Śliwki vs Robaczywki 2018-19 Vol.1

Dzień dobry. To jest ten segment polskojęzycznego internetu o NBA, którego najbardziej pożądasz. Pierwsze w tym sezonie „Śliwki vs Robaczywki.” Dziś same Śliwki. Jutro Robaczywki. Nie wiem czy pamiętacie, ale „ŚvsR” w grudniu będą mieć już cztery lata. Na pomysł prowadzenia tego segmentu wpadłem któregoś grudniowego dnia 2013 roku, podczas otwierania puszki z brzoskwiniami. Reszta to już historia. Dzięki za podsyłanie własnych propozycji i przemyśleń. Kanały dostępu do mnie bez zmian – maile, wiadomości na FB, komentarze tu i na fanpage’u). Jak wiecie, interakcja z czytelnikami, wiele dla mnie znaczy, więc nie wahajcie się pisać. Tylko nie zaczynajcie wiadomości od „witam.”

Kolejność, jak zawsze, dość przypadkowa.

Śliwki:

Klay Thompson. Chyba nie mogłem nie zacząć od niego. Za historyczny występ w Chicago. 52 punkty, 14 trójek (!), tylko pięć kozłów (!) i wszystko to w 27 minuty gry! W opasce. Może to jest klucz? 14 celnych rzutów zza łuku, to nowy rekord NBA. Poprzedni (13), należał od listopada 2016 roku, do Stepha. Wcześniej, przez wiele lat, nikt nie potrafił ugryźć dwunastki, która należała do Kobe Bryanta (2003) i Donyella Marshalla (2005). Raz dojechał do niej Steph (luty 2016), ale do postawienia kropki nad i zabrakło mu jednego trafienia. Myślisz, że ten rekord długo się nie utrzyma? Że w dobie szalonego rzucania z dystansu, ktoś złamie go maksymalnie w, powiedzmy, dwa lata? Wątpię. Myślisz, że dziś ten rekord mniej znaczy, bo dziś wszyscy rzucają dużo, często i chętnie? Błąd. Gdy trójka wpada, to wygląda na coś prostego. Ale to nie jest proste. Uwierz mi. Stawiam tezę, że przez najbliższych pięć lat, nikt nie pobije tego rekordu. Rzucanie za trzy punkty i trafianie za trzy punkty, to są dwie różne historie.

Steph Curry. Problem z ocenianiem graczy wybitnych jest taki, że jak już przyzwyczają nas do swojej wyjątkowości, to my, świadomie lub nie, tę wyjątkowość, z czasem, zaczynamy brać za coś pewnego. Poziom, który jest niedościgniony dla większości, staje się dla nas standardem. Standardem w doświadczaniu ich wyjątkowości. A to niestety trochę odbiera tym wyjątkowym sportowcom. Za mało mówimy o tym, jak mocno wszedł w ten sezon Curry. Od samego początku. Patrz – 32.5 punktu, 5.4 zbiórki, 5.5 asysty oraz 1.3 przechwytu na mecz. Do tego 54.3% z gry, 51.6% zza łuku i 92.3% z linii. Wskaźnik strat najlepszy od 2011 roku. To są liczby dużo lepsze od tych, które dwa razy pozwoliły mu sięgnąć po MVP. Steph miał serię siedmiu meczów, w których trafiał przynajmniej 5 trójek. Seria skoczyła się dopiero wczoraj w Chicago, w cieniu występu Klay’a. Steph gra fantastyczny sezon. Pogadaj o tym jutro z kolegami. 

– 28/7/6 robi też KD. Już cztery razy przekraczał próg 30 punktów. Tego też nie bierz w ciemno.

– Tak samo, jak nie bierz w ciemno AD. 27 punktów, 13 zbiórek, prawie 5 asyst, 2.5 przechwytu, 3.8 bloku.

Buty. Cieszę się, że liga zliberalizowała przepisy odnoście obuwia, noszonego przez zawodników w czasie meczów. Pewnie zauważyliście. Zawodnicy prezentują się w całym spektrum modeli, w całej gamie kolorów, niejednokrotnie z nutą dizajnerskiej fantazji. Liga zniosła przepis, który i tak w ostatnich latach był mocno naginany. Przepis brzmiał, że cała drużyna musi grać w jednolitym odcieniu butów. W barwach białych lub czarnych, ewentualnie z domieszką barw klubowych. Nie wiem, jak Wam, ale mnie się to podoba. Może dlatego, że lubię buty. 

Fila. Jeśli o butach mowa, to marka Fila podpisała z Grantem Hillem dożywotni deal. Młodsi fani NBA może tego aż tak bardzo nie czują, ale ja jestem fanem NBA starej daty, jakkolwiek by to nie brzmiało. W latach 90′ poprzedniego millenium Grant Hill był, to znaczy miał być, to znaczy był przez parę sezonów, zanim nie zniszczyły go kontuzje, następnym Michaelem Jordanem. Był trochę Jordanem bo stawał się twarzą ligi, marketingową lokomotywą. Trochę Pippenem, bo na boisku robił wszystko i trochę też LeBronem przed LeBronem, bo rozgrywał z pozycji skrzydłowego i bardzo przyjaźnił się z triple-double. W 1997 roku Hill i Fila związali się siedmioletnią umową wartą $80 mln. Dziś taki deal budziłby szacunek. Wtedy to był kosmos. W ramach umowy, już niedługo, na sklepowych półkach pojawią się modele retro z GH2 na czele. Fila i Hill pracują też nad zupełnie nowym modelem. I tego też jestem bardzo ciekaw. Retro, to retro. Ale czy Fila dysponować będzie odpowiednim zapleczem technologicznym, żeby nadążyć za tymi wszystkimi wymyślnymi materiałami, których używa konkureNcja?    

Raptors. Podobała mi się prezentacja całej drużyny, łącznie ze sztabem trenerskim. Takie nowe rozdanie, z nowym trenerem, nowym liderem. No i przecież dla samego lidera, Leonarda, to nowy rozdział w karierze, o którą w tym roku będzie musiał powalczyć. Po pierwsze będzie musiał kupić sobie szatnię, w której do tej pory panowali DeRozan i Lowry. Lowry dobrze dba o to, żeby Kawhi był ciepło przyjęty przez Raps. Jak widzę, nie ma problemu z tym, kto ostatecznie może przejąć tę ekipę. I jak widzę, w przeciwieństwie do lat poprzednich, w dobrą formę wszedł już od początku sezonu. Ze zranionym sercem dobrze się trenuje latem. Leonard gra w tym sezonie o trzy rzeczy – po pierwsze musi udowodnić, że jest w stanie być zdrowy. Po drugie, że nadal jest pierwszym garniturem gwiazd w tej lidze. Po trzecie, wynikające z dwóch poprzednich – Kawhi jest w roku kontraktowym i gra o nową, wieloletnią umowę. Nie zapominajmy, że zostawił na stole w San Antonio ponad $200 mln płatnych w cztery lata. Będzie chciał to odzyskać, bez względu na to, czy czeki będą w przyszłości spływać z Toronto czy z jakiegokolwiek innego miejsca na mapie NBA. Nick Nurse kontynuuje filozofię grania szeroką kadrą. Aż siedmiu zawodników Raps zdobywa po przynajmniej 10 punktów na mecz. Aż jedenastu gra po przynajmniej 10 minut na mecz. To jest coś. Nurse rotuje pierwszą piątką, w zależności od konkretnego rywala. Prawie nikt w NBA nie robi tego na prządku dziennym. A Kawhi, to jeszcze fizycznie nie jest ten Kawhi ze Spurs, z sezonu kiedy zamykał w obronie najlepszych zawodników rywali a w ataku sam ich karcił. To jest nadal niepokojący znak zapytania, bo przecież nie chcesz słyszeć o czymś przewlekłym u 27-letniego sportowca. U sportowca, pod którego skrzydła chcesz wejść na kolejnych 5 lat, któremu chcesz oddać stery w drodze po tytuł no i przy okazji chcesz mu za to dobrze zapłacić. Z drugiej strony, jeśli jakieś 70-80 procent Leonarda, to już może być coś, czego nie mogła dać im poprzednia wersja DeRozana, to trzymasz tylko kciuki, żeby te siły ostatecznie wróciły w te nogi. Co więcej Ci pozostało? To będzie bardzo ciekawy rok w Toronto.     

Kings. Mają dodatni bilans po siedmiu meczach sezonu i już sam ten fakt każe mi ich docenić. Trochę szkoda tej organizacji, bo przez taką a nie inną wizję koszykówki właściciela, klub jest…nigdzie. Nie mają składu, żeby wygrywać, nie mają wyboru w drafcie, żeby porządnie zatankować. Mają przynajmniej dobrego trenera i młodych graczy. A to już coś. Na ten moment aż sześciu zawodników Kings zdobywa dwucyfrową liczbę punktów.

Milwaukee Bucks. Miło widzieć, jak Mike Budenholzer zerwał z nich krępujące gorsety schematów, które tylko do pewnego momentu sprawdzały się w tej drużynie. Coach Bud też gra 11-osobową rotacją. Czy Khris Middleton robi najcichsze 20 punktów na mecz w lidze? Tak mi to wygląda. Jego 54% zza łuku raczej nie będzie normą za całe rozgrywki, ale po siedmiu meczach musi robić wrażenie. Po siedmiu meczach, w których Bucks jeszcze nie zaznali porażki. Giannis mocno zaczął sezon, ale nie będę ukrywał, liczę na więcej w nowym systemie, w szóstym roku w NBA.  

Luka Doncic. Luka strollował NBA. Wszyscy w USA piali na temat jego atletyzmu. To znaczy jego braku. Wszyscy latem opowiadali, co Luka musi zrobić ze swoim ciałem, żeby nadążyć za tempem w NBA. A tymczasem Luka nie tylko nie spędził w siłowni całych wakacji. On je przepływał w basenie na dmuchanym, różowym flamingu. Widać też, że teksańska kuchnia mu posmakowała. Ta wersja Doncica jest, na moje oko, o kilka kilogramów cięższa od wersji z Final 4 Euroligi. I co? I nic! Atletyzm sretyzm. Ma 19 lat a koszykówka ma przed nim tak mało tajemnic. To niesamowite, jak widzi, jak rozumie, jak czyta grę, jak przewiduje rzeczy na kilka sekwencji zanim te się faktycznie wydarzą. Problemem debiutantów przychodzących do NBA często bywa tempo tej wersji koszykówki. Decyzja, podjęta sekundę za późno, staje się złą decyzją, nawet gdy u podstaw była dobra. Przez to tempo gry wielu utalentowanych graczy, nie było w stanie w NBA się utrzymać. Luka gra na nosie tempu w NBA. On gra w swoim tempie. I to jest jednocześnie śmieszne i fascynujące. Bo jeśli za rok, dwa, Luka zdecyduje się latem porządnie potrenować, mniej grillować, to ta jego szybsza i silniejsza wersja może być postrachem w lidze. A może się mylę? Może coś sobie zerwie (odpukać!), jak ulegnie tej amerykańskiej narracji, że coś musi zrobić ze swoim ciałem. Nie słuchaj ich, Luka! Graj swoje. 20 puntów na mecz, 6.4 zbiórki, 4 asysty. Odchudziłbym tylko liczbę strat (4.3). 

– Poza młodym Słoweńcem, podoba mi się ta grupa debiutantów. Jest to kolejny rok, kiedy do ligi trafiają ciekawi zawodnicy.

DeMar DeRozan, Spurs. Wielu ekspertów miało Spurs poza ósemką na Zachodzie. Ja miałem i nadal mam ich w play-offach na swojej liście. Nawet po tej pladze kontuzji. To dopiero sześć meczów sezonu, wszystko się może wydarzyć, ale póki co, to są starzy dobrzy Spurs. DeRozan, jak co roku, wrócił po wakacjach z czymś nowym. 28 punktów na mecz, do tego 6 zbiórek, 8 asyst i 1.3 przechwytu. Wszystkie te cztery współczynniki są najwyższe w jego karierze.  Na pewno okoliczności jego transferu z Toronto, z którego nie chciał odchodzić, oraz fakt, że każdego dnia może pracować z jednym z najwybitniejszych szkoleniowców w historii koszykówki sprawiają, że a) w przerwie między sezonami, ze sportową złością, do swoich normalnych treningowych rutyn dokładał extra serie rzutów, pompek, brzuszków i przysiadów i czego tam jeszcze chcesz oraz b) może garściami czerpać z wiedzy i doświadczenia Popa. Spurs już dwa razy grali z Lakers LeBrona. Oba mecze wygrali po walce, jeden z nich po dogrywce. Był taki moment w końcówce IV kwarty pierwszego ich starcia, kiedy Lakers wrócili, kiedy LeBron doprowadził do dogrywki a D.D. w odpowiedzi pudłował. DeRozan spojrzał na Jamesa z delikatnym uśmiechem, z grymasem, jaki robi młodszy brat, gdy starszy spuszcza mu łomot, zabiera pilota od telewizora a na koniec zjada swoją i jego porcję lodów. Ten grymas mówił też coś w stylu „nowe miasto, stara śpiewka.Oj Ty LeBronie, ja pi…le.” Ale ten nowy DeRozan ma wokół siebie ludzi, którzy potrafią go przeciągnąć przez te złe myśli. Jak za długo tak zapatrzy się w LeBrona, to w Spurs ma kto dać mu w twarz i przywrócić go do meczu. Jeszcze nie widzieliśmy najlepszej, ostatecznej wersji DeRozana. Przejście pod skrzydła Popovicha, to najlepsze, co mogło przydarzyć się jego karierze. Brak podatku stanowego w Teksasie to miły dodatek do tego i tak już atrakcyjnego pakietu.     

Clippers. Tak ta drużyna miała wyglądać sezon temu. Zabrakło zdrowia. Od samego początku. Nie do końca chce mi się wierzyć w ten projekt, ale po sześciu meczach sezonu, nie ma za bardzo czego się czepić. Gortat? To jest temat, który znajdzie się w „R”.

Pistons, Blake Griffin. Dobrze jest widzieć zdrowego Griffina. Tak szybko zapomnieliśmy, jak dobry był/jest. 28.4 punktu, 10 zbiórek, 4.6 asysty na mecz. Świetny występ przeciwko 76ers – 50 punktów, 14 zbiórek, 6 asyst i akcja 2+1 na zwycięstwo. To był zaledwie piąty występ 50+ w historii klubu. 4:1 bierzesz w ciemno, bez w względu na to, kogo miałeś naprzeciwko siebie.

Kemba Walker. 31.7 punktu, 4.1 zbiórki oraz 5.7 asysty na mecz. Kemba mocno zaczął ten sezon. 32 trójki w siedmiu meczach. Cztery razy przekroczony próg 30 punktów. Jeśli Hornets zrobią w tym roku play-offy, to Walker będzie ojcem i matką tego sukcesu. 

Damian Lillard. W dwóch meczach na Florydzie rzuci 42 i 41 punktów. Był to jego siedemnasty i osiemnasty w karierze występ 40+. To nowy rekord klubu Portland Trail Blazers. Siedemnaście tego typu meczów zaliczył Clyde Drexler. Lillard i Drexler, to również jedyni zawodnicy klubu z Oregonu, którzy zdobywali 40 i więcej punktów w dwóch kolejnych starciach. Linijka 30/5/5 za sezon, to by było coś. Póki co, Dame taką ma. Analizowanie siły Blazers jest dziwne. Gdybym Cię zamknął do kwietnia w szafie, a potem powiedział, że w jednej wersjii Blazers wygrali w sezonie 50 meczów lub w drugiej, że wygrali 33 mecze, to obie brzmiałyby równie wiarygodnie, bo w tej drużynie jest potencjał na…wszystko. 

Derrick Rose. 14 punktów, 4 zbiórki, prawie 5 asyst, tylko 1.3 straty. Silny kandydat do nagrody dla najlepszego rezerwowego. Niech mu się wiedzie, niech go nogi niosą. Nasiedział się już w życiu z kontuzjami. Niedawno zdmuchnął z urodzinowego tortu 30 świeczek. Dopiero 30! A pamiętasz?

Zach LaVine. Po pięciu meczach tego sezonu, Zach LaVine miał już na koncie 149 punktów. Ostatnim graczem Chicago Bulls, który na podobnym etapie sezonu, miał tyle samo lub więcej punktów, był Michael Jordan w 1995 roku. Jordan osiągał ten pułap aż osiem razy w karierze. Innymi zawodnikami Byków, którzy dokonali podobnej sztuki, byli Reggie Theus (1982) i Bob Love (1971). W czterech pierwszych Zach nie schodził poniżej 30 punktów. Przed sezonem krytykowałem jego kontrakt, i nadal to robię, ale miło widzieć go zdrowego i w dobrej formie. Wiesz dlaczego ta umowa nadal mi się nie podoba? On jest wart tych $19.5 mln w Bulls, bo Bulls o nic nie grają i musieli przekroczyć cap floor, więc dali pieniądze swojemu. Sprzeda im bilety i koszulki. Deal się ekonomicznie zwróci. Bez dwóch zdań. A czy widzisz go na podobnym kontakcie w Warriors, Celtics, Rockets czy innym klubie realnie walczącym o tytuł? Ja nie. To znaczy nie jest kosmosem pomyśleć, że znalazłby się w rotacji którejś z tych drużyn. Ale nie za takie pieniądze. Życzę mu dobrze. Niech się rozwija i omija kontuzje, ale póki co, to nie ta półka gwiazd.

Luke Walton o sędziach w niesławnym meczu Lakers-Rockets, w którym doszło do bójki. To był źle sędziowany mecz. Być może do bójki by nie doszło, gdyby zawczasu zagasić kilka ognisk zapalnych, z których w końcu wybuchł pożar.

Markieff Morris w wyjazdowym meczu z Portland. 28 punktów, 9 zbiórek, 6 trójek w tym ze dwie wielkie.

Nikola Mirotic. Już trzy mecze z duble-double, dwa z 30 lub więcej punktami, trzy z 20+, każdy kończony dwucyfrowo. Średnie na tym etapie sezonu to 22.7 punktu, 9.5 zbiórki oraz 1.3 asysty. 51% z gry, 40% za trzy. Nie możesz wymagać od niego więcej.

Jonas Jerebko. To musi być fantastyczne uczucie dla zawodowego sportowca. Klub zwalnia Cię latem ze względu na oszczędności. Ty, już w swoim pierwszym meczu przeciwko byłej drużynie, wygrywasz mecz. Koszykarska Szwecja żyje występami Jonasa. I dobrze, bo jest czym żyć. Miał zarastać kurzem na ławce mistrzów NBA, a tymczasem z miejsca stał się graczem rotacji. Jest 9/18 zza łuku, już trzy razy osiągał próg przynajmniej 10 punktów. To jest właśnie ta różnica między nim a Maćkiem Lampe. Maciek miał papiery, żeby być All-Starem w NBA. Wyleciał po trzech sezonach. Jonas nie ma ani talentu, ani ciała Maćka, ale za to ma serce do pracy. I co najważniejsze, nie ma maćkowego ego, które najprawdopodobniej przyczyniło się mocno do przedwczesnego pożegnaniem się z ligą. Jonas jest już w NBA prawie dekadę i nie zanosi się, żeby miał w najbliższej przyszłości wracać do Szwecji.  

– Wydawnictwo Arena. Za wydanie książki „The Jordan Rules.” 

Nuggets. Pięciu graczy Denver zdobywa po 11 lub więcej punktów. Dwóch innych po 9. W tym kolektywie jest siła. Nikola Jokic robi 21 punktów, 10 zbiórek, prawie 7 asyst, przechwyt i blok, ale nadal jest panem Andersonem. Musi w końcu zrozumieć, że może być Neo w tej lidze. Jeśli wiesz, o czym mówię.

Rudy Gobert. 17.7 punktu, 13.5 zbiórki, 2.7 bloku oraz 1.5 przechwytu. Ale to tylko liczby. Niesamowite jest to, jak zmienia się game plan drużyn grających przeciwko Jazz, gdy z parkietu schodzi Gobert. Jak boją się atakować obręcz, gdy Francuz patroluje pomalowane, a jak nie boją się, gdy schodzi na ławkę.

Lonzo Ball. Za ogromną pracę latem nad wzmocnieniem ciała i przemodelowaniem techniki rzutu. Będą z niego ludzie.

Ś dla tego występu w szatni Warriors. Dodatkowe Ś dla prawej ręki Duranta. Zwróć na nią uwagę! Let’s play some basketball! 

https://karolsliwa.com/wp-content/uploads/2019/03/IMG_20171027_010350_003.jpg

1 comment on “Śliwki vs Robaczywki 2018-19 Vol.1

  1. Pingback: 52 punkty, 14 trójek, tylko pięć kozłów, a wszystko to w 27 minuty! – Karol Mówi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.