak
każda inna drużyna. Jest to zrozumiałe bo przecież skład zbudowany jest z
gwiazd NBA. Krzyżewski wiele razy podkreślał to w Hiszpanii a ja miałem
ten zaszczyt słuchać tego na własne uszy
. Oczy koszykarskiego świata
zwrócone są na nich, dlatego im zależy na tym, żeby nie tylko wygrywać,
nie tylko wystawiać silne drużyny ale też robić to wszystko we właściwy
sposób. Profesjonalizm przez wielkie P.
LeBron i Melo są w kadrze od
11 lat! Obaj w tym czasie opuścili tylko Mistrzostwa Świata w Turcji w
2010 roku. Wokół programu jest świetna atmosfera. Przez moment pojawiły
się obawy, że wszystko skończy wraz z odejściem Krzyżewskiego, który po
Rio kończy z kadrą, ale powołanie na to miejsce Gregga Popovicha daje gwarancję, że wysokie standardy będą tutaj nadal normą."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.