#Spain2014. Dzień Ósmy

Nowe miasto, stara śpiewka. Barcelońskie słońce jest jak Kevin Durant – osiąga trzy dyszki bez żadnego problemu.
To jest pierwsza, uderzająca różnica po przyjeździe z Bilbao. Tam 22-24 stopnie w dzień i rześkie noce. Tu upał w dzień i gorąco w nocy.
Ale jest super. Muszę korzystać z tego słońca bo za niedługo wracam do zgoła innych klimatów.

Turniej wkroczył w decydującą, pucharową fazę. Nie ma już marginesu błędu i liczenia małych punktów. Liczą się już tylko te duże i to, co w koszu.  Meczów coraz mniej ale emocji coraz więcej.

Barcelońską część Mistrzostw Świata zaczęli obrońcy tytułu sprzed czterech lat czyli Amerykanie w starciu z Meksykiem.

Nadal jest za łatwo dla podopiecznych coacha K. Nadal mecze przebiegają według tego samego scenariusza – wspólny start by z minuty na minutę, kwarty na kwartę rywale Amerykanów oglądali już tylko ich plecy.
W tym meczu było jeszcze łatwiej bo już po pierwszej ćwiartce Meksykanie tracili 10 punktów.
Różnica klas była nader widoczna. W „śmieciowym czasie”, Gustavo Ayon i koledzy popracowali trochę by wynik był minimalnie łagodniejszy dla nich. Wykorzystali „proste nogi” w obronie graczy USA oraz już nie do końca skupione głowy i wygrali nawet ostatnią kwartę ale dla końcowego wyniku nie miało to najmniejszego znaczenia. USA 86 – Meksyk 63.
Pięciu Amerykanów zdobyło 10 i więcej punktów. Przewodził im Steph Curry. Gwiazdor Warriors chyba w końcu znalazł czucie do piłek Moltena. 20 punktów (7/10 z gry w tym 6/9 zza łuku) do tego cztery asysty i 3 zbiórki. Człowiek pochodnia w tym meczu.

Dla Meksyku 25 punków i 8 zbiórek zaliczył Gustavo Ayon – w ubiegłym sezonie rezerwowy Atlanty Hawks. To przez niego Anthony Davis rozgrywał swój najgorszy mecz na tym turnieju.

O 20.00 Dominikana starła się ze Słowenią. W hali Palau Sant Jordi pojawiło się wielu kibiców ze Słowenii, na trybunach zrobiło się zielono ale niestety do odtworzenia tego, co zaprezentowali w Bilbao kibice z Finlandii, było dość daleko. Goście ze Słowenii zamiast skupić się na niesieniu dopingiem swoich graczy, postanowili gwizdać i buczeć na grających Dominikańczyków. Tylko momentami byli w stanie zrobić coś pozytywnego.
A na parkiecie? Zdawało się, że dla Francisco Garcii będzie to kolejny dzień w biurze. Gracz Rockets do tej pory rozgrywał świetny turniej. Przystępował do tego meczu ze średnią na poziomie 20.3 punktu.
Trafił dość szybko trójkę, potem zagrał za dwa punkty. Niestety dla siebie i dla drużyny, złapał dwa faule już w I kwarcie. Na parkiet wrócił dopiero po zmianie stron. A wtedy Słoweńcy prowadzili już dziesięcioma punktami. Dominikańczycy zaliczyli ciekawy zryw ale tego wieczoru nie byli w stanie rzeczywiście zagrozić rywalom. Słowenia wygrała ostatecznie 71:61.
Obolały Garcia (stopa i plecy) zagrał tylko za 7 punktów. Dobrze zaprezentowali się Jack Martinez (12 punktów i 11 zbiórek) oraz James Feldeine (18 punktów, 8 zbiórek).
Dla Słowenii najlepiej zagrali bracia Dragic (tylko oni zapunktowali dwucyfrowo) – Zoran 18 punktów, Goran 12.

We wtorek bracia Dragic i koledzy postarają się sprawić niespodziankę w ćwierćfinale z USA. Powodzenia chłopcy…

BONUS:

* W sztabie trenerskim Australii jest Luc Longley. Tak, ten Luc Longley – trzykrotny mistrz NBA z Chicago Bulls w latach 1996-98. Nie wiem za co odpowiedzialny jest Luc. W tym fragmencie treningu Australii, podawał piłki zawodnikom do rzutów z różnych pozycji oraz dużo z nimi rozmawiał. Na koniec założył się o posiłek z Dante Exumem, że ten nie trafi do kosza siedząc na ławce. Debiutant w barwach Utah Jazz zrobił to za trzecim razem i chyba wygrał, sądząc po reakcjach.

* Kenneth Faried jest „barometrem” głupich pytań dziennikarzy. Skrzydłowy Nuggets nawet nie stara się wysilać na jakieś utarte slogany i formułki.
– Co było kluczem do sukcesu z Meksykiem? – Rzuciliśmy więcej punktów niż oni.
– Czego nauczyłeś się dziś od Gustavo Ayona? Co sądzisz o jego występie? – Niczego. Jakbym grał po 40 minut w meczu, to też bym takie występy zaliczał.
– Boicie się Hiszpanii? – Śmiech…
– Skąd bierzesz tyle energii? – Nie wiem. Chyba bardzo lubię grać w koszykówkę.
Kenneth jest super.
– Co sprawia, że jesteście tak inni od reszty ekip? – Nie wiem. Chyba mamy bardzo utalentowany skład.

* W końcu miałem okazję podotykać turniejowego Moltena. Nie podoba mi się. Jest śliska. Wygląda na tandetną. Może zmieniłbym zdanie, gdybym nią pograł ale rzecz jasna nie było możliwości.

* Palau Sant Jordi robi wrażenie. Mecze ogląda się dużo lepiej niż w Bilbao.

BONUS 2:
Pogadanki.

Klay Thompson:
O możliwości trenowania ze Stephem Curry’m, kolegą z Warriors.
„To dla nas wspaniała rzecz. Budujemy chemię między sobą ale także uczymy się nawzajem swojej gry. Myślę, że to będzie miało bardzo pozytywne i wyraźne przełożenie na ten nadchodzący sezon w Golden State.”

Czy poczuł ulgę, gdy dowiedział się, że Kevin Love trafi do Cleveland. Jego nazwisko pojawiało się latem w transferowych plotkach. Czy miał żal do klubu, że nim chciał handlować. „Tak poczułem ulgę bo nie chcę odchodzić ale z drugiej strony trzeba mieć w świadomości, że to jest część tego biznesu. Starałem się nie śledzić doniesień na mój temat i nie martwić się rzeczami, nad którymi nie mam kontroli. Nie mam żalu. Ostatecznie mnie nie sprzedali więc pokazali, że wierzą we mnie.”

O mistrzowskich aspiracjach Warriors. „Z takim nastawieniem podchodzimy do tych rozgrywek.”
 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.