Wracam z "ŚvsR". Te będą na temat pierwszej rundy tegorocznych play-offs. Kolejność przypadkowa.
Śliwki:
1.
Paul Pierce. Nie przypominam sobie, żeby zawodnicy z drużyny, która
odpadła z rywalizacji w play-offs, chwalili publicznie jednego z tych,
którzy ich pobili. Nie w ostatnich latach. Greivis Vasquez powiedział po
zakończonej serii, że brakuje w Toronto takiego gracza jak Pierce. Co
innego jest szanować rywala, co innego myśleć czy mówić o nim dobrze
gdzieś po cichu w szatni a co innego iść z tym do mediów.
Najśmieszniejsze w tej historii jest to, że Pierce nie oszczędzał rywali
z Kanady nie tylko na boisku ale też poza nim a mimo to na odchodne
usłyszał sporo ciepłych słów od pokonanych. Podobno po drugim meczu w
Toronto, Piece krzyczał pod szatnią, że ta seria do Kanady już nie wróci
bo on nie ma zamiaru kolejny raz przechodzić przez kontrolę celną. Po
awansie do II rundy P.P. na dokładkę strollował Kanadyjczyków w sieci
wrzucając fotkę siebie siedzącego na tronie z podpisem, że jest królem
północy oraz drugą fotkę gdzie dissuje Drake’a wielkiego fana Raps. W
przeciwieństwie do byłych gwiazd, którym zostało tylko mówienie, Pierce
swój trash talk popierał bardzo dobrą grą. I to w tym wszystkim było
najlepsze. 14/24 zza łuku w całej serii. Dużo ważnych rzutów szczególnie
w meczu otwarcia oraz meczu nr 3. Poza tym dobra obrona na Derozanie.
Paul w październiku zdmuchnie z tortu 38 świeczek. Wypadałoby zakończyć myśl hasztakiem swagg.
2.
Dwight Howard. Druga runda pokaże na ile dobra gra D-12 to faktycznie
jego dobra gra a na ile słabość Dallas. Tak czy inaczej przeciwko Mavs
notował prawie 17 punktów, prawie 14 zbiórek, 3 bloki 1.2 asysty oraz
1.6 przechwytu. Środkowy Rakiet wyglądał na zdrowego a było rzadkością w
tym sezonie.
3. Anthony Davis. Pelikany wprawdzie przegrały do
zera ale czy można coś zarzucić ich liderowi? 31.5 punktu, 11 zbiórek, 2
asysty, 3 bloki oraz 1.3 przechwytu. Wszystko to przeciwko tak klasowej
obronie jaką mają Warriors. Boję się myśleć z czym A.D. pojawi się po
wakacjach.
4. John Wall i Bradley Beal. Pomoc Pierce’a w awansie
była nieoceniona ale to na muskularnych barkach Beala i Walla Wizards
prześliznęli się gładko do II rundy. Po dość słabym występie w meczu
otwarcia serii, cała jej reszta przebiegała pod ich dyktando. Prawie 20
punktów i 14 asyst na mecz Walla w starciach 2,3,4 oraz ponad 22 punkty
Beala w tych samych meczach. Byli agresywni, byli głodni, byli groźni.
Było ich tylko dwóch a wydawało się momentami, że jest ich więcej niż zawodników w całej drużynie Raptors. Pytanie czy jednak Kevin Durant nie miałby
lepiej po przenosinach do stolicy USA, u boku tak grających Walla i
Beala, jest pytaniem na osobny tekst.
5. DeMarre Carroll. Ktoś
temu panu słono zapłaci tego lata. Carroll jest graczem, którego chcesz
oglądać w barwach swojej ulubionej drużyny. Od meczu nr 3 z Nets nie
schodzi poniżej 20 punktów! Coś takiego w Atlancie zrobił wieki temu sam
Dominique Wilkins a później nikt! Carroll broni, rzuca, podaje i prawie
nie traci piłek.
6. Jeśli już jesteśmy w tych klimatach to Jae
Crowder. Statystykami może nie powalał w serii z Cavs ale to nadal
solidne 10 punktów, 5 zbiórek, 2 asysty i 1 przechwyt. Jemu też ktoś
latem ładnie zapłaci. I dobrze. Crowder przypomina mi Carrolla nie tylko
z wyglądu. Jest 4 lata młodszy i jeśli nadal będzie nad sobą ciężko
pracował, to może stać się kimś w tej lidze. Nie jakąś gwiazdą ale
szanowanym, solidnym graczem na obu końcach parkietu.
7.
Oficjalne: Blake Griffin jest koszykarzem! Od lat zastanawiałem się
kiedy (i czy) Blake z bycia atletą stanie się w końcu koszykarzem. Wiesz
o co mi chodzi – rzeczy, które robił przez pierwsze sezony na
parkiecie, wynikały głównie z jego nieziemskiej fizyczności a nie z
koszykarskiego abc. Progres widać od jakichś dwóch sezonów. Coraz
więcej, coraz lepiej rzuca. Coraz lepiej gra tyłem do kosza, ma coraz
lepszą pracę nóg w obronie. W tym sezonie świadomie zrezygnował z
dunkowania zawsze i wszędzie na rzecz rzucania. To, co zobaczyliśmy w
serii ze Spurs to kolejny level. I to jaki! 24 punkty, 13 zbiórek, 7.4
asysty, 1.4 bloku i tyle samo przechwytu – średnio. Przeciwko Timowi
Duncanowi.
8. Derricks Rose. Jest zdrowy, szybki, znów
dynamiczny a do tego (nowość) gra mądrzej. Może 8 strat z meczu nr 4
tego nie potwierdza ale tak jest. Widać, że gra z tą nową świadomością,
że "może" a nie "musi", że świat liczy już tylko na jego zdrowie a nie
rekordy i nagrody MVP. Wszystko ponad jakieś tam 16-18 punktów i 5-7
asyst będzie wartością dodaną. I dobrze.
9. Marcin Gortat.
Świetne mecze nr 3 (24 punkty, 13 zbiórek, 5 asyst, 4 boli) i 4 (21
punktów, 11 zbiórek, 5 asyst, 2 bloki, 1 przechwyt). Polak zdominował
strefę podkoszową. Dzięki niemu Beal i Wall mieli dla siebie więcej
miejsca.
10. Cała seria Clippers-Spurs. Siedem wielkich meczów.
Którakolwiek kwarta siódmego meczu Clippers-Spurs > cała walka
Pacquiao-Mayweather. Szkoda, że ktoś musiał odpaść. Jeśli już rozmawiamy
o niesprawiedliwości i reorganizacji rozgrywek, to warto byłoby
pochylić się nad, dla mnie bezsensownym, przepisem według, którego zwycięzca
dywizji nie może zająć miejsca gorszego niż czwarte przed play-offami.
Według zdrowego, logicznego i normalnego liczenia Blazers byliby na
miejscu szóstym a nie czwartym i zagraliby z Clippers a nie Grizzlies.
Spurs jako "piątka" nie graliby z Clippers tylko z Grizzlies. Wtedy
mielibyśmy duże szanse zobaczyć i Spurs i Clippers w drugiej rundzie.
Ale nieważne.
To była piękna seria. Jedna z lepszych w historii jeśli
chodzi o pierwsza rundę. Tim "Vino" Duncan. 39 lat! Sześć razy
double-double. Średnio prawie 18 punktów plus 11 zbiórek, 3.3 asysty,
1.4 bloku, 1.3 przechwytu. To niesamowite patrzeć jak gra w obrębie
tego, na co pozwala mu spracowane ciało. Jeśli nie wiecie, że jego lewa
noga nie prostuje się do końca w kolanie, to już wiecie. Mam nadzieję,
że dłuższe niż zazwyczaj wakacje pozwolą T.D. odpocząć, przemyśleć
wszystko i dojść do wniosku, że warto wrócić do NBA.
Bonus: "You know what? I never thought I’d say this, but I’m very excited to go to Cleveland." – Joakim Noah. W lidze brakuje takich charakterów.
Robaczywki:
1.
Rajon Rondo. Żal patrzeć na gościa, którego jeszcze niedawno
uwielbiałem, który idealnie scementował Wielką Trójkę i w 2008 roku
zdobył z nimi tytuł. Rondo nie wygląda dobrze jako koszykarz a jego mowa
ciała aż krzyczy, że coś jest nie tak. Mavs wyłączyli go z gry już po
drugim meczu serii. Oficjalnie plecy, nieoficjalnie choć w sumie też
oficjalnie zgrzyt na całej linii. Szanse na jego pozostanie w Dallas są
bliskie zera.
2. Damian Lillard. Statystycznie nie wyglądało to
źle (21,4,4) ale w grze Damiana brakowało tego jego charakterystycznego
błysku. Wiadomo, parkiet mocno się dla niego skurczył przez brak Wesley’a
Matthewsa a granie przeciwko jednej z najlepszych defensyw w lidze na
pewno do łatwych nie należy – szczególnie w play-offach – ale naprawdę
spodziewałem się z jego strony trochę więcej. W serii miałem Memphis ale
liczyłem na bardziej zacięte mecze, więcej oporu, któremu miał
przewodzić Lilliard.
3. Giannis Antetokounmpo. Rozumiem, że
się można sfrustrować w play-offach, gdy dostaje się ostry wp*ol w meczu
kończącym serię ale to hokejowe skoszenie Mike’a Dunleavy’ego było
bardzo ale to bardzo słabe. Wstydź się Giannis jesteś dużo lepszy niż to
zagranie.
4. Derron Williams. W 2010 roku menadżerowie
wszystkich drużyn NBA uznali go najlepszym rozgrywającym ligi – tak
było. Myśląc o tym można odnieść wrażenie, że 2010 rok to prehistoria.
Zdrowie a raczej jego brak, lekka nadwaga ale przede wszystkim głowa. W
wywiadzie rzece, mówił o tym Paul Pierce a później potwierdził coach
Lionel Hollins. Williams nie ma psychiki by brać na siebie losy drużyny,
wystarczającej motywacji by nad sobą ciężko pracować oraz charakteru by
starać się być najlepszym i cały czas podnosić sobie poprzeczkę. 35
punktów z meczu nr 4 pokazuje dobitnie z jakiej klasy talentem mamy
(nadal) do czynienia. Z kolei 2,3 oraz 5 punktów z innych meczów tej
serii są dowodem na to, że talent to nie wszystko w tej lidze a
gwiazdorski status się miewa cała reszta to dobre chęci.
5.
Toronto Raptors i Kyle Lowry. Kanadyjczycy wyglądali jak zbieranina
obcych sobie ludzi, których przed serią ktoś ściągnął z przystanku
autobusowego i powiedział, że będzie granie. Nic nie kleiło im się w
ataku a w obronie brakowało…hmm…wszystkiego. Lowry wyglądał w tej
serii jak wieki temu taki chłopak z mojej podstawówki, który z racji
tego, że był gruby, wyższy i ze dwa lata starszy, sądził, że będzie mnie
i moich kumpli z klasy uczył koszykówki. Jak się okazało kto kogo
będzie uczył, to najpierw chciał nas bić a potem się obraził. Mówiłem od
tamtych wakacji, że nie wierzę w jego liderowanie i dobrą grę w roku
kontraktowym. Pamiętajcie – tendencja do tycia, która
utrzymywała się przez całą jego, do tej pory średnią karierę, nie cofnie się po podpisaniu tłustej umowy.
6. Kelly Olynyk. Czy myślę,
że chciał skrzywdzić Love’a? Myślę, że nie. Czy myślę, że chciał mu
zadać ból? Tego jestem pewny. Ludzie mówią, że tak się gra, że Love
zrobił to samo kilka chwil wcześniej przy walce o zbiórkę. Nieprawda.
Gdy zastawiasz się pod koszem i walczysz o zbiórkę, wtedy takie
zaplatanie jest niegroźne bo a) rywal to czuje, spodziewa się kontaktu i
b) swoim naporem neutralizuje napór przeciwnika. Tutaj Love nie ma
pojęcia co za chwilę zrobi długowłosy Kanadyjczyk a ten ściąga go do
parteru i dociska. To jest tak niekoszykarskie zagranie jak
niekoszykarska jest fryzura Olynyka. Szkoda bo seria z Bulls mogła być
wielka.
7. Wiem, że się powtarzam ale to też była jedna z (na
szczęście) mniejszych historii I rundy (jak i całego sezonu w przypadku
Clippers). Nie
kwestionuję talentu, zdolności przywódczych i waleczności CP3 ale te
jego frustracje, płacze i żale w stronę sędziów niemal o wszystko są
żenujące i nie przystają tej klasy zawodnikowi. Poza nim w zasadzie
każdy gracz Clippers marudzi i płacze do sędziów. Doc Rivers sztukę
wylewania frustracji w stronę panów z gwizdkami wyniósł na niesamowity
poziom.
8. J.R. Smith. Zachował się jak skończony idiota kosząc Crowdera.
Było to bardzo niebezpieczne, bardzo niekoszykarskie i bardzo
nieprofesjonalne. Dwa mecze zawieszenie to najłagodniejszy wymiar kary.
Lubię go jako koszykarza, podziwiam jako atletę ale takie
ćwierć-inteligenckie zagrania obmywają go z resztek mojego szacunku. Zawsze
uważałem, że jak koszykarz drugiemu koszykarzowi chce coś udowodnić
uciekając się do niekoszykarskich manewrów, to taki gość pokazuje swoją
bezsilność i chamstwo. Jeśli czujesz się mocny w sportach walki to je
uprawiaj. W koszykówkę graj w ramach przepisów obowiązujących w tym
sporcie.
9. New Orleans Pelicans za czwartą
kwartę meczu nr 3. Nie powinno się przegrać meczu, w którym weszło się w
IV kwartę z 20 punktami przewagi. Nieważne czy naprzeciw stoją Warriors
czy Start Lublin. Jeśli byłeś w stanie wypracować sobie takie
prowadzenie to znaczy, że umiesz grać. Pelikanom należała się ta jedna
wygrana za całkiem przyzwoitą serię. Dobra lekcja na przyszłość.
10.
Tim Duncan nie faulował CP3 w końcówce 7 meczu. Sędziemu się gwizdnęło a
najlepszym dowodem na to był gwizdek na faul J.J. Redicka w kolejnej
akcji gdy w posiadaniu piłki był Duncan. Jedno i drugie to tak zwany soft lub cheap call, który
na tym etapie sezonu (play-offs!), meczu (game 7!) nie powinien był się
zdarzyć. Sędziowie się pomylili, zdarza się, potem oddali, tak bywa ale
całkiem inaczej mogłoby to wyglądać gdyby po niecelnym rzucie Paula
Spurs mieli piłkę przy remisie.
No i ta syrena gdy Pop nakreślił
zagrywkę, która miała być desperacką próbą uratowania sezonu (+2 dla
Clipps, 1 sekunda do końca). Akcja zaczyna się zawiązywać, Kawhi ścina
pod kosz…syrena… Zwróćcie uwagę, że Matt Barnes już w kolejnej
próbie zagrania tego samego wie doskonale gdzie pójdzie piłka i gdzie
pobiegnie Leonard. Szkoda, że Pop nie wziął czasu i nie rozrysował
czegoś innego (boję
się dać mu za to robaczywkę bo to przecież Pop. On za paznokciami ma
więcej koszykarskiej wiedzy niż my wszyscy razem wzięci w głowach). Sekunda to małe pole do manewru ale na szali był przecież
sezon.