Śliwki vs Robaczywki I i II tygodnia sezonu 2017-18

Pierwsze w tym sezonie „Śliwki vs Robaczywki.” Dziś same Śliwki. Jutro Robaczywki. Wstępny plan był taki, żeby aktualizować dział co tydzień. Nie wyszło już w pierwszym rozdaniu, ale jeszcze nie rezygnuję z tego planu. Nie wiem czy wiecie, ale „ŚvsR” w grudniu będą mieć już trzy lata. Na pomysł prowadzenia tego działu wpadłem któregoś grudniowego dnia 2013 roku, podczas otwierania puszki z brzoskwiniami. Reszta to już historia. Dzięki za podsyłanie własnych propozycji i przemyśleń. Kanały dostępu bez zmian (maile, wiadomości na FB, komentarze tu i na fanpage’u). Jak wiecie, kontakt z Wami, wiele dla mnie znaczy, więc nie wahajcie się pisać. Tylko nie zaczynajcie wiadomości od „witam.”

Kolejność, jak zawsze, dość przypadkowa.

Śliwki:

– Duży plus dla NBA, że skróciła preseason, że rozgrywki zaczynają się wcześniej. Wyeliminowano dzięki temu z kalendarzy drużyn konieczność grania czterech meczów w pięć wieczorów. Nigdy wcześniej zawodnicy nie mieli takiego komfortu. Liczba meczów granych back-to-back spadła z 16.3 do 14.4.

– Boston Celtics. Kontuzja Gordona Haywarda już w połowie pierwszej kwarty meczu otwarcia sezonu był dla nich jak knock-down. Imponujące było to, w jaki sposób się po tym podnieśli. Pięć kolejnych wygranych. W tym trudne mecze wyjazdowe z Bucks i Heat. W tym starcie u siebie z zawsze groźnymi Spurs. C’s tracą 94.9 punktu na mecz, co jest w tej chwili drugą obroną NBA. Licząc tylko pięć ostatnich meczów, wartość ta spada do niecałych 91 punktów. Kyrie Irving gra jak prawdziwy lider. W swoim stylu, nadal lubi wyłamać się ze schematów coacha Stevensona i zagrać coś streeballowego, ale w ogólnym rozrachunku, jest bardziej zdyscyplinowany, niż przypuszczałem przed sezonem. W ostatnich czterech meczach stracił tylko osiem piłek. W siedmiu meczach tych rozgrywek tylko raz nie zdobył 20 punktów. Może i Ziemia jest płaska, ale jego rzut na pewno nie.

Bardzo dobrze gra też Al Horford. Jego cicha osobowość i równie ciche występy, często przechodzą bez echa w mediach. A szkoda. Al zbiera najwięcej od pięciu lat (9.4), ma drugą najwyższą w karierze średnią asyst (4.1). Gra niezwykle inteligentnie, skrajnie drużynowo. Nie możemy, a raczej nie powinniśmy oceniać go przez pryzmat jego kontraktu. Owszem, zarabia jak gracz z top15 ligi, ale on nigdy nie był zawodnikiem tego poziomu. Jeśli będziemy zestawiać jego roczną gażę z jego osiągami, to wyjdzie nam nie do końca sprawiedliwe równanie. 

Pozostając w Bostonie. Trzeba też pochwalić Jaylena Browna. Z 6 punktów przed rokiem, wskoczył na 15. Poprawił rzut, poprawił kozioł a wrażenie jest takie, że to dopiero początek. Dobrze wygląda debiutant Jayson Tatum. 14 punktów (48% z gry, 50% za trzy), 7 zbiórek, 1.7 asysty, 1.1 bloku biorę w ciemno od pierwszoroczniaka w drużynie grającej o coś. 

Na koniec mały motywator z Bostonu dla wszystkich, którzy marzą o karierze w koszykówce. Daniel Theis ma minuty w rotacji Celtics. Raz wyszedł w pierwszej piątce. Zdobywa po 5 punktów i 4 zbiórki na mecz i wygląda na kogoś, kto spokojnie może w tej lidze zabawić ładnych parę lat. Gwiazd w NBA jest 30-50. Reszta, to ludzie z którymi możesz bez kompleksów walczyć o miejsce w drużynie. Theis jest 25-letnim Niemcem. Ostatnie trzy sezony spędził w Bambergu. NBA jest bliżej, niż myślisz. Pracuj ciężko i mierz wysoko.        

Giannis Antetokounmpo. Póki co nie ma na niego przysłowiowego bata. Widać, że latem mocno popracował nad siłą. Po siedmiu meczach sezonu, jego średnie imponują – 33.7 punktu, 10.3 zbiórki, 5.3 asysty, 1.7 przechwytu oraz 1 blok. 63% z gry. Ani razu nie zszedł poniżej 28 punktów. Tak świetny początek rozgrywek miał ostatnio Karl Malone w sezonie 1992-93. Drażni mnie, łamane przez śmieszy, to jak za każdym razem przy ocenianiu jego gry, padają prędzej czy później stwierdzenia typu – „jak tylko dołoży do tego trójkę”. Ciekawe czy gdyby młody Shaq grał w dzisiejszej NBA, to analitycy też pragnęliby widywać go za łukiem. Giannis w grudniu zdmuchnie 23 świeczki z urodzinowego tortu. Jeszcze przez ładnych parę lat, co wakacje, będzie mógł dokładać do swojego ciała po kilka kilogramów mięśni bez uszczerbku na szybkości, zwinności i skoczności. Już teraz dominuje, a to może być dopiero początek jego supremacji. I naprawdę nie potrzebuje do tego trójki. Telewizja nie oddaje tego, jak Antetokounmpo ma niesamowite ciało. Musielibyście zobaczyć go z bliska, żeby w pełni zrozumieć i docenić z jak nietypowo zbudowanym sportowcem macie do czynienia. On potrzebuje jednego kozła, żeby przebiec 7-10 metrów. Jego piwoty separują go od obrońców o ładnych parę metrów. Jego długie ręce dają mu pewien, rzadko spotykany bufor bezpieczeństwa na obu końcach parkietu a ogromne, przeogromne dłonie dodają precyzji w operowaniu piłką. On jest fizycznym wybrykiem natury. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że w przeciwieństwie do np. Derricka Rose’a, Blake’a Griffina i innych skoczków, jego fizyczność nie opiera się na wyskoku. Stąd moja teza, że grać w taki sposób, a nawet lepiej, grać może jeszcze z 10-12 lat. „jak tylko dołoży do tego trójkę…”   

Lauri Markkanen. Fin został pierwszym zawodnikiem w historii NBA, który po pierwszych trzech meczach w karierze, zapisał na koncie 10 celnych trójek. Póki co, to on jest największym beneficjentem bójki w szatni Bulls. O niej jutro w Robaczywkach. Jego średnie do tej pory to 15.6 punktu oraz 9.6 zbiórki. W jego grze podoba mi się to, że nie boi się podejmować decyzji. A to nie jest powszechna cecha wśród graczy w jego wieku. W sklepach w Finlandii pojawia się coraz więcej produktów NBA, w telewizji i prasie coraz więcej uwagi poświęca się koszykówce. Od 5-7 lat dobrze dzieje się w fińskim baskecie. Teraz, mam wrażenie, będzie lawina. Echa popularności Markkanena dochodzą też do Szwecji. Tamtejsza prasa i telewizja też zaczynają dostrzegać NBA.


Erick Gordon. Świetnie zaprezentował się przeciwko Warriors, w meczu otwarcia sezonu. Wygrał mecz na wyjeździe z 76ers. Wygląda, że stracił latem parę kilogramów. Znów jest zdrowy, przebojowy i głodny gry. Na siedem rozegranych meczów, sześć razy schodził z parkietu z przynajmniej 24 punktami. Ktoś jeszcze pamięta, że Gordon to Mistrz Świata z 2010 roku? Ktoś pamięta, że razem z Blake’iem Griffinem mieli w Clippers tworzyć zabójczy duet na lata? Prawie 25 punktów na mecz. Do tego 3 asysty i 2 zbiórki. 


 

Ben Simmons. Świetnie zaczął swój pierwszy sezon w NBA. Po pięciu meczach miał już na koncie 82 punkty, 50 zbiórek i 37 asyst. Tak zapełnionych statystyk (łącznie 169), na podobnym etapie debiutanckich rozgrywek, nie mieli nawet Michael Jordan (167), LeBron James (155) i Jason Kidd (124). Simmons zaliczy swoje pierwsze triple-double już w czwartym spotkaniu kariery. Russell Westbrook potrzebował do tego 136 meczów, LeBron James 116, Jason Kidd 68 a Michael Jordan 58. Jego średnie po siedmiu meczach to 18.4 punktu, 9.1 zbiórki, 7.7 asysty oraz 1.4 przechwytu. Niesamowity talent zamknięty w imponującym ciele.

C.J. McCollum. Taka cicha Śliwka. C.J. jeszcze nie zrobił w tych rozgrywkach niczego spektakularnego, ale pięć razy na sześć prób, schodził z parkietu z przynajmniej 23 punktami. W sumie ma tylko 5 strat. Lubię jego inteligentny styl gry.

Victor Oladipo. W Orlando grał poza swoją pozycją. W Oklahomie dojadał resztki po Westbrooku. Może w końcu w Indianie odzyska równowagę. Po siedmiu meczach młodego sezonu, wygląda to całkiem dobrze – prawie 24 punkty na mecz, do tego 4.4 zbiórki, 3 asysty oraz 1.7 przechwytu. Piękna trójka w końcówce meczu ze Spurs, która okazał się na miarę wygranej. Dipo tylko dwa razy nie przekroczył progu 20 punktów. Co ważne w jego grze – do swojego arsenału ofensywnego dołożył trójkę. Jeszcze rok temu, gdy oglądałem go na żywo w Madrycie, nigdy bym w to nie uwierzył. 45% zza łuku, 2.3 celnej trójki na mecz. W jego wykonaniu to jest naprawdę ogromny skok jakościowy. Po cichu mu kibicuję, bo to w porządku gość. Miałem okazję kilka razy z nim rozmawiać. Zawsze uśmiechnięty, skory do żartów i wygłupów. Bardzo pozytywna postać. Gdy pojawia się gdzieś, od razu robi się weselej. 

Orlando Magic. Z bilansem 5:2 w tym momencie, razem z Celtami, na pierwszym miejscu Wschodu, razem z Memphis, z najlepszym bilansem w lidze. Na koncie wygrane ze Spurs i Cavs. My tu gadu, gadu a na Florydzie wyrosła (mala) wielka trójka. Evan Fournier 22 punkty (55% z gry, 55% zza łuku, 96% z linii), 4.3 zbiórki, 3.9 asysty, 1.4 przechwytu. Nikola Vucevic 20.7 punktu, 8.7 zbiórki, 2.7 asysty, 1.4 bloku. Aaron Gordon 21 punktów (55% z gry, 59% zza łuku), 9 zbiórek, 2.4 asysty, 1 blok. Ciężko oczekiwać, żeby liderzy Magic utrzymali taką skuteczność na dłużą metę, ale teraz, po dwóch tygodniach sezonu, grają po prostu dobrze. Wygląda na to, że coach Frank Vogel znalazł optymalną rotację dla tego składu. Jego wielka trójka gra po 30 minut. Dalej aż czterech zawodników gra po 20+ minut. Pięciu kolejnych po 10 minut. 

Washington Wizards. Wyglądają dobrze. Są zdrowi, zgrani, coach Brooks pracuje bez presji. Beal i Wall znów tworzą jeden z najlepszych obwodów w lidze. Porter nie osiadł na laurach po podpisaniu kontraktu. Przeciwnie, wygląda, że mocno pracował w te wakacje. To zawsze jest zagadka jak młody zawodnik zareaguje na duże pieniądze. Jedni tracą motywację i w parę lat znikają z ligi. Dla innych jest to dodatkowy bodziec do jeszcze cięższej pracy.  Porter chyba należy do tej drugiej grupy.

Detroit Pistons. Jasne, że to wszystko może się niedługo skończyć, bo to jest Detroit, prawda? Ale pięć wygranych w ośmiu meczach to nie jest nic. Andre Drummond trafia 70% swoich rzutów wolnych. W ostatnich trzech latach nie przekraczał…38% Zmienił latem sposób rzucania i to była dobra zmiana. Avery Bradley wniósł nową jakość na obwodzie. Spodziewałem się, że tak będzie. A.B. ma podwójną motywację do deobrej gry w rych rozgrywkach. Po pierwsze chce udowodnić Danny’emu Ainge’owi, że ten zrobił błąd oddając go, a po drugie jest w kontraktowym roku. Tobias Harris wygląda, jakby chciał zagrać sezon życia.

Toronto Raptors.  Siódmy atak, piąta obrona lig. 4:2 to nie jest nie wiadomo co, ale te dwie porażki miały miejsce w starciach ze Spurs (czterema) i Warriors (pięcioma). Oba na wyjeździe. Oba bez Valanciunasa. 6:0 czy nawet 5:1 to już byłaby inna rozmowa i inna optyka spoglądania na Raps. Póki co, podoba mi się to, co widzę. Sześciu zawodników punktuje dwucyfrowo. Siódmy (Siakam) jest blisko (9.6). Poważne minuty w rotacji wywalczył sobie 22-letni Jakob Poeltl z Austrii, którego mecze miałem okazję sędziować parę lat temu w Wiedniu. Już dwa double-double na jego koncie. Lucas Nogueira coraz mocniej puka do pierwszej piątki. 

Memphis Grizzlies. Wygrali już dwa razy z Rockets, raz z Warriors. Pięć zwycięstw na siedem meczów. Trzecia obrona ligi. Nieźle. Grizz znów męczą. Odejście Allena, Randolpha i Cartera nic nie zmieniło. Aż 10 zawodników jest w rotacji Davida Fizdale’a. Ja przed sezonem miałem ich poza play-offami. Wprawdzie nieznacznie, ale zawsze. Ostatecznie największa odpowiedzialność spada nadal na Gasola i Conley’a i tego najbardziej się obawiam myśląc o tej drużynie. Tylko Gasol i Conley grają po 30+ minut. Poza nimi tylko Tyreke Evans zdobywa dwucyfrową liczbę punktów. Życzę im dobrze, bo od lat grają ofiarny, systemowy basket, który lubię. Ale obawiam się, że koniec końców, tej ekipie może zabraknąć zasobów ludzkich. Tak po prostu. Duży plus dla organizacji za decyzję o zastrzeżeniu koszulki #9 Tony’ego Allena, ojca grit and grind. 

Kristaps Porzingis. Łotysz zdobywa 29.3 punktu w tym sezonie. O ponad 11 więcej, niż rok temu. Na sześć rozegranych meczów, tylko raz nie osiągnął pułapu 30 punktów. Jego gra w ataku jest bogatsza o nowe ruchy, o lepszą pracę nóg. W obronie robi różnicę. I chce ją robić.

Dwight Howard. Patrzcie, kto wrócił do żywych! W każdym z pięciu meczów tego sezonu, niespełna 32-letni środkowy Hornets, zaliczał po przynajmniej 15 zbiórek. Od czasów O Charlesa Barkley’a (1998-99) nikt tak nie zaczął rozgrywek. Pięć meczów z double-double na siedem rozegranych. Średnia zbiórek na mecz (15) jest najwyższa w jego 13-letniej karierze. Szerszenie z solidnym 4:3, które na Wschodzie daje siódme miejsce. Z nim na parkiecie są jedną z najlepszych defensyw w lidze. Bez niego spadają poniżej przeciętności. 

Blake Griffin. Punktuje najlepiej od trzech lat (23.3), zbiera najlepiej od czterech (8.5). Trafia 42% swoich rzutów zza łuku, co nigdy wcześniej mu się zdarzyło. Trafia średnio 2.3 trójki w każdym spotkaniu. To jest ta wersja Blake’a, którą chcieliśmy znów zobaczyć po tych wszystkich kontuzjach i obitych twarzach i połamanych kościach z tym obijaniem (twarzy) związanych. Biega, skacze, dunkuje, wygrywa mecze. Clippers są w top10 NBA zarówno w obronie, jak i w ataku. Na ten moment zajmują drugie miejsce na Zachodzie. DeAndre Jordan zbiera z tablic po 16.3 piłki w każdym meczu. Pat Beverley notuje solidne 13/3/3 i nadal jest upiorem dla najlepszych obrońców rywali. Era po CP3 nie jest tak zła, jak mogła być.

 

DeMarcus Cousins i Anthony Davis. Pierwszy produkuje 29.4 punktu (drugi w lidze), 13.6 zbiórki (czwarty), 5.9 asysty, 1.6 przechwytu oraz 2.1 bloku (trzeci). To są liczby na poziomie MVP sezonu. Drugi niewiele mu odstępuje – 27.7 punktu, 12.5 zbiórki, 2 asysty, 1.2 przechwytu oraz 2 bloki. Przyglądam się i kibicuję temu projektowi. Wierzę, że dwóch wysokich może w dzisiejszej, smallballowej koszykówce prowadzić swoją ekipę do wygranych. Osobna Śliwka dla DMC za 41/23/6 przeciwko Kings.

Utah Jazz. Za to, że płynnie weszli w erę po Gordonie Haywardzie. Szóste miejsce na Zachodzie. Tracą tylko 93.1 punktu na mecz, co jest najlepszą defensywą w lidze. Pięciu zawodników Jazz dobywa dwucyfrową liczbę punktów. Aż jedenastu graczy spędza na parkiecie 10 i więcej minut. Basket Quina Snydera to jest prawdziwa lekcja koszykarskiej taktyki i dyscypliny. Polecam. Osobna Śliwka dla debiutanta, Donovana Mitchella za wbicie tego gwoździa. 



Gordon Hayward. Za to jak zachowywał się po tym, jak odniósł tę makabryczną kontuzję lewej nogi, która najprawdopodobniej zabierze mu cały sezon. Nie płakał, nie zwijał się bólu. Był przybity, zszokowany, ale przyjął to godnie, z klasą. 

Kobe Bryant. Za piękne słowa otuchy dla Haywarda złożone na Instagramie.


Dewayne Dedmon. 28-latek ma na koncie 231 meczów w NBA. W siedmiu spotkaniach tego sezonu oddał już dziewięć rzutów za trzy punkty (trafił trzy). Do tych rozgrywek miał na koncie tylko jeden oddany rzut zza łuku. Zdębiałem, jak zobaczyłem go oddającego rzut za trzy, bez presji czasu, normalnie, po zagranej akcji. Coś tam się musiało wydarzyć minionego lata. 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.