Śliwki vs Robaczywki 2020-21 Vol. 8

Czas, żeby poporcjować kolejną porcję „Robaczywek”. Zapraszam!

Paul Pierce. Jak zapewne wiecie, Pierce został wyrzucony z ESPN po tym, jak przeprowadził na swoim Instagramie transmisję na żywo z imprezy, na której m.in. lał się alkohol, a w tle (a czasem też i na pierwszym planie) widać było półnagie „hostessy”. Jak się później okazało, Pierce zarabiał w ESPNie $1.5 mln rocznie. To były, moim zdaniem, bardzo dobre pieniądze za rozmawianie o koszykówce, czyli o czymś, na czym Pierce się zna. No właśnie, z tym „zna” to nie do końca tak. Jeśli śledziliście dziennikarską karierę Pierce’a, to pewnie zgodzicie się ze mną, że często aż przykro było słuchać jego wywodów, które, co dużo mówić, bywały po prostu głupie, które w wielu przypadkach mijały się z podstawami logiki. Domyślam się, że Pierce szybko chciał zbudować swój wizerunek gościa, który ma swoje opnie i nie boi się ich wyrażać, nawet gdy są one mocno w opozycji do ogółu, ale bardzo przesadził ten, kto doradzał mu taką właśnie strategię w kreowaniu swojej medialnej postaci. I chcąc, nie chcąc, chyba raczej nie chcąc, Pierce zaczął stawać się taką trochę karykaturą samego siebie. Spójrzcie na takiego Richarda Jeffersona, który nie szuka taniej sensacji, a jest przy tym zabawny i inteligenty. Już teraz, w początkach swojej kariery, jest lata świetlne przed swoimi byłymi rywalami i kolegami z boiska, którzy działają w mediach dużo dłużej, niż on.
Wracając do Pierce’a to dziwię, że się facet, który spędził w NBA 19 sezonów, który był mistrzem NBA, graczem poziomu All-NBA, poczuł potrzebę, żeby pokazać w internecie ludziom jak się bawi i w żadnym momencie nie włączyła mu się czerwona lampka bezpieczeństwa. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakiś debiutant po pierwszej wypłacie, wypiwszy kilka piw, nagle poczuł się panem świata i odpalił transmisję. Ale przecież 44-letni Pierce z niejednego pieca chleb już jadł, zarobił w NBA prawie $200 mln. Zakładam więc, że trochę się już wybawił w życiu.
Młodzi zawodnicy, przychodząc do NBA odbywają specjalny program, w czasie którego uczeni są jak radzić sobie z pokusami tego świata, gdy człowiek staje się bogaty i rozpoznawalny. Jak zarządzać swoimi pieniędzmi, jak radzić sobie z mediami, jak radzić sobie z kobietami, jak być asertywnym w interakcjach z fanami. Pierce przechodził ten program w 1998 roku, więc niestety dla niego o internecie było zapewne bardzo mało na tych zajęciach, a o Instagramie zupełnie nic, bo jeszcze wtedy nie istniał. Trochę żartem, trochę serio, ten incydent mógł być stacji ESPN bardzo na rękę. To był idealny moment, żeby w białych rękawiczkach pozbyć się „eksperta”, który niczego wartościowego nie wnosił do debat w studio.

Paul George. PG13 opuścił w marcu mecz z Wizards ponieważ…wypił za dużo kawy. Rozumiecie to? 30-letni facet, zawodowy sportowiec, który jest w NBA od dekady, dorwał się do kawy i ją przedawkował? Nie twierdzę, że PG kłamie, jest wręcz odwrotnie, jestem przekonany, że mówił prawdę… i to właśnie mi chodzi. Czytam i słucham wypowiedzi Paula George’a, szczególnie w ostatnich latach, i powoli zaczyna mi się rysować jego obraz człowieka z klubu Kubusia Puchatka. Nie chcę nikogo urazić, ani napisać o jedno słowo za dużo, ale jak tak się wczytać i wsłuchać w wywiady z nim, to tam naprawdę nie ma za wiele dobrej treści. Swoją drogą zapłaciłbym, żeby być obok coacha Lue (albo Steve’a Ballmera) , gdy George przychodzi i mówi, że nie zagra w meczu…bo wypił za dużo kawy. „Jurek, no co ty? Kawy? My na tobie budujemy mistrzowską ekipę…a idź pan w…!”
Smacznej kawusi życzę kibicom Clippers!

Eric Bledsoe. Słaby sezon gra człowiek zwany kiedyś mini LeBronem. 11.9 punktu na mecz (najgorzej od 2013), 40.7% z gry (najgorzej od 2011), 3.5 zbiórki (najgorzej od 2012), 3.7 asysty (najgorzej od 2011), 0.7 przechwytu (najgorzej w karierze). Nie trafia rzutów, nie broni, nie atakuje obręczy (tylko 2.5 rzuty z linii – najgorzej od 2012). W kontrakcie ma jeszcze dwa pełne sezony ($18.1 mln oraz $19.3 mln). W Bucks zawodził w play-offach. W Pelicans zawodzi od początku rozgrywek.

Niebieskie koszulki Houston Rockets. I chyba na tym poprzestanę i tak właśnie to zostawię tutaj. Tak po prostu – niebieskie koszulki Houston Rockets.

– Jesteśmy w drugim roku, kiedy trenerzy NBA mają prawo „challenge’u”, czyli oficjalnego zakwestionowania danego gwizdka sędziów. Jesteśmy też w kolejnym już roku, kiedy sami sędziowie, gdy czują że powinni, mogą skorzystać z zapisu wideo (w odpowiednim czasie, w odpowiednich okolicznościach), by podjąć najbardziej sprawiedliwą decyzję. Irytuje mnie, łamane przez śmieszy, jak często zawodnicy NBA zaczęli ostatnio wykonywać ten wymowny gest palcem wskazującym, sugerując, że nie zgadzają się z sędziami i odsyłają ich do monitorów. Niejednokrotnie dzieje się to już na długo po tym, jak ich trener skorzystał ze swojego prawa do sprawdzenia. Często dzieje się to też dosłownie w pierwszych posiadaniach meczów. Zdenerwowany koszykarz podnosi rękę w górę i zaczyna wykonywać koliste ruchy dłonią z wyprostowanym palcem wskazującym. W pakiecie dość często występuje przy tym kręcenie głową. Wygląda to tragikomicznie.

Rekrutowanie graczy przez innych graczy podczas Meczu Gwiazd. W podsumowaniach Weekendu Gwiazd, poza tym, co wydarzyło się podczas samej imprezy, amerykańskie media dużo uwagi poświęcają też temu, kto kogo „rekrutował” korzystając z okazji, że raz w roku tyle gwiazd NBA spotyka się w jednym miejscu. Każdego roku śmieszy mnie to niezmiernie. To tak, jakby Mecz Gwiazd był jedynym miejscem i jedyną okazją do interakcji. Tak jakby ci gracze nie mieli w domu internetu, telefonów, wspólnych agentów i tak dalej. LeBron rozmawiał ze Stephem? Czy to był zwykły dialog, czy już rekrutowanie?

Luka Doncic i Mark Cuban. Robaczywka dla właściciela Mavs i jego największej gwiazdy za krytykowanie turnieju „play-in”. To już nie ten czas. Trzy czwarte rozgrywek mamy już za sobą. Takie rzeczy można było brać na warsztat przed sezonem, może jeszcze trochę na samym początku. Teraz już nie. Teraz, to jest odgrzewany kotlet, wyjęty nie wiem po co. Jasne, na sam pomysł można patrzeć na dwa sposoby. Jak jesteś takimi Mavs, którzy bardziej niż na miejscach 4-6 znajdą się po sezonie na miejscach 7-8 (lub dalej), to chcesz zająć któreś z ośmiu miejsc na trudnym Zachodzie i za parę dni zacząć play-offy. Nie chcesz ryzykować odpadnięcia z jakimiś Warriors, Spurs, Pels czy kimś innym. Pracujesz cały sezon na to cholerne siódme-ósme miejsce tylko po to, żeby ktoś potem zabrał Ci je w dwóch starciach. Rozumiem…ale nie rozumiem. Bo przecież ci sami Mavs mogą stać się beneficjentami tegoż turnieju. Plus, pomysł przeszedł jednogłośnie przed rozgrywkami, wśród wszystkich właścicieli drużyn NBA, więc o czym my tu teraz dyskutujemy?

– Pracownicy MSG nie rozpoznali Patricka Ewinga. Robaczywka nie wędruje do nich, ale do samego Ewinga, który z żalem poszedł z tym do mediów oraz do tychże mediów, które rozdmuchały sprawę i wytoczyły ciężkie działa. Że jak to ktoś ośmielił się legitymować legendę Knicks, jak to ktoś mógł go nie rozpoznać? Przecież to jego hala, jego koszulka #33 wisi pod kopułą tego legendarnego obiektu.
A no, mógł go ktoś nie rozpoznać i nie widzę w tym żadnego problemu. Byłem na kilkudziesięciu meczach NBA, w różnych halach. Mam zwyczaj wchodzić do nich na ładnych parę godzin przed rozpoczęciem meczu. Nie mam NBA na co dzień na wyciągnięcie ręki, więc jak już tam jestem, to chcę chłonąć wszystko, co się da. Rozmawiam z ludźmi z ochrony, z ludźmi, którzy pomagają fanom znaleźć swoje miejsca, z ludźmi, których odpowiednicy ośmielili się poprosić Patricka Ewinga o okazanie akredytacji, bądź inny dowód. Musicie wiedzieć, że NBA daje pracę wielu ludziom. Naprawdę wielu. Przekonałem się o tym na własne oczy, kiedy zobaczyłem to z bliska. Owszem, są stanowiska, na których znajomość NBA, jest esencją danej pracy, ale jest też od cholery prac, w obrębie hal NBA, gdzie znajomość koszykówki jest jednym z ostatnich kryteriów, jakie są brane pod uwagę podczas rekrutacji. Ochroniarz, na ten przykład, ma ochraniać i pilnować porządku i bezpieczeństwa, a nie zastanawiać się czy dana twarz przypadkiem nie przypomina mu kogoś, kto grał w tym obiekcie 30 lat wstecz, kogoś, kogo on nie ma obowiązku znać. Poza tym, on nie ma to czasu. W dniu trwania danego eventu przed jego oczami przewijają się setki (jeśli nie tysiące) osób. MSG jest obiektem rozrywkowo-sportowym. Zobaczyć tam gościa, który ma siedem stóp wzrostu (lub coś koło tego), nie jest ani trudne ani rzadkie, a przecież nie każdy jest Patrickiem Ewingiem. A już mieszanie do tej sprawy Jamesa Dolana, właściciela Knicks, to już igraszki z logiką. Czyli, że Dolan celowo zapowiedział pracownikom MSG, żeby ci spróbowali uprzykrzyć życie byłym gwiazdom Knicks oraz szeroko rozumianym celebrytom sympatyzującym z tą drużną? No bądźmy poważni! Jeszcze raz wrócę do swojego przykładu – gdy bywam na 4-5 meczach z rzędu w danym obiekcie, to już zazwyczaj przy drugim meczu, maksymalnie trzecim, znam się „z widzenia” z ludźmi pracującymi w hali i w wielu miejscach nie muszę pokazywać już swojej akredytacji, w których musiałem to robić za pierwszym razem. A przecież ja nie jestem legendą NBA. Po prostu poznajemy się za pierwszym razem, gadamy sobie chwilę i już się znamy. Nie zawsze i nie ze wszystkimi, ale mniej więcej tak to działa.

Space Jam 2. Robaczywka nie dla filmu, ale dla tych wszystkich fanów NBA 30+ wychowanych na kultowych latach 90, którym aż tyle nie pasuje w tym nowym filmie, po zobaczeniu ledwie paru minut trailera. Nie marudźcie, nie narzekajcie, nie obrzydzajcie młodym fanom NBA życia. Żal czytać i słuchać niektórych tez i opinii. Trochę mi wstyd, że też jestem przedstawicielem tego pokolenia.

Kevin Durant. Robaczywka dla KD za „beef’” z Michaelem Rapaportem. KD, to KD, a Rapaport, to amerykański aktor, komik, podcaster, taki człowiek orkiestra współczesnych mediów. Żeby skrócić tę historię do niezbędnego minimum, sytuacja wygląda tak: KD udzielił wywiadu dla nowojorskich mediów na początku tego sezonu, lub jakoś tuż przed. W wywiadzie tym nie był za miły. Rapaport na swoim Twitterze odniósł się do postawy KD, ale w żadnym miejscu nie był ani ostry, ani chamski. Nie oznaczał konta Duranta w swoim wpisie. Jakiś czas później dostał od KD prywatne wiadomości z różnego rodzaju pogróżkami. Wszystko to pisane było w bardzo, bardzo wulgarnym języku. Rapaport w końcu upublicznił ten Dmy czym trochę podzielił środowisko. Jedni twierdzą, że nie powinien, bo to były w końcu prywatne wiadomości. Ja jestem tutaj w „team Rapaport”, bo po pierwsze uderzył mnie rynsztokowy język KD. Co innego mieć z kimś sprzeczkę, a co innego używać słownictwa jak z więzienia. Poza tym MR w swoim wpisie nie „jechał” po KD. W normalny sposób zwrócił mu uwagę. To KD zaatakował w prywatnych wiadomościach. I to jak?! TUTAJ możecie posłuchać podcastu, w którym Rapaport opowiada całą historię.

 


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.