Jak to zacząć, żeby nie zabrzmiało banalnie? Kevin Durant jest lepszy, niż Wam się wydaje? Słabo. Kevin Durant ma większe jaja, niż sądzicie? Też nie. Kevin Durant to świetny koszykarz? Ale to przecież ten banał, którego się obawiałem. Przyjmijmy więc, że wstęp mamy za sobą a Ty już, mniej więcej wiesz, o co mi chodzi.
W 2010 roku, w Turcji, gdy K.D. miał niespełna 22 lata, bronił się przed rolą lidera jak tylko mógł. Upierał się, że jest, że chce być jednym z wielu. W końcu jednak zrozumiał, że nie jest i nigdy nie będzie jednym z wielu w tamtym i w żadnym innym składzie. Dotarło do niego, że to on jest twarzą reprezentacji, nieprzeciętnym talentem zamkniętym w równie nieprzeciętnym ciele, i że to on będzie decydował o losach turnieju w Turcji a w przyszłości wielu innych meczów.
W ćwierćfinałowym starciu z Rosją, które Amerykanie wygrali 89:79 był skuteczny (33 punkty), skupiony a dodatkowo bardzo emocjonalny. Po końcowym gwizdku zasalutował w kierunku amerykańskich kibiców i powiedział „Yes Sir!”. Na butach zapisany miał m.in. rok 1972, żeby upamiętnić kontrowersyjną porażkę USA ze Związkiem Radzieckim w finale Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Tak się złożyło, że Durant i koledzy grali dokładnie 38 lat po tym wydarzeniu.
W półfinale z Litwą był jeszcze skuteczniejszy i jeszcze bardziej emocjonalny. Mecz grany był 11 września – dokładnie 9 lat po zamachu na WTC. Durant rzucił Litwinom 38 punktów czym pobił rekord drużyny USA należący od 2006 roku do Carmelo Anthony’ego (35 punktów w meczu z Włochami) a co ważniejsze poprowadził drużynę do wygranej 89:74.
W finale znów wziął kolegów na swoje barki i zabrał ich do długo wyczekiwanej „ziemi obiecanej”. 28 punktów, 7 trójek. Turcja, mimo własnej publiczności, nie miała szans. 81:64 brzmiał końcowy wynik. K.D. był 22-letnim Kapitanem Ameryką. Wygrana miała znaczenie symboliczne, ponieważ tytuł mistrzów świata wrócił do Ameryki po długich 16 latach. Jak łatwo policzyć, K.D. miał 5 lat gdy Shaq, Reggie Miller, Shawn Kemp i paru innych wielkich graczy sięgało po tytuł w 1994 roku w Kanadzie.
Dwa lata później, w 2012 roku, podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie, mimo obecności LeBrona Jamesa, Kobe Bryanta, Dwyane’a Wade i kilku innych graczy z ligowego szczytu, to właśnie Durant prowadził Amerykanów po złoto.
Finał był bardzo wyrównany. Hiszpanie, jak nikt inny w świecie, zmusili Amerykanów do ostatecznego wysiłku. Byli w grze do samego końca. Przegrali 107:100. Tamtej drużynie nie brakowało niczego by wygrywać, może jednego Duranta? To był mecz jak dobre starcie w play-offach NBA. Durant zdobył 30 punktów (5×3), 9 zbiórek, trafiał kiedy punkty były na wagę złota – dosłownie. 19 i 17 dorzucili, odpowiednio, LeBron i Kobe.
W 2014 w Hiszpanii, podopieczni Mike’a Krzyżewskiego, ku mojej rozpaczy (początkowej bo i tak było pięknie), musieli bronić tytułu mistrzów świata bez K.D. i kilku innych topowych graczy NBA. Durant mówił, że jest zmęczony sezonem. Złośliwi twierdzili, że zajmują go negocjacje w sprawie nowej umowy butowej. Jak się później okazało, jego ciało było faktycznie skrajnie wyczerpane. Nie wytrzymała kość w prawej stopie. Wraz z nią pękło marzenie Thunder o czymś wielkim w rozgrywkach 2014-15.
No i doczłapaliśmy się do roku 2016. Rio. Kadra B łamane przez C, po niezłych meczach kontrolnych, pojawiła się w Brazylii by trzeci raz z rzędu na imprezie rangi olimpijskiej sięgnąć po złoto. Po dwóch łatwych meczach zdawało się, że turniej będzie formalnością. Po trzech kolejnych, że jednak nie. Ćwierćfinał z Argentyną przywołał stare czasy a półfinał z Hiszpanią namieszał w głowach jeśli chodzi o analizę sił.
Finał z Serbią miał być trudną walką a okazał się zabawą w piaskownicy. 30 punktów przewagi (96:66) Amerykanów nie oddaje tego, jak zdominowali ten mecz. Kto widział, ten wie. Durant znów był wielki. Niby mecz był łatwy ale przecież każdy run od czegoś się zaczyna. Gdy tylko Serbowie próbowali coś zrobić, Durant karcił ich dalekimi trójkami i agresywnymi penetracjami. Znów był Kapitanem Ameryką.
Amerykanie wygrywali swoje mecze w Rio średnio o 21.4 punktu. To o ponad 10 mniej, niż cztery lata temu w Londynie. Oryginalny Dream Team z Barcelony wygrywał różnicą 43.8 punktu. Zanim zaczniesz mlaskać…
Pamiętam finał z Sydney z roku 2000 kiedy po średnim a momentami słabym meczu Amerykanie pokonali Francję 106:94. Ludzie mówili, że czas wielkich przewag już się skończył, że Amerykanie w końcu będą przegrywać. Tak było – Mistrzostwa Świata 2002 w Indianie, Igrzyska Olimpijskie w Atenach 2004, Mistrzostwa Świata w Japonii w 2006 i dopiero od 2008 powrót na swoje miejsce – na szczyt.
Koszykówka reszty świata poczyniła ogromny krok w przód od czasów oryginalnego
Dream Teamu więc śmieszy mnie a jednocześnie dziwi ilekroć ktoś mówi „ok Amerykanie wygrali ale… tylko tyloma punktami, w takim stylu itp.” Czego oczekujesz? Jeszcze raz sprawdź składy drużyn narodowych najlepszych ekip świata. Ilu znajdziesz graczy z NBA, ilu z przeszłością w lidzie? No właśnie. Ilu było graczy spoza USA w NBA w 1992 roku? No właśnie. Zamiast marudzić, ze Amerykańska drużyna koszykarska to już nie „Dream Team”, ciesz się że koszykówka na świecie idzie do przodu, że nasz ulubiony sport cały czas się rozwija. Słabi zaczynają być dobrzy a dobrzy są jeszcze lepsi. Nie każdy sport może powiedzieć to samo.
Kobieta w tańcu, koń w galopie, Kevin Durant z piłką…