O słowach Marka Jacksona (raz jeszcze) słów kilka

Jest taki film pod tytułem „The limits of control”. Jest to thriller kryminalny produkcji amerykańsko-hiszpańsko-japońskiej, reżyserii Jima Jarmuscha. Dzieło to nie należy do filmów tak zwanego głównego nurtu, dzięki temu stało się swego rodzaju polem bitwy dla myślicieli i inteligentów różnej maści. Na internetowych forach można znaleźć interpretacje symboliki zawartej w filmie, poznać drugie dno dialogów, można poczytać o myśli przewodniej i przekazie płynącym z tego dzieła. Wszystko to autorstwa anonimowych znawców kina i szeroko rozumianych – sztuki, filozofii, historii oraz wielu innych dziedzin życia i nauki. Na tych samych forach znajdziemy kontr-interpretacje, które rzecz jasna stają w opozycji do tych pierwszych. Ich autorzy zarzucają tamtym brak dostatecznego oczytania, zbyt niskie IQ i tak dalej. Ci pierwsi, co zrozumiałe, bronią swoich racji – a jakże – tą samą bronią. Wciągająca lektura na zimowe wieczory. Chciałbym napisać, że polecam, ale się boję.  Wspominam ten film a raczej zjawisko z nim związane w kontekście tekstu, który napisałem o słowach Marka Jacksona dotyczących Stepha Curry’ego. Dla przypomnienia:
„Steph Curry jest świetny. Jest MVP. Jest mistrzem. Zrozumcie to, to co teraz powiem – on krzywdzi koszykówkę. Chodzi mi o to, że za każdym razem kiedy jestem w sali gimnastycznej jakiejś szkoły średniej, widzę te trenujące dzieciaki, które głównie próbują rzucać za trzy punkty. Nie jesteście Stephem Cyrry’m. Ćwiczcie inne elementy gry. Ludziom się wydaje, że Steph jest tylko strzelcem. To nie z tego powodu został MVP. On jest kompletnym graczem.” – mówi Jackson.

Pozwoliłem sobie na krytykę tych słów. Internet pozwolił sobie na krytykę mojego
punktu widzenia. Bardzo dobrze! Ale zdaje mi się, że nie do końca się zrozumieliśmy z pewną grupą ludzi. A, że mam czas, wolną przestrzeń na blogu, nic lepszego do roboty, to się wypowiem. Zatem…
To był tylko cytat z Marka Jacksona. To nie są wersety z Pisma Świętego, żeby je interpretować i odczytywać na różnie sposoby. Jackson w jednym zdaniu użył słów „Steph Curry”, „koszykówka” i „krzywdzenie”. W swoim tekście odnoszę się tylko do nich. To, co powiedział dalej jest oczywiście prawdą – Steph jest graczem kompletnym i za to został MVP, a ludzie zbyt często patrzą na niego tylko jako strzelca tyle, że… tą częścią jego wypowiedzi się nie zajmowałem oraz w żadnym momencie jej nie kwestionowałem. Zająłem się tylko i wyłącznie fragmentem o „krzywdzeniu” i młodych, naśladujących go graczach. To, co Jackson powiedział dalej w tym cytacie jest tematem na oddzielną dyskusję. Zdawało mi się, że jest to sprawa oczywista. Rozmawiamy o rzucaniu za trzy punkty, a nie o tym, czy Steph jest graczem kompletnym. Podpowiem – jest. Rozmawiamy nie o tym, jak ludzie go postrzegają. Podpowiem i zarazem zgodzę się z panem Jacksonem – nie doceniają jego innych walorów poza tymi czysto strzeleckimi, ponieważ te są najbardziej transparentne. Rozmawiamy tylko o tym, że Jackson ma problem z jego trójkami bo jego (Jacksona) zdaniem dzieci naśladują Stepha za bardzo i przez
to – być może – w swoim treningu zaniedbują inne elementy koszykarskiego wyszkolenia. To jest temat „krzywdzenia” gry przez rzucanie z dystansu.
Tę i tylko tę część jego słów nazwałem bzdurą. Głos zabrali trenerzy, którzy zgadzają się z Jacksonem, że Steph, pośrednio, robi im „krecią robotę” bo na treningach młodzi chcą być jak Steph – czytaj chcą walić tróje. Panowie trenerzy – to Wy jesteście od tego, żeby młodych trenować i sadzać na ławce za złą selekcję rzutową lub gdy nie wypełniają poleceń – o tym zresztą też piszę w tamtym tekście. Dekady temu mówiło się, że wsady zniszczą koszykówkę. Dziś niektórzy widzą zło w rzutach z dystansu, które podobno mają więcej z cyrku, mniej z czystego, źródłowego basketu. Większość 12-latków, siłą rzeczy, nie jest w stanie dobrze technicznie rzucić za 3, ale tak samo też nie jest w stanie zadunkować – lepiej żeby inspirowali się
rzutami Curry’ego czy wsadami Westbrooka na niskich koszach? Moim zdaniem jednak rzutami bo to zaprocentuje w przyszłości, kiedy będą starać się z pasji uczynić swój zawód.
Są też obrońcy szalonych lat 90′ tamtego wieku…tyle, że nie ma czego bronić bo ja nikogo i niczego z tamtej ery nie atakowałem.
Napisałem tylko, że w czasach Jacksona rzut za trzy punkty nie był aż tak ważną częścią arsenału ofensywnego drużyn NBA jak dziś. AŻ tak ważną – podkreślmy to słowo. I nie bójmy się statystyk. Wiem, że są one jak bikini – fajnie się je ogląda, ale nie pokażą nam całej prawdy. Wiem też, że ja i pies mamy statystycznie trzy nogi, ale mimo wszystko dzięki statsom, jesteśmy bliżej zrozumienia i odnotowania pewnych prawidłowości. Można je kwestionować, tylko pytanie brzmi po co.
Larry Bird był świetnym strzelcem dystansowym. Glen Rice, Steve Kerr, Mark Price, Reggie Miller i wielu innych z tamtych czasów. Do historii przeszło z tamtej ery wiele meczów, gdzie trójki decydowały o losach spotkań, serii play-off a nawet mistrzowskich tytułów, ale w kontekście pewnej prawidłowości nie ma to większego znaczenia. Czy spektakularne i zarazem pamiętne przykłady rzutów zza łuku mają być dowodem na cokolwiek?
Fakty są takie, że w latach 90′ drużyny NBA nie zdobywały tylu punktów zza łuku, co dziś. Był inny styl, grało się więcej pod kosz na znakomitych centrów i silnych skrzydłowych. Trójek, celnych i oddanych, było zdecydowanie mniej, więc były mniej ważne w kontekście strategii drużyn. To jest logiczne. Bulls z sezonu 1995-96 (to ci, którzy wygrali 72 mecze w rundzie zasadniczej a potem sięgnęli po tytuł) trafiali średnio tylko 6.8 trójki w meczu (oddawali 17.1 rzutu zza łuku). Warriors z tego sezonu trafiają póki co 14.1 trójki na mecz (oddają aż 33.6 rzutu za trzy). Jeśli dla kogoś są to rzeczy, które można zestawić z tym, że ja i pies mamy trzy nogi, to…nie wiem co powiedzieć.
…I tym oto sposobem znaleźliśmy się na internetowym forum kryminalnego thrillera, gdzie film sam w sobie jest już tylko dodatkiem do debaty, która zahaczyła o wszystko i zaczęła żyć własnym życiem. Film? Jaki film? Nazwałem bzdurą słowa Marka Jacksona o tym, że Steph krzywdzi grę. Przyszło mi dokopać się do trójnogiego psa, lat 90′ tamtego wieku i przejść przez rozżalonych trenerów, którym Curry psuje treningi. Wow!
A jeśli już bawimy się w interpretacje, to powiem Wam jak było. W momencie, gdy pan Jackson w jednym zdaniu użył słów „Steph Curry”, „koszykówka” i „krzywdzenie”, w jego głowie zaświeciła się czerwona lampka. Druga część wypowiedzi o graczu kompletnym, to już klasyczne miękkie lądowanie by złagodzić pierwszą. Dzięki, Mark – mamy o czym gadać między Świętami a Nowym Rokiem.
Steph krzywdzi koszykówkę rzutami. Wcześniej Vince Carter krzywdził ją wsadami, Shaq siłą, Iverson dryblingiem i minięciami, LeBron nadludzkim ciałem. Nie zapominajmy o Jordanie. Ten to był sadysta – w jego wykonaniu wszystko wyglądało na takie łatwe. Potem dzieci chciały tak samo – i pojawiał się problem. Byłem mały, nie było wtedy internetu, a dostęp do amerykańskich mediów był mocno ograniczony, mogłem więc przeoczyć ale zdaje się, że nikt nie strzelił w jego czasach czegoś typu „No Mike. Twoje latanie krzywdzi grę i nie uczy młodych dobrych prawideł. Złaź na ziemię i pokaż jak podawać oburącz sprzed klatki piersiowej.”
Biedna jest ta koszykówka. Przeżyła tylu zwyrodnialców na przestrzeni lat. Wychodzi na to, że Shane Battier i jemu podobni fundamentaliści gry, byliby dla tej dyscypliny najlepszym
balsamem, przewodniami i wzorami dla młodych.  


American:
How the fuck did you get in here?
Lone Man: I used my imagination.*

* Fragment sceny z filmu „The limits of control.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.