Pau Gasol jakiego nie znacie

Pau Gasol w zawodowej koszykówce wygrał prawie wszystko, co można wygrać. Jest dwukrotnym mistrzem NBA, mistrzem Świata i Europy, dwukrotnym wicemistrzem Olimpijskim. Mało kto wie, że niewiele brakowało, by ten mierzący 213 cm wzrostu Hiszpan został… lekarzem.

Był listopad 1991 roku. 11-letni Pau dowiedział się od kolegów ze szkoły, że Earvin „Magic” Johnson, jeden z jego ulubionych graczy jest nosicielem wirusa HIV. Był zdruzgotany. Magic, Larry Bird i Michael Jordan byli bohaterami jego dzieciństwa, a teraz jednego z nich będzie musiał stracić.
„Kiedy się o tym dowiedziałem, byłem pewny że niedługo umrze. W tamtych czasach HIV równało się AIDS a to z kolei znaczyło śmierć.” – wspomina Gasol. „Błąkałem się po szkole nie mogąc przestać o tym myśleć. Bałem się picia ze wspólnej butelki Coca-Coli, jedzenie z tego samego talerza. Umysł 11-latka nie był w stanie ogarnąć tego wszystkiego. To miało ogromny wpływ na moje późniejsze życie.”

Odpowiedzi na targające nim pytania postanowił szukać w domu. Matka Marisa – lekarka i ojciec Agusti – pielęgniarz, już od progu zasypani zostali pytaniami o stan zdrowia „Magica”. Podstawowe pytanie brzmiało czy przeżyje.
Pau wspomina po latach, że to był moment, w którym podjął decyzję, że chce zostać lekarzem i pomóc swojemu idolowi.
„Chciałem wynaleźć szczepionkę na HIV. Chciałem wynaleźć skuteczne metody leczenia największych chorób takich jak rak. Tak, byłem 11-letnim marzycielem.” – wspomina. „Od tamtego momentu zawsze, kiedy ktoś mnie pytał o marzenia na przyszłość, odpowiadałem bez mrugnięcia okiem – chcę zostać lekarzem. Zawsze interesowałem się biologią, naukami ścisłymi, także matematyką. Miałem takie marzenie, żeby leczyć ludzi, ratować ich życia. Nie wiedziałem w jaki sposób ale tak rysowałem swój obraz przyszłości.” – dodaje Gasol. Marzenia z wczesnego dzieciństwa nie osłabły. Mijały lata a nastoletni Pau dalej szedł wybraną wcześniej drogą. Po ukończeniu szkoły średniej wybrał się na medycynę na Uniwersytecie Barcelońskim.

Koszykówka mimo, że początkowo gdzieś w tle nauki, była zawsze dla niego ważna ale ze wzrostem 180 cm młody Pau traktował ją raczej jako przerywnik od ciężkiej nauki niż jako coś więcej. Wszystko zmieniło się na pierwszym roku studiów, kiedy zaczął 'dobijać’ do 210cm wzrostu. Jasnym stało się, że stoi na rozstaju dróg i mimo, że odnosi sukcesy na obu polach (studia i koszykówka) w końcu będzie musiał wybrać jedną z nich. Początkowo jednak Gasol starał się balansować i łączyć z pozoru wykluczające się światy. Za dnia był przykładnym studentem pierwszego roku medycyny, wieczorami natomiast zamieniał się w centra koszykarskiej FC Barcelony.

Jego podwójne życie w sumie mogłoby istnieć z powodzeniem przez kolejne semestry i sezony… gdyby tylko miał swój własny samochód. Zmuszony korzystać z publicznego, miejskiego transportu bądź zdany na podwózki nie zawsze dysponujących wolnym czasem rodziców, Pau większość swojego wolnego czasu tracił na dojazdy z uczelni na halę, z hali do domu i tak dalej.

„Zabierało mi to tyle czasu ale z drugiej strony, w pewnym sensie pomogło mi dorosnąć. Już jako nastolatek przestałem mieć czas wolny tylko i wyłącznie dla siebie. Byłem oddany medycynie i koszykówce. Koledzy z drużyny trenowali a potem mieli czas na spotkania i zabawę. Koledzy z roku musieli dużo się uczyć. Ja musiałem robić i jedno i drugie.” – wspomina Pau.

W czasie tego szalonego, pierwszego roku studiów był na tyle zdeterminowany a przez to kreatywny, żeby połączyć naukę z grą, że często pod lekarskim uniformem nosił sportowy strój by oszczędzać czas gdzie tylko się dawało.
Poranny trening, zajęcia na uczelni i wieczorny trening. Jedynym luźniejszym dniem był w dzień ligowego meczu. Mimo maksymalnie wypełnionych dni, Pau aż z trzech przedmiotów osiągał jedne z najlepszych wyników na roku.
W drugim semestrze nie było już tak łatwo. Mecze wyjazdowe, coraz większa liczba opuszczonych zajęć na uczelni, coraz mniej wyrozumiali wykładowcy. Mimo to Pau zdołał bez problemów zaliczyć większość przedmiotów.

Drugi rok studiów nawet dla tak zdeterminowanego i pomysłowego studenta, jakim bez wątpienia był Pau, fizycznie okazał się być niemożliwy do przejścia. Program nauczania wymagał spędzania długich godzin w szpitalu bądź w laboratorium. Zajęcia coraz częściej pokrywały się z treningami i meczami a nie mając jeszcze statusu gwiazdy nie mógł narażać się trenerom.
W swoim pierwszym sezonie w Barcelonie, pojawił się na parkiecie w oficjalnym meczu ledwie kilka razy. Częściowo z powodu tego, że był jeszcze „surowy” ale głównie dlatego, że notorycznie opuszczał treningi. Zbyt często opuszczał je, żeby rozwijać się na miarę swojego talentu i warunków fizycznych a z drugiej strony poświęcał studiom niewystarczająco dużo uwagi by poważnie myśleć o karierze naukowej. W końcu dotarło do niego, że pewnych spraw nie przeskoczy i mimo, że ma wystarczająco dużo samozaparcia i talentu w obu jakże różnych dziedzinach, to żeby w pełni cieszyć się z sukcesów i rozwoju musi poświęcić jedną z nich.

Poprosił o spotkanie z dziekanem swojego wydziału i oznajmił, że porzuca medycynę dla koszykówki. Dr. Josep Antoni Bombi nie był zaskoczony, dał mu swoje błogosławieństwo podkreślając, że uczelnia będzie dla Gasola zawsze otwarta… podobno czeka do dziś. „W gruncie rzeczy to nie była aż tak ciężka decyzja. Poczułem, że mogę rozwinąć się do takiego stopnia i wznieść na taki poziom, który sprawi że koszykówka będzie dla mnie wielką szansą. Grałem coraz lepiej, zabierano mnie na mecze z seniorską, profesjonalną drużyną. To było niesamowite. W ogóle się nie bałem i nie czułem presji bo byłem pewny, że jeśli nie wyjdzie mi w koszykówce to zawsze mogę wrócić na uniwersytet i zostać lekarzem. Dziekan mnie o tym zapewnił.” – wspomina Pau.

Cztery lata później Hiszpan odbierał z rąk Davida Sterna tytuł Najlepszego Debiutanta Roku 2002 w NBA. Młody skrzydłowy Memphis Grizzlies, mimo sławy i pieniędzy nie zapomniał jednak o swojej drugiej wielkiej miłości.
W wolnych chwilach, w podróży, zawsze można było zobaczyć go czytającego medyczne magazyny. Był stałym bywalcem dziecięcego szpitala w Memphis a dużą część jego wakacji pochłaniały akcje pod auspicjami UNICEFu. Wyjazdy do Afryki, zainteresowanie problemem AIDS wśród dzieci. Gasol dawał do zrozumienia, że chce być twarzą każdej akcji, kampanii czy organizacji wspierających walkę z groźnymi chorobami.

Mijały lata a Pau dorobił się statusu najlepszego gracza Europy i jednego z najlepszych silnych skrzydłowych w NBA przy czym zawsze znajdował czas by część każdych wakacji poświęcić dla UNICEFu i innych organizacji. Pierwszego lutego 2008 roku los niespodziewanie połączył go z jego idolem z dzieciństwa „Magic” Johnsonem, który mimo obaw małego chłopca z Barcelony przeżył i miał się wyjątkowo dobrze. Gasol i jego talenty zostały sprzedane do L.A. Lakers. Z nim na pokładzie „Jeziorowcy” sięgnęli po dwa kolejne mistrzowskie tytuły a gwiazda Gasola nigdy wcześniej nie świeciła takim blaskiem. Swoją grę wzniósł na taki poziom, że naturalnym stało się nazywanie go najlepszą „czwórką” świata. Już nie gdzieś tam z boku Kobe Bryanta a niemal na równi z nim, Pau pisze kolejny rozdział pięknej historii klubu Lakers.

Ale nie byłby sobą gdyby jedynym miejscem w Los Angeles, gdzie można go spotkać była tylko hala Staples Center. Gasol jak to miał w zwyczaju w Memphis odwiedza szpitale także i w L.A. Nie robi tego dla kamer, dla rozgłosu. On po prostu taki jest – uwielbia pomagać a medycyna jest jego drugą obok koszykówki wielką miłością.
Pau zaprzyjaźnił się w ubiegłym sezonie z ortopedą Davidem Skaggsem, pracownikiem dziecięcego szpitala przy Sunset Boulevard, prywatnie wielkim fanem sportu. „Kiedy Pau przyszedł tu po raz pierwszy, zrobiłem z nim tradycyjny obchód po naszej placówce. W pewnym momencie zamurowało mnie. Pau ni stąd ni zowąd zapytał – 'Jakie mogą być długoterminowe konsekwencje po zabiegu chirurgicznym na kręgosłupie 2-latka jeśli chodzi o pracę płuc?’ – wspomina lekarz.

„Byłem w szoku. Zapytałem go jak on w ogóle wpadł na takie pytanie. Niesamowitą rzeczą był dla mnie fakt, że natychmiast był w stanie dojść do takich wniosków po tym, co powiedziałem mu o mojej pracy przy kręgosłupach dzieci. Mi te konkluzje zajęły 10 lat, on je pojął w 5 minut. Dotarło do mnie jak bardzo inteligentny on jest, wręcz przerażająco inteligentny.” – powiedział Skaggs.
Gasol opowiedział mu o swojej przeszłości, która okazała się być bliźniaczo podobną tej jaką on sam przeszedł. Skaggs pochwalił się, że w czasach szkoły średniej grał w drużynie piłki nożnej i był jednym z najlepszych w kraju biegaczy 400 metrów przez płotki a na studiach grał w drużynie rugby. Był zapalonym sportowcem całe swoje życie co sprawiało, że on i Pau natychmiast zaczęli nadawać na tych samych falach.

„Pau miał dwie drogi do wyboru w życiu i myślę, że patrzy na medycynę jako drogę którą równie dobrze mógł obrać.” – zauważa Skaggs i dodaje, że dostrzegł błysk w oczach Hiszpana kiedy ten wszedł do sali operacyjnej. Zaimponowały mu inteligentne i przemyślane pytania zadawane przez Gasola i postanowił je wynagrodzić.
„Chcesz obserwować operację kręgosłupa?” – zapytał.
„Naprawdę mogę?” – pytał z niedowierzaniem Pau.
Zanim jednak trafił na salę operacyjną, miał coś ważnego do zrobienia ze swoimi Lakers – zdobyć mistrzowski tytuł. Po morderczym, siedmiomeczowym Finale z bostońskimi Celtami, Lakers sięgnęli po tytuł mistrzów NBA a Hiszpan obok Kobego Bryanta był najlepszym graczem zespołu. Kilka dni później napisał maila do Skaggsa:”Czy zaproszenie nadal jest aktualne?”….”Jest i prawdę mówiąc masz szczęście bo niedługo czeka mnie zabieg” – przeczytał w odpowiedzi.

Skaggs musiał wcześniej zapytać swoją małą pacjentkę i jej rodziców o zgodę na asystę Gasola w czasie zabiegu.
„Jaki Pau?” Rodzina Shattucków słyszała o Lakers i Bryancie a z czasów kiedy mieszkali w Utah pamiętali Johna Stocktona, Karla Malone’a a nawet Jeffa Hornacka ale nazwisko Gasol nic im nie mówiło. Skaggs opowiedział rodzinie historię skrzydłowego Lakers i jego związki z medycyną. Tak jak przypuszczał nie było protestów.

„Gdyby powiedział, że Roger Federer chce przyjść popatrzeć na operację, to bym pewnie dostała wypieków i krzyknęła 'O Boże’ ale o Gasolu nic wtedy nie widziałam. Kojarzyłam tylko Bryanta.” – wspomina Lisa Shattuck, matka małej Isabelle i dodaje, że natychmiast przeszukały wspólnie z córką internet, żeby poszukać wieści o nietypowym gościu. Wyczytały, że jest on wysokim, przystojnym Hiszpanem grającym zawodowo w koszykówkę, który lubi pomagać dzieciom.
„Moja córka poczuła się wyjątkowo. To było dobre uczucie przed operacją bo neutralizowało stres i pozwalało nie myśleć o zabiegu.” – mówi Lisa.

 

Przyszedł dzień operacji. Pau do niemal ostatniej chwili wahał się czy nie zrezygnować – bał się o dobro małej Isabelle. Chciał potwierdzenia, że jego obecność w niczym nie przeszkodzi. Skaggs uspokoił go, opowiedział o setkach studentów na co dzień przewijających się w czasie zabiegów, o kamerach dokumentujących pracę lekarzy. Podkreślił, że najważniejsza jest pacjentka na stole operacyjnym – całą resztę można ignorować.

Gasol zgodnie instrukcjami dokładnie umył ręce od dłoni aż do łokci i wyglądał na gotowego. Na wszelki wypadek zadzwonił wcześniej do rodziców z prośbą o szczegółowe instrukcje co ma robić i jak się zachowywać w czasie zabiegu. Matka odradziła mu udział w operacji na otwartym kręgosłupie ze względu na drastyczne sceny ale decyzja już zapadła.

Czterogodzinnemu zabiegowi towarzyszyły odgłosy piłowanie, uderzania młotkiem, wkręcania śrub, krew i widok ogromnego cięcia wzdłuż kręgosłupa małej pacjentki. Były momenty kryzysowe, kiedy koszykarz musiał na chwilę usiąść ale ogólnie był w siódmym niebie. Wszystko go interesowało, zadawał masę pytań, chodził, oglądał, obserwował co chwilę kręcąc głową z niedowierzaniem i powtarzając „To niesamowite”.

„Na studiach miałem do czynie z martwymi ciałami a to jest coś zupełnie innego. Jeśli mi pozwolicie, to chciałbym tu regularnie przychodzić i asystować w operacjach.” Po zakończonym sukcesem zabiegu Pau udał się do szatni spocony, wyczerpany ale zadowolony – zupełnie tak, jakby przed chwilą pokonał w Finale Celtics. „Nie mam wątpliwości, że Pau byłby jednym z nas gdyby zdecydował się zostać na Uniwersytecie. Kiedy z nim rozmawiam mam takie uczucie jakby był jednym z moich kolegów ze studiów. Jestem zdania, że sportowcy są świetnym wzorem dla nas lekarzy robiących poważne operacje. My też musimy być wiele godzin na nogach, walczyć z własnym bólem, zmęczeniem, kontuzjami a następnego dnia musimy wrócić i zrobić wszystko od nowa. To nie jest praca dla każdego.” – mówi Skaggs.

Gasol wyszedł tego czerwcowego wieczoru ze szpitala czując się jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy w życiu miał okazję być tak blisko jak tylko się da realnego wyobrażenia swojego własnego życia gdyby wtedy w Barcelonie wybrał inne życie.

Kilka tygodni później był już z UNICEFem w Etiopii pracując przy kolejnym projekcie pomocy chorym dzieciom. Tymczasem 13-letnia Isabelle Shattuck miała się coraz lepiej. Już mogła biegać… w koszulce L.A. Lakers podpisanej przez mierzącego 213 cm wzrostu asystenta jej lekarza

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.