Ryby, geniusze i brutale

Minionej nocy Pacers pokonali u siebie Wizards 86:82 a Thunder też u siebie L.A. Clippers 112:101. W obu seriach jest 1:1. Cyrk przenosi się na dwa mecze do Waszyngtonu i Los Angeles. Mam kilka luźnych spostrzeżeń z tychże spotkań. Jeśli nie masz nic ciekawszego do czytania, nic ważniejszego do robienia, to zapraszam.

* W ostatnich tygodniach szukałem Roy’a Hibberta. Raz byłem w lesie i już wydawało mi się, że go mam – a to był tylko zmurszały pień. Żarty na bok. Roy zdobył wczoraj 28 punktów (10/13 z gry) do tego zaliczył 9 zbiórek i 2 bloki. W poprzednich ośmiu meczach w tych play-offach miał łącznie 37 punktów i tylko raz przekroczył 10. Czy jego nieoczekiwany powrót można łączyć z informacją o tym, że klub pożegnał się z Andrew Bynumem? Nie wiem, nie sądzę.

Czy nagłe załamanie formy Hibberta, datowane na powiedzmy przełom lutego/marca można łączyć z plotką o tym, że Paul George "miał do czynienia" z jego żoną? Też nie wiem, materacem nie byłem.
Wokół załamania formy Pacers w drugiej części sezonu jest wiele plotek i niejasności. A gdzie są plotki i niejasności, tam pojawiają się one – domysły.
Fakt – to dość niespotykane, żeby drużyna która wyglądała jakby miała pokonać Heat w Finale Wschodu nagle w kilka tygodni zmieniła się w wielki znak zapytania. To dość niespotykane, żeby jeden z silnych kandydatów do nagrody dla najlepszego obrońcy roku, zniknął z formą na wiele tygodni.
Nie jestem psychologiem ale są to tematy, które mnie interesują. Nawet bardzo.
W teorii jest tak, że zawodnik NBA wchodzi na parkiet i wykonuje swoją dobrze płatną pracę a całą resztę zostawia w szatni. Ale to tylko teoria. Są ludźmi tak jak my. Czasem trudno w to uwierzyć, patrząc na to, co robią ale tak – oni też są tylko ludźmi.

Gdy wszystko idzie dobrze w życiu, można mówić że koszykówka jest najważniejsza, że jeśli ona jest wtedy cała reszta jakoś się ułoży. Nieprawda. Wiem, przerabiałem. Dla nas to coś więcej niż sport, ale w pewnych momentach okazuje się, że to jednak tylko sport, wprawdzie piękny ale tylko sport. Myślisz, że basket jest podstawą Twojego życia a wtedy ktoś lub coś te podstawy burzy. Te prawdziwe podstawy. Dociera do Ciebie, że miłość do koszykówki, sama koszykówka jest tylko platformą, która pozwala Ci realizować się na wielu płaszczyznach ale jest platformą, która musi mieć na czym stać.

Przed pierwszym meczem Pacers-Hawks na treningu pobili się Lance Stephenson i Evan Turner. Plotka głosi, że podczas treningu doszło do sprzeczki. Niektórzy gracze Pacers zarzucili Stephensonowi, że jego spadek formy wpływa na wyniki drużyny. Rozzłoszczony Lance miał powiedzieć coś w stylu "Spójrzcie lepiej na Roy’a. Przecież on nie gra nic od kiedy dowiedział się, że Paul George p… jego kobietę." Wtedy doszło do spięcia. Turner miał za złe Stephensonowi, że przy wszystkich zdradził coś, o czym wiedziały pojedyncze osoby. Podobno Hibbert nie zareagował. Po prostu wyszedł bez słowa z sali.

Na początku play-offów ktoś włamał się do domu George’a i ukradł kilka wartościowych rzeczy. Paul zawiadomił policję ale dość szybko zrezygnował ze śledztwa. Nie wiem ile jest prawdy w tych historiach i czy można je logicznie połączyć ale jestem tak pewny jak tylko można być pewnym na podstawie obserwacji i doniesień zza oceanu, że coś jest na rzeczy.
Widziałem załamania form drużyn i zawodników, niespodzianki w play-offach, zwroty o 180 stopni. Ale nie przypominam sobie takiego "lotu nurkowego", jaki obserwowaliśmy ostatnio u Pacers i Hibberta.

Co ciekawe wczoraj na swój Instagram zdjęcie z połowu ryb wrzucił Paul George. Na zdjęciu on sam oraz George Hill, złowiona ryba i Roy Hibbert. Podpis – "Trzeba zakończyć te plotki. To robi się już nudne. Ci, którzy w nie wierzą są ignorantami. #Bracia."

Kilkanaście godzin później Roy Hibbert rozgrywa swój najlepszy mecz w tych play-offach, najbardziej ofensywny w tym sezonie, najlepszy od połowy marca.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć…

* Russell Westbrook zagrał świetny mecz – 31 punktów (13/22 z gry), 10 zbiórek, 10 asyst oraz 3 przechwyty. Thunder niesieni na barkach jego i Duranta (32 punkty, 12 zbiórek, 9 asyst, 2 przechyty) zdemolowali podopiecznych Doca Riversa. Końcowy wynik nie oddaje przewagi OKC. W "śmieciowym" czasie rezerwowi Clipps, zmniejszyli trochę straty.

Zazwyczaj by nie powiedzieć zawsze po tego typu meczach Russella odzywają się jego wyznawcy i krytykują jego krytyków czyli między innymi mnie. Ale chwileczkę. Zanim rzucisz pomidorem we mnie i podobnym mi posłuchaj:

Od lat uważam go wielki talent w ciele nieprzeciętnego atlety – m.in. dlatego jestem krytyczny wobec niego. Wymagam, bo wiem że jest w stanie wynieść swoją grę dużo wyżej i sprostać oczekiwaniom.
Dwa lata temu napisałem, że Thunder będą mistrzami do 2015 roku jeśli w Westbrooku dokona się wewnętrzna przemiana (wtedy był tam jeszcze Harden no ale trudno). Pisałem wtedy:

[…] Ma dopiero 23 lata i za sobą tylko 3 lata
doświadczenia. Jasne, 'Russ’ może być tylko lepszy… i w tym problem.
Mając jako lidera Kevina Duranta, prawdopodobnie jednego z najbardziej
utalentowanych zawodników w całej historii NBA jest potrzeba
"obudowania" go ludźmi znającymi swoje miejsce w szeregu. Russell w
tamtych play-offach mocno walczył ze swoją naturą – rozgrywać czy
rzucać? Liderować, współliderować czy być 'tym drugim’? Tym drugim
jest/był ale wtedy nie wyglądało na to, że ta rola mu się podoba. 39%
skuteczności z gry, 29% zza łuku oraz 4.6 straty na mecz – to liczby
R.W. z tamtych play-offs nieco zasłonięte przez blisko 24 punkty 5.4
zbiórki, 6.4 asysty na mecz.
Truchtający Jason Kidd pokazał
latającemu, 15 lat młodszemu Westbrookowi w czym rzecz. Telewizyjne
podania, piękne krosy, potężne dunki – to jest wszystko fajne ale to są
tylko dodatki do tego, co rozumiemy pod pojęciem prawdziwego
rozgrywającego. Dezyzyjność, dobra decyzyjność, jej brak -to jest to, na
co póki co cierpi pan Westbrook. Rzucaj kiedy trzeba, podawaj kiedy
trzeba – nie rzucaj kiedy chcesz i nie podawaj kiedy musisz.
Im
szybciej Russell to zrozumie, tym szybciej Thunder będą grać ostatni
mecz w czerwcu i jako ostatni gasić będą światła w hali z pucharem Larry
O’Briena pod pachą. Im szybciej Russell zrozumie, że Durant jest jego
najlepszym partnerem jakiego mógł sobie wymarzyć, że już nigdy nie
będzie miał lepszego, tym szybciej spełni się ich marzenie o wielkości […]."

Mieliśmy małą dyskusję na blogu pod wpisem o MVP dla Duranta. Temat możemy pociągnąć tutaj. Okazja jest wyborna.
Moim zdaniem jeśli K.D. jest Jordanem tej ekipy (a jest), to Russell musi zostać jej Pippenem, jeśli marzą a przecież marzą o tytule. Tylko i aż. Nie powinien nawet próbować być Jordanem B, Jordanem Prim czy kimkolwiek w tym stylu.
Ma być tym drugim. To raz. Dwa – musi nauczyć się rozgrywać, poprawić selekcję rzutową. Jeśli z jakiegoś powodu jest to niemożliwe, powinien zmienić pozycję o jedną w górę czyli zostać rzucającym obrońcą – coś co lata temu Larry Brown zrobił Iversonowi, za co A.I. całował ziemię, po której stąpał jego coach.

 
* Świetny mecz zagrał Marcin Gortat. 21 punktów (10/15 z gry) do tego 11 zbiórek, 1 asysta i dwie akcje w TOP5 dnia. Doprawdy nie rozumiem ludzi, którzy zarzucają innym, że ci za bardzo się z tego cieszą. Chodzi mi/im o tytuły w tak zwanym "mainstreamie". Że niby ci niszowi (branżowi) lepiej się znają, że są lepiej poinformowani, reagują na poziomie i w ogóle tacy trochę über? Litości. Poziom piaskownicy.
Tak, to był świetny mecz Gortata. Solidne double-double, którego nie powstydził by się nikt. Dwie akcje, w tym ta najlepsza w top5 dnia są tylko wisienką na torcie. Dlaczego nie mielibyśmy się tym cieszyć i o tym pisać/rozmawiać?

Żyjemy w kraju, w którym ciągle brakuje sukcesów sportowych, dlatego jesteśmy ich głodni, dlatego każdy z nich, nawet najmniejszy znajduje swoich piewców. Jak dla mnie jest to proces dość naturalny i całkiem zrozumiały. Ba – nawet potrzebny.
My siedzimy w tym cały czas ale są też ci "uśpieni", którzy wyjmują z szafy swoje Jordany tylko gdy ktoś zrobi coś niesamowitego. Dla nich też jest miejsce, dla nich te tytuły. Wszyscy się zmieścimy w kibicowaniu koszykówce.

* Steven "Kiwi" Adams z Oklahomy jest brutalem (w pierwotnej wersji użyłem innego słowa).
Bardzo cenię ludzi ciężkiej pracy, ludzi oddanych drużynie, ludzi walczących na parkiecie, nurkujących po wszystkie piłki. Ale chciałbym, żeby robili to w ramach sportu zwanego koszykówką. Nie lubię tanich chwytów, wypłacanych łokci na lewo i prawo, braku szacunku dla kości rywala. Rozumiem, że Nowozelandczyk w swoim pierwszym roku chce ugruntować swoją pozycję w NBA, że doskonale zdaje sobie sprawę, że w obliczu braku wielkiego talentu, w tej lidze musi zaznaczyć swoją obecność w jakiś inny sposób. Walka, nieustępliwość – tak. Brutalność, boiskowe chamstwo – nie.

Oczywiście, że Steve prywatnie zapewne jest bardzo fajnym gościem z dystansem do siebie i do tego co robi. Nie mam wątpliwości. Widziałem go z bliska, widziałem jak ostro trenuje i jak żartuje z kolegami. Dlatego właśnie to piszę. Ma duże szanse, żeby zostać w tej lidze na lata. Niekoniecznie jako jej gwiazda ale na pewno jako solidny zawodnik ocierający się może nawet o double-double. 

We wczorajszym meczu Kiwi sponiewierał CP3

Steve Kerr mówił, że mu się podobało, że to takie Laimbeerowskie. Mylisz się Steve.
Podobnych sytuacji w tym meczu było jeszcze kilka. Nie wiem, być może coach Brooks takie wyznacza mu zadania. Takie można odnieść czasem wrażenie. Jego obrona wczoraj na Griffinie tak wyglądała – sprowokować i wyrzucić z boiska.

W poprzedniej serii udało mu się to z Zachem Randolphem, który przez zawieszenie obejrzał Game 7 w garniturze z pozycji ławki. Na przestrzeni całego sezonu takich i podobnych rzeczy w jego wykonaniu było wiele.

http://static2.stuff.co.nz/1372371639/736/8853736.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.