Chicago Bulls mają za sobą 11 meczów tego sezonu (8:3). Derrick Rose opuścił już 6 z nich. Skręcone kostki, obolały mięsień dwugłowy uda.
Można by rzecz 'nic się nie dzieję’. W końcu bilans drużyny jest niezły, poza tym jest ona tak zbudowana, żeby radzić sobie bez swojego lidera. W sumie to już raczej mało kto pamięta (?) to Rose’owe liderowanie.
Derrick nie grał regularnie w koszykówkę od bardzo, bardzo dawna. Wiadomo było, że jego wracanie do pełnych obrotów, będzie czasochłonnym procesem.
Mało kto mówi o czwartej w ciągu dwóch lat operacji Russella Westbrooka, mało kto mówi o pierwszym zabiegu chirurgicznym Kevina Duranta, ze spokojem czekamy też na powroty innych kontuzjowanych graczy. Nie mamy wątpliwości, że wrócą tam, gdzie przerwali.
W przypadku Rose’a jest inaczej. W miarę spokojne oczekiwanie miało miejsce przez cały sezon 2012-13, kiedy nie grał po pierwszej operacji kolana. Gdy "poszło" mu drugie kolano, ledwie po 10 meczach ubiegłych rozgrywek, zaczęło się całkiem uzasadnione powątpiewanie czy jeszcze kiedykolwiek zobaczymy go z formą na MVP sezonu lub czymś na podobnym pułapie.
W Mistrzostwach Świata w Hiszpanii grał małe minuty w ekipie pełnej gwiazd więc trudno było wyrokować i jednoznacznie ocenić czy już jest "back" czy dopiero tam zmierza. Za biegnącym Rose’em zostawała solidna porcja rdzy na parkiecie ale z drugiej strony, jak dawniej mało kto był w stanie go dogonić. Wyglądał na zdrowego człowieka, któremu potrzeba tylko regularnego grania w koszykówkę.
Domyślam się, że nie jest łatwo komuś, komu zaufał wielki klub NBA, znana firma produkująca sprzęt sportowy oraz miliony fanów na całym świecie.
Domyślam, że ma on świadomość tego, co wokół niego się dzieje i domyślam się, że jest to dość trudna do udźwignięcia presja. Presja wyników sportowych ze strony Bulls i ich kibiców, presja Adidasa by marketingowo spłacić ogromny kontrakt.
I pewnie też presja zawodowego sportowca na siebie samego, swoje ciało, by sprostać wszystkim wyzwaniom, by udowodnić coś sobie, światu i rywalom.
Dla mnie, na tym etapie sezonu nie ma tematu, jeśli chodzi proces wracania Rose’a do zdrowia. Bulls bez niego w składzie są drużyną na II rundę lub nawet Finał Wschodu. Z nim (zdrowym) są w ścisłym gronie faworytów do tytułu.
Nie mam więc najmniejszego problemu z tym, że lider Byków opuszcza mecze w listopadzie czy grudniu, po tym jak ma stracone dla koszykówki ponad dwa poprzednie lata. Drużyna chce mieć go zdrowego w maju/czerwcu. To raczej logiczne.
Są jednak tacy, którzy obserwują każdy grymas na twarzy Rose’a i po każdym jego upadku na parkiet pytają głośno "czy to już?"
Joakim Noah, jak to on, ma dla panikujących radę: "Weźcie się k..a uspokójcie."
Głos w sprawie zabrał sam Rose…i się zaczęło. I o tym właśnie ten tekst, po przydługim wprowadzeniu.
"Wiem, że ludzie się denerwują, kiedy opuszczam mecze. Wielu z nich nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że robię to nie ze względu na ten sezon. Myślę długoterminowo. Myślę o życiu po karierze w NBA. Wszystkie spotkania, które mam przed sobą, ukończenie studiów przez mojego syna. Nie chcę być tam cały obolały przez błędy z przeszłości. Uczę się jak być mądrym w tych sprawach."
"Ach Ty mój poczciwy, mały, głupiutki Misiu." – powiedział Krzyś.
Opuszczanie meczów jako proces wracania do zdrowia po operacjach obu kolan. Opuszczanie meczów, jako strategia na "świeże nogi" na play-offy (pozdrawia D-Wade z ubiegłego sezonu). Opuszczanie meczów ze względu na drobne kontuzje nie zagrażające niczemu. Tak.
Opuszczanie meczów z myślą o życiu po NBA, o "spotkaniach" bez bólu. To brzmi dziwnie z jednej strony ale z drugiej jest to takie bardzo Rose’owskie.
Wybaczcie fani Bulls i talentu Derricka Rose’a za to co powiem. Choć wielu z Was zapewne to wie albo się tego domyśla.
D-Rose jest po prostu mało inteligentny, głupiutki. Nie chcę powiedzieć głupi bo to za duże słowo.
W czasie Mistrzostw Świata w Hiszpanii miałem okazje stykać się z kadrą USA codziennie. Każdego dnia słuchałem co ma do powiedzenia Derrick Rose. I niestety za wiele ciekawego od niego nie dało się usłyszeć. Momentami wręcz męczył mnie ten jego infantylny bełkot o niczym. Ale żeby była jasność – Rose to bardzo sympatyczny, spokojny gość (czasem wręcz nieśmiały), który zazwyczaj miał czas dla każdego. Sprawiał wrażenie stąpającego twardo po ziemi człowieka, który szanuje swoich rozmówców. Na pytania odpowiadał chętnie… tyle, że niewiele ciekawego jego słowa niosły.
Pisałem w relacjach z Mistrzostw jak zapytali
Derricka Rose’a co sądzi o tym, że podobno ktoś z kimś celowo chciał
przegrać w innej grupie, żeby nie trafić od razu na Amerykanów w
kolejnej fazie turnieju. Lider Byków odpowiedział. "Nie wiem. Nie orientuję się w tym. Jestem pierwszy raz w Hiszpanii."
Tego typu wypowiedzi Derricka było mnóstwo. Trzeba też dodać, że zanim odpowiedział na powyższe pytanie, zadający je musiał mu wytłumaczyć na czym polega faza pucharowa, zasady wyjścia z grupy i grania dalej.
Nadal mam sporo nagranego materiału z nim. Materiał ten nie ujrzy nigdy światła dziennego bo jego wypowiedzi nie nadają się do niczego. Naprawdę. Sam fakt rozmawiania z gwiazdą NBA już tak bardzo mnie nie podnieca z perspektywy czasu.
Na początku turnieju wieloosobowa grupa dziennikarzy otaczała Rose’a po meczach, przed i po treningach. Wszyscy dość szybko się zorientowali, że z 10-minutowej rozmowy da się odcedzić może 3-4 w miarę wartościowe wypowiedzi. Reszta to zwyczajne głupoty, które w wielu przypadkach nawet nie były odpowiedziami na zadane pytania.
Wraz z mijającymi dniami pytający woleli skupić się wokół innych graczy USA i mieć pewność zdobycia ciekawego materiału.
Nie pisałem o tym wcześniej bo raz, że nie był to dla mnie żaden "hot news" a dwa sfera intelektualna zawodowych sportowców nie ma i nie miała dla mnie nigdy żadnego znaczenia.
Pod koniec czerwca skupiłem się na złym parkowaniu Marcina Gortata swojego Porsche na jednej z ulic w Warszawie.
Teraz zacytuję samego siebie:
"Chcę się wzorować na koszykarzu NBA, gdy jest na
parkiecie i w niedościgniony sposób uprawia ten sport, chcę słuchać
muzyki, którą grają moi ulubieni wykonawcy, chcę oglądać filmy z moimi
ulubionymi aktorami w rolach głównych. Tylko i aż tyle.
Nie
zapytam ich jak żyć, nie poproszę o wychowanie mi dzieci, nie zdziwi
mnie gdy zobaczę ich źle parkujących samochody, pijących alkohol,
gadających głupoty. Oni są też tylko ludźmi – jak my. Moje
zainteresowanie nimi kończy w momencie, gdy schodzą z parkietu, ze
sceny, z desek teatru."
Słów Rose’a nie trzeba rozbijać na czynniki pierwsze i wyciągać daleko idących wniosków. Rose powiedział głupotę i tyle.
Nie mają racji ci, którzy tych słów bronią bo:
– Miliony by nie powiedzieć miliardy ludzi na świecie nigdy w życiu nie zarobi miliona dolarów (policz sobie ile potrzebujesz czasu na zarobienie tych pieniędzy). Koszykarze NBA dostają ogromne stawki za rok gry oraz z umów reklamowych (Rose ponad $30mln w tym sezonie). Ręka w górę kto na emeryturze chciałby być obolały jak oni ale z takim kontem jak oni. No właśnie…
– Ja i moi koledzy też będziemy mieli kłopoty ze wstawianiem rano z łóżek na starość i na "spotkaniach" też pewnie coś nas kiedyś zaboli. Tyle, że my za darmo lub półdarmo zdecydowaliśmy się zrobić sobie śmietnik w kolanach. Miliony na otarcie łez byłby mile widziane. Obejdziemy się bez nich…
– Gdyby Rose został na przykład górnikiem, to też po kilkunastu latach pod ziemią dorobiłby się uszczerbków na zdrowiu. Z tym można chodzić na "spotkania".
Jestem pewny, że gdyby przed tym wywiadem Rose pogadał ze swoim agentem albo coachem Thibodeau, ci wyjaśniliby mu, że lepiej nie mówić takich rzeczy.
W ostatnim roku miałem okazję widzieć z bliska wiele byłych gwiazd NBA. Większość z nich chodzi "dziwnie". Pozostałość przebytych kontuzji, operacji, kilkunastu lat regularnej, ekstremalnej eksploatacji ciała. Czy któryś z nich w związku z tym chciałby zamienić się na życia z przeciętnym Smithem, Kowalskim czy Svenssonem? Wątpię…
Derrick Rose nie jest sk..ynem, który chce brać pieniądze za nic i już dziś myśleć o emeryturze. Przecież sam proces rehabilitacji wymagał od niego wielu wyrzeczeń oraz nadludzkiej pracy, która trwała ponad dwa lata. Derrick Rose chce zdobyć tytuł z Bulls i chce się temu poświęcić. Derrick Rose to fajny gość. Ale Derrick Rose to też Kubuś Puchatek NBA i jeszcze wiele razy przyjdzie mu powiedzieć coś, nad czym my będziemy musieli się pochylić. Teraz już wiesz dlaczego…
Pingback: Mark Jackson twierdzi, że Steph Curry krzywdzi koszykówkę – Karol Mówi