Dzień dobry! Biorę na warsztat druga rundę play-offów. Dziś Konferencja Zachodnia. Zapraszam!
Phoenix Suns – Dallas Mavericks (3:4).
Śliwki:
– Luka Doncic. Za serię z Suns 32.6 punktu, 9.9 zbiórki, 7 asyst, 2.1 przechwytu. To są imponujące liczby, ale bardziej imponujący był dla mnie jego występ w meczu zamykającym serię. A w dalszej perspektywie, kto wie, może był to też początek końca Suns w tym składzie. Ale to osobny temat. W dzisiejszych czasach jest wiele medialnego szumu, hałasu, szukania atencji, kreowania narracji, wokół zawodowego sportu i sportowców. Po pierwsze sami zawodnicy mają narzędzia w postaci mediów społecznościowych, z których chętnie korzystają. Po drugie media zorientowały się, że polaryzowanie fanów dobrze się sprzedaje, a jest to zabieg tak prosty, że aż śmieszny, patrząc na jego skuteczność. Zawodnicy i dziennikarze formułują buńczuczne, lotne, odważne, kontrowersyjne tezy, o których w większości dość szybko zapominamy. Czemu? Bo jest ich o wiele za dużo. Jesteśmy już do nich przyzwyczajeni, przesyceni, znużeni. Pamiętam, jak Rasheed Wallace, w play-offach 2004 roku, w Finałach Konferencji, po porażce w pierwszym meczu z Pacers, „zagwarantował”, że jego Pistons wygrają drugie starcie. I wygrali. To był coś, bo wtedy, 18 lat temu, tak odważne opinie nie były normą, nie były czymś codziennym. Dziś latają nam wokół głów i uszu, jak kule z karabinów już nie będę mówił gdzie i komu. A jest ich taż dużo, że wreszcie zaczynają nam latać koło…dobrze wiesz czego. Pragnę w tym momencie przypomnieć, że jesteśmy w trzecim z pięciu lat dominacji w NBA Patricka Beverleya. Ktoś jeszcze pamięta tamten „statement” z jego ust? No właśnie. No i w tym wszystkim pojawia się z powrotem ten pucułowaty zadzior ze Słowenii. Chciałem napisać, że z Bałkanów, ale potem fani tego regionu będą mi pisać, że Słowenia nie jest częścią Bałkanów. Więc uniknijmy tego. Może i nie jest (a może jest?), tak jak Finlandia nie jest Skandynawią, ale chyba wielkiego błędu nie popełnisz, jak zdarzy ci się w gronie znajomych, przy piwie, tam ją umieścić, Tym bardziej, że przez ponad 600 lat była pod szwedzkim panowaniem, więc trochę tej skandynowatości nabyła. Tak myślę. Nieważne. Bo zaczynamy za daleko odjeżdżać od Doncica. Suns wygrali u siebie game 5 i z prowadzeniem 3:2 jechali do Dallas zamknąć serię. Wchodzący do hali przed szóstym meczem Luka powiedział „Everybody acting tough when they up.” Potem zaaplikował Suns kurację złożoną z 33 punktów, 11 zbiórek, 8 asyst, 4 przechwytów. Mavs wygrali game 6 113:86.
A potem był mecz zamykający serię. Poniżej piszę o nim z perspektywy Phoenix. Jeśli chodzi o Doncica, to był to błysk koszykarskiego geniuszu. 35 punktów (do przerwy 27:27 z całą drużyną Suns!), 10 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty. Wszystko to w pół godziny na parkiecie, z 19 rzutów z gry. Imponujące, ale jeszcze bardzie imponujące było dla mnie to, jak Luka wyssał atmosferę z hali w Phoenix. Śmiał się po swoich udanych zagraniach, bezczelnie spoglądał w stronę dogadujących (tylko do pewnego momentu) fanów. Mimo wszystko, takie obrazki nie zdarzają się za często. Luka przyjechał do Arizony po prostu wygrać, a nie tylko powalczyć. Brakowało już tylko, żeby w którymś momencie, gdy przewaga Mavs była absurdalnie wysoka, wykrzyknął do niemego już tłumu „Are you not entertained? Are you not entertained?” Jeśli czytasz moje teksty od przynajmniej 2015 roku, to wiesz o co chodzi. Jeśli krócej, to przypominałem ten motyw w ubiegłym roku, w lipcu, gdy z bliska miałem okazję patrzeć na „Luka Magic”, który wtedy wysysał atmosferę i wiarę kibiców w wygraną Litwy, w hali w Kownie (link TUTAJ)
Uwielbiam takie momenty w sporcie. Uwielbiam takich sportowców. Bo tutaj nie wystarczy być dobrym, czy nawet wybitnym. Albo to masz w swoim charakterze, albo tego nie masz. Tego się nie da nauczyć. Luka ewidentnie to ma.
– Dallas Mavericks. Wow, co za historia, co za sezon! W końcówce stycznia mieli bilans 16:18. Czy ktoś jeszcze to pamięta? Teraz to brzmi, jakby działo się to lata temu. Ciekawe jakby zareagował wtedy ktoś na tezę, że Mavs zagrają w Finale Konferencji, a po drodze wyślą na wakacje Suns. Gdy w trakcie sezonu oddawali Porzingisa, a w zamian ściągali Bertansa i Dinwiddie’ego, to patrzyłem na ten ruch przede wszystkim przez pryzmat finansów oraz (złego) dopasowania K.P. z Luką, z którego Mavs jak najszybciej chcieli wyjść. Tym ruchem zatem zdjęli z siebie jeden problem, a jednocześnie duży, niewygodny kontrakt rozbili na dwa, mniej (wtedy) niewygodne. Raczej nie skupiałem się na aspekcie sportowym. No i będę szczery – nie widziałem ich w tym składzie aż w Finałach Konferencji. Takie historie w sporcie są najlepsze. Moment zwrotny w sezonie regularnym. Po wspomnianym bilanse 16:18 Mavs wygrali 27 z 35 następnych meczów. Następny moment zwrotny, to seria z Jazz. Mavs grają pierwsze trzy mecze bez Luki i w powszechnym przekonaniu mają mieć ciężko z Mitchellem, Gobertem i kolegami. Następny moment zwrotny – Mavs przegrywają 0:2 w serii z Suns. Drużyna z Arizony jest na kilku poziomach ponad nimi. Scenariusze na wyciągnięcie serii brzmią mało realnie…a potem zaczynają się dziać rzeczy. To jest znakomity scenariusz dla Mavs. Bez względu na to, jak zakończy się dla nich ten sezon, już teraz są w sytuacji dużo lepszej, niż mogło się wydawać po oddaniu Porzingisa. Bo wychodzi na to, że wcale nie muszą być w okresie „przejściowym”, a to niezwykle ważne w kontekście budowania kompetentnego składu wokół Luki. Wygląda na to, że ta organizacja nie potrzebuje za wszelką cenę drugiej gwiazdy, żeby grać dobrze. Oczywiście, im Luka ma lepszych partnerów, tym lepiej dla Mavs, tym większe ich szanse na tytuł.
– Dorian Finney-Smith. Wyróżniałem go w pierwszej rundzie, robię to i teraz. 18 celnych trójek w serii, w tym aż 12 w kluczowych meczach 3 i 4. Znakomita obrona, masa inteligentnych decyzji na boisku. Od przyszłego sezonu wchodzi w życie jego nowy, czteroletni kontrakt warty $52 mln. Jeśli w czasie jego trwania DFS będzie grał tak, jak teraz, to te pieniądze, to są „orzeszki ziemne”.
– Reggie Bullock. 18 trójek w serii oraz cała tona znakomitej obrony.
Robaczywki:
– Phoenix Suns. W historii mojego interesowania się NBA, nie przypominam sobie takiego pożegnania z play-offami. Nawet bez większego grzebania w historii ligi, ten mecz siódmy był jednym z najgorszych meczów w historii – zarówno tej Suns, jak i tej play-offów. W ostatnich 15-20 latach, byliśmy świadkami kilku wielkich „meltdownów”, ale raczej odbywały się one na przestrzeni całych serii, a nie pojedynczego meczu, szczególnie kończącego daną serię. W 2011 roku Heat i LeBron topnieli z meczu na mecz w serii z Mavs. W 2016 roku Cavs wyszli z 1:3 przeciwko Warriors w Finałach. Serię wcześniej, w tym samym roku, Thunder roztrwonili prowadzenie 3:1. W bańce na Florydzie Clippers nie zamknęli serii z Nuggets, mimo prowadzenia 3:1. Ale tam rozpad odbywał się sukcesywnie. Tu przyszedł bardzo niepostrzeżenie. Suns byli faworytem tego spotkania, choć oczywiście, w pojedynczym spotkaniu nie można było wykluczać wielkiego meczu Doncica. Ale skala tej porażki, to było coś niechlubnie historycznego. Wynik 123:90 nie do końca oddaje tego, jak Mavs zdominowali ten mecz, oraz tego jak Suns na niego nie dojechali. Tylko 27 punktów (!) do przerwy. Tyle samo miał sam Luka. Jedynie 50 punktów po trzech kwartach (Mavs mieli 92). Suns zagrali swój najgorszy mecz sezonu w najważniejszym meczu sezonu. W play-offach często jest tak, że jak drużyna robi swój run, to należy się spodziewać odpowiedzi rywali. Z 14 punktów robi się 11, potem 9, potem 6 i tak dalej. Mavericks nie pozwolili w tym mecz na taki scenariusz. Za każdym razem, gdy wydawało się, że gospodarze zaczynają wracać, Teksańczycy wyprowadzali kolejne ciosy. To było nieprawdopodobne. Coś jak pojedynek bokserski, w którym jeden z kolosów został trafiony mocno na samym początku walki i już do końca nie może się otrząsnąć.
– Devin Booker. Średnie za całą serie nie są złe, bo jest to 23.4 punktu, 5.3 zbiórki i 4.6 asysty. Bardzo zabrakło go jednak w meczach 6 i 7. W nich Booker zagrał za 19 i 11 punktów, spudłował łącznie 22 z 31 rzutów z gry, stracił piłkę aż 12 razy. Jest to spory niedosyt i kilka znaków zapytania na lato. Czy miał kontuzję? Jeśli tak, to jaką? Jeśli nie, to czemu zniknął? Bo na przykład taki Giannis i Bucks nie mają tego typu dylematów po przegranej serii z Bostonem.
– Cameron Payne. W sezonie regularnym, a także w tamtych play-offach, dawał znakomite zmiany CP3. W tegorocznym postseason praktycznie nie istniał. W serii z Mavs tylko 2.9 punktu na mecz (w trzech starciach okrągłe zero), 21.2% skuteczności z gry, tylko 2 celne trójki na 11 prób, zero oddanych rzutów wolnych.
– DeAndre Ayton. W liczbach jeszcze jakoś to wygląda – trzy mecze z 20 lub więcej punktami, trzy mecze z double-double. Zabrakło mi u niego atakowania ludzi, od których był większy, silniejszy i lepszy (?). Zabrało mi agresywności, atakowania tablic. W żadnym z meczów nie stawał na linii więcej, niż cztery razy. W trzech meczach zdobywał tylko po jednym punkcie z rzutów wolnych, w jednym zero. W siódmym meczu zagrał tylko 17 minut (zero w IV kwarcie) przez jakiś „wewnętrzny” kłopot, którego szczegóły pewnie niebawem będą wypływać. Wracam do pytania z ostatniego „ŚvsR” – dajesz mu maksa latem? Ja chyba nie.
– Chris Paul. Znakomity w pierwszych dwóch meczach. Całkowicie wyjęty z serii w kolejnych. 18 strat w meczach od 3 do 6. Zero rzutów wolnych w meczach od 3 do 5. Ukryta kontuzja? Prawdopodobnie tak. Już po zakończeniu serii dotarła do nas wiadomość, że CP3 grał z urazem lewego uda. Czy to go usprawiedliwia? Częściowo na pewno tak, ale problem w tym, że 37-letni CP3 ani młodszy, ani zdrowszy już nie będzie, a jego historia doznawania kontuzji w trakcie play-offów liczy sobie już kilka rozdziałów.
Wiesz, co ja bym zrobił, gdybym był Suns i CP3? Spróbowałbym wyjąć Embiida z 76ers. Zrobić z Aytonem sign-and-trade, dać coś dodatkowego, kilka wyborów w drafcie. Nie wiem czy Morey by na to poszedł. Pewnie nie. Ale Chris Paul nie ma czasu na rozwój Aytona, który może nie nadejść. Zresztą sam Ayton podobno chce grać inaczej i być wykorzystywany całkiem inaczej. Przy Bookerze i CP3 jest to mało możliwe. A w Sixers mógłby liczyć na nowe rozdanie.
– Przy tej okazji mam robaczywkę dla krytyków Paula. Że się zes..ał kolejny raz w play-offach, że znów to samo, że znów nie dojechał. Moi mili, a może najwyższy czas powiedzieć to sobie wprost, jeśli Waszym zdaniem Chris Paul nie dojechał, to zachodzi poważne podejrzenie, że o koszykówce macie mgliste pojęcie. Tutaj zacytuję samego siebie sprzed roku, gdy na CP3 spadła krytyka po przegranych Finałach z Bucks: „ Wiesz, w czym jest problem? Paul nie grał w sposób, jakiego z wielu stron oczekiwało się od niego. Tak, jakby ktoś obudził się parę tygodni przed play-offami i wyobrażał sobie, że Paul będzie ofensywnie przejmował mecze, jak Lillard, Beal, Westbrook czy Steph. Hello! CP3 jest w NBA od 2005 roku. Ofensywna dominacja, to nie jest jego gra i nigdy nią nie była. Więc jak można krytykować go za coś, kim nie jest? Jak można krytykować go za rzeczy, których on zwykle nie robi? Owszem, ma w swojej karierze mecze na 30+, czy nawet 40+ punktów, ale nadal, to nie jest jego sposób grania. A już najbardziej śmieszy mnie, nie tylko w kontekście CP3, wchodzenie do głów zawodowych sportowców i rozmawiania o tej słynnej presji. Pozwolę sobie zacytować tutaj samego siebie: „Za każdym razem, z niezmienną intensywnością, śmieszy mnie, gdy czytam ze strony mediów i fanów, jak ci pochylają się nad zjawiskami, o których nie mogą mieć pojęcia. „Presja ich zjadła”. Ale czym dla Ciebie jest ta „presja”? Wyobrażasz sobie, jakby to było grać w NBA, co już samo w sobie dostarcza Ci motyli w brzuszku. Jak to by było awansować do play-offów, a w nich walczyć o drugą rundę? Tak sobie to wyobrażasz? Ufam, że zdajesz sobie sprawę z tego, że rozmawiasz o abstrakcyjnych dla Ciebie pojęciach, równie obcych jak czarna dziura, czy lot na Marsa.”
Memphis Grizzlies – Golden State Warriors (2:4).
Śliwki:
– Ja Morant. Szkoda, że zdrowie pozwoliło mu na zagranie w tylko trzech meczach. W nich notował po 38.3 punktu, 6.7 zbiórki, 8.3 asysty oraz 3 przechwyty. 13 celnych trójek przy skuteczności 45% to coś wielkiego na dalszą część jego kariery. Od kiedy przechwyty są oficjalnie zliczane w NBA (sezon 1973-74) było tylko dwóch innych zawodników, którzy w trzech kolejny meczach play-off grali na poziomie 30+ punktów i 3+ przechwytów. Byli to Michael Jordan (1990) i Russell Westbrook (2017).
– Muzyk Usher i tata Ja Moranta siedzący sobie przy parkiecie. Dużo luzu, dużo śmiechu. Ciekawe czy w PLK jest jakiś gracz, którego tata podobny jest do gwiazdy muzyki? Jest? Proszę dać mi znać.
– Draymond Green. Za bycie generałem defensywy i reżyserem ataku. Za mecz zamykający serię (14 punktów, 15 zbiórek, 8 asyst i 1 przechwyt).
– Kevon Looney. Za 22 zbiórki i 5 asyst w meczu kończącym serię.
– Game 6. To był dobry, play-offowy mecz. Momentami błotny i brzydki, momentami interesujący. Wynik (110:96) nie oddaje tego, jak tam było blisko. Na niecałe 7 minut przed końcem Grizzlies prowadzili 89:87.
Robaczywki:
– Miałem dać jedną Stephowi, bo oglądałem tę serię i nie czułem raczej niczego „wow” po jego występach. Słuchałem również i czytałem opinii innych, którzy też trochę mlaskali na niego. Po przemyśleniu tego daję jednak kolektywną robaczywkę nam wszystkim. Nie pierwszy już raz i pewnie nie ostatni, przychodzi nam brać wielkie występy zawodników za coś pewnego. Gdy Steph trafi sześć trójek, to ziewamy. Czemu nie rzucił 10, 11, 12…kto da więcej? Patrzę w jego statystyki za serię i widzę mocne 26 punktów, 4.8 zbiórki i 5.8 asysty. Niedoścignione marzenie wielu.
– Draymond Green. Za ofensywę w meczach od 1 do 5, w których zdobył łącznie tylko 24 punkty. Warriors będą potrzebowali od niego trochę więcej. I tu nie chodzi o same zdobycze, tylko o komfort drużyn przeciwnych w zostawianiu go i podwajaniu innych. Jeśli Warriors chcą zdobyć tytuł, a chcą, to będą potrzebowali od niego regularnego patrzenia w stronę kosza. Dosłownie. Patrzenia. Dray w zbyt wielu posiadaniach jest całkowicie nie zainteresowany możliwością zdobycia punktów.
– Dillion Brooks. Za to zagranie.
– Przy tej okazji robaczywka dla broniących Brooksa. Że owszem, był to faul, ale nie przesadzajmy, że w latach 90, to wiesz, to to, to tamto, to sramto. Weź, przestań.
– Tutaj automatycznie nie może zabraknąć robaczywki dla NBA, która daje ciche przyzwolenie na tego typu zagrania. Zaczyna się od „niewinnego” łapania w pół, żeby zatrzymać akcję pod koszem, a kończy na tego typu zagraniach. Dopóki w NBA istnieć będzie pojęcie „good, hard play-off foul”, dopóki liga i sędziowie będą dawać ciche przyzwolenie na brutalność, dopóty zawodnicy nie będą bezpieczni. Na przestrzeni dekad NBA potrafiła wyczyścić się z bójek i dużej części brutalnych zagrań, ale od lat dziwi mnie dlaczego liga tak wzbrania się przed pójściem krok dalej. Nie rozumiem czemu NBA nie chroni swojego produktu. Albo raczej robi to w niewystarczającym stopniu.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.