Derrickowi Rose’owi właśnie urósł poważny konkurent do miana Kubusia Puchatka NBA.
Mark Jackson – były zawodnik NBA a ostatnio były trener Warriors (2011-2014), powiedział ostatnio, że Steph Curry swoimi rzutami z dystansu…krzywdzi koszykówkę. Pogoda może mylić ale cały czas mamy końcówkę grudnia a nie pierwszy kwietnia.
„Steph Curry jest świetny. Jest MVP. Jest mistrzem. Zrozumcie to, to co teraz powiem – on krzywdzi koszykówkę. Chodzi mi o to, że za każdym razem kiedy jestem w sali gimnastycznej jakiejś szkoły średniej, widzę te trenujące dzieciaki, które głównie próbują rzucać za trzy punkty. Nie jesteście Stephem Cyrry’m. Ćwiczcie inne elementy gry. Ludziom się wydaje, że Steph jest tylko strzelcem. To nie z tego powodu został MVP. On jest kompletnym graczem.”
To jest bzdura, która na swój sposób jest nawet zabawna. Jackson grał w NBA w latach 1984-2004. Jego kariera, w większości, miała więc miejsce w czasach, gdy rzut za trzy punkty nie był aż tak ważną częścią arsenału ofensywnego drużyn NBA. Dziś jest.
Dziś z dystansu rzucają zawodnicy ze wszystkich pozycji. I robią to po dobrze rozrysowanych wcześniej zagrywkach bez grama przypadkowości. Silni skrzydłowi czy centrzy, którzy potrafią rozciągać grę są w dzisiejszej koszykówce normą. W czasach Jacksona byli egzotykę.
Byłbym zaskoczony gdyby Jackson tego nie dostrzegał i nie rozumiał.
Steph nie krzywdzi gry. Przeciwnie. On wynosi ją na kolejny poziom. Dla trenujących dzieci może być ogromną inspiracją i motywacją do ciężkiej pracy. Przecież nie każdy może mieć ciało jak LeBron, nie każdy może być wielki jak Shaq, nie każdy potrafi skakać jak młody Vince Carter.
Steph ma 191 cm wzrostu i gdybyśmy go nie znali, to na ulicy ciężko byłoby nam go odnotować. Steph doszedł tam, gdzie jest w dużej mierze dzięki tytanicznej pracy, którą włożył w swoje koszykarskie rzemiosło.
Młodzi zawodnicy mają pełne prawo się z nim utożsamiać i garściami czerpać z jego przykładu.
Nie ma nic złego w trenowaniu rzutów z dystansu. Oczywiście pomijamy tu sprawę selekcji rzutowej w meczach bo to przychodzi z czasem, pod skrzydłami dobrych trenerów. Samo trenowanie rzutów dystansowych nie krzywdzi ani rozwoju graczy ani samej gry. Koszykówka na poziomie młodzika, kadeta, juniora bazuje na podaniach i penetracjach. Warto jednak równolegle szlifować swój rzut bo w zawodowym graniu o penetracje nie jest już tak łatwo. Młodzi atleci, którym wydawało się, że podbiją zawodowe ligi kozłem i minięciem w połączeniu z szybkością i skocznością, często zderzają się ze ścianą. Bez przyzwoitego rzutu coraz trudniej jest znaleźć pracę w tym zawodzie.
Sam Curry odniósł się do słów swojego byłego trenera tak: „Nie wiem co on przez to rozumie. Jeśli umiesz rzucać, to rzucaj. Jeśli nie, to nie.”
Jackson, swoimi słowami, wpisuje się do grona byłych ligowców, którzy z jakiegoś powodu mają pośredni lub bezpośredni żal do dzisiejszej koszykówki o to, jak ona wygląda i w jaki sposób jest grana.
Czy się to komuś podoba czy nie, rzut za trzy punkty staje się coraz ważniejszym elementem gry w NBA. Drużyny buduje się tak, żeby mieć w rotacji specjalistów od rzutów dystansowych. Gracze, których można odpuszczać zaczynają być już wymierającym gatunkiem. Dobrze rozmieszczeni strzelcy zapewniają dobry spacing w czasie meczu. To otwiera drogę do łatwiejszych penetracji, szybszej, kombinacyjnej gry. To jest koszykówka jutra. Koszykówce nie staje się krzywda. Ona ewoluuje i to jest piękne.
Pingback: O słowach Marka Jacksona (raz jeszcze) słów kilka – Karol Mówi