Śliwki vs Robaczywki dziesiątego i jedenastego tygodnia

Kolejna
porcja Śliwek i Robaczywek. Bierzemy na warsztat poprzednie dwa
tygodnie czyli tydzień świąteczno-noworoczny oraz pierwszy pełny tydzień 2016 roku.
Dzięki za sygnały, że czekacie z niecierpliwością na kolejne
"ŚvsR". Dzięki też za Wasze nominacje do Ś i R. Ślijcie je dalej. Kanały kontaktu znacie – maile, wiadomości na FB, komentarze.

Kolejność jest tradycyjnie dość
przypadkowa:

Śliwki:

– San Antonio Spurs. Podopieczni Gregga Popovicha wygrali 33 z 39 meczów tego sezonu a my cały czas mówimy o nich za mało. To jest najcichsze 33:6, jakie pamiętam. Największa uwaga mediów skupia się na Warriors a tymczasem gdzieś w cieniu (jak dziwnie to brzmi) mamy do czynienia z ekipą, która gra niemal bezbłędny basket a tak na oko jest to jakieś 70% ich możliwości. Pop rotuje składem jak szalony a najlepsze jest to, że odbywa się to bez uszczerbku na bilansie. Spurs sprawdzają różne ustawienia a i tak wygrywają mecze. Normalnie takie eksperymenty kosztują parę wygranych. Ten skład został zbudowany tak, by rozwalić wszystko i wszystkich – topowa obrona trójek w lidze (Warriors), jedna z najlepszych defensyw w paint (Thunder, Clippers, Cavs). W ataku mogą być jak Golden State i zasypywać rywali trójkami, mogą zagrać też pod kosz. Spurs są kameleonem w tym sezonie. Mogą bronić i atakować w sposób dostosowany do rywali. No i mają Leonarda, który do bycia bestią w obronie dodał ten stan umysłu, w którym już wie, że w ataku musi być groźny co wieczór. Powoli ze zwykłego programisty Thomasa Andersona staje się Neo. San Antonio Spurs to wzorcowa organizacja. Płynnie przeszli z ery Robinsona do ery Duncana a teraz płynnie przechodzą w erę Leonarda. Notować i uczyć się.

– L.A. Clippers. Bez Blake’a Griffina wygrali 9 (w zasadzie to 8) meczów z rzędu. Łączenie obu faktów jest dużym błędem. Nie, Clipps nie są lepsi bez Griffina i nie, nie trzeba szukać możliwości transferu. Wprawdzie rywale w tej serii nie byli wymagający bo żaden z nich nie jest w TOP15 ligi ale 9 meczów to jest 9 meczów i nikt nie będzie pytał z kim wygrałeś, gdy przyjdzie czas liczenia bilansów przed play-offami. Może właśnie tą serią Clippers pracują nad przewagą własnego parkietu w play-offs.
Mała śliwka dla Paula Pierce’a, który momentami wygląda naprawdę nieźle. Wcześniej wyglądało to tak, jakby P.P. przychodził grać mecz po 8h pracy na budowie – głodny, nieumyty, wyczerpany fizycznie, zmarnowany psychicznie. 
Duża śliwka dla Chrisa Paula, który jest mózgiem, silnikiem, generałem tej drużyny. Najlepszy rozgrywający w NBA. Podkreślam słowo "rozgrywający", żeby oszczędzić Ci czasu na strzępienie klawiatury i mądrzenie się na temat różnych innych "jedynek" NBA. Paradoksalnie jestem zmuszony jednocześnie dać CP3 a może raczej Riversowi robaczywkę za ten stan rzeczy ale o tym niżej.

– Michael Jordan pożegnał Kobe Bryanta podczas jego ostatniego meczu w Charlotte. Kobe się wzruszył. Ja też. You got my number…
 
                            

– Celtics też ładnie i z klasą pożegnali się z Bryantem. Danny Ainge przygotował pamiątkową tablicę z fragmentu parkietu a, zazwyczaj zimni w stosunku do obcych a w szczególności do Lakers, fani Celtów fetowali Czarną Mambę cały mecz. A potem on z klasą wygrał z C’s.

– Heat pokonali w tamten poniedziałek Pacers 103:100 w meczu przedłużonym o dogrywkę. Erik Spoelstra rozrysował ostatnią akcję na zwycięstwo a Heat idealnie ją wyegzekwowali. Identyczną zagrywką coach Spo pokonał Pacers podczas Finałów Wschodu w 2013 roku. Wtedy zwycięskie punkty zdobył LeBron. Teraz D-Wade. 


                            

 
– Draymond Green. Warriors też mają swoją Wielką Trójkę. Do pary Curry-Thompson dołączył w tym sezonie Green. To już nie są Splash Brothers i reszta. To są Splash Brothers, Green i reszta we wzorowym systemie. Green i C.J. McCollum to moi kandydatci do nagrody MIP w tym sezonie. Póki co jestem 60 do 40 dla Greena. C.J. dokonał imponującego skoku jakościowego ale Green zrobił to samo w drużynie walczącej o tytuł. Dray robi wszystko na parkiecie – cztery razy kończył mecze z triple-double na koncie w ostatnich dwóch tygodniach. Ogółem ma już ich osiem w tym sezonie. Naprawdę mi imponuje bo wydawało mi się, że po zdobyciu tytułu, po podpisaniu tłustego kontraktu, trochę "przezimuje" sezon regularny. Tymczasem on zaczął rozgrywki ostry jak brzytew i głodny jak wilk. 15 punktów, prawie 10 zbiórek, 7.3 asysty, 1.4 bloku oraz 1.3 przechwytu. Trzy lata temu grał za niecałe 3 punkty i 3 zbiórki. Nieźle panie Green.
 
– Damian Lillard. Zagrał w ostatnich dwóch tygodniach tylko 4 ostatnie mecze ale to wystarczyło, żeby zarobić wyróżnienie. Wielki mecz z Thunder – 31/7/9, osiem trójek w tym pięć z rzędu w końcówce. Lillard ma lód w żyłach lub jak kto woli jaja jak melony. Zrobił 40/10 przeciwko Curry’emu i Warriors.

– John Wall. 6 razy double-double w 8 meczach ostatnich dwóch tygodni. Gdyby nie on, Wizards byliby na dnie.

– Widzę cię LeBron. 7:0 Cavs. Bron 2x double-double, 3x +30 punktów. Prowadzenie wykładów z koszykówki gratis. 
 
– Dwyane Wade. Bardzo się cieszę widząc zdrowego Wade’a. To jest bardzo dobry sezon w jego wykonaniu. W erze z LeBronem było tak, że Wade robił solidne statystyki ale opuszczał wiele meczów. Mecz. Reanimacja. Mecz. Reanimacja. Nie wiem jak wyglądało jego lato oraz co było na jego talerzu każdego dnia ale najwyraźniej to była dobra droga. W 2004 roku mój kumpel poleciał pracować na Alaskę. Miałem jechać z nim ale ostatecznie nie zrobiłem tego. Żałowałem. Z wyjazdu przywiózł mi koszulkę Wade’a, którą mam do dziś w szafie. Nie zaprezentuję jej teraz bo szafa z koszulką jest w Polsce a ja nie.


                            

– Knicks. Jest wiele rzeczy, które podobają mi się w związku z New York Knicks w tym sezonie. Odmieniony Melo, który dużo podaje, poświęca się w obronie, jest gwiazdą a nie gwiazdorzy, jest prawdziwym liderem tej ekipy. Ruch piłki, pomoc w obronie. Knicks są w końcu drużyną koszykówki z NBA – tak po prostu. Podopieczni coacha Fishera wygrali 5 z 7 meczów w ostatnich dwóch tygodniach. Byli bardzo bliscy pokonania Spurs na ich terenie. Kristaps Porzingis to real deal.  

– Brooklyn Nets zwolnili trenera Lionela Hollinsa. Jego obowiązki przejął do końca sezonu dotychczasowy asystent Tony Brown.
Dodatkowo Billy King zrezygnował z funkcji głównego menadżera klubu (ale w klubie pozostał i obejmie inną funkcję). To stanowisko nie zostanie obsadzone natychmiast.
I bardzo dobrze bo Nets nie grają w tym sezonie o NIC. Nawet tankowanie im się nie opłaca bo ich tegoroczny pick (jak i dwa kolejne) należy do Bostonu. Hollins to dobry trener ale z tego składu, w tych okolicznościach nikt niczego więcej by nie wyciągnął. Ocena pracy pana Kinga nie jest łatwa. Z jednej strony uwiązał klubowi ręce wielomilionowymi kontraktami (Joe Johnson), pozbawił wyborów w drafcie do 2019 roku (wymiana z Celtics). Z drugiej strony jednak, miał zielone światło od pana Prokhorova i wolną rękę na działanie. Każdy deal był przez niego zatwierdzany a strategia była prosta – wygrywać już od zaraz. Fakt, że King nie stracił pracy w klubie a jedynie zmienił stanowisko, świadczy że rosyjski właściciel Nets bierze na siebie dużą część odpowiedzialności za taki stan.
Nets będzie ciężko wrócić na tory wygrywania ale będzie to ciekawe wyzwanie dla nowego menadżera.   

– Ish Smith. O tym gościu można by nakręcić dokument. Ma 27 lat, gra szósty sezon w NBA. Obecnie występuje w barwach 76ers, którzy są jego…dziewiątym klubem! Nie rozumiem dlaczego nie może sobie zagrzać gdzieś miejsca na dłużej bo ewidentnie w koszykówkę grać umie. Ale to temat na oddzielną dyskusję.
Ish zaczął sezon w Pelikanach. Ci go zwolnili. Zatrudnili go 76ers, u których grał w poprzednim sezonie. Póki co, po 9 meczach jego gra i statystyki wyglądają bardzo dobrze i po raz kolejny każą zadać pytanie – czemu rzucają tym chłopakiem po lidze jak workiem ziemniaków? 16.2 punktu, 3.3 zbiórki, 7.8 asysty oraz 1.6 przechwytu. Nawet w Filadelfii takie coś, to nie jest nic. 

– Kolejny raz dla Jimmy’ego Butlera. 42 punkty z Raptors, potem dwa razy double-double. Bulls wygrali 6 meczów z rzędu a Jimmy był ich silnikiem na obu końcach parkietu.

– DeMarcus Cousins. DMC w ostatnich pięciu meczach tylko raz zszedł poniżej 32 punktów (29) i tylko raz nie zebrał przynajmniej 10 piłek z tablic. Boogie jest najlepszym centrem w NBA i szkoda patrzeć jak jego talent rozmywa się w oparach amatorstwa. Ten sezon może być przełomowy dla Kings. Ten skład stać na wejście do play-offs. Kolejne rozgrywki zakończone porażką, mogą oznaczać koniec przygody Cousinsa w stolicy Kalifornii. Jeśli tak się stanie, to wina będzie leżeć tylko i wyłącznie po stronie klubu. 
 

Bez kategorii:
– Teoretycznie to powinna być robaczywka ale za bardzo mnie to śmieszy. Rondo wygląda tu jakby sięgał do sekretnego miejsca po czekoladę. To sekretne miejsce zna tylko mama i jak się dowie, że mały Rajon też je zna, to brzdąc będzie miał kłopoty. Może mam jakieś wypaczone poczucie humoru ale mnie ta scena śmieszy. I żeby nie było  – nie pochwalam przekraczania buforu bezpieczeństwa graczy znajdujących się na parkiecie.  


                            

Robaczywki:

– Chris Paul. Śliwka za bycie mózgiem, silnikiem, generałem Clippers jest jednocześnie robaczywką. Zbyt wiele zależy w tej drużynie od dyspozycji Paula a w ogólnym rozrachunku może to być dla nich zgubne. CP3 jest świetnym zawodnikiem i ze swoich zadań się wywiązuje ale jest tylko człowiekiem, który może popełniać błędy, którego może coś boleć, który po prostu może nie mieć swojego dnia. Uzależnienie ofensywy drużyny tak bardzo od jednego gracza jest bardzo ryzykowne. Nawet jeśli tym graczem jest tak wybitny zawodnik. 
 
-DeAndre Jordan. Śliwka za osiem z rzędu meczów z double-double oraz przynajmniej jednym blokiem. Ale jesteśmy już w sekcji robaczywek więc – DeAndre, ty ofensywny inwalido. Jak przykro jest na niego patrzeć w ataku pozycyjnym. Drużyny zostawiają mu w ataku kilometr a on nawet nie spogląda w stronę obręczy. Wydaje mi się, choć może się mylę, że gdybym był na jego miejscu, to bym nauczył się ze dwóch lub trzech zagrań tyłem do kosza i je szlifował. Już trudno, zapłaciłbym $50000 i pojechał latem potrenować z Olajuwonem. Z taką motoryką pewne rzeczy powinny w naturalny sposób być łatwe dla DeAndre. Jak się okazuje nie są – może właśnie dlatego, że taką ma fizyczność. Gdybym latał, jak on, to może też wolałbym tylko dunkować. Sam już nie wiem…
 
– Luol Deng. Jak przychodził do Miami, to miał być tańszym zamiennikiem LeBrona. Oczywiście nikt nie oczekiwał cudów ale czegoś w okolicach 15-17 punktów, 7-9 zbiórek i 3-4 asyst już tak. I to akurat nie były marzenia oderwane od rzeczywistości bo Deng takie rzeczy robił przez lata w Chicago. Poza tym związał się z Heat kontraktem 1+1 czyli w teorii i jemu miało zależeć na dobrym graniu. Być może Luol, Sudańczyk z pochodzenia, jak wielu afrykańskich sportowców przed nim, ma "cofany licznik" czyli kombinowany paszport? Oficjalnie ma 30 lat, ale czasem czy nawet często, sprawia na parkiecie wrażenie dużo starszego. W ośmiu meczach ostatnich dwóch tygodni tylko dwa razy przekroczył pułap 10 punktów. Przy czym w jego przypadku to nie jest dwutygodniowa zapaść. Ona trwa od czasów przyjścia do Miami lub nawet odejścia z Chicago na pół sezonu do Cleveland.
 
– Jakiś dowcipniś na trybunach w Utah świecił laserowym wskaźnikiem Jamesowi Hardenowi po oczach. Debil. Dostał od ligi roczny zakaz wstępu na mecze NBA. Bardzo słusznie. Nietykalność zawodników powinna być świętością.

– Blazers. C.J. McCollum gra świetny sezon (prawie 21 punktów, 3.7 zbiórki, 4.4 asysty oraz 1.2 przechwytu na mecz). Jest moim drugim (póki co) kandydatem do nagrody MIP w tym sezonie. Blazers pomyłkowo wpisali go na listę nieaktywnych zawodników na mecz z L.A. Clippers. 24-latek zmuszony był obejrzeć mecz z ławki. Nie myli się ten, kto nic nie robi ale takie coś w NBA? Podobne historie, owszem, zdarzały się i czasem się zdarzają ale za każdym razem to czyjeś duże niedopatrzenie. Liga jest tu bardzo restrykcyjna bo gdyby poluzować tu śrubę, to drużyny mogłyby nadużywać listy aktywnych/nieaktywnych graczy jako element taktyki, zasłony dymnej przed poszczególnymi meczami. Blazers apelowali. Dostali odpowiedź, że McCollum będzie mógł zagrać jeśli zgodzą się na to Clippers. Doc Rivers powiedział krótko "to wasz problem" i zgody nie dał. Zastanawiałem się czy nie dać Docowi za to robaczywki ale w sumie miał rację – to problem tylko i wyłącznie Blazers.

Zaza Pachulia gra
fajny sezon. Notuje double-double na mecz i bez wątpienia są to jego najlepsze rozgrywki w karierze. Ale do diaska! On ma więcej głosów do All-Star niż DeMarcus Cousins! Dajcie spokój! Wiecie jak to jest? Odpalam różne media społecznościowe a tam – Marcin Gortat hasztag NBAVote. I tak codziennie, do znudzenia. Wasi gruzińscy odpowiednicy robią niestety to samo. Pomyślcie o tym. Powiedzcie szczerze – wolicie oglądać w Meczu Gwiazd Gortata/Pachulię bardziej niż DMC? Wolicie?

– 76ers. Wcześniej zatrudnili Jerry’ego Colangelo i Mike’a D’Antoniego, żeby podnieść standardy w klubie (choć najpewniej chcieli mieć na etatach dwóch gości o włosko brzmiących nazwiskach). Teraz wpadli na pomysł, żeby pogrzebać w trupach. Ściągnęli weterana Carla Landry’ego, co akurat aż takie głupie nie było. Głupie było namówienie Eltona Branda na odwieszenie butów z kołka. I tu akurat nic nie mam do Eltona bo jestem pewny, że jeszcze wielu ekipom by się przydał. Mam za to wiele do 76ers bo na każdym kroku pokazują, że działają po omacku bez konkretnego pomysłu. Dlatego tankowanie tankowaniu nie jest równe. Dla jednych bywa odskocznią dla innych chorą filozofią.   
  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.